{ meaningful night } Proch
- Kam? Śpisz? - budzę się, słysząc głos mojego narzeczonego.
Czuję jak łóżko ugina się pod jego ciężarem.
- Kocham cię ale nie powinno cię tu być. - mamroczę cicho.
Peter lekko parska śmiechem.
- A to dlaczego, kochanie? - przeciąga ostatnie słowo.
- Sam wiesz, że ostatnią noc przed ślubem powinno się spędzić osobno, w innym przypadku to przynosi pecha.
Peter głaszcze mnie lekko po policzku.
- Nigdy nie byliśmy tradycyjni, a tym bardziej typowi.
Mężczyzna kładzie się przy moim boku, zajmując lewą połowę łóżka.
- Chociaż raz, moglibyśmy się postarać.
- Przestań marudzić, kochanie. Bo się jeszcze rozmyślę. - rzuca w odpowiedzi.
Tym razem to ja, parskam śmiechem.
- I co? Uciekniesz mi z przed ołtarza? Zrobisz dramatyczne wyjście?
Ręką zaczynam kreślić nieokreślone wzorki, na torsie Petera.
- Mhm, porzucę cię na pastwę losu, a może i nawet lepiej, Kraft będzie stał z tobą przy ołtarzu, będzie twoją jedyną opcją.
Kręcę lekko głową.
- Dobrze, tylko najpierw idź powiedz Michaelowi, że nastąpiła zmiana planów. Że to ja mam poślubić miłość jego życia.
Peter śmieje się głośno.
- Chciałbym zobaczyć jego minę.
Zapada między nami przyjemna cisza.
Peter przysuwa się bardziej, a swoimi rękami, obejmuje mnie w talii. Usta zbliża do mojej szyi i zaczyna składać na niej pocałunki.
Przymykam oczy i pozwalam sobie na tę chwilę przyjemności, jednak kiedy usta Petera zjeżdżają znacznie niżej, powstrzymuję go.
- Pero, pomyśl, że im dłuższej poczekasz, tym większą przyjemność będziesz czerpał z nocy poślubnej.
- Oj, Kam, jesteś nieugięty. - lekko się uśmiecham.
Przyciągam Petera do siebie i namiętnie go całuję.
- Jutro. - szepczę w jego usta.
Słoweniec delikatnie przeczesuje moje włosy, kiedy kładę głowę na jego torsie.
- Pero? Stresujesz się? - mówię cicho.
Mija chwila, zanim pada odpowiedź.
- Trochę.
- Masz wątpliwości?
Tym razem nie ma żadnej przerwy.
- Nie. Nigdy w życiu. W każdej rzeczywistości, w każdym wszechświecie i w każdej czasoprzestrzeni, poślubiłbym cię. - oboje uśmiechamy się jak głupi.
- Kocham cię.
- Kocham cię, Kam. A co do stresu...po prostu sam wiesz, że nie lubię tłumów, ani publicznych wystąpień, a tym bardziej przemówień.
- Pero...będziesz mówił tylko do mnie, tylko ja i ty, będziemy mieć tam znaczenie. To nasz dzień. Możesz zrobić z siebie największego pajaca, a i tak, będę dumny. Wiesz, dlaczego? Bo będziesz moim mężem.
Peter mocniej mnie obejmuje i całuje w czoło.
- Jesteś najlepszy.
- Wiem, dlatego się ze mną żenisz. - Słoweniec parska śmiechem.
Peter splata nasze dłonie, a kiedy mija dłuższa chwila, czuję, że zaczynam odpływać.
- Pero, nie powinniśmy spać razem. - mruczę cicho.
- Kochanie, nie potrzebujemy żadnego dodatkowego szczęścia. A poza tym, już nie umiem spać bez ciebie.
Uśmiecham się lekko.
- Wiesz, że dostaniemy opieprz od Krafta, jak przyjdzie mnie rano obudzić?
- Myślę, że zdołam opanować gniew, naszego małego skrzata, a jak nie, to Michael pomoże.
Zasypiamy, z uśmiechami na ustach, przed najważniejszym dniem naszego życia.
~~~~~
Takie słodkie coś tutaj powstało.
Do następnego.
Nikola
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro