{ matched } Proch
{ 1520 }
- Richi, no daj mi już spokój. - wzdycham cicho bo wiem, że Niemiec i tak nie odpuści.
- Nie, Kamil. Powtarzam to po raz ostatni. Zbyt długo jesteś sam. Od rozwodu z Ewą, nawet nie próbowałeś nikogo znaleźć. Co ty, do końca życia chcesz być sam? - Freitag marszczy brwi.
- Wiesz, jak to mówią, miłość sama przyjdzie, nie trzeba jej szukać.
- W tym przypadku, możemy pomóc jej do ciebie trafić. - przewracam oczami. - No Kamil, nie daj się prosić.
- Czy jesteś w stanie mi zagwarantować, że ten twój cały kolega, nie okaże się kolejnym typowym debilem?
Richi, aż wstaje, po czym podnosi rękę i kładzie ją na swojej piersi.
- Z ręką na sercu, obiecuję ci, że Peter to naprawdę porządny gość. Czuje, że się dogadacie.
- No dobrze, będę tego żałować ale zgadzam się.
Richi uśmiecha się szeroko, po czym przytula się do mnie.
Zapinam guziki błękitnej koszuli, mama zawsze powtarzała, że ten kolor podkreśla moje oczy. Rzucam na siebie jedno spojrzenie w lustro, właściwie prezentuje się całkiem przyzwoicie. Kręcę głową, czemu ja się tym tak przejmuje? Przecież to nie jest moja pierwsza randka w życiu. Pewnie jak zwykle chłopak okaże się palantem i tyle.
Kiedy płacę za taksówkę i wysiadam przed restauracją, myślę o tym, że to był cholernie zły pomysł. Randka w ciemno to najgorsza z możliwych opcji. Jeszcze mnie zobaczy i ucieknie w popłochu... chociaż gorzej jak to on odstraszy mnie swoim zachowaniem.
Specjalnie przyjechałem wcześniej, tak żebym to ja, jako pierwszy, pojawił się przy stoliku. Kiedy wchodzę do restauracji, zdaję sobie sprawę, że najwyraźniej nie tylko ja miałem taki pomysł. Chłopak wpatruje się w okno więc mam moment aby zlustrować go wzrokiem.
Przystojny, wydatne kości policzkowe, a do tego jaki szczupły. Wizualnie zdecydowanie na plus. Tylko co kryje jego wnętrze?
Kiedy chłopak zauważa, że już się pojawiłem, podnosi się z krzesła. W tym momencie, docierają do mnie trzy rzeczy. Po pierwsze, kiedy w końcu widzę go w pełnej okazałości, mogę stwierdzić, że jest cholernie przystojny, po drugie, jest ode mnie zdecydowanie wyższy, a po trzecie, ubraliśmy takie same koszule. Całkiem dobrze prezentuje się w tym błękicie, chyba nawet lepiej ode mnie.
Śmieję się cicho, serio musieliśmy ubrać się tak samo? Teraz będziemy wyglądać jak bliźniacy, a nie jak dwóch dojrzałych facetów na randce.
- Cześć, jestem Peter. - chłopak wyciąga rękę w moją stronę.
- Hej, jestem Kamil, ale pewnie już to wiesz. - ściskam jego dłoń, a przy tym się szeroko uśmiecham.
Peter nie odwzajemnia mojego uśmiechu, ani nie zaczyna się śmiać. Jest poważny, a w mojej głowie zapala się czerwona lampka.
Siadamy przy stole, a ja zagryzam lekko wargę. Nie wiem co powiedzieć. Prawda jest taka, że to pierwsza moja randka od dłuższego czasu. Od czasów kiedy jeszcze nie poślubiłem Ewy.
Peter patrzy na mnie i nie potrafię nic wyczytać z jego spojrzenia. Staram się jakoś przełamać pierwsze lody więc decyduję się na bezpieczny temat rozmowy. Nasz wspólny przyjaciel.
- To Peter, powiedz mi właściwie skąd znasz Richarda?
- Pracowaliśmy kilka lat temu w jednej firmie, a później zaczęliśmy spotykać się całą paczką z pracy i tak jakoś zostało.
Kelnerka przynosi nam karty, a ja już po jednym spojrzeniu na listę dań wiem, że nie będzie łatwo. Dlatego właśnie nienawidzę ekskluzywnych restauracji, menu z potrawami o jedynie francuskich nazwach, i weź się tu człowieku domyśl, co właściwie zamawiasz.
Kiedy składamy zamówienia, a ja czytam pierwszą lepszą nazwę, którą znajduję na karcie, pewnie kalecząc przy tym piękny francuski język, czuję, że już nigdy nie odwiedzę tego miejsca.
Próbuje prowadzić luźną rozmowę z Peterem ale chyba nie jest nam to dane. Chłopak jest poważny, małomówny, a do tego wygląda jakby był bardzo zestresowany. Ja, po tak długim czasie przerwy od randkowania, kompletnie nie wiem jak się zachować. Jakby tego było mało w restauracji jest mnóstwo ludzi, którzy tworzą sztuczny tłok i ledwo da się rozmawiać, nie krzycząc.
Kiedy Peter opowiada mi jedną historię ze swoich wakacji, a ja próbuje się nie śmiać, chcąc pokazać mu, że też umiem być poważny, w pewnym momencie, nie wytrzymuję.
Gwałtownie zrywam się z krzesła i zwracam do Petera.
- Przepraszam, idę do łazienki. Zaraz wracam. - staram się być uprzejmy.
W łazience wybieram dobrze znany mi numer, a kiedy Richi odbiera nawet nie pozwalam mu dojść do głosu.
- Richi, zjebie, zabije cię! Jak mogłeś mnie umówić z takim gburem?! Okej, wiem, że jest bardzo przystojny, inteligentny ale wiesz, że nie toleruję ludzi, którzy się nawet nie uśmiechają. Coś ty sobie myślał? Chciałeś zrobić ze mnie pośmiewisko? - ze złością w głosie mówię wszystko do mojego rozmówcy, nie zważając na jego próby przerwania mojego monologu.
- Boże Kamil, nie przesadzaj, daj mu szansę.
- Pieprz się, Richard. - rozłączam się.
Kiedy się odwracam, widzę, że nie byłem w łazience sam. Peter opiera się o ścianę i wpatruje we mnie z kamienną twarzą.
O cholera... może taki telefon w miejscu publicznym to nie był dobry moment. I co ja mam mu teraz powiedzieć? Przecież wszystko słyszał. Jest mi teraz tak wstyd.
- Wracamy? - Peter przerywa ciszę i kiwa na drzwi.
Siadamy znów naprzeciwko siebie i przez moment żaden z nas się nie odzywa.
- Jest teraz tak niezręcznie. - nie wiem dlaczego to mówię ale nie powstrzymuje się.
Peter parska śmiechem, po raz pierwszy okazuje jakieś emocje.
- Naprawdę jestem aż takim gburem? - chłopak spogląda na mnie, a na jego ustach pojawia się lekki, zadziorny uśmiech.
- To pierwszy raz kiedy widzę twój uśmiech. - rzucam lekko.
- Jeszcze nie zasłużyłeś żeby widzieć go częściej. - Peter bierze łyk kawy.
- Przepraszam cię za tę rozmowę. Nie powinienem był dzwonić do Richarda, a już tym bardziej cię obgadywać. - na moich ustach pojawia się lekki grymas.
- Rozumiem, naprawdę. Może to w końcu sprawi, że ta randka nie będzie już taka niezręczna. - oboje zaczynamy się śmiać, co za dziwna sytuacja.
- Cholera, jest mi naprawdę wstyd ale już tego nie cofnę. Może właśnie szczerość jest nam potrzebna.
W tym momencie przerywa nam kelnerka, która przynosi zamówione przez nas dania. Kiedy na własnym talerzu widzę coś co zdecydowanie przypomina żabie udka, wiem, że już tego nie tknę.
- Szczerze? Zamówiłem coś zupełnie losowo gdyż nie połapałem się w tych nazwach i za cholerę tego nie zjem.
- Wiesz co, Kamil? Może jednak faktycznie do siebie pasujemy bo zrobiłem dokładnie to samo. - widzę jak Peter z niesmakiem wpatruję się w swój talerz.
Kręcę głową i nie powstrzymuję się od śmiechu.
- Kamil, mam propozycję. - nasze spojrzenia się spotykają. - Ani tobie ani mi nie odpowiada ta restauracji. Wyjdźmy stąd i chodźmy do mojego mieszkania. Sami zrobimy sobie domową kolacją, a do tego poznamy się w luźnej atmosferze.
Uśmiecham się lekko na jego słowa, faktycznie mam o wiele większą ochotę na taką formę randki.
Już po chwili znajdujemy się na zewnątrz, dowiaduje się, że Peter mieszka całkiem niedaleko więc decydujemy się na pokonanie tej trasy pieszo.
Już w trakcie spaceru nasza rozmowa wygląda zupełnie inaczej. Aż mi głupio, że żebyśmy się dogadali potrzebny był nam mój wybuch.
- To co, Kamil? Robimy pizzę? - Peter unosi brwi i otwiera przede mną drzwi kuchni.
- Chętnie, tylko, że chyba powinieneś wiedzieć, że jestem beznadziejny w gotowaniu. - przyznaję szczerze.
- Richi mnie ostrzegł. Mówił coś o przypadkach podpalenia kuchni. - Peter rzuca mi jedno rozbawione spojrzenie.
- Oj, ten skubaniec. Zemszczę się na nim. - szkoda, że faktycznie mówił prawdę.
Decydujemy się na wspólną próbę stworzenia idealnej pizzy, Peter nawet pomaga mi przy krojeniu warzyw, kiedy staje za mną i delikatnie opiera swoje ręce na moich. Ostatecznie kolacja wychodzi nam bardzo smakowita.
- O wiele lepsza niż te francuskie przysmaki. - rzucam przy jedzeniu.
Leżymy razem na kanapie.
- Zdecydowanie, nigdy więcej nie pozwolę na to aby Richard wybrał dla nas miejsce spotkania.
- Czyli, że będzie kolejne miejsce naszego spotkania? - niby pytam żartobliwie, a jednak w rzeczywistości boję się odpowiedzi.
- Jeżeli tylko będziesz chciał. - Peter robi krótką przerwę. - Nie żałuję, że zgodziłem się na tę randkę w ciemno. Chociaż sam początek nie zapowiadał pozytywnego zakończenia.
Uśmiecham się lekko, moja opinia o Peterze całkowicie się zmieniła w ciągu zaledwie kilku godzin.
- Zdecydowanie chcę kolejnych spotkań. - chłopak wyciąga swoją rękę i delikatnie chwyta mnie za dłoń.
- Przepraszam, że wcześniej zachowywałem się jak gbur, jak to pięknie ująłeś. Po prostu nie jestem największym fanem tłumów ani ekskluzywnych restauracji. Czułem się zestresowany, a w takich momentach czasem zapominam jak się uspokoić.
- Nic się nie stało, Peter. Zresztą sam nie popisałem się lepszym zachowaniem, ważne, że to już za nami.
Spędzamy w mieszkaniu Petera cały wieczór, rozmawiając na różne tematy. Z nikim od dawna nie rozmawiało mi się tak swobodnie i tak otwarcie.
Kiedy o późnej porze, decyduję się na powrót do domu, Peter nie pozwala mi zamówić taksówki. Otwiera przede mną drzwi swojego samochodu, po czym podwozi mnie pod same drzwi mojego domu. Dziękuje mu za wspaniałą randkę i wychodzę z auta.
Już po kilku krokach odwracam się i znów siadam na miejscu pasażera. Kiedy Peter otwiera usta aby zapewne zadać jakieś pytanie, nie pozwalam mu na to, pochylam się i delikatnie go całuję.
- Dziękuje za dzisiaj. - Peter głaszcze mnie lekko po policzku.
- Zadzwonię jutro. - mówi miękko.
Życzymy sobie dobrej nocy i w końcu z uśmiechem na twarzy wracam do domu.
Przed zaśnięciem robię jedynie jeszcze jedną rzecz, wysyłam smsa do Richarda.
„ Kocham cię, debilu. "
~~~~~~~
Wpadłam na taki pomysł i tak jakoś wyszło.
Opinie pozostawiam już wam.
Zaczęła mi się właśnie przerwa świąteczna.
Do następnego,
Nikola.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro