Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

{ forget me not } Proch


{ 1052 słów }

Siedzę na tarasie, patrząc na księżyc, który jest dzisiaj wyjątkowy piękny, ze względu na pełnię. Myślę jak bardzo życie bywa niesprawiedliwe.

Chciałem być szczęśliwy, chciałem cieszyć się szczęściem Agi i Maćka, starałem się ale egoistyczne pragnienia wygrały walkę. Żałowałem, że ja i Peter nigdy nie będziemy mieć swojej wielkiej chwili, że nigdy nie wyznam jak bardzo go kocham na oczach wszystkich bliskim nam osób.

Straciłem swoją szansę, właściwie straciłem szansę na jakąkolwiek wspólną przyszłość.

Wciąż pamiętam ten deszczowy, zimny wieczór. Kiedy Peter przyszedł do mojego pokoju, a w jego oczach widniały łzy. Wyraźnie i cicho oznajmił mi, że jego partnerka jest w ciąży i musi skupić się na układaniu sobie życia. Że nie ma w nim miejsca na dodatkową osobę, nie ma tam miejsca dla mnie.

Wyszedł z mojego pokoju, nawet się nie odwracając, a razem z nim zniknęła część mnie, odebrał mi nadzieję, która zajmowała całe moje serce.

Rozumiałem go. Po części. Peter nie był tak samolubny jak ja, myślał o wyższych koniecznościach.

Z uśmiechem na ustach mówił o swoich zaręczynach, o zbliżającym się terminie porodu, a ja mocniej zaciskałem zęby.

Nieważne jak bardzo się starałem, nie mogłem zapomnieć smaku jego ust, jego delikatnego dotyku na moim ciele, jego zapachu i dźwięku jęków przyjemności.

Peter stał się moim uzależnieniem, nieważne jak dużo siebie by mi oddał, wciąż chciałem więcej.

Bolało mnie, że nie mam jego uwagi. Po każdych zawodach marzyłem by się odwrócił, by spojrzał na mnie przez chwilę, podał rękę i pogratulował. Nigdy tak się nie działo.

Płakałem po nocach, wiedząc, że jest szczęśliwy ze swoją rodziną. Wiedząc, że on ruszył do przodu, a ja zostałem z tyłu.

Wiedziałem, że jestem samolubny, w końcu kiedy się kogoś kocha, trzeba pozwolić mu odejść, prawda?

Zamiast tego, wciąż czekałem.

A kiedy po jednej z imprez, podczas sezonu, trafiliśmy razem do pokoju, cały mu się oddałem. Rano wyszedł bez słowa i już o tym nie rozmawialiśmy, jakby nigdy nic się nie wydarzyło.

Drugi ślub z grona moich przyjaciół. Żałuję tylko, że przyszedłem tu sam, bez osoby towarzyszącej.

Byłem tak pochłonięty wspomnieniami, że nawet nie zauważyłem kiedy przestałem być sam na tarasie.

Moje brwi uniosły się lekko na widok Maćka , pan młody nie powinien w takim dniu pocieszać swojego kolegi.

- Kamil, wiesz...wiem, że jest ci ciężko ale musisz zrozumieć czego twoje serce tak naprawdę pragnie, zdecydować czy warto zawalczyć czy raczej odpuścić.

Maciek nie czeka na moją odpowiedź, kładzie rękę na moim ramieniu, patrzy na mnie chwilę swoim przenikliwym spojrzeniem i wraca do środka.

Siedzę na tarasie jeszcze długi czas, wypalając kolejne papierosy i kompletnie separując się od dźwięków muzyki i zabawy.

Aż w końcu wyciągam telefon, a mój wzrok pada na godzinę, 3:03.

Otwieram wiadomości i klikam wyślij zanim zdąże się rozmyślić.

„ Jeśli to co było między nami wciąż ma dla ciebie znaczenie, jeśli wciąż mnie kochasz tak ja ciebie, daj mi znak. Miłość jest ważniejsza od stabilizacji. Jeśli jesteś szczęśliwy ze swoją rodziną, pozwól mi odejść. Nie kontaktuj się ze mną, nie przychodź w chwilach słabości, nie pij by się znów zbliżyć. Zakończmy to raz na zawsze. KS "

Chowam telefon do kieszeni i wracam do środka. Czas zabrać panną młodą do tańca.

Mija tydzień od chwili gdy zdobyłem się na wystarczającą ilość odwagi, powoli dociera do mnie, że czas pogodzić się z jego stratą. Że chociaż teraz czuję się przerażony, to w gruncie rzeczy w końcu będzie dobrze. Tylko znów muszę pokochać samego siebie.

Pada deszcz, a do tego jest wyjątkowo szaro. Dwa powody dlaczego nawet nie warto wstawać z łóżka.

Dzwonek do drzwi wybudza mnie z letargu, otwieram drzwi i zastygam bez ruchu.

Peter stoi przede mną, z widocznymi workami pod oczami, z twarzą bledszą niż zazwyczaj i smutno się uśmiecha.

Ma na sobie bluzę z kapturem, która sprawia, że mam ochotę mocno się w niego wtulić.
Mój wzrok pada niżej, na bukiet kwiatów
w jego dłoniach. Bukiet niezapominajek.

- Nie chcę żebyś o mnie zapomniał, Kamil - Peter przerywa ciszę, a ja zamykam oczy.

Łapie mnie za rękę i ściska ją lekko przez chwilę.

Ciszę między nami przerywa jedynie deszcz.

Nie wiem czy jestem w stanie mu przebaczyć, nie wiem czy wszystko się ułoży.

- Wejdziesz? - otwieram szerzej drzwi i patrzę mu przez chwilę w oczy.

Kiwa lekko głową.

Wchodzimy do środka, a cisza między nami jest przepełniona nieokreślonymi uczuciami, uczuciami, które próbują wyrwać się z naszych piersi.

Peter rozgląda się po salonie, który tak dobrze zna. Każdy jego ruch jest niepewny i delikatny.

Siadamy na kanapie, a ja patrzę na Petera z wyczekiwaniem, teraz jego kolej.

- Kamil...ja- przerywa i chowa twarz w dłoniach, oddycha przez chwilę głęboko.

- Jeszcze raz, pozwól mi się wytłumaczyć. Kiedy przysłałeś mi wiadomość, kiedy przeczytałem jej treść, przeraziłem się, że już nigdy nie będę mógł być szczęśliwy, że stracę ostatnią szansę na bycie z tobą. I tak cholernie długo czekałeś, a ja...sprawiałem tylko, że byliśmy nieszczęśliwi.

Peter bierze łyka wody, po czym kontynuuje, zbierając swoje myśli.

- Kamil, ja nie chciałem ciebie tak zranić, raniąc ciebie, sprawiałem ból też sobie, musisz mi uwierzyć. Tylko, że to wszystko mnie przerosło. To nie chodziło już o nas, tylko o coś ważniejszego, o moje dziecko.

- Kochasz swojego syna. - wtrącam się cicho.

- Kocham i to się nie zmieni, ale nigdy nie byłbym szczęśliwy z jego matką, a myślę, że znacznie lepiej mieć rodziców w separacji ale szczęśliwych niż ciągle toczącą się kłótnie w domu.

Peter łapie mnie za rękę i przyciąga ją do swoich ust.

- Przepraszam, kochanie, tak bardzo przepraszam. Wyjaśniłem wszystko i już nie będę udawał, że ją kocham. Wszystkie swoje rzeczy przeniosłem do domu rodziców, a opiekę nad synem będziemy dzielić, na tyle na ile to będzie możliwe.

Kiwam głową, a w moich oczach pojawiają się łzy. Sam nie wiem co czuję, ból, złość, radość, a może przede wszystkim ulgę.

- Wiesz, że zwykłe słowa nie wystarczą, że nie naprawią wszystkiego?

Łzy ciekną po moich policzkach, a ich odzwierciedlenie widzę na twarzy Petera.

- Wiem, dlatego tu jestem. Żeby ci udowodnić, że tym razem jestem tutaj by zostać, by być z tobą. Jeśli mi na to pozwolisz.

Spojrzenie, którym mnie obdarowuje jest tak intensywne, że muszę odwrócić wzrok.

Chwila mija w milczeniu, aż mocniej ściskam jego rękę.

Moje usta odnajdują drogę do jego, tkwimy w delikatnym pocałunku.

- Dla jasności, nigdy nie mógłbym o tobie zapomnieć - szepczę pomiędzy kolejnymi pocałunkami.

~~~~

Jestem zadowolona ❤️ czekam na opinie.
Do następnego,
Nikola

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro