{ choices } Proch
{ 734 słów }
Słoweńcy dziś, po dłuższej przerwie, w końcu stanęli na najwyższym stopniu podium. Impreza więc nie była żadną niespodzianką.
Kiedy wchodzę do klubu, w obcisłej niebieskiej koszuli, potrzebuję zaledwie chwili aby zlokalizować stolik zwycięzców. Widzę Anze, który popija zapewne kolejne piwo, Tilena do którego już dosiadła się jakaś dziewczyna i całą resztę w wyśmienitych nastrojach. Mój chłopak śmieje się głośno, rozmawiając z Jernejem. Tylko, że jednej osoby znów brakuje... Petera.
Pomimo świetnego nastroju, czuję lekki niepokój. Słoweniec ostatnio dziwnie się zachowuje, a teraz znów nie ma go wśród reszty skoczków. Obiecuje sobie, że dzisiaj nie odpuszczę i spróbuje z nim porozmawiać.
Podchodzę do stolika, a Domen automatycznie kieruje na mnie swój wzrok.
- Kamil, chodź tu do mnie - brunet przesuwa się na kanapie, robiąc dla mnie miejsce.
Siadam koło niego, a Domen obejmuje mnie ramieniem.
- Należało wam się dzisiaj to zwycięstwo, kochanie. - oznajmiam z uśmiechem, a jednocześnie biorę łyk piwa.
- Nawet nie wiesz, jakie to przyjemne uczucie, widzieć w końcu cały team w dobrych nastrojach.
- No, to znaczy... prawie cały. - wiem, że Domen rozumie co mam na myśli.
- Wiesz, jaki jest mój brat. Lepiej czasem zostawić go w spokoju.
- Ta, a właściwie gdzie on jest?
- Nie wiem. Peter jest już dorosły, a my możemy w spokoju się zrelaksować.
Domen całuje mnie w policzek, a ja jednak wciąż myślę o Peterze. Muszę go znaleźć.
- Idziemy na parkiet, kochanie? Proszę, nie daj się prosić. - Słoweniec wyciąga do mnie rękę, a ja pewnie ją chwytam.
Tańczymy w rytm muzyki, a ja czuję się jakbym w końcu mógł się zrelaksować. Tande rusza razem z nami na parkiet w swoich słynnych laczkach. Nie mogę powstrzymać się od śmiechu.
Jakiś czas później, siedzimy przy stoliku, a ja wyciągam telefon żeby zobaczyć czy dostałem odpowiedź na smsa, którego wysłałem do Petera. Dzisiaj, chociaż wszyscy wokół mnie, są już nieźle upici, ja pozostałem trzeźwy. Marszczę brwi, widząć, że moja skrzynka odbiorcza jest pusta.
- Kam, co się dzieję? - Domen pochyla się do mnie z troską w oczach.
- Nic, kochanie, muszę sprawdzić co się dzieje z twoim bratem. - brunet wywraca oczami.
- Dobra, idź ratować cały świat, a ja zamawiam kolejne piwo.
Całuję Domena, po czym wychodzę.
Mroźne powietrze uderza mnie, po wyjściu z klubu. Jest raczej zbyt zimno żeby Peter wybrał się na jakąś dłuższą przechadzkę, a więc bez wahania kieruję się do hotelu, w kierunku jego pokoju.
Od jakiegoś czasu, mój przyjaciel zachowuje się naprawdę dziwnie. Przestał spędzać ze mną tyle czasu, nie żartuje tyle co kiedyś, po prostu... mam wrażenie, że mnie unika. A to mnie boli. Staram się zrozumieć czy to dlatego, że jestem w związku z Domenem, w końcu to jego młodszy brat. Tylko, że, wielokrotnie z nim o tym rozmawiałem, sam powiedział, że nie ma nic przeciwko.
Energicznie pukam do drzwi, a kiedy nie dostaję odpowiedzi, pociągam za klamkę. W pokoju panuje półmrok, jednak widzę, że drzwi na balkon są uchylone. Wychodzę więc na zewnątrz.
Peter siedzi na balkonie i zaciąga się papierosem. Przy nim leży butelka wódki.
- O boże, Peter. Co ty odwalasz? - czuję jak narasta we mnie złość, co on wyprawia?
Słoweniec wzdryga się na dźwięk mojego głosu i przenosi na mnie swój wzrok. Widzę w jego oczach utrapienie.
- Spieprzaj, Kamil. - nigdy tak jeszcze do mnie się nie odezwał.
- Nie, dopóki mi nie wytłumaczyć co tu się dzieję. Czy ty wypiłeś sam całą butelkę wódki?
Peter próbuje wstać, ale mu to nie wychodzi. Zbliżam się do niego i pomagam wejść mu do środka.
- Przy minusowej temperaturze wychodzisz na balkon w samej bluzie, a do tego wypijasz butelkę wódki. Do jakiego stanu ty się doprowadziłeś?
- Daj już spokój. Nie potrzebuję twoich kazań. - Słoweniec mówi dosyć wolno i niewyraźnie, ale pomimo stanu upojenia, doskonale go rozumiem.
- O co ci właściwie chodzi? Ignorujesz mnie już od dłuższego czasu. Wiesz, że jesteś moim przyjacielem i zawsze ci pomogę?! Wystarczy tylko porozmawiać.
- Może właśnie w tym problem. Może ja nie chcę być twoim przyjacielem.- Słoweniec nie dodaje nic więcej, a ja czuję jak zaczyna zalewać mnie krew.
- Do jasnej cholery, mów jasno o co ci chodzi. Masz problem z tym, że jestem z Domenem? Przecież to nic nie zmienia w naszej relacji.
- Kurwa, ty nic nie rozumiesz. Ljubim te Kamil. Ljubim te! - Peter krzyczy, a ja potrzebuje chwili, żeby dotarło do mnie znaczenie jego słów.
~~~~
Ljubim te = Kocham cię
Podoba mi się to co tutaj napisałam. Dużo cierpienia, friendzonu i te sprawy.
Jaka jest wasza opinia i co się dalej wydarzy?
Do następnego,
Nikola
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro