{ choices part 3 } Proch
{ 619 słów }
Następnego dnia wiedziałem, że czeka mnie ciężka rozmowa z Peterem.
Stojąc pod prysznicem, korzystam z dodatkowych minut ciszy i spokoju, zimna woda spływa po moim ciele. Nakładam na siebie luźną bluzę i ruszam w stronę pokoju Słoweńca.
Nie pukam, nie widzę w tym sensu bo albo jest wciąż nieprzytomny albo nigdy nie otworzy mi tych drzwi. Widzę puste łóżko, a drzwi na balkon znów są uchylone.
Peter stoi przy barierce i zaciąga się papierosem, kiedy obraca się do mnie, nie potrafię nic wyczytać z jego twarzy.
Sam nie wiem jak się zachować, dlatego podchodzę do niego i zabieram mu papierosa. Przykładam go do swoich ust i mocno się zaciągam.
Peter patrzy na mnie z lekko uniesionymi brwiami.
- Przecież ty nie palisz.
- Jak widzisz, już tak. - patrzę na góry, których widok rozciąga się z balkonu.
- Kamil, ja... - Peter milknie.
- Musimy porozmawiać, szczerze. Peter, ja nie chcę cię więcej widzieć w takim stanie. - zamykam oczy i czerpię radość z tego jednego papierosa.
- Wiem, Kamil. Jest mi teraz cholernie głupio, nie tak miało być. Miałeś się nie dowiedzieć. - lekko prycham w odpowiedzi.
- No widzisz tu jest błąd w twoim rozumowaniu. Jesteś zły bo się dowiedziałem, a w rzeczywistości dawno powinieneś był sam mi to powiedzieć.
- To i tak nic by nie zmieniło. Wiem, że jesteś z nim szczęśliwy. - wiem jak dużo musi kosztować go powiedzenie tych słów.
- Kurwa, Peter. Zrozum, że mi na tobie zależy. Nie chcę żebyś cierpiał i spróbuje zrobić wszystko żeby ci to ułatwić.
Widzę jak po twarzy Słoweńca spływają łzy, ten jednak odwraca się ode mnie.
- Peter, może...- brunet przerywa mi.
- Proszę cię, Kamil. Odejdź. Potrzebuję przerwy, od spędzania z tobą czasu. To wszystko zbyt boli.
- Jesteś tego pewien?
- Jestem. - Słoweniec ma przymknięte oczy.
Decyduje, że chociaż na jakiś czas uszanuję jego decyzję, więc jedynie szybko do niego podchodzę i mocno przytulam. I stoimy tak, przez moment, w swoim uścisku, nie odzywając się.
Wracam do siebie i kładę się na łóżku, czuję się zmęczony, chciałbym żeby to wszystko nie było takie trudne, czemu zawsze ktoś musi cierpieć?
Drzwi do mojego pokoju otwierają się, a Domen jest jedyną osobą, która mogłaby wejść bez pukania.
- Cześć, kochanie. - jego głos od razu mnie uspokaja.
- Hej, Dom. - mówię cicho, wciąż z zamkniętymi oczami.
Czuję jak materac ugina się pod jego ciężarem, a już po chwili jego ramiona oplatają mnie mocno.
- Jak się czujesz? Popatrz na mnie, Kamil.
Otwieram oczy i widzę, że Domen próbuje wyczytać z mojej twarzy wszystkie emocje, właściwie nie wiem co tam znajduje.
- Zaszły pewne komplikacje. - Czuję jak na mojej twarzy pojawia się lekki grymas.
Brunet lekko marszczy brwi.
- Kamil, czy ty paliłeś? - oboje wiemy, że przecież tego nigdy nie robię.
- Tak wyszło. Ale nie martw się, Horngacher przecież by mnie zabił, jakbym zaczął nałogowo palić. To już nie te lata młodości.
Domen delikatnie przejeżdża dłonią po moim policzku.
- Okej, co się dzieje? Coś z Peterem? Pokłóciliście się wczoraj?
- Poszedłem do niego, a znalazłem go upijającego swoje smutki w butelce wódki. Powiedziałem, że mam już dość tej ciszy i żeby w końcu powiedział mi o co mu chodzi.
Domen czeka na resztę relacji, a ja zastanawiam się jak zareaguje.
- Powiedział ci?
- Powiedział, że mnie kocha.
Szok wymalowany na twarzy Domena, to dla mnie wystarczający dowód żeby mieć pewność, że nie wiedział.
- Że pije żeby zapomnieć. O naszym widoku razem. - ciężko jest mi to nawet powtórzyć.
Domen odsuwa się ode mnie, chowa twarz w swoich dłoniach i bierze głęboki oddech.
- Kurwa, teraz już rozumiem czemu tak dziwnie się zachowywał. Jak mogłem się tego nie domyślić? - Domen kręci głową.
- Co było dalej? - muszę mu powiedzieć.
Zamykam oczy bo nie chcę widzieć jego reakcji.
- Pocałował mnie. - słyszę jak Domen mocno wciąga powietrze.
~~~~
Dobra part 4 będzie już ostatecznym zakończeniem bo co za dużo, to niezdrowo.
Do następnego,
Nikola.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro