Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

{ become a donor } Proch

{ 1421 słów }

Dla MrsHayboeck

- Panie Stoch, pana stan jest na tyle poważny, że potrzebny jest przeszczep. Nie ma innej opcji, żadna z nerek nie pracuje prawidłowo. Czy ma pan w najbliższej rodzinie osobę, która zgodziłaby się na przejście zabiegu?

Kręcę głową.

- Wychowałem się w domu dziecka, niestety nie  znam żadnych swoich krewnych. - Lekarz patrzy na mnie ze zrozumieniem.

- W takim przypadku, może być to bardziej skomplikowane. Termin oczekiwania w szpitalach jest niestety, bardzo długi, a pan nie ma tyle czasu.

Cholera. Dlaczego ja przez całe życie mam zawsze, pod górkę? Czy chociaż raz, nie może uśmiechnąć się do mnie szczęście?

- Proszę, to wizytówka organizacji, która może panu pomóc. Na pewno, z ich ogłoszeniami, szybciej uda się panu znaleźć dawcę. - sięgam po wizytówkę i chowam ją do kieszeni.

- Dziękuje, panie doktorze.

- Proszę wypoczywać.

Lekarz wychodzi z sali, a ja znów zostaję sam.

Otaczają mnie białe ściany, a wszystko jest tak sterylne, że czuję się nieswojo.

Ale jestem zmuszony tu leżeć, niewydolność moich nerek, doprowadziła mnie do takiego stanu.

Kontaktuję się z organizacją charytatywną i już kolejnego dnia, w drzwiach mojej szpitalnej sali, pojawia się kobieta, odpowiedzialna za przeprowadzanie ze mną wywiadu.

Po przeprowadzeniu dłuższej rozmowy, młoda blondynka, z ładnym uśmiechem, sprawdza moje dane medyczne. Ostatecznie mówi, że będą się ze mną kontaktować, jeżeli tylko znajdą dawcę.

Spędzanie kolejnych dni w szpitalu, przypomina mi o tym, jak bardzo samotny jestem. Nie mam rodziny, ani kogoś przy swoim boku, jedynie koledzy z pracy i jedna dobra koleżanka ze szkoły, odwiedzają mnie.

Brakuje mi tu świeżego powietrza, możliwości krótkiego spaceru, czy ujrzenia widoku prawdziwej wiosny.

Budzę się ze snu, kiedy doktor wchodzi do mojej sali. Oznajmia mi, że dostał telefon od organizacji, znaleźli dawcę. Jeżeli wszystkie badania w szpitalu, będą pozytywne, to mam szansę na nowe życie.

Zastanawiam się kim jest ta osoba? Dlaczego zdecydowała się pomóc, komuś zupełnie obcemu? Mało osób zdecydowałoby się na taki krok, w końcu łatwiej żyć z pełną ilością organów.

Mężczyzna, który sam zgłosił się jako dawca, przeszedł wszystkie badania pozytywnie. Lekarze wyznaczyli termin operacji.

Bardzo nalegałem, abym mógł się z nim zapoznać, przed zabiegiem. Chciałem podziękować osobie, dzięki której, mam szansę na inne życie. I chociaż, mężczyzna, początkowo chciał się nie udzielać, to ostatecznie przystał na moją prośbę.

Mężczyzna przyszedł do mojej sali, ubrany tak, jakby właśnie wyszedł z wybiegu najnowszego pokazu mody. Przystojny, a do tego mniej więcej w moim wieku.

Chciałem się zapaść ze wstydu, kiedy on się tak prezentował, ja leżałem przed nim, na szpitalnym łóżku, z tłustymi włosami i ubrany w jeden, z tych szpitalnych gorsetów.

Peter Prevc.

Kiedy mężczyzna przedstawia się, myślę o jego barwie głosu, jest dla mnie zaskakująca przyjemna.

Rozmawiamy chwilę i w końcu zadaję mu, najważniejsze pytanie, które nurtuje mnie od początku. Dlaczego się na to zdecydował?

Peter wzrusza ramionami i przez chwilę patrzy na mnie w ciszy. Uśmiecha się lekko.

- Zawsze chciałem komuś pomóc, bardziej niż jedynie oddając krew, kiedy...zobaczyłem ogłoszenie w internecie, tak po prostu mnie tknęło, więc wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem.

- Tak po prostu?

- Tak po prostu. - uśmiecham się lekko do niego.

Dziękuje mu wielokrotnie, a on za każdym razem powtarza, że to jego wybór i nie mam mu za co dziękować.

Kolejne dni to przygotowania do operacji, badania, badanie i jeszcze raz badania.

A kiedy wybudzam się z narkozy i znów widzę ten biały szpitalny sufit, to potrzebuję dłuższej chwili, by zrozumieć, że już jestem po.

Spędzam kolejne dni w szpitalu, na obserwacji, znów wielokrotnie powtarzane są kontrolne badania. Peter nie pojawia się już w szpitalu, a ja myślę, że chciałbym go znów zobaczyć.

Kiedy w końcu, ostatecznie zostaję wypisany ze szpitala, czuję ulgę. Wracam do domu, szkoda jedynie, że do pustego domu.

Wciąż mam urlop od pracy, a więc spędzam kilka dni w domu. Myślę o tym, że chciałbym należycie podziękować Peterowi.

Wyszukuję jego konto na facebooku, na szczęście jego zdjęcie profilowe, upewnia mnie w tym, że znalazłem dobrą osobę.

Waham się chwilę, ale ostatecznie wystukuję na klawiaturze krótką wiadomość, w ramach podziękowań, chcę zaprosić go na kolację.

Jakiś czas później przychodzi wiadomość od Petera.

„ Cześć Kamil! Naprawdę nie musisz mi już w żaden sposób dziękować, nie jesteś mi nic winien :) "

Po chwili zastanowienie odpowiadam, pisząc, że nalegam, że będzie mi bardzo miło jeśli się zgodzi.

Ostatecznie umawiamy się na piątek, zapraszam go do swojego mieszkania, bo nie jestem jeszcze na siłach, aby wychodzić na miasto.

Decyduję się na przygotowanie spaghetti, w końcu to jest takie danie, które lubi każdy. A nie chcę eksperymentować, z żadnymi wynalazkami.

A kiedy Peter przychodzi, mam wrażenie, że jest dziwnie spięty, i chociaż rozmawia się nam przyjemnie, to mam poczucie, że w jakiś sposób, cały czas trzyma mnie na dystans.

- To czym, Peter, właściwie się zajmujesz? - jestem ciekawy.

- Jestem prawnikiem. - uśmiecham się lekko.

- Wow, dosyć imponujące. - mężczyzna tylko macha na to rękę.

- Spełniam się w tym co robię i to jest najważniejsze. A co z tobą?

- Jestem projektantem ogrodów. - Peter podnosi wzrok i widzę w jego oczach lekki zaciekawienie.

- Naprawdę? Opowiesz mi, nieco więcej? Na czym to właściwie polega?

- Chodź. - uśmiecham się i wyciągam do niego dłoń. - Pokażę ci.

Peter ściska moją rękę i wstaje. Prowadzę go do ogrodu, całkowicie zaprojektowanego przeze mnie. A kiedy tłumaczę mu, jak to wszystko funkcjonuje, wydaje się naprawdę zainteresowany. A ja, po raz pierwszy, od dawna czuję się ważny, jakby ktoś interesował się moim życiem i moją osobą.

Zdecydowaliśmy się na spacer, a kiedy tak po prostu szliśmy, tematy rozmów same do nas napływały. Nie musiałem się nad niczym zastanawiać, wszystko było tak naturalne.

- To co? Czas już na mnie, zrobiło się późno.- miałem poczucie, że Peter znów zrobił się lekko spięty.

- Rozumiem. Spotkamy się w najbliższym czasie?

- Nie wiem. - Peter ucieka wzrokiem w bok, a ja marszczę brwi.

- Okej, masz mój numer, jakbyś jednak się zdecydował. - wysilam się na lekki uśmiech.

Kiedy zamykam drzwi, myślę o tym, że najwyraźniej źle odebrałem sygnały. Tylko dla mnie, to spotkanie, należało do bardzo udanych.

Wracam do pracy i chociaż mam mnóstwo roboty, Peter wciąż pojawia się w mojej głowie. Zauroczyłem się nim... a on, skąd właściwie wzięło się jego dziwne zachowanie?

W końcu decyduję się zadzwonić, ostatecznie nic gorszego nie może się stać, najwyżej wyjdę na debila. Jest piątkowy wieczór, więc mam nadzieję, że nie będę mu przeszkadzał.

- Halo? Kamilku? - słyszę muzykę w tle i głosy ludzi. Czy on jest pijany?

- Peter? Dobrze się czujesz?

- Jak najlepiej, bawię się w blasku mojej samotności. - wybucham lekkim śmiechem.

- To chyba było kilka drinków za dużo.

- Raczej jedno piwo, wiesz, że nie mogę pić. Po co, dzwonisz? - jego ton staje się lekko ostry.

- Um, ja...chciałem zapytać, czy nie chciałbyś się ze mną spotkać? - czuję jak moje serce wali.

- Nie dzwoń do mnie więcej. Przepraszam ale to nie ma sensu.

- Okej, nie rozłączaj się. Odpowiedz mi wcześniej na jedno pytanie, dlaczego? Tylko tyle chcę wiedzieć. - no cóż, może nie powinienem wykorzystywać jego braku trzeźwości, ale jakoś trzeba sobie radzić.

- Bo jesteś cholerny piękny. - co? Zatkało mnie.

- Bo mi się podobasz, a robisz to tylko z głupiego poczucia, że musisz spłacić dług. Że oddałem ci nerkę, więc musisz być dla mnie miły. - mężczyzna prycha cicho.

- Czy ty zgłupiałeś? Zauroczyłem się tobą, a twoje zgłoszenie się na dawcę nie ma z tym, nic wspólnego! - unoszę się, a po drugiej stronie słuchawki panuje dłuższa cisza.

- Naprawdę? - słyszę niedowierzanie w jego głosie.

- Peter, zadzwoń do mnie jutro, dobrze? Porozmawiamy...dasz mi szansę?

- Ja...przepraszam, zadzwonię.

Kiedy się rozłączamy, na mojej twarzy pojawia się lekki uśmiech, może jeszcze nie wszystko jest stracone.

Spotykamy się, kolejny już raz i tym razem, nie mam żadnych obaw, wiem, że Peter poczuł to samo, też chce czegoś więcej.

- Kamil, ja, chciałem cię przeprosić. - mężczyzna ucieka ode mnie swoim wzrokiem - ja...wyciągnąłem złe wnioski, a nie chciałem zostać zranionym.

Chwytam go lekko za dłoń i zmuszam do spojrzenia na mnie.

- Peter, ważne, że szczerze porozmawialiśmy, a co będzie dalej, to już wszystko zależy od nas.- głaszczę go lekko po policzku.

- W takim razie, czy zgodziłbyś się na randkę ze mną?

Zbliżam się do niego i składam na jego ustach lekki pocałunek.

- Czy wystarczy ci to, jako odpowiedź?

- Zdecydowanie. - Peter uśmiecha się do mnie, a na moim sercu robi się cieplej.

Kiedy dwa lata później, leżymy razem na kanapie, owinięci kocem, a ja trzymam głowę na jego piersi, czuję, że w końcu znalazłem swoje miejsce.

- O czym, tak intensywnie myślisz, kochanie? - Peter całuje mnie w skroń.

- Ciesze się, że cię mam, że ponad dwa lata temu, zdecydowałeś się pomóc nieznajomemu.

Pero patrzy na mnie z miłością w oczach.

- Co cię tak wzięło na wspomnienia? - wzruszam ramionami.

- Oddałem ci, nie tylko nerkę, ale też serce. - wybucham lekkim śmiechem.

~~~~~~~

Taka historia, oderwana od świata skoków.
Do następnego,
Nikola

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro