Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

{ after } Proch

{ 2218 słów }

To już typowo wiosenny poranek. Kiedy idziemy chodnikiem, promienie słońca ogrzewają moją twarz, a dookoła słychać ćwierkanie ptaków. Trzymam mocno moją córeczkę za ręke, powoli zbliżamy się do budynku przedszkola.

Na pożegnanie schylam się do małej i całuje ją w oba policzki.

- Tatusiu, odbierzesz mnie dzisiaj po obiedzie?

- Nie, kochanie. Mamusia dzisiaj cię zabierze. Pamiętasz jak ci mówiłem, że muszę jechać w góry? Na specjalną okazję. Ale pamiętaj, że już pojutrze będę w domku... obiecaj, że będziesz grzeczna.

- Ale tatusiu... aż tyle czasu? Będę tęsknić - mała wtula się w moje nogi, a ja delikatnie głaszczę ją po głowie.

- Ja też kochanie, ale pamiętaj, że ty i mama możecie w każdym momencie zadzwonić. A, teraz już leć do koleżanek.

Odpalam silnik i ruszam z parkingu. Automatycznie na GPS odpala mi się jeden adres, dobrze mi znany. Prawda jest taka, że przemierzałem tę trasę tyle razy, że nie potrzebuje żadnych wskazówek jak dotrzeć do celu.
Na zestawie głośnomówiącym wybieram numer swojej żony.

- Hej, jesteś już w drodze? - jej głos zawsze potrafi chociaż trochę polepszyć mi nastrój.

- Tak, mała już w przedszkolu... nie chciała mnie wypuścić - oboje się śmiejemy.

- Dobrze, ja też zaraz zbieram się do pracy. A ty, jedź ostrożnie i proszę cię kochanie żebyś za dużo się nie zadręczał.

- Dobrze, Lara. Dam znać jak będę na miejscu.

Do odtwarzacza wrzucam swoją ulubioną płytę i pogłaśniam. Droga z Planicy do Zakopanego zdecydowanie nie należy do tych najkrótszych. A nie planuje zbyt długich przerw w trasie, aby maksymalnie wykorzystać kilka dni wolnego.

Myślę sobie o tym, że nigdy nie lubiłem poranków. Aż pojawił się Kamil i zmienił dla mnie znaczenie wszystkiego. Kiedy budził mnie pocałunkiem, a następnie podawał kawę do łóżka, kiedy zmuszał mnie do wstawania o zbyt wczesnych porach bo wymyślał różne wycieczki. Sprawił, że stałem się większym optymistą niż kiedykolwiek byłbym w stanie się do tego przyznać.

Polska... Polska dawno temu stała się dla mnie drugim domem i wciąż ma specjalne miejsce w moim sercu. Kiedy parkuję pod domem, Krystyna czeka na mnie na ganku. Wita mnie z uśmiechem, uśmiechem, dokładnie takim samym jaki miał jej syn. Przytulamy się mocno, po czym kobieta zaprasza mnie do salonu.

Stół jest zastawiony mnóstwem polskich potraw i moich ulubionych smakołyków. Pomimo upływu tylu lat, wciąż czuję się tutaj jak w domu, a mama Kamila zawsze pamięta, które z polskich dań smakuje mi najbardziej. Państwo Stoch przeszli w zeszłym roku na emeryturę i pomagają teraz w opiece nad swoimi wnukami, dziećmi swoich córek.

- Jak minęła podróż, synku? Powiedz mi, że nie jechałeś tutaj bez żadnej przerwy... córcia zdrowa? - mama Kamila od zawsze traktuje mnie jak swojego drugiego syna.

- W porządku, młoda nie chciała mnie wypuścić z przedszkola. Powiedziała, że na zbyt długo wyjeżdżam.

- Następnym razem przyjeżdżacie do nas razem. Nie ma innej opcji, Peter - kobieta ściska moją dłoń - a twój pokój stoi już przygotowany, także idź odpocząć. Ja wychodzę załatwić parę spraw, a Bronisław powinien wrócić za jakąś godzinkę.

- Dobrze mamo, dziękuje.

Zabieram walizkę ze sobą i idę do pokoju. Za każdym razem kiedy siadam na tym łóżku, to czuje jakby wracały do mnie wszystkie wspomnienia. Rodzina Kamila nigdy nie wyprowadziła się z ich rodzinnego domu, pielęgnowali tradycje. To w tym pokoju dorastał mały brunet o wielkich marzeniach.

Pamiętam pierwszy raz, kiedy Kamil zaprowadził mnie do swojego rodzinnego domu, stresowałem się wtedy, jak nigdy. Bałem się, że będę oceniany, a tymczasem, spotkałem się z niesamowicie ciepłym przywitaniem ze strony, zarówno rodziców Polaka, jak i jego sióstr. A później, wieczorem, Kamil chwycił mnie za dłoń i zaprowadził do swojego pokoju. Pociągnął mnie na łóżko, gdzie spędziliśmy kilka godzin, napawając się smakiem swoich ust. Jak zauroczeni nastolatkowie.

Dziś, to już tylko wspomnienia. Kiedy kładę się na łóżku, w tym samym pokoju, zamykam oczy i choć na chwilę mogę się poczuć jakby on wciąż był obok.

Wieczorem, razem z Bronisławem wybieramy się na krótki spacer. Tato Kamila pyta mnie jak wszystko układa się w Słowenii i przypomina, że obiecałem, że w końcu wpadnę z małą.

Rodzice Kamila od zawsze mi imponowali. Swoim spokojem, wiarą, a przede wszystkim ciężką pracą, której nigdy nie zaprzestawali, aż osiągali swoje cele. Wszystkie te wartości przelali na swojego syna. To dzięki nim, w małej miejscowości koło Zakopanego, wychował się mistrz olimpijski.

Po tym wszystkim co się wydarzyło, naprawdę czułem jakby byli moimi drugimi rodzicami. Kiedy nie potrafiłem sobie poradzić, czułem, że tylko mama Kamila rozumie... to w niej znalazłem oparcie, którego tak potrzebowałem. Pomogliśmy sobie nawzajem.

Następnego dnia kieruję się do kościoła, w małej miejscowości każdy się zna więc od razu zwracam na siebie uwagę. Ksiądz jedynie uśmiecha się ciepło, wie kim jestem. Ale to nie dla tych wszystkich ludzi tu jestem. Zamykam oczy i składam najszczerszą modlitwę w kierunku Boga. To Kamil, wiele lat temu, przypomniał mi jak ważna jest wiara.

Z bukietem czerwonych róż kieruje się na cmentarz. Nigdy nie rozumiałem czemu Kamil tak doceniał róże, a on za każdym razem powtarzał, że jest piękno w ich klasyczności. Że od lat są symbolem nieprzemijającej miłości. Dopiero teraz inaczej na to patrzę, ich symbolika się dla mnie zmieniła.

Składam róże na jego grobie, po czym odpalam świeczki. Siedząc w ciszy, na ławce, przy grobie najbliżej mi osoby czuję się po prostu bezpieczny. Nie mogę sobie pozwolić na takie chwile zbyt często, przez dzielącą nas odległość. A jednak zawsze tu wracam, rok co roku, w dzień urodzin Kamila. Większość odwiedza groby w rocznicę śmierci, a ja...zawsze wydawało mi się to głupie, dlaczego celebrujemy śmierć, a nie życie?

Kamil był pełen życia, energii... takiego chciałem go pamiętać. Pomimo upływu tylu lat, nic się nie zmieniło. Wciąż pamiętam jego uśmiech, jego dotyk i każdy pocałunek. Dziś, mija 10 lat, od kiedy po raz pierwszy świętowałem jego urodziny w takiej scenerii.

Kamil, gdziekolwiek jesteś, wiem, że nieustannie jesteś przy mnie...w moim sercu. Mam nadzieję, że jesteś ze mnie dumny. Wiesz, może to dziwne, ale kiedy moja córka się uśmiecha to widzę twój uśmiech. Może jeszcze nie wszystko dla nas stracone.

W życiu codziennym nie mogę sobie pozwolić na zbyt głębokie refleksje. Życie nauczyło mnie, że żeby sobie radzić muszę działać krok po kroku. Najpierw skupiać się na wykonywaniu prostych czynności, dopiero później myśleć.

Spędzam przy grobie Kamila dłuższy czas, pozwalam sobie na wypływ wszystkich emocji.

Zatrzymuje się autem w centrum Zakopanego. Jak zawsze, odwiedzam moje ulubione miejsca, kupuję najlepszą kawę. A później, jak zwykle, czekam aż spóźnialscy się pojawią. Pierwszy przychodzi Stefan, a zaraz za nim Dawid. Na dwójkę pozostałych muszkieterów musimy poczekać trochę dłużej, Maciek i Piotrek wpadają z uśmiechami na ustach. Spędzamy popołudnie w swoim towarzystwie, korzystając z uroków pięknej miejscowości.

Spacerując po mieście, robię kilka zdjęć i wysyłam Larze. W odpowiedzi dostaje zdjęcie swoich dwóch kobiet, uśmiechniętej żony i córki, która przesyła mi buziaka. Automatycznie czuje jak uśmiech wkrada się na moje usta. Nie wyobrażam sobie jak wyglądałoby teraz moje życie bez nich.

Po śmierci Kamila, przez długi czas byłem samotny. Nie potrafiłem sobie poradzić psychicznie, czułem, że dawka całego mojego szczęścia odeszła w raz z nim. Kiedy już byłem w stanie wrócić do rzeczywistości, zająłem się pracą i pomocą rodzinie. Dużo czasu spędzałem z rodzeństwem, a wiele wyjazdów kończyło się na pobycie u rodziców Kamila. Mieszkanie w jego mieście w jakiś sposób, sprawiało, że łatwiej mi się oddychało. Odwiedzając jego ulubione miejsca, czułem jakby wciąż był przy mnie.

Kamil, kiedy jeszcze żył, prosił abym spróbował odnaleźć miłość, żebym nie zamykał się na cały świat. A ja... dopiero po kilku latach zacząłem to rozważać. Nie wiedziałem czy będę w stanie znów się zakochać. Spotykałem się z kilkoma osobami, ale to dopiero Lara sprawiła, że życie znów przybrało innych kolorów.

Lara potrafi zrozumieć mnie bez słów, wie kiedy po prostu potrzebuje pomilczeć. A przede wszystkim, od zawsze rozumiała, że Kamil jest w moim sercu i to się nigdy nie zmieni. Kiedy poprzednie partnerki po prostu unikały tematu, Lara już na początku naszej znajomości poprosiła mnie abym opowiedział jej całą naszą historię. Zawsze odnosiła się do Kamila z szacunkiem i popierała każdy mój wyjazd do Zakopanego. Czasem przeglądamy razem albumy zdjęć, w których jest Polak i znów opowiadam jej nasze przygody.

Pamiętam gdy raz Lara zapytała mnie, które zdjęcie Kamila jest moim ulubionym. Gdy wskazałem na to, gdzie widać jego najpiękniejszy uśmiech, Laura delikatnie się uśmiechnęła. Trzy dni później, gdy wróciłem z zawodów, na ścianie w salonie zobaczyłem to zdjęcie, powieszone w ramce. Nigdy wcześniej mnie tak nie zatkało. Spotkałem na swojej drodze najcudowniejszą kobietę o anielskiej cierpliwości i zrozumieniu.

Jestem szczęśliwy, wiem, że w domu czeka na mnie wspierająca żona i najpiękniejsza córeczka. Kiedy podjęliśmy decyzję o tym, że staramy się dziecko... była to najbardziej świadoma i dojrzała decyzja w moim życiu. Zamiast próbować zapomnieć o przeszłości, staram się pamiętam jak dużo Kamil mnie nauczył, korzystać z jego rad.

Podobno rany goją się z czasem, ból przemija. Szczerze? Z lat doświadczenia wiem, że tak nie jest. Do bólu się po prostu przyzwyczaja, blizny zostają na zawsze. Ale nawet z bliznami można być pięknym, odnaleźć szczęście.

Wracam do domku państwa Stoch i zabieram się do pomocy mamie Kamila w kuchni. Mamy stworzyć razem pierogi, a zawsze byłem beznadziejny w ich lepieniu. Chociaż... jak sama mama przyznaje, z roku na rok, wychodzą mi coraz lepsze.

- Wiesz, Peter, rzadko to mówię ale jestem z ciebie bardzo dumna...i wiem, że mój syn też jest - czuję jak gula staje w moim gardle.

- Mamo, dziękuje. Mam nadzieję, że Kamil... jest ze mnie dumny, gdziekolwiek jest.

Mama Polaka łapie mnie za ręke i delikatnie ją ściska.

- Cały czas jest przy tobie... i na pewno cieszy się tak jak my, że otworzyłeś się na miłość i znalazłeś w swoim życiu tak wspaniałą kobietę jak Lara. A przy tym jesteś takim dobrym tatą.

Uśmiechamy się do siebie i chyba nie są już nam potrzebne żadne słowa... mama Kamila po prostu rozumie, jak nikt inny. Przeżyła coś gorszego ode mnie, stratę dziecka... coś czego żadna matka nie powinna doświadczyć.

Pozwalam sobie na chwilę refleksji. Byliśmy tacy szczęśliwi... Kamil zapisał się na kartach historii jako jeden z najwybitniejszych skoczków świata. Sprawił, że młodzi chłopcy w Polsce marzyli o skakaniu. Tak dużo osiągnął, a choroba odebrała mu wszystko. Pamiętam kiedy pierwszy raz się pocałowaliśmy, po jednym z konkursów pucharu świata, oboje zbyt dużo wypiliśmy. Pamiętam kiedy pierwszy raz wyznałem mu miłość, przyszedłem do jego pokoju po pierwszym konkursie olimpijskim w Sochi... oboje byliśmy wtedy tacy dumni. Staliśmy razem na podium. Pamiętam kiedy z oczekiwaniem czekałem na jego skok w Pjongczangu, wierzyłem, że uda mu się obronić tytuł. Pamiętam kiedy powiedział, że żadna wygrana nie jest dla niego tak ważna jak ja... a miał już wtedy wszystko. Jako drugi skoczek w historii zdobył Wielkiego Szlema.

Kiedy mu się oświadczyłem, byłem pewien, że to z nim chce spędzić resztę swojego życia. Nasz ślub był kameralny, w gronie najbliższych nam osób. Nasze mamy cały czas płakały, a my sami nie potrafiliśmy ukryć wzruszenia i wszystkich emocji.

Byliśmy w gronie najlepszych skoczków w pucharze świata, byliśmy szczęśliwi w naszym małżeństwo i mieliśmy mnóstwo planów na przyszłość. Często rozmawialiśmy o dzieciach... chcieliśmy w przyszłości starać się o adopcję. Mieliśmy zwiedzić tyle miejsc na świecie, korzystać z każdego dnia.

A potem przyszedł wyrok, złośliwy rak. Długo walczyliśmy, jeździliśmy po najlepszych specjalistach w kraju i na świecie, korzystaliśmy z eksperymentalnych leków. Żadne pieniądze świata nie były w stanie zapewnić Kamilowi zdrowia. Tysiące wylanych łez, każda nieprzespana przez nas noc... za każdym razem po prostu wtulaliśmy się w siebie.

Kamil był pełen życia, dobroci, serdeczności, pomagał każdemu jak tylko mógł. Podobno to najlepsze osoby odchodzą najwcześniej...trudno się z tym nie zgodzić. Wspierałem go jak tylko mogłem, byłem przy nim każdego dnia, ale moja miłość nie wystarczyła. Moja miłość nie wystarczyła aby go uratować.

Nasz świat zawalił się jak domek z kart i nic już nigdy nie miało prawa być takie same. Długo walczyłem aby znów poradzić sobie w świecie... teraz odnalazłem szczęście, ale to nie znaczy, że nie tęsknie.

Czas wracać do domu, do Słowenii. Żegnam się z rodzicami Kamila i obiecuję, że następnym razem przyjadę z rodziną. Być może nawet na święta.

A w drodze powrotnej myślę o tym jakie to życie jest przewrotne. Nigdy nie wiemy co nas czeka, jak dużo czas nam jeszcze pozostało. Należy czerpać radość z każdego dnia, to tego nauczył mnie Kamil.

- Tatusiu, już jesteś! - mała z krzykiem przybiega do mnie, a ja biorę ją na ręce.

- Wróciłem złotko, byłaś grzeczna? - Lara schodzi na dół z uśmiechem na ustach.

Trzymam córkę w objęciach, a z drugiej strony swoją żonę i cieszę się, że je mam. Dwie najważniejsze kobiety w moim życiu. Może czas zastanowić się nad powiększeniem naszej rodzinki.

- Tatusiu - mała zwraca się do mnie podczas spaceru w lesie.

Wybraliśmy we dwoje, aby Lara mogła trochę odpocząć.

- Tak, kochanie?

- Opowiesz mi o nim więcej?

- O kim?

- O Kamilu. Mamusia powiedziała mi, że ma specjalne miejsce w twoim sercu. A ja uważam, że na zdjęciu ma piękny uśmiech.

- Prawda? Też tak uważam... a wiesz co jeszcze kochanie? Myślę, że ty i Kamil macie ten sam uśmiech - mała aż podskakuje ze szczęścia.

- Naprawdę?! Ale tatusiu... gdzie jest teraz Kamil? W Niebie? - moja córka podnosi wzrok i wpatruję się ze skupieniem w błękitne, bezchmurne niebo.

- Kamil jest teraz naszym aniołem stróżem... jest w Niebie ale jest też w naszych sercach - czuję smutek ale też szczęście. Wierzę, że tak jest.

- Czy będzie nas chronił? - mała patrzy się na mnie z uśmiechem.

- Zawsze - pojedyńcza łza wypływa z mojego oka.

~~~~
Okej, w sumie to się zastanawiam, co jest ze mną nie tak, że piszę takie rzeczy.
Czemu zawsze Kamil jest tym poszkodowanym to nie wiem... jakoś mi tak łatwiej to wszystko ująć z pespektywy Petera.
Ale tak serio to jestem chyba dosyć zadowolona z tego shota. Podoba mi się jego przekaz.
No i tyle. Przez cały tydzień nic nie było ale za to teraz pojawiło się coś dłuższego.
Teoretycznie to nie jest może taki klasyczny Proch... ale może przez to jest bardziej prawdziwy. Lara to jedno z najbardziej popularnych damskich imion w Słowenii jakby co.
Jak zawsze zachęcam do wyrażania swojej opinii, komentowania, gwiazdkowania. Każda jakaś aktywność daje mi dużą motywację do dalszej pracy. A chociażby konstruktywna krytyka może mi tylko pomóc ulepszyć swoje teksty.
Nie pozdrawiam wattpada, który nie współpracuje.
Do następnego,
Nikola

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro