9
Nastolatek zaczął wystukiwać nerwowo jakiś rytm nogą pod biurkiem. Co chwila jego wzrok wędrował na telefon nauczyciela, leżący kilka centymetrów dalej. Wiedział, że kończy mu się czas. Pozostało 10 minut lekcji, a mężczyzna jeszcze ani razu nie wyszedł do łazienki, przez co nie najmniejszej możliwości na wykonanie "misji" o kryptonimie "tatuś". Nie mógł w najmniejszym stopniu skupić się na lekcji, czy rozwiązywaniu zadań, a przecież po to tu teraz był i ślęczał przed książkami. Może jeżeli udałoby mu się uwieść Weekesa, ten jeszcze chętniej tłumaczyłby mu matematykę i nauka szła by jeszcze sprawniej.
— Pozwolisz, że wyjdę na moment do łazienki. — Brunet był już znudzony ciągłymi próbami tłumaczenia tego samego bezowocnie. Musiał zapalić i to teraz bo inaczej zaraz wybuchnie tu ze złości.
— Tak, oczywiście. — Dla Ryana była to szansa.
— Za 5 minut wracam — zapewnił, po prostu wstając, uprzednio poprawiając swoją koszulę, by ta się brzydko nie marszczyła, po czym udał się prosto do łazienki.
Wreszcie jego telefon leżał samotnie, niczym mała owieczka, która w żaden sposób nie będzie mogła sama obronić się przed atakiem wilka, czy chociażby uciec. Ryan czuł się jak zwycięzca, podnosząc urządzenie. Teraz już nic, po za oczywistym, czyli zbyt szybkim powrotem nauczyciela do pokoju, nie mogło mu przeszkodzić.
— Pierdolone pieniądze — mruknął Dallon sam do siebie, gdy wchodził do pomieszczenia o żółtych kafelkach i z wanną na przeciwko wejścia. W końcu tylko te zielone papierki trzymały go na uwięzi. To od nich był uzależniony, no i oczywiście też od swojej 'ukochanej' żony i dziecka. Podszedł do najbliższego jak i jedynego okienka, przez które mógłby przełożyć papierosa i nie zasmrodzić całego pomieszczenia.
Otworzył je i przyłożył, ówcześnie odpalonego papierosa do ust, zaciągając się dymem, by następnie wypuścić go na zewnątrz.
Jego płuca napełniały się i opróżniły zdradliwą trucizną. Cały ten czas karmił swój nałóg, nieświadomie go podsycając.
Co miał poradzić na to, że była to jedyna mu znana forma odstresowania? Od najmłodszych lat wymykał się na przerwach z terenu szkoły, by móc z kolegami pokryjomu zapalić gdzieś w krzakach. Wtedy to był wyczyn. Coś zakazanego, był buntownikiem. A teraz? W obecnych czasach pierwszy lepszy gówniarz mógł pójść do szemranej budki przy szkole i kupić e-papierosa. Nowa technologia. Już nie potrzeba nawet ognia, a to przecież on nadawał paleniu sens. Świadomość noszenia w kieszeni czegoś tak zakazanego w młodym wieku jak zapalniczka tylko nakręcało. Teraz i to zniknęło.
Strzepnął dosyć dużą górkę popiołu, która zebrała się teraz przy końcu papierosa. Wszystkie drobinki niesione wiatrem rozniosły się po całym trawniku przed domem.
Po chwili znów powtórzył tą czynność i tak, do momentu, aż cały tytoń zniknął i pozostał sam, bezsmakowy papierek. Weekes skrzywił się na myśl o zakończonej czynności. Teraz musiał wrócić i znowu użerać się z mało zdolnym uczeniem. Spryskał się pierwszymi lepszymi perfumami stojącymi przy lustrze, by chociaż w części zabić smród dymu. Gdy tylko uznał, że pachnie lepiej, wyszedł z pomieszczenia, wracając do pokoju chłopca. Jedynym śladem, który po sobie zostawił był papierek - końcówka po papierosie - spoczywająca teraz w szparze między szybą, a framugą okna.
— Zrobiłeś to zadanie? — zapytał, widząc nastolatka przyklejonego do swojego telefonu i szczerzącego się jak głupi do sera.
— Tak. — Pokiwał głową zadowolony wygaszając swój smartfon i chowając do kieszeni — To znaczy nie — szybko się poprawił — nie rozumiem — odparł, na co nauczyciel jedynie westchnął.
***
— Wyjaśnisz mi proszę, co miała znaczyć wiadomość. — Sarah już przygotowała się, by go zacytować — "O mój boże on jest pedofilem. Mam szanse" i miliard serduszek? — Widocznie ją to śmieszyło.
— Bo jarają go dzieci — zaczął podskakiwać jak wariat, nie przejmując się faktem, iż stoją na samym środku sali gimnastycznej i powinni właśnie teraz grać w zbijaka, a chociażby uciekać przed piłką.
— Myślałam, że to niemożliwe — przyznała dziewczyna, robiąc szybki unik, przez co jej kucyk umiejscowiony na czubku głowy się zakołysał. Wręcz cudem uniknęła piłki, za to jej przyjaciel nie miał tyle szczęścia, iż został zbity. Jakoś nie był wielce niezadowolony. Jedynie otrzepał koszulkę z drobnego pyłku i bez gadania zszedł z pola. Nie protestowałby, gdyby miał zostać tam do końca lekcji.
— Też dam się zbić — oznajmiła szybko Sarah, chcąc kontynuować rozmowę z brunetem i tak, jak powiedziała specjalnie rzuciła się na pierwszą lepszą piłkę, niby "przypadkowo" jej nie łapiąc. Szybko zeszła z boiska, siadając obok Ryana.
— Zmieniając temat. — Nastolatek przypomniał coś sobie — Ten ci się podoba? — Wskazał głową na szatyna, stojącego kilka metrów dalej w granatowym dresie z trzema paskami na rękawach i nogawkach, z dobrze znanym logo.
— Taak. — Zaklaskała w dłonie, widząc obiekt swoich westchnień — Brendon perfekcja Urie. Dałabym mu się przelecieć — rozmarzyła się na samą myśl o jego członku w środku jej samej.
— Myślisz, że jest wolny? — zagadnął, dokładnie się mu przyglądając w poszukiwaniu obrączki, czy czegoś co mogłoby go zdradzić.
— Nie wiem. — Wzruszyła ramionami — Ale prześledziłam jego Insta i wątpię — wyjaśniła — gdybyś wiedział jaki ma sześciopak. — Ponownie dała upust swojej fantazji.
— Pan Weekes chyba nie ma Instagrama — westchnął niezadowolony.
— Starzy ludzie nie używają czegoś takiego — zaśmiała się Sarah, przez co chłopak tylko strzelił ją w ramie.
— On nie jest stary — prychnął — ma góra trzydziestkę. — Wzruszył ramionami — Za chwilę pogadamy. — Wstał i zaczął iść w stronę pola, gdyż ktoś złapał piłkę w dłonie i dzięki temu, a może raczej przez to Ryan musiał wrócić do gry.
kto bierze udział w NNN?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro