7
— Co tak długo? — kruczowłosy otworzył mężczyźnie, wręcz momentalnie drzwi, gdy tylko ten w nie zapukał.
— Nie wysyłaj mi takich zdjęć, gdy mam lekcje z uczniem. — skarcił go już na wejściu. Nie to, że ta wiadomość mu się nie podobała, jednak była bardzo nie na miejscu.
— Czyli SMS się podobał. — Brendon wyszczerzył się znacząco. To znaczyło, że wysłanie swojego prawie nagiego zdjęcia, parę lat starszemu niszczycielowi, nie było takim głupim pomysłem.
— Chyba będę musiał cie za to ukarać. — odparł, zdejmując kurtkę i buty, jednocześnie zaczynając, zastawiać się ile da mu klapsów. W ekspresowym tempie był już gotowy do działania. W odpowiedzi otrzymał jedynie przewrócenie oczami.
— A może to ja ukaram ciebie za to, że musiałem tak długo czekać?— szatyn uniósł brew nie pozostając mu dłużny, również uśmiechając się chytrze. Nie miał zamiaru dać się tak łatwo zdominować. To było nie w jego stylu.
— Nie mógłbyś być trochę bardziej uległ? — Dallon westchnął wywracając oczami. Tak bardzo chciał sprawować władzę nad sytuacją, lecz młody mu to uniemożliwiał. Marzyła mu się taka relacja ala daddy kink. O tak, to było zdecydowanie to. Jego kochany chłopiec w różowych ciuszkach, któremu może dawać klapsy, gdy tylko ten dostałby słabszą ocenę w szkolę lub coś zawinił. Małe usteczka, które codziennie rano wykonywałyby swoją robotę, pozbywając się porannej erekcji "tatusia" i wreszcie ten drobny tyłeczek wypięty i zawsze gotowy do rżnięcia.
— Jeżeli chcesz kogoś bardziej uległego to może zacznij posuwać uczniów. — zażartował kruczowłosy, zaczynając rozpinać swoje spodnie i śmiejąc się pod nosem ze swojego żartu.
Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak to wbiło się do głowy starszego. Zupełnie na serio zaczął zastanawiać się nad jego "radą". Może to nie był taki głupi pomysł? W końcu ci byli o wiele bardziej strachliwi i podatni na autorytety. Dzięki różnicy wieku łatwiej można by było na takiego ucznia wpłynąć. W końcu zawsze marzył mu się szybki numerek w klasie lekcyjnej na przerwie lub lodzik w czasie wycieczki szkolnej do muzeum.
Był tylko jeden malutki problem. Wiek. No właśnie. Większość uczniów szkoły, w której uczył mężczyzna, nie miało nawet skończonych 16 lat. Czy to podchodziło pod pedofilię, że podobali się mu młodsi chłopcy? Tak, dużo młodsi... a to chyba nie do końca było akceptowane przez społeczeństwo...
— Mniejsza, przejdźmy do rzeczy. — Brendon nie chciał przedłużać i wręcz od razu mocno naparł wargami na usta starszego, któremu widocznie nie podobała się pewność siebie i odwaga szatyna. Brunet od razu zaczął przejmować kontrolę, chcąc wpełznąć językiem do jego buzi. lecz stażysta bardzo dobrze się bronił, nie zamierzając przegrać tak łatwo tej walki o dominacje. Finalnie i tak uległ. Matematyk okazał się być agresywniejszy i sprytniejszy, jednocześnie przypierając kruczowłosego do ściany jego własnego salonu. Wręcz od razu poczuł, jak wielkie łapy mężczyzny dobierają się do jego rozporka, chcąc tym samym go rozpiąć.
— Zrobię z ciebie moją małą dziwkę. — Dallon uśmiechnął się znacząco, czując podniecenie z tego co mówił. Druga strona jednak nie popierała tego.
— Tak sobie możesz mówić do jakiś szmat, a nie do mnie. — szatyn zmierzył go wzrokiem, czując się urażonym taką wypowiedzią starszego. — Hamuj się. — dodał pokrótce mimo wszystko nie chcąc psuć klimatu. Weekes prychnął do siebie. Przecież nie chciał go obrazić. To był tylko taki tekst, który nadzwyczaj go podniecał. Czy to było aż tak nie na miejscu?
Na szczęście już po paru kolejnych minutach i kolejnych zdjętych częściach garderoby obydwoje zapomnieli o wcześniejszej nieprzyjemnej sytuacji. Teraz obydwoje ocierając się nawzajem o swoje nagie ciała, dyszeli i posapywali. Było fajnie. Naprawdę fajnie, jednak cały czas jedna rzecz nie pasowała nauczycielowi, a dokładniej brak tej kontroli. Niby to on był tu tym na górze i to właśnie brunet posuwał teraz młodszego, lecz nie czuł takiej władzy nad towarzyszem, którą tak bardzo uwielbiał. Brendon był jak dla niego zbyt waleczny. Za często starał się przejąć inicjatywę. Dallon nie chciał tego. Wolał samemu wszystko robić. Dlaczego aż tak kręciła go dominacja?
— Więc widzimy się w szkole. — zagadnął szatyn, opatulając się leżącym niedaleko kocem, jednocześnie obserwując jak matematyk zaczyna od nowa się ubierać w to w czym przyszedł.
— Zgadza się. — pokiwał głową. Jedyne o czym teraz marzył, to by położyć się i pójść spać. O niczym więcej. To wystarczyłoby mu do pełni szczęścia.
— Jak będziesz wychodził to mocniej uderz w drzwi, to same się zatrzasną. — poinformował go — Nie chce mi się już wstawać by je zamykać. — dodał, układając się wygodnie na swoim łóżku, będąc już gotowym do snu.
— Okej. — mruknął Dallon. Bardzo nie chciało mu się już gadać. Zaraz po założeniu całej swojej garderoby, udał się za wskazówkami młodszego do wyjścia i zaraz po wyjściu z impetem zamknął drzwi, przez co zamek w nich śmiesznie zastukotał. Tak jak powinny same się zatrzasnęły. Teraz już wystarczyło tylko udać się do domu, wskoczyć w piżamę i ułożyć się w wygodnym łóżku.
Może i to wszytko by się udało, gdyby nie fakt, że mimo bardzo później godziny jaką była 23:38 w sypialni wciąż paliło się światło. Czyżby Breezy zapomniała je zgasić? Przecież o tej porze już dawno powinna spać. Mężczyzna po cichu wślizgnął się do mieszkania, standardowo zaczynając od zdjęcia butów i kurtki, by zaraz po tym przejść morderczy tor przeszkód, składających się z zabawek należących do Amelie i inny pozostawionych na podłodze gratów.
Brunet niepewnie nacisnął klamkę do własnej sypialni. Już był gotowy by dostać opieprz za tak późny powrót do domu. Wiedział, że nie uniknie kłótni, albo chociaż cichych dni, które na dobrą sprawę nie były takie złe. Przynajmniej dzięki temu mężczyzna miał trochę spokoju od wiecznego trajkotania małżonki i jej ciągłego narzekania. Otwierając drzwi, zaczął wymyślać jakąś wymówkę, na tyle możliwą i realną, że Breezy dałaby się na nią nabrać.
— Gdzie byłeś? — usłyszał ten jej piskliwy głosik. Znowu to samo...
— Ja... yyy... — nagle wszystko co sobie ustalił wyleciało mu z głowy. Z nadzieją spojrzał na kobietę, lecz coś było w niej innego. Jakoś wyglądała inaczej. Włosy miała staranie uczesane, makijaż mocny i prowokacyjny zarazem, ale chyba najbardziej wzrok przyciągał jej ubiór. Nie była ona ubrana tak jak zawsze, w starą wyciągniętą koszulę nocną, a cieniutką koronkową halkę, pod którą widniała równie mało zasłaniająca krwisto czerwona bielizna. Dallon w jednej chwili zaniemówił. To mu się śniło? Halucynacje?
— Więc skarbie... — przeciągnęła ostatnią samogłoskę, wyciągając i prostując pokaźnie swoją prawą nogę, by wyeksponować jej kształty. — Gdzie byłeś? — ponowiła pytanie cały czas wpatrując się prowokacyjnie w swojego małżonka. — Ja tu czekam od bardzo dawna... — cały czas miała ściszony głos, chcąc brzmieć ponętniej i seksowniej co całkiem jej wychodziło.
— Byłem u kolegi z pracy. — pół prawda. — Pięknie wyglądasz ale jestem bardzo zmęczony. — odparł wzdychając. Nie miał teraz najmniejszej ochoty na cokolwiek po za spaniem. Był zbyt wycieńczonym, a seks pochłaniał bardzo dużo energii...
— Nie zgrywaj się. — kobieta zachichotała, podchodząc bliżej i obejmując szyje swojego męża jednocześnie wspinając się na palce, by patrzeć mu w oczy. — Amelie śpi, więc możemy robić co chcemy, a ty po tak ciężkim dniu pracy zasługujesz na mały relaks. — uśmiechnęła się znacząco, jednocześnie namacawszy rozporek mężczyzny.
— Kochanie... — jęknął brunet widząc jak kobieta pomalutku opuszcza się by finalnie klęknąć na podłodze. — Jestem śpiący. — powiedział w końcu stanowczo mając nadzieje, że to poskutkuje. Ta jednak nie zareagowała, spuszczając jego spodnie. Co to miało być? Przecież Dallon wyraźnie sygnalizował, że nie ma ochoty na stosunek seksualny. Czy to był już gwałt?
To było nie dopuszczalne. Za każdym razem gdy tylko on sam starał się jakoś zapoczątkować jakiś bliższy kontakt, ta obruszała się, że małżonek nie szanuje jej zdania i zmusza do seksu. A teraz co się działo? Przecież to była hipokryzja z jej strony!
Brunet spojrzał w dół na Breezy, która w najlepsze pocierała jego członka, starając doprowadzić go do erekcji jednak na próżno.
— Jestem na prawdę śpiący. — Weekes już zirytowany po prostu odsunął się od dziewczyny, zmierzając do ich wspólnego łóżka. Kompletnie nie przejął się brunetką, dalej zdezorientowaną, która klęczała na podłodze. — Dobranoc. — skwitował, wsuwając się pod kołdrę i odwracając się na bok by w końcu zasnąć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro