13
— No dobrze... — Dallon zamknął oczy czując, że źle postępuje, jednocześnie odsuwając się od chłopca, który zadowolony aż zapiszczał, że szczęścia.
— Fajnie — uśmiechnął się uroczo — zrobić napijesz się herbaty? — poprawił swoją spódniczkę
— Może być —odpowiedział matematyk — bez cukru — dopowiedział, gdy brunet wychodził już z pokoju.
— Okej, a wolisz Earl Grey czy Madras? — zapytał Ryan.
— Madras, nie parz za długo, chcę jeszcze pospać dzisiaj. — rzucił to dla rozluźnienia trochę atmosfery przez co Ryana lekko zakuło. Myślał, że nauczyciel będzie chciał wykorzystać to, że są sami i mają pełną swobodę. Weekes natomiast postanowił sobie, że nie da sobie wejść na głowę więc uznał, że mimo wszystko będzie trzymał młodszego na dystans i może po czasie uda mu się go zdominować po całości.
Po ośmiu minutach wrócił z parującym kubkiem napoju bogów. Nauczyciel uśmiechnął się tylko półgębkiem i przyjął kubek od Ryana. Ten także się uśmiechnął.
— Smakuje Ci? — zapytał go po długim łyku.
— Oh... — to pytanie wyrwało go z rozmyśleń — tak, jest w porządku
Popijając gorący napój młodszy zaczął się zastanawiać jak mógłby zacząć rozmowę na temat tej relacji, o której tak często myślał. Problem tkwił w tym jednak, że nie mógł wystrzelić z pytaniem o seks od tak jak zrobił to parę minut temu. to było zbyt nieodpowiednie. Należało raczej wymyślić coś innego i skuteczniejszego
— Więc co będziemy teraz robić? — młodszy zapytał.
— Szczerze myślałem, że ty mi powiesz... — nauczyciel wydawał się być lekko zażenowanym tą całą sytuacją. W jego głowie wciąż powstawały tylko najczarniejsze scenariusze... Przecież tyle rzeczy może pójść nie tak. Niech chociażby starszy powie coś nie tak albo będzie starał wymiksować się z toksycznej relacji, Ryan mógłby w ramach zemsty oskarżyć go o molestowanie czy nawet gwałt... Do tego nie mógł dopuścić. Breezy by tego nie przeżyła, zresztą nie mógł zostawić jej samej z dzieckiem.
— Przejrzałem pana komórkę... — przyznał się Ryan, wreszcie widząc, że ta cisza do niczego ich nie doprowadzi. — Stąd wiem, że kręcą pana chłopcy tacy jak ja — dodał doskonale orientując się, że wchodzi na niebezpieczne wody. Nie miał zielonego pojęcia jak starszy może zareagować. Można było by uznać, że oprawca bał się teraz o wiele bardziej niż sama ofiara.
— Ty co zrobiłeś? — nauczyciel otworzył szerzej oczy. — Kiedy? — uznał to za bardziej odpowiednie pytanie.
— Jakiś czas temu, ale spokojnie — położył nieśmiało dłoń na jego kolanie — patrzyłem tylko na historię wyszukiwania — mówił to zupełnie spokojny. Jak rasowy socjopata, nie odczuwający strachu, lecz teraz wszystko w jego wnętrzu go rozsadzało. Znowu zapadła okropna cisza.
— Jak mam być spokojny, kiedy ty gówniarzu rozpieprzasz mi teraz życie — ze wściekłości aż wstał, nie mogąc znieść tego wszystkiego. — Kurwa!
Po kolejnych paru chwilach ciszy jaka zapadła po tym wybuchu, podczas której ta dwójka jedynie bezczynnie gapiła się na siebie, emocje pomalutku opadały razem z kurzem. A do Dallona zaczęło docierać, że może nie był to najlepszy dobór słów, biorąc pod uwagę jego sytuację...
Skarby moje... ja przepraszam, bo ja musiałam paznokcie pomalować. Skończę to. Obiecuje!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro