11
— I to co? Tyle? — Brunet odsunął się, jakby zdegustowany, wycierając swoje usta w rękaw białej bluzki.
— A czego ty się spodziewałeś? — Sarah skrzywiła się lekko na jego słowa — Fajerwerków? — Ironicznie podniosła brew.
Ross zacmokał kilka razy, chcąc od nowa złapać swój smak śliny.
— Myślałem, że całowanie jest czymś fajniejszym — Wyznał szczerze. Rozejrzał się po swoim pokoju, po czym wstał siadając metr dalej na łóżku.
— Pewnie gdybyś całował się z kimś, kto ci się podoba to było by to coś wow — Dziewczyna jedynie wzruszyła ramionami, robiąc dokładnie to samo co jej towarzysz.
— Usta pana Weekesa muszą być idealne... — Rozmarzył się, by następnie z impetem wręcz rzucić się na materac łóżka, niemal zahaczając głową o ścianę. — Ile bym dał by go pocałować... — czuł teraz jak gdyby wpadł w pewien rodzaj mantry. Jeden moment, zaledwie parę sekund przedstawiający pocałunek złożony na ustach swojego nauczyciela,teraz zapętlał w głowie.
— Najpierw on musi zwrócić na ciebie uwagę — Od razu ostudziła jego zapał. Dalej wymysły swojego przyjaciela wdawały się być jej bardzo nieprawdopodobne i wręcz niemożliwe do spełnienia.
Ryan zacmokał niezadowolony. To chyba był najtrudniejszy warunek do spełnienia - aby Dallon zwrócił na niego uwagę większą niż na pozostałych uczniów i żeby, przede wszystkim, był czymś zainteresowany. Na to akurat Ryan nie miał najmniejszego wpływu. Mógł, co najwyżej modlić się w duchu, by jego marzenie się spełniło i wreszcie jego, jak uważał, miłość życia da choćby najmniejszy znak. Wtedy Ross miałby już pewność, że może działać i przystąpić do rozkochiwania w sobie nauczyciela.
— Spróbujmy jeszcze raz. — Poprosił Ryan, podnosząc się do pozycji siedzącej i obracając się w ten sposób, by patrzeć Sarah w oczy.
— Ciesz się, że masz taka dobrą przyjaciółkę, która zgodziła się nauczyć cie całować. — Dziewczyna położyła dłonie na jego policzkach, śmiejąc się. Kiedy tylko Ryan wyszedł z inicjatywą, by ta mu pomogła myślała, że chłopak żartuje, jednak myliła się. Ross był zdeterminowany do tego stopnia, by oddać swój pierwszy pocałunek przyjaciółce i nie wyjść na totalnie niedoświadczonego przed Weekesem.
— Już nie przedłużaj — Niecierpliwił się, zamykając oczy i czekając, aż dziewczyna wykona pierwszy ruch. Umówili się, że Sarah w pewien sposób przejmie rolę 'faceta' i będzie dominowała nad brunetem.
W końcu i szatynka zamknęła oczy, by chociażby zachować pozory normalnego pocałunku. Wyobrażała sobie teraz, że na miejscu Rossa jest nie kto inny jak idealny pod każdym aspektem nauczyciel WF-u. To w pewien sposób pozwalało jej się skupić i nie zwrócić dzisiejszego śniadania.
— Ryan do cholery, wołam cie już dru...
Ktoś niepowołany znalazł się w pomieszczeniu. Ktoś kogo nie powinno tam być.
— Mamo — jęknął Ryan, widząc nieproszonego gościa, stojącego w drzwiach i przyglądającego się nastolatkom z szeroko otwartą buzią — ile razy ci mówiłem, abyś pukała zanim wejdziesz.
Oboje noszący nazwisko Ross mierzyli się teraz wzrokiem. Przez moment trwała niema walka między tą dwójką, zagłuszana jedynie chichotem ze strony dziewczyny widocznie rozbawionej tym wszystkim.
— Hej Sarah kochanie — Kobieta oderwała wzrok od syna, skupiając się teraz na gościu — Twoja mama już wyzdrowiała? — zagadnęła, jakby chcąc zatuszować to w jak złym momencie weszła.
— Ym — szatynka wytarła rękawem bluzy swoje usta, po czym od razu spoważniała — Tak proszę pani — posłała jej promienny uśmiech — Miałam też przekazać podziękowania za pyszne ciasto. — dodała, ukradkiem zerkając na Ryana, który teraz lekko zirytowany tarmosił róg swojej spódniczki.
— Ah nie ma za co. — Również odwzajemniła uśmiech. — Będę niedługo wychodzić — zwróciła się teraz do syna — Pan Weekes będzie za jakąś godzinę, wiec się szykuj i skończ się wygłupiać. Nie narób mi wstydu. — Zganiła go, nawiązując do jego obecnego dosyć nadzwyczajnego ubioru. Ross specjalnie wybrał na dzień dzisiejszy, czyli prywatnych korepetycji, pudrową spódniczkę na zakładki, białe podkolanówki, które pożyczyła mu Sarah i jakiś białą bluzkę pasujący do reszty ubioru.
Obydwoje zanim się spostrzegli ponownie znaleźli się sami w pokoju.
— Lepiej to zdejmij przed przyjściem Weekesa. — Sarah podniosła się z łóżka, iż i tak miała się już zacząć zbierać do domu.
— Zdejmę to, ale dopiero jak on przyjdzie. — Ryan zagryzł wargi, zaczynając się śmiać ze swojego własnego żartu, jak opętany.
— Jesteś zdrowo stuknięty lub napalony. — Dziewczyna strzeliła mu otwartą dłonią w czoło, również zaczynając się śmiać. — Spadam bo muszę jeszcze ćwiczyć przed konkursem muzycznym. Jutro mam, więc wiesz. — Zaczęła zbierać swoje rzeczy, by aby na pewno niczego nie zapomnieć. — W szkole mi wszystko opowiesz ze szczegółami. — raczej oświadczyła niż poprosiła — powodzenia — Rzuciła jeszcze, a dostając od chłopaka porozumiewawcze kiwnięcie głową wyszła z jego pokoju, by następnie udać się do wyjścia. Ryanowi, który był teraz jedyną żywą osobą, znajdującą się w domu pozostało tylko czekać na przyjście swojej miłości, by móc zrealizować swój plan.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro