Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10

Phasma lubiła bycie kapitanem. Lubiła dowodzić. Lubiła, gdy to inni wykonywali jej rozkazy. Ale w tym wszystkim najbardziej tęskniła za działaniem w terenie. Za strzelaniem i za prawdziwą akcją. Więc nie mogła ukryć uśmiechu zadowolenia, który pojawił się na jej twarzy, gdy rebelianci zaczęli bezpośredni ostrzał mostka. Bo już pomijając samą frajdę, jaką sprawiała jej walka, to do tej pory atak na centrum dowodzenia ćwiczyła jedynie ze swoimi szturmowcami w centrum symulacji, bo nikt nie był na tyle głupi, by faktycznie je atakować.

Znaczy, do tej pory nikt nie był na tyle głupi. Ale Ruch Oporu zdawał się przekraczać i te granice.

Więc ciągnąc Huxa za sobą, schowała się za najbliższą konsolą, dobywając blastera. I w tym całym skupieniu prawie nie zauważyła, że Hux skrzywił się mocno, z ociąganiem podnoszą się z ziemi i siadając obok niej.

Na moment skupiła się na rudowłosym, ignorując huki strzałów nad głową.

- Jesteś ranny?- zapytała, by potwierdzić swoją teorię.

Bo do tej pory głębsze emocje widziała u Huxa tylko, gdy łączyły się one z jakimś rodzajem odczuwanego przez niego bólu.

- Powiedzmy.

A słysząc niemrawą odpowiedź Kapitana, zrozumiała, że i tym razem się nie myliła.

- Powinien cię obejrzeć droid medyczny.

- Jesteśmy pod ostrzałem, Phasma.

- Gdybyś mi nie powiedział, nie zorientowała bym się.

- Właśnie mam wrażenie, że się nie zorientowałaś. Inaczej chyba byś tego nie proponowała, racja?

- Jesteś strasznie prostolinijny.

- Dzięki.

Phasma zauważyła, że to była ich pierwsza, luźniejsza konwersacja, jaką mieli. I właśnie za to też kochała walki. Pokazywały prawdziwą naturę ludzi. I choć Phas już od dawna miała wrażenie, że jedyną rzeczą, która potrafiła wzbudzić u Armitage'a lęk był jego ojciec, to nigdy nie była tego pewna. Ale teraz, widząc, że będąc pod ostrzałem jakiejś starej broni, Hux zachowywał kompletny spokój i pomimo postrzału, wyjął z kabury blaster, następnie przekładając go do lewej ręki, zrozumiała, że faktycznie rudowłosy nie bał się potyczki. To sprawiło, że polubiła go odrobinę bardziej.

A sam fakt, że Hux będąc praworęcznym zdecydował się strzelać lewą ręką oznaczał mniej więcej tyle, że to właśnie jego prawą kończynę obejmował uraz.

Więc ociągając swój atak jeszcze trochę, za pomocą datapada przywołała droida medycznego. W końcu, gdyby Kapitan stracił przytomność, nie miałby kto dowodzić. Chcąc nie chcąc, musiała postawić go na nogi.

A gdy to już załatwiła, z prawdziwą rozkoszą wychyliła się zza konsoli i oddała jeden strzał, od razu pozbywając się jednego z terrorystów. Przez chwilę śmiało prący do przodu rebelianci rozproszyli się, próbując uniknąć laserowych strzałów Kapitan.

Ach, czując chłód wody wpływającej pomiędzy jej chromowaną zbroję, słysząc huki strzałów, widząc ogólny popłoch oficerów, poczuła, że żyje. To było jej środowisko. W takich sytuacjach odnajdywała się najlepiej. Dlatego nie spieszyła się. Nie chciała zabijać wszystkich od razu. Wspominając słowa Huxa, już nawet zaczęła wyobrażać sobie, jak po skończeniu się amunicji, przerażeni rebelianci zaczynają zastanawiać się, co dalej mają zrobić, a ona powoli do nich podchodzi, gołymi rękoma pozbywając ich nic niewartego życia. Tak. Podobała jej się ta wizja.

I gdy blondynka odpłynęła w swój własny świat destrukcyjnych fantazji, Hux chwycił za datapada, od razu wydając odpowiednie rozkazy oficerom wewnętrznym i dowódcom odpowiednich brygad. W końcu, bez ochrony mostka faktycznie potrzebowali wsparcia oddziałów szturmowych z zewnątrz. W dodatku, będący pod ostrzałem oficerowie artyleryjni nie byli w stanie prowadzić ostrzału na wrogie jednostki, co też wpływało na przebieg walk w przestrzeni. Więc odrobinę wysilając umysł, Hux zmienił taktykę kontrataku, dostosowując ją do rozwijającej się sytuacji. 

Po wydaniu najważniejszych rozkazów, rozejrzał się, próbując rozeznać się w sytuacji na samym mostku. Od razu dostrzegł kilka ciał jego oficerów leżących na linii ognia, którzy nie zdążyli się schować. Inni, mający broń, próbowali odeprzeć atak, ale nie byli tak wprawnymi strzelcami, jak szturmowcy. Bo i wcześniej nie musieli być. Jeszcze inni, którzy zazwyczaj nie nosili przy sobie żadnych blasterów, po prostu siedzieli skuleni w swoich lożach, kryjąc się i modląc o przeżycie. Przez to dopiero z opóźnieniem rudowłosy dostrzegł schowanego za inną konsolą Kylo Rena.

Był to dziwnie niepasujący mu widok. Wcześniej ochoczo walczący Rycerz teraz chował się tak, jak inni. I dopiero po dłuższej chwili Armitage zorientował się, co to spowodowało.

Gdy tylko Mistrz Zakonu Ren odpalił swój miecz i spróbował wyjść z kryjówki, broniąc się krwiście czerwoną klingą, zauważył, że pociski po prostu przez nią przechodzą.

I choć Kylo to przewidział, i tak musiał to sprawdzić. W końcu, był świadomy, że miecz świetlny był skuteczny w walce przeciwko broni laserowej. Ale stalowe pociski po prostu przez niego przelatywały.*

Spodziewał się też jeszcze jednej rzeczy, ale i ją musiał najpierw potwierdzić. Odbezpieczył więc hełm, po chwili ściągając go z głowy i od razu poczuł, jak mokną mu włosy. Wystawił część swojej zbroi poza konsolę i nie musiał długo czekać, by poczuć strzał. Gdy przybliżył do siebie hełm, zauważył w nim dziurę po naboju. Po chwili w jego dłoni znalazła się też złota łuska, która została w jego wnętrzu.

No tak. Nowoczesna zbroja chroniła przed cywilizowaną bronią. Nie przed wykopaliskami archeologicznymi z planety zewnętrznych rubieży.

Spojrzał jeszcze na Kapitan Phasme, która mając identyczny typ zbroi, co Ren, zdawała się nie przejmować tym, że nagle ich pancerze były bezużyteczne. Choć z drugiej strony, nie wiedział nawet, czy kobieta była tego świadoma.

Za to on zaczął być bardzo świadomy tego, że wiele osób po raz pierwszy zobaczyło go bez maski. W tym i Hux, który bez oporów wpatrywał się w Rycerza.

To nie tak, że czarnowłosy był wstydliwy. Ale faktycznie nie był pewien, jak powinien zareagować na te nagłe zainteresowanie jego osobą. Bo i praktycznie od razu wyczuł emocje innych oficerów. Praktycznie każdy z nich dostrzegł tylko to, że Kylo był młody. A to mogło znacznie wpłynąć na szacunek, który tak skrupulatnie budował.

I choć sam Hux w to nie wierzył, miał wrażenie, że wielki Mistrz Zakonu Ren o aparycji nastolatka nagle zdawał się być... zagubiony. Nie był pewien, co to powodowało. Ale odniósł wrażenie, że chodziło o bezużyteczność jego miecza świetlnego.

- Ren!- zawołał rudowłosy, próbując przekrzyczeć panujący wokół harmider. Gdy jednak Rycerz nie zwrócił na niego uwagi, spróbował ponownie.- Mistrzu Ren!

Tym razem mężczyzna go usłyszał, zwracając ku Huxowi przeszywające spojrzenie czarnych oczu. Przez to Armitage zaczął zastanawiać się, czy aby na pewno nie chodziło tu o pominięcie przez rudowłosego rangi mistrza w poprzednim wywołaniu.

- Weź się w garść!- kontynuował pewniej.- Jesteś czymś więcej, niż swoim mieczem świetlnym! Jesteś Mistrzem Zakonu Ren! Przyciągnij sobie jakąś broń i strzelaj! Umiesz strzelać?!

Dawanie rad komukolwiek nigdy nie było ulubionym zajęciem Huxa, ale tym razem czuł, że bez tego całego profesjonalnego sprzętu obok, Kylo stał się po prostu członkiem jego załogi. Więc i za niego nagle stał się odpowiedzialny.

Choć wciąż nie mógł wyjść z zadziwienia, że Rycerz miał długie włosy. Że Kylo Ren miał długie, czarne włosy wiecznie schowane pod maską. W końcu, Kapitan był przyzwyczajony, że każdy szturmowiec i oficer Najwyższego Porządku miał krótką fryzurę. Takie były zalecenia. I to nie tak, że dużo myślał o Rycerzu. Ale faktycznie, zdecydowanie nie tak go sobie wyobrażał.

Sam Kylo natomiast nie był pewien, jak odebrać słowa Huxa. Doskonale wiedział, że jego zdolności wykraczały daleko poza wymachiwanie mieczem świetlnym. Poczuł się urażony, że został tak płasko oceniony. Ale nie zamierzał tego komentować.

Jeszcze to pytanie, 'umiesz strzelać'?

Och, umiał, i to jak.

Będąc synem Hana Solo nie dało się nie umieć strzelać. Jego ojciec przyciągał kłopoty prawie z taką samą wprawą, z jaką Kylo przyciągał kretynów. Na jego nieszczęście, akurat w opinii Rycerza była to jedna z nielicznych rzeczy, w której był lepszy od ojca.

Dlatego też postanowił, że udowodni tym wszystkim żenującym istotom niższym, że nie bez powodu to on dowodził Zakonem. I nie bez powodu nosił miano ucznia Snoke'a.

Był najlepszy.

Więc faktycznie dzięki mocy przyciągnął do siebie karabin blasterowy i wychylając się zza konsoli, od razu oddał kilka celnych strzałów, przeliczając przy tym wrogów i ich rozmieszczenie.

A gdy to zrobił, Hux kompletnie stracił nim zainteresowanie. I dopiero przez to do Kylo dotarło, że być może ta cała uwaga skupiona na nim nie wzięła się z braku maski, a braku działania z jego strony.

Więc przecierając płynące mu do oczu krople, ponownie wychylił się, oddając kolejne strzały. Od razu zorientował się, że wrogów przybyło. Czyli faktycznie mieli na pokładzie niemałą grupę samobójców.

Mimowolnie przypomniał sobie, jak jeden z nich zwyzywał Huxa od rudych kurew. Z trudem powstrzymał parsknięcie śmiechem. I gdy już miał ponownie zacząć atakować, zmarszczył lekko brwi, widząc droida medycznego niespiesznie jadącego w ich kierunku. Przez chwilę uznał to za zmyłkę i chciał zestrzelić robota, nim ten dotrze do celu. W ostatniej chwili przed naciśnięciem spustu powstrzymała go świadomość, że przecież to sam Hux dał się postrzelić. Więc to pewnie do niego owy droid zmierzał.

Kylo zrozumiał, że znów miał rację, gdy robot, któremu jakimś cudem udało się przemierzyć całą odległość od zniszczonej śluzy do konsoli, za którą chował się Kapitan, zatrzymał się przed rudowłosym.

A Hux, widząc droida, który nagle pojawił się znikąd i zaczął skanować jego ciało, warknął zirytowany pod nosem, patrząc z zawiścią na Phasme. Doskonale wiedział, że to zajęta walką blondynka wezwała pomoc, choć wcale o nią nie prosił.

Minęła dłuższa chwila, nim kobieta zorientowała się, że Kapitan na nią patrzy.

- 'Nie ma za co' wystarczy - mruknęła, ponownie celując, tym razem w przestrzeń obok terrorystów.

- Nie mam za co ci dziękować - warknął rozdrażniony rudzielec.

- Masz. Nie myślisz logicznie. A w twoim przypadku, to już objaw - odpowiedziała spokojnie, spoglądając na mężczyznę siedzącego obok. Nie spodziewała się po nim innego komentarza.

I Armitage naprawdę chciał jej odpyskować. Ale w tej samej chwili droid medyczny przystawił do jego twarzy maskę z wziewnymi lekami przeciwbólowymi. Starając się więc zapanować nad gniewem, wywrócił tylko oczyma, oddychając głęboko i miarowo.

A chwilę później zauważył toczącą się niedaleko niego migającą kulkę.

- Szlag - warknął pod nosem, zrywając się i odskakując na bok, chcąc uniknąć wybuchu bomby, która została zdetonowana zdecydowanie zbyt blisko niego.

Pech chciał, że przez siłę odrzutu wylądował odrobinę za rozerwaną na pół konsolą. W tej samej chwili, w którym poczuł przeszywający ból postrzału w lewym boku, ktoś wciągnął go z powrotem za osłonę.

Oczywistym było, że tym kimś mogła być tylko Phasma, ale Hux wolał nawet o tym nie myśleć.

Dusząc w sobie jęk, usiadł na poprzednim miejscu i przymknął oczy, nie będąc w stanie nawet się odezwać.

Cholera, dlaczego to zawsze trafiało na niego?

- Żyjesz?- usłyszał z boku spokojne zapytanie Phasmy.

- Tak - odpadł jedynie, rozchylając powieki.

I zaczynam tego żałować.

Coraz trudniej było mu ukryć to przed samym sobą, ale był już tym wszystkim dogłębnie zmęczony. A przeszywający chłód, który zastąpił rozlewające się po jego ciele ciepło, wymusił cichy pomruk z jego gardła.

Próbując więc odciągnąć swoją uwagę od dreszczy, które chciały zawładnąć jego ciałem, ponownie zmusił się do otworzenia ciężkich powiek, by przeskanować otoczenie. Bo bez względu na to, jak się czuł, dalej był dowódcą. Musiał być.

A gdy dostrzegł obok siebie resztki droida, wpadł na pewien pomysł. Biorąc się w końcu w garść, wyjął z cholewki buta wibronóż, który zawsze miał przy sobie na awaryjne sytuacje i za jego pomocą wyswobodził z uszkodzonej obudowy pojemnik z gazami medycznymi. Jednym ciosem w reduktor rozszczelnił go, słysząc przeciągły syk uciekającego z wnętrza powietrza.

- Phas - mruknął jeszcze, zwracając na siebie uwagę blondynki.

- Jasne - odpowiedziała mu, od razu rozumiejąc, co rudowłosy chciał zrobić.

Więc gdy ten wyrzucił za siebie butlę, blondynka zaczekała, aż ta wyląduje w pobliżu rebeliantów, by jednym, celnym trafieniem doprowadzając do jej detonacji.

Krzyki i jęki cierpiących robaków były niczym muzyka dla uszu rudowłosego. Zaśmiał się pod nosem.

- Dobry strzał - pochwalił, spoglądając na Kapitan siadającą obok.

- Dobry pomysł - odparowała.

- Jak myślisz, za ile skończy im się amunicja?

- Przy tej częstotliwości strzelania, pewnie w przeciągu kilku minut - przewidywała kobieta i rozprostowując przed sobą nogi, po prostu wystawiła sam karabin poza obręb konsoli, strzelając na oślep. Nie musiała trafić. Wystarczył jej fakt, że wzbudzała w rebeliantach wrażenie trwającego kontrataku.

- Palisz?

Spojrzała z minimalnym zaskoczeniem na rudowłosego Kapitana.

- A masz?

Hux nie odpowiedział, zamiast tego wyciągną z bocznej kieszeni srebrną papierośnicę i odwracając ją do góry nogami, tak, by chronić papierosy przed deszczem, otworzył ją. Zgarnął jeszcze zapalniczkę żarową z tej samej kieszeni, częstując używką najpierw blondynkę, a potem samemu wsadzając papierosa do ust i podpalając go, pomimo strug wody otaczających ich twarze.

Zaciągnął się dymem, następnie chowając używkę pod dłonią. Rzucił jeszcze okiem na Phas zdejmującą swój hełm, by pojąć, że kobieta musiała już wcześniej palić. W końcu, gryzący dym nie wywołał u niej żadnej reakcji.

A wyczuwając na sobie czyjeś spojrzenie, Hux rozejrzał się dookoła, w końcu zatrzymując wzrok na Renie.

To nie tak, że Armitage go jakoś szczególnie nie lubił. Ale przed tymi atakami jakoś łatwiej było mu znosić jego obecność, głównej przez fakt, że jeszcze wtedy Rycerz mógł skupiać swoje niezadowolenie na Terecu, nie Huxie. Ale teraz, nie dość, że powoli zaczynał być już obojętny na otaczający go chaos, to uznał, że lepiej mieć w Renie sojusznika, niż wroga.

Bo już pomijając jego zdolności interpersonalne, rudzielec był mistrzem w atakowaniu z przyczajenia.

I właśnie zamierzał się przyczaić.

Wyciągnął w kierunku Rycerza papierośnicę, werbalnie proponując mu jednego. Nie myślał, że się zgodzi.

A jednak.

Czarnowłosy, tylko na moment patrząc na rebeliantów, wystrzelił serią z karabinu w ich stronę, następnie przeskakując za konsole do Huxa i Phasmy, robiąc w międzyczasie efektowny obrót. Gdy wylądował obok nich, blondynka włożyła papierosa do ust i zaklaskała raz w dłonie, jakby w parodii chwaląc Rycerza za sztuczkę gimnastyczną.

- Gdzie się tego nauczyłeś, primabalerino?- rzuciła kobieta, po chwili znów zaciągając się dymem.

- Od twojej matki - odparł równie zdawkowo Kylo, jednocześnie przejmując od Huxa papierośnicę.

Doceniając absurd tej scenerii, Armitage nie mógł nie prychnąć pod nosem.

- Jaki dalszy plan?- zapytał Ren, zapalając papierosa od miecza świetlnego.

To z kolei sprawiło, że Hux z niedowierzaniem pokręcił głową. Tak, Kylo Ren zdecydowanie nie mógł mieć więcej, niż dwudziestu lat. Żadna normalna osoba dorosła nie zrobiła by czegoś tak pretensjonalnego.

- Czekamy, aż skończy im się amunicja i zaczynamy polowanie - zamiast rudowłosego Kapitana, odpowiedziała blondynka.

A Kylo tylko pokiwał z uznaniem głową.

- Podoba mi się - odparł, następnie unosząc swój karabin i znów wystrzelił serią z blastera, również strzelając na oślep.

Rebelianci odpowiedzieli zmasowanym atakiem, co ani trochę nie wzruszyło trzech wojskowych palących za konsolą.

- Jak ręka?

Hux mimowolnie spojrzał po sobie. Dalej nie widział nawet śladu krwi na czarnym, mokrym mundurze. Poza tym, teraz bardziej, niż ramię, dokuczał mu przestrzelony bok.

- Przeżyję - zapewnił.- Gdzie się nauczyłeś tak strzelać?

- Bycie Mistrzem Zakonu Ren nie opiera się jedynie na władaniu mocą - Kylo nie wdawał się w szczegóły.

- A wszyscy tam macie takie wymyślne fryzury?- dodała Phasma, przeładowując broń.

- Wszyscy tutaj mają krótkie włosy?- sparował Ren, odgarniając z twarzy mokre kosmyki.

- Jak widzisz - Phasma wykonała ten sam gest, raczej w formie przedrzeźniania Rycerza, aniżeli z potrzeby.- Jeśli chcesz, ciebie też zetnę.

Kylo nie odpowiedział. Nie dlatego, że nie wiedział, co. Po prostu wyczuwając zbliżającą się postać, wsadził papierosa do ust, położył się na ziemi i wycelował w kierunku, z którego spodziewał się ataku wroga.

I choć na początku Hux jedynie zmarszczył brwi na dziwny gest czarnowłosego, to widząc, że ten strzela, a po chwili tuż obok nich padł jakiś Twi'lek, znów pokiwał z uznaniem głową.

- Podziękuję - Kylo ponownie usiadł, odpowiadając na pytanie Phasmy.

- Jak widzę, wyczuwasz, kiedy ktoś się zbliża skopać ci tyłek?- Hux mimowolnie zaśmiał się na tę możliwość.

- Zgadza się - potwierdził Kylo, po czym przechylił lekko głowę.- Wiesz, gdy spuścisz z tonu to jesteś nawet znośny.

- Mógłbym to samo powiedzieć o tobie. Ile masz lat?

Wcześniej to pytanie irytowało Kylo. Ale teraz, będąc w tak absurdalnym położeniu, po prostu uśmiechnął się z politowaniem.

- A ty?

- Dwadzieścia sześć - Ren nie spodziewał się, że Kapitan mu odpowie.

- Dałbym ci maksymalnie dwadzieścia - zakpił w żartach Kylo.

- A ja ci piętnaście, więc jesteśmy kwita - Hux nie przejął się tym przytykiem, wystawiając swój blaster poza konsolę i oddając kilka pustych strzałów.

- Blisko. Dwadzieścia dwa - sam nie wiedział, dlaczego odpowiedział. Ale jakoś będąc wśród w zasadzie rówieśników, łatwiej było mu to powiedzieć.

Spodziewał się drwin, które potem będzie mógł wykorzystać przeciwko dwójce oficerów siedzących przed nim, ale ci tylko popatrzyli na siebie porozumiewawczo, Hux z pysznym uśmiechem, Phasma z niezadowoleniem.

- Przegrałaś.

- Założyliście się o to? - Kylo od razu zrozumiał, co oznaczało zachowanie oficerów.

- Tak - rudowłosy skinął głową, zaciągając się dymem.- Ona obstawiała powyżej trzydziestu, ja poniżej.

- Miałeś szczęście - mruknęła blondynka.

A Kylo znów tylko prychnął.

- Swoją drogą...- kobieta wyrzuciła niedopałek gdzieś na bok, po czym wyciągnęła otwartą rękę do Rycerza -...Phasma.

- Kylo - odpowiedział jej czarnowłosy, ściskając dłoń wojowniczki.

A potem zwrócił się do Kapitana.

- Kylo - powtórzył, i słowa, i gest.

- Kapitan Hux - uśmiechnął się rudowłosy, ściskając dłoń Rena.

- Armitage - słysząc upominający pomruk blondynki, rudowłosy skrzywił się nieznacznie.

- Armitage?- parsknięcie samo wyrwało się z ust Kylo. Bo jakoś nigdy nie zainteresował się imieniem młodego Kapitana, ale gdy je w końcu poznał, nie dał rady powstrzymać kpiącego uśmiechu, który pojawił się na jego twarzy.

A widząc zażenowany wyraz twarzy Huxa i blaster wycelowany w swoim kierunku, Ren nawet się zaśmiał.

- Jakiś problem?- mruknął Armitage. Zawsze spotykał się z taką samą reakcją na swoje imię.

- Rodzice musieli cię nie lubić - stwierdził bezmyślnie Rycerz, a widząc prawdziwy żar w oczach rudowłosego, zrozumiał, że nieświadomie musiał go mocno urazić. A więc i stwierdzić fakt.

- Na szczęście twoja matka uważa, że jestem całkiem miły - sparował ironicznie rudowłosy.

- A skoro już o Komendancie mowa...- Phasma wtrąciła się w wymianę zdań dwójki mężczyzn.- Namyśliłeś się już?

- Odnośnie?- patrząc na blondynkę, Hux znów przybrał luźny, choć nieco zimny ton.

- Mojej propozycji.

- Później o tym porozmawiamy - odmruknął jedynie, znów wyciągając blaster i strzelając do rebeliantów. Tym razem nawet celował, ale nie był w stanie trafić żadnego z nich.

- A co z Admirałem? Dawno go nie widziałam.

Phasma domyślała się odpowiedzi, mimo to, musiała o to zapytać. I choć zazwyczaj nie pytała o takie sprawy w otoczeniu innym, niż prywatnym, tym razem czuła, że każde z nich chciało tego samego.

Więc Hux wyjął kolejnego papierosa, podając używkę dalej.

- Próbował uciec - mruknął tylko.

- Zabiłeś go?- głos kobiety pobrzmiewał niezadowoleniem i Kylo myślał, że ta faktycznie przywiązała się do tego starego durnia. Na szczęście, już po chwili blondynka cmoknęła, kręcąc głową.- Ja chciałam to zrobić.

- W zasadzie to ja też - przyznał Kylo, odpalając kolejnego papierosa.

- Pierwszy - takiego komentarza Kylo też się nie spodziewał.

- I chyba nie ostatni - mruknęła Phasma, uśmiechając się w skrycie drapieżny sposób.

- Nie to miałem na myśli - prychnął jakby rozbawiony rudzielec, a gdy blondynka lekko szturchnęła jego ramię, dalej rozbawieni popatrzyli po sobie porozumiewawczo. I Kylo nie do końca wiedział, o co chodziło, ale domyślał się, że miało to związek z tym całym Komendantem, kimkolwiek by nie był.

- Hej, Hux - słysząc swoje nazwisko z ust Rycerza, Kapitan znów spojrzał w jego kierunku.- A gdzie tak w ogóle jest ochrona mostka?

Armitage przez chwilę nie odpowiadał. Nie chciał przyznawać się do błędu, a zrezygnowanie z ochrony zdecydowanie tym błędem było. Choć wtedy nie miał prawa o tym wiedzieć.

- Byli bardziej potrzebni we wsparciu ostrzałowym. Klasyczna taktyka generalska uczona w Akademii. I tak nie zrozumiesz.

- Mhm - odmruknął Rycerz.- Następnym razem po prostu schowaj swoje kruche ego do kieszeni, sir - wytknął Kylo tylko w ramach wewnętrznego żartu.

- Jeszcze jeden taki komentarz i sam będziesz potrzebował ochrony.

Każde z nich było już tak obojętne na atak obok i tak rozbawione całą dotychczasową rozmową, że ich cichy śmiech nikogo nie zdziwił.

- Oho, już zapomniałeś, kto tu komu uratował życie i to dwa razy?

- Dolicz jeszcze moje dwa - Phasma uzupełniła wypowiedź Kylo, doskonale rozumiejąc, że ten mówił o konieczności ratowania ich Kapitana z opałów.

- Nienawidzę was - pomimo negatywnych słów, głos Huxa wyzbył się tej nienaturalnie zimnej nuty.

- Nie mów tak, Hux. Wiem, że tak nie myślisz - droczyła się blondynka.

- Och, zdecydowanie tak myślę. I myślę, że jesteście koszmarnymi ochroniarzami, skoro i tak mnie postrzelili.

- To nie tak, że cię postrzelili, Hux - tym razem to rozbawiony głos Kylo zwrócił uwagę rudzielca.- Po prostu czasem trzeba ci przypomnieć, kto tu kogo potrzebuje.

Te słowa też wywołały śmiech Kapitan Phasmy i Armitage nawet nie miał jej tego za złe. Bo to nawet Renowi wyszło. Więc nie komentując jego przytyku, po prostu rzucił w kierunku Rycerza swoim papierosem.

A gdy nagle przestrzeń wypełniły wzmożone krzyki rebeliantów i dodatkowa salwa laserowych naboi, Hux nie musiał się nawet wychylać, by zrozumieć, że jego szturmowcy przybyli.

______________________________________________
* Zgodnie z zasadami fizyki, faktycznie naboje z 'naszej' broni palnej powinny przelatywać przez lasery mieczy świetlnych i tym podobnych.

A. J. Hallen

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro