rozdział 8
Gavi
Nie miałem ani trochę po drodze. Moja deklaracja oznaczała, że będę musiał wstać dużo wcześniej, ale gdybym jej to powiedział, to nigdy, by się nie zgodziła, a musieliśmy robić wszystko, by ludzie nam uwierzyli. Dlatego też od razu jak wróciłem do domu, położyłem się spać, żeby jutro wstać wypoczęty.
*
Nie przywykłem do wstawania o takich godzinach. Nie piłem kawy, ale wyjątkowo musiałem to rano zrobić, bo chyba bym zasnął na stojąco. Podjechałem pod jej mieszkanie. Ta mała żmija wczoraj specjalnie kazała mi stanąć dalej od swojego domu. Na szczęście wypatrzyłem, że są tu miejsca parkingowe i mogłem na nią tu poczekać. Napisałem jej, że czekam na parkingu obok jej domu i pozwoliłem sobie na chwilę zamknąć oczy. Po jakichś pięciu minutach usłyszałem otwieranie się drzwi, więc uchyliłem powieki.
- Cześć.- Powiedziała.- Twój strój.
Wyglądała na zmęczoną. Na pewno wczoraj nie miała, aż takich worów pod oczami, ale postanowiłem tego nie komentować.
- Dzięki.- Wziąłem od niej dresy i rzuciłem na tylne siedzenie. Odpaliłem samochód.- I cześć. O której dziś kończysz?
- Hm?
- Do której masz zajęcia?
- Do 15.
- Okej, przyjadę po ciebie.
- Na pewno? Nie musisz codziennie tego robić.
- Przyjadę.
- Skoro chcesz.- Wzruszyła ramionami, ale widziałem, że mimo wszystko ucieszyła ją moja deklaracja. Zaparkowałem tam, gdzie wczoraj.
- Dzięki.- Mruknęła.- Cześć.
- Cześć.
Jeszcze chwilę wpatrywałem się w oddalającą się sylwetkę dziewczyny, aż w końcu włączyłem się do ruchu. Pod ośrodek treningowy zajechałem prawie godzinę później. Durne korki w piątek. Na miejscu byli już moi przyjaciele, więc do nich dołączyłem.
- A ty co, chciałeś się wyróżnić i, dlatego włożyłeś inne dresy?- Zapytał ze śmiechem ansu.- sława uderzyła ci do głowy.
- Zalałem ją rano herbatą.- Wypaliłem bez zastanowienia.
- To bardziej brzmi jak zachowanie mojej kuzynki.
- Widzisz już nie służy mi ten udawany związek, bo przejmuję jej zachowania.- Odpowiedziałem i na szczęście już zaczęliśmy trening, więc nie mogliśmy kontynuować rozmowy.
*
Po powrocie z treningu, miałem jeden plan: Położyć się spać i leżeć tam do rana. Najpierw jednak musiałem odebrać pewną brunetkę z uczelni, a to oznaczało czekanie. Mogłem nie mieszkać na obrzeżach miasta.
- Jak chcesz, to możesz pójść do mnie, nie będziesz musiał się włóczyć po mieście.- Powiedział Fermin. Właściwie to miał rację.
- Zazdroszczę Ci, że nie popełniłeś tego błędu co ja. Do dziś się zastanawiam po co mi było mieszkanie na obrzeżach.
- To nie możesz po prostu poszukać czegoś nowego? Na przykład moi sąsiedzi się wyprowadzają.
- Polubiłem już to miejsce. Byłoby mi się ciężko wyprowadzić. Wiem, to głupie.
- Nie, czemu?
- Nie wiem, dobra widzimy się u ciebie.
Miałam nadzieję, że będzie, gdzie zaparkować. Ogromnym plusem mojego mieszkania było to, że prawie zawsze było miejsce parkingowe, a u Fermina prawie zawsze go nie było. Nie myliłem się. Wszystkie miejsca parkingowe były zajęte, ale w końcu miałem takie szczęście, że ktoś wyjechał i ja mogłem sobie stanąć na tym miejscu. Wysiadłem i rozprostowałem kości. Lubię prowadzić auto, ale chciałbym mieć wykupiony jakiś bon, by zawsze mieć zagwarantowane miejsce parkingowe, bo czasami to jest istna tragedia.
- Czekałeś na mnie?- Spytałem, bo mój przyjaciel stał przed blokiem.
- Tak.
- Te parkingi tu to jakaś masakra.
- Wiem, lepiej chodź szybko, bo już jakieś laski się na ciebie patrzą, a mi się nie chce później ich odpędzać.
Weszliśmy do środka i wjechaliśmy windą na 8 piętro. Od razu po przekroczeniu progu mieszkania, rzuciłem się na sofę, a Fermin poszedł nastawić wodę na herbatę.
- Gramy?- Spytałem wyciągając pada.
- Zdecydowanie tak. Włącz, a ja dokończe robienie herbaty.
W końcu postawił na stoliku dwa kubki z naszą ulubioną herbatą malinową i mogliśmy zacząć grać.
- O tak.- Krzyknąłem, gdy udało mi się wbić mu gola. On przewrócił oczami.
- Jak tam twój ,, związek "?
- Ostatecznie nie ma takiej tragedii. Przynajmniej na razie.
- Poważnie?
- Yhy. Poza tym, że musiałem dziś wcześniej wstać, żeby zawieźć ją na uczelnię.
- Po co?
- Bo wszyscy muszą nam uwierzyć.
- Domyślam się, że twoja zalana bluza to też jej sprawka.
- Poniekąd.
- Nie wnikam w szczegóły, ale błagam: uważaj.
- Przecież nie zamierzam się w niej zakochać, spokojnie. Nie musisz się martwić.
- Skoro tak mówisz.
*
Podjechałem znowu pod jej uczelnię. Jak tak dalej pójdzie, to stanie się po centrum treningowym i moim mieszkaniem najczęściej odwiedzanym przeze mnie miejscem. Musiałem chwilę poczekać na brunetkę, a kiedy wsiadła od razu widziałem, że nie jest w humorze.
- Powinienem zapytać, co się stało?
- Pewnie tak, ale czy mam ochotę Ci to tłumaczyć to już nie wiem.
- Jak chcesz.
- Obyśmy szybko wszystkich przekonali, że jesteśmy razem, bo mój były nie chce dać mi spokoju.
Jak na złość ciągle coś jechało i nie mogłem stąd wyjechać.
- Nachodzi Cię?
- Ta, czekał dziś na mnie pod uczelnią i pytał się, czemu wsiadłam z Tobą do auta i, dlaczego dziś mnie tu przywiozłeś.
- I co mu powiedziałaś?
- Że to nie jego sprawa i mam prawo ułożyć sobie życie z kimś innym.
- Uwierzył, że mówisz poważnie?
- Chyba tak, bo byłam wkurzona od momentu, w którym go zobaczyłam.
Nareszcie udało mi się wyjechać.
- W dodatku, zaczął mi się okres i musiałam wszystkie wykłady przesiedzieć z bólem brzucha, bo nikt nie miał żadnej tabletki.
- Nie mogłaś pójść do domu?
- Nie chcę opuszczać zajęć, nie pokona mnie jakiś ból brzucha, poza tym jakbym wracała komunikacją, to byłoby jeszcze gorzej.
- Okej, też mam nadzieję, że szybko uda nam się ich przekonać. Możemy spróbować to zrobić już podczas jutrzejszego meczu.
- Jak? Chcesz mnie pocałować na oczach tych wszystkich ludzi?
- Dokładnie.
Pomrugała jakby była zdziwiona. Przecież to oczywiste, że musimy to zrobić.
- Wiesz co?
- Hm?
- Nie jestem przekonana, czy to taki dobry pomysł. Kiepsko sobie radzę w sytuacjach stresowych, a ta zdecydowanie będzie do nich należeć.
- Ale wiesz, że w końcu będziemy musieli to zrobić?
- Wiem, wiem, ale.
- Co?
- Nie wiem, czy dam radę.
- A co jest w tym trudnego?
- Wszystko, no bo co jeśli na przykład będę siedzieć obok jakiejś twojej fanki i ona dźgnie mnie nożem jak odejdziesz albo spadnę, kiedy będziesz próbował mnie pocałować, albo.
- Nie przesadzasz? Szanse, że to się wydarzy są nikłe.
- Ej, akurat sam mówiłeś, że jestem niezdarna.
- Ale bez przesady. Dobra, jesteśmy. Jest tu jakiś inny parking, bo tu wszystko jest zajęte?
- Jedź w lewo i tu będziesz miał całe mnóstwo miejsc.
Faktycznie tak było.
- Valeria, przestań się tak stresować.
- Łatwo ci mówić.
- Mówić może i tak, ale uwierz, dla mnie ta sytuacja też nie jest łatwa, więc nie komplikuj nam jej jeszcze bardziej.
- Dobra.
- Teraz mi powiedz, czy dasz radę to zrobić?
- Tak.
- Na pewno?
- Tak.
- Macie miejsca w trzecim rzędzie. Będziesz musiała zejść pod barierki, okej?
- Okej. To cześć.
- Cześć, czekaj.
- Hm?
Nic nie powiedziałem, po prostu na krótką chwilę znowu złączyłem nasze usta, tak by mogła to odwzajemnić.
- Następny będzie już na oczach tysięcy osób, cześć.
- Ale mnie pocieszyłeś, cześć.
Wyszła, a ja westchnąłem. Czeka mnie teraz przebicie się przez te wszystkie korki. Jak ja kocham mieszkać na obrzeżach.
Miłego dnia ❤️ 😘
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro