rozdział 5
Środa jest na szczęście dniem, w który kończymy zajęcia z Marią o tej samej godzinie. Wiedziałam, że mój kuzyn już na mnie czeka, ale ja nie zamierzałam tam iść jak menel, więc przebrałam się w top i spódniczkę. Rano nie było opcji, bym się tak ubrała, ale teraz to tylko droga do samochodu.
- Nie przesadziłam?- Zapytałam Marię, która przyglądała mi się, rozczesując swoje brązowe włosy.
- Nie, idziemy?
- Tak.
Narzuciłam na siebie kurtkę i wyszłyśmy z uczelni. Już z daleka dostrzegłam jego samochód.
- Myślisz, że chciałby po nas częściej przyjeżdżać?- zapytała Maria- To auto robi wrażenie.
-Nie wiem, zapytaj go.
- Siema.- Powiedziałam, gdy usiadłam na przednim siedzeniu.
- Hej. Błagam cię, nie rozwal mi nic w mieszkaniu.
- Jasna sprawa.
- Mówię poważnie.
Przewróciłam oczami.
- Jedźmy już.
Przez całą drogę nikt się nie odezwał. Jedynym dźwiękiem było radio, w którym leciały jakieś kiepskie piosenki. Dom, a właściwie apartament, w którym mieszkał Pedri, mieścił się na obrzeżach miasta. Ostatni raz byłam tu w wakacje. Może i zdarzyło mi się rozwalić mu kilka rzeczy, ale żeby tak od razu mi to wypominać. Wjechaliśmy windą na najwyższe piętro budynku. Maria jeszcze nigdy tu ze mną nie była, stała z szeroko otwartą buzią. Bynajmniej nie była to reakcja na 5 chłopaków, którzy siedzieli na sofach, tylko na ten przepych. Uderzyłam ją w ramię, by się ocknęła i wreszcie się to udało. Chciałam podejść bliżej, by się z nimi przywitać, ale potknęłam się o dywan i nie wywaliłam się tylko, dlatego że ktoś mnie złapał. Ktoś, a mianowicie Pablo Martin Páez Gavira. Cudownie, jeszcze nic nie zdążyliśmy ustalić, a ja już wylądowałam w jego ramionach. Stanęłam prosto i odchrząknęłam, i spojrzałam na niego, co było dość sporym błędem. Zaczęłam rozumieć, dlaczego te wszystkie dziewczyny się nim zachwycają, przynajmniej z wyglądu. Gapiłam się na niego jak debil. Nie wyglądał jakby mu to przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, drgnął mu kącik ust i dopiero ten gest mnie otrzeźwił. Odsunęłam się od niego i odchrząknęłam. Boże, co ja wyrabiam?
- To.- Zaczęłam.- Kto wpadł na też jakże genialny pomysł?
- Twój kuzyn.- Odpowiedział mi chłopak, który nadal stał przede mną. Teraz to on zaczął skanować mnie wzrokiem.
- Dobra, możemy już przejść do rzeczy? Bo nie za bardzo mam czas.
- A co ty takiego masz do roboty?- Zapytał Ferran.
- Naukę kretynie, o my się jeszcze nie znamy.- zwróciłam się do chłopaka, którego widziałam pierwszy raz.
- A właśnie, moja kuzynka Valeria, a to mój przyjaciel Fermin.
Chciałam do niego podejść i podać mu rękę albo powiedzieć głupie cześć, ale nie wyglądał na zachwyconego moją obecnością, więc nie zatracałam sobie tym dupy.
- Rozumiem, że wymieniliście Nico na niego?- wszyscy chłopacy oprócz Fermina przenieśli na mnie swój morderczy wzrok.- Co? Temat tabu? Dobra, sory, miło was wszystkich znowu widzieć.
- Z pewnością.- Odrzekł Ferran.
- Co? Nie wierzysz mi? Zresztą nieważne. To możemy wreszcie ustalić wszystko, bo raczej nikt nie jest zadowolony z mojej obecności tu.
Usiadłam na kanapie i dałam znak ręką, by Maria zrobiła to samo. Po mojej drugiej stronie siadł Gavi i doprawdy nie wiem, jak ja wytrzymam z nim w udawanym związku skoro już teraz mam ochotę się odsunąć jak najdalej od niego.
- Więc po pierwsze: To zostaje między naszą ósemką, chyba, że masz jeszcze jakieś przyjaciółki, z którymi chciałabyś się tym podzielić?
- Nie, nie mam. Nawet, gdybym miała, to nie wiem, czy bym im na tyle zaufała, sobie nie ufam.
- No to kurcze mamy kłopot, bo jak to komuś powiesz, to będę spalony.- Nie potrafiłam dokładnie określić tonu, jakim siedzący obok mnie chłopak to powiedział, ale wkurzyłam się. Powinni być mi wdzięczni, że w ogóle się na to zgodziłam.
- Dobra, jak wy to sobie w ogóle wyobrażacie?- Spytałam ich.- Aha, jeszcze nie wiecie, fajnie. Zdajecie sobie sprawę, że nie możemy tak po prostu nagle ogłosić, że jesteśmy razem, bo to będzie podejrzane?
- No tak.- Odparł Ferran.- Czasami jednak umiesz myśleć.
- bardzo zabawne.
- Jakieś propozycje jak to rozwiązać?- Zapytałam.
- Domyślam się, że ty jakąś masz.- Powiedział chłopak siedzący obok mnie.
- Nic szczególnego. Zrobimy na razie wspólne zdjęcie, wstawisz je na Instagrama, wrzucisz na relację i mnie oznaczysz i ja też dodam do zdjęcie. Będą się wtedy zastanawiać, kim jestem.
- I to Ci da nowe obserwacje.- Odpowiedział.
- Nie interesują mnie obserwacje.
- Okej, zróbmy tak. Co dalej?
- To już wy musicie pomyśleć.
- Dobrze, by było jakbyś odebrał ją kilka razy z uczelni.- Powiedział Eric.
- Oprócz tego, możecie się też pojawić kilka razy na mieście, nie wiem w jakiejś dobrej restauracji, czy coś, że niby jesteście na randce.- Dodał Ansu.
- Skoro ja mam ją odbierać z uczelni, to ona musi przyjść na następny mecz ligowy.
- Przyjdę, tylko musicie mi kupić bilet, bo trochę krucho z kasą.
Wymieniliśmy jeszcze parę zdań, na temat tego, co powinniśmy zrobić, a czego pod żadnym pozorem nie robić. Będę musiała się z nim pocałować publicznie, pewnie nie raz, na samą myśl, aż mi niedobrze.
- To teraz zdjęcie.- Zakomunikował Pedri. Zaczął nam cykać fotki, ale w każdej coś mu nie pasowało.- Musicie być bardziej przekonujący, nikt wam nie uwierzy, jak będziecie się na siebie patrzeć jakbyście byli tu za karę.
- Może to ty po prostu nie umiesz robić zdjęć. Daj mi to.
Wzięłam od niego telefon i zrobiłam nam selfie, i jeszcze jedno, i kolejne. W końcu wybraliśmy jedno, na którym oboje się uśmiechamy i wstawił to na Instagrama. Na odzew nie trzeba było długo czekać, bo już po chwili przybyły mi obserwacje, a relację, którą wstawiłam obejrzało ponad 100tys. osób, a wstawiliśmy ją przed chwilą. No to zaczynamy ten cyrk.
- To się nie może dobrze skończyć.- Odezwał się pierwszy raz Fermin. Do tej pory milczał jako jedyny. Nawet moja przyjaciółka od czasu, do czasu rzucała jakieś komentarze. Zgadzałam się z nim, ale przynajmniej będzie zabawnie.
Miłego dnia 😘 ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro