rozdział 32
Gavi
Strasznie stresowałem się rozmową z trenerem i naprawdę nadal nie wiedziałem, co chcę mu powiedzieć. Zapukałem dwa razy i, gdy usłyszałem jego głos westchnąłem i wszedłem do środka.
- Dzień dobry trenerze.
- Kogo moje oczy widzą? Pablo Gavi we własnej osobie. Co Cię tu sprowadza?
- Chciałem przeprosić.
- Za co? Za to, że nie pojawiłeś się na ostatnim treningu przed meczem? Zdajesz sobie sprawę jakie to było nieodpowiedzialne.
- Tak trenerze, przepraszam. Miałem gorszy moment i.
- Zdajesz sobie sprawę, że ja jestem bardzo wyrozumiały i nie musielibyśmy przeprowadzać tej rozmowy, gdybyś uprzedził wcześniej, że Cię nie będzie, a nie twój przyjaciel musiał do Ciebie dzwonić.
- Wiem trenerze, przepraszam. To się więcej nie powtórzy.
- Mam nadzieję. Siądziesz dzisiaj na ławce. To wszystko, co mam Ci do powiedzenia. Możesz iść.
- Tak, jeszcze raz przepraszam.
Wyszedłem i dopiero wziąłem głęboki wdech . Mogło być gorzej. Ostatecznie wytrzymam ten mecz na ławce i tak dopiero wracam po kontuzji. Wszedłem do szatni, gdzie już czekała część drużyny.
- I jak, spory opieprz zebrałeś?
- Daj spokój Casado.
- Pytam, wyglądasz mizernie.
- Bo nadal mam lekkiego kaca?
- O kurwa, nie wnikam dlaczego, naprawdę. Nawet chyba wolę nie wiedzieć.
Uwierz, że wolisz.
*
Chyba nie był, aż tak wściekły, skoro mnie wpuścił. Byłem totalnie rozstrojony emocjonalnie, ale gdy spojrzałem na Valerię nagle poczułem się lepiej. Jak ona to robiła?
*
Obydziłem się czując przytuloną do mnie Valerię. Jej bliskość robiła ze mną coś, czego jeszcze nikt nigdy nie robił. Korzystając z tego, że budzik jeszcze nie zadzwonił pozwoliłem sobie patrzeć na jej przepiękną twarz. Gdy dźwięk z jej telefonu rozbrzmiał w pokoju podniosła się i na mnie spojrzała.
- Gapisz się.
- Gapię. To coś złego?
- Właściwie to nie. Muszę wstawać, bo nie zdążę na uczelnię.
- Skoro musisz tam jechać.
- Nie zaczynaj.
Najchętniej zostałbym tu z nią do końca dnia, a nawet i dłużej. To było bardzo niepokojące jak bardzo wszystko się zmieniło, gdy wszedłem z nią w ten udawany związek. Chciała zejść z łóżka, ale zaplątała się w pościel i z niego spadła. Stłumiłem chichot. Jej niezdarność bywała taka urocza. Byłem pewien, że ktoś na górze tam nad nią czuwał. Inaczej już dawno, by się zabiła. Przeklęła pod nosem i wstała na równe nogi. Spojrzała na mnie z gniewem i pretensją.
- A książe, dlaczego nie wstaje?
Zamiast się przejąć ja po prostu szeroko się uśmiechnąłem. Do tego też przywykłem. Wstałem powoli i podszedłem do dziewczyny. Objąłem ją od tyłu.
- Kurwa.
- Coś się stało?
- Tak, chyba okres mi się zaczął. Masz tu jakies tabletki na ból brzucha?
- Coś powiniemem mieć.
- Daj, kurwa.
Okej, tego nie przewidziałem. Nie do końca wiedziałem jak powinienem się zachować. Wyjąłem tabletkę, nalałem wody do szklanki i jej to podałem.
- Uf, na szczęście mam w torebce podpaskę.
- Przecież jakbyś nie miała to poszedłbym i Ci kupił.
Popatrzyła na mnie jak na przybysza z innej planety. Nadal się krzywiła zapewne przez ból brzucha.
- Mówisz poważnie?
- Tak.
- Dziwne.
To były ostatnie słowa jakie do mnie skierowała zanim zamknęła się w łazience. Nie rozumiałem co było dziwnego w tym, że chciałem jej kupić podpaski, ale dobra. Nie wnikałem. Wyjąłem z szafki na słodycze czekoladę i, gdy tylko brunetka wyszła od razu jej ją podałem.
- Masz, słyszałem, że dziewczyny lubią jeść dużo słodyczy podczas okresu.
- Ale ja jestem na diecie.
- Jak zjesz kilka kostek to nic się nie stanie.
- Stanie, już i tak mój brzuch przypomina balon przez ten okres i będę musiała się pomalować, bo mi jakieś gówna powyskakiwały na twarzy.
- Valeria, przecież to nie twoja wina. To twój organizm i naprawdę nie musisz się odchudzać, bo nie masz z czego.
- Że ty się nie brzydzisz na mnie patrzeć.
- Uwierz mi z patrzenie na Ciebie stało się moją ulubioną czynnością w ostatnim czasie. Nawet jakbyś była uwalona smarem i cokolwiek innego, dla mnie i tak będziesz najpiękniejsza.
Nie sądziłem, że pod fasadą pewnej siebie dziewczyny z trochę wybujałym ego, kryje się dziewczyna, która ma jakiekolwiek kompleksy i uważa, że czegokolwiek jej brakuje.
- Chcesz zostać?
- Bo co? Mam okres to mam nie iść na uczelnię? To tak nie działa. Dobra, chodź, bo się naprawdę spóźnię.
Zawiozłem ją najpierw do jej mieszkania, gdzie się przebrała, a później na uczelnię i pojechałem do mieszkania Fermina. Później byliśmy umówieni z resztą w domu Pedriego, ale najpierw chciałem pogadać z nim. Jakimś cudem udało mi się znaleźć miejsce parkingowe. Już po chwili stałem pod drzwiami przyjaciela.
- Otwarte.- Krzyknął, więc wszedłem do środka.- To co było tak pilnego, że musiałeś do mnie przyjść i mi o tym opowiedzieć.
Nagle nie wiedziałem już co chcę mu powiedzieć.
- Eeee, przespałem się z nią.
- I?
- I powiedziałem jej, co czuję.
- I?
- I ona mnie nie wyśmiała.
Wszystkiego się spodziewałem, ale na pewno nie tego, że nagle zacznie się śmiać.
- Spodziewałem się tego już po tym jak do Ciebie zadzwoniłem, a odebrała ona.
- Wtedy jeszcze.
- To bez znaczenia. Zamierzasz powiedzieć Pedriemu?
- Oczywiście, że tak, ale jeszcze nie dzisiaj. To świeża sprawa.
- Dobra, pijemy tą herbatę i idziemy.
Zgodziłem się kiwnięciem głowy. Powody, przez które w ogóle doprowadziłem się do tego stanu zamierzałem zdradzić też reszcie, więc nie było sensu tłumaczyć tego dwa razy. Gdy dotarliśmy na miejsce wszyscy już na nas czekali.
- Kogo moje oczy widzą, kac już wyleczony?
- Bardzo zabawne Ansu.
- To teraz nam powiedz, dlaczego to zrobiłeś?- Powiedział Eric. Najchętniej znowu poszedłbym do klubu i się napierdolił. Miałem dość. Opadłem na jeden z foteli.
- Przez Nico i Isabellę. Wiecie, że tylko oni potrafią mnie doprowadzić na skraj mojej cierpliwości.- Okej, wszyscy spoważnieli, więc mówiłem dalej.- Byliśmy z Valerią w kawiarni, a później postanowiliśmy skorzystać z ładnej pogody i przeszliśmy się po okolicy.- Spojrzałem na Pedriego, żeby sprawdzić jego reakcję, ale nie wydawało się go to ruszać.- I wtedy ich zauważyłem. Zamurowało mnie, nie mogłem się ruszyć. Zanim zdążyło mi to minąć oni już przy nas byli.
- Co za bezczelni kretyni.- Stwierdził Pedri.
- Szczerze jakby nie twoja kuzynka, to pewnie dzisiaj odwiedzialibyście mnie w areszcie, chociaż po tym, co mówiła do niej Isabella odnosiłem wrażenie, że zaraz sama się na nią rzuci i wydłubie jej oczy.
- Co jej powiedziała?- Głos Pedriego stał się jeszcze bardziej nieprzyjemny.
- Próbowała jej wjechać na samoocenę.
- Suka.
- Wiem.
- I jak to się skończyło?- Odezwał się pierwszy raz Ferran.
- Nijak.- Odpowiedziałem pustym głosem.- Jeszcze chwila i naprawdę, bym się na niego rzucił, ale Valeria jakimś cudem pozostała opanowana i w końcu mnie odciągnęła. Wiecie to pewnie, dlatego że ja jej to tylko powiedziałem, nie była tu wtedyz kiedy to się działo. Tak jak Fermin.
- I to zdecydowanie jest atut.- Stwierdził wspomniany przeze mnie przyjaciel.- Bo pewnie, gdyby to któryś z was się wtedy na niego natknął, to naprawdę odwiedzialibyśmy go w areszcie.
- Co oni tu w ogóle robili?! Po tym wszystkim?- Oburzył się Ansu.- Naprawdę mam ochotę mu teraz wpierdolić.
- Nie powiedziałeś jeszcze, dlaczego znalazłeś się w takim stanie.
- Odwiozłem Valerię do domu i pojechałem do klubu. Napierdoliłem się i musiałem nie kontaktować na tyle, że przez przypadek do niej zadzwoniłem.
- To było strasznie głupie.- Stwierdził Pedri.
- Jest jeszcze jedna kwestia do wyjaśnienia.- Powiedział Fermin.- Dlaczego Valeria jak odebrała twój telefon następnego dnia, to powiedziała, że mogła na jej miejscu być inna dziewczyna.
I to był moment, w którym poczułem ogromne zażenowanie i skrzywilem się na własną głupotę.
- Jak już mówiłem nie za bardzo kontaktowałem i być może jakaś dziewczyna mnie obmacywała.- Skrzywiłem się.- A ja nic z tym nie zrobiłem.
- Idiota.- Stwierdził Pedri.- Masz szczęście, że po Ciebie pojechała, mimo że nie musiała tego robić.
- Wiem, zwłaszcza, że powiedziałem jej, żeby szła dalej spać.
- No imbecyl. Brak mi słów.- Dobra, zasłużyłem na to, żeby Pedri mnie tak nazywał.
- A teraz skoro już jesteśmy przy tematach ważnych, to czy łaskawie chcielibyście zaktualizować swoje statusy, że tak powiem.- Powiedział Fermin.
- A tak, wróciliśmy do siebie z Sirą.- Powiedział Ferran.
- To wiem.- Mruknął Fermin.- Osobiście brałem udział w tej farsie.
- Jakiej farsie?- Zdziwił się Ferran. Wzruszyłem ramionami i się uśmiechnąłem.
- To wszystko było specjalnie, żebyś zobaczył Sirę z innym chłopakiem i był zazdrosny.- Powiedziałem.
- Jesteś nienormalny?
- Ty jesteś, bo nie potrafiłeś przyznać, że jej przyjazd zrobił na Tobie o wiele większe wrażenie niż byś tego chciał.
- Więc to wszystko było po to, żebym był zazdrosny?
- Dokładnie, chyba całkiem nieźle nam to wyszło, bo się udało.
- Nam?- Zdziwił się Ferran.
- Tak, śmiesznie się złożyło, bo akurat mieliśmy iść na podwójną,, randkę " i Valeria do mnie zadzwoniła, żeby zamienić ją w potrójną. Oczywiście, że się zgodziłem, bo widziałem jaki wkurzony i bez życia chodziłeś ostatnio.
- Jesteście nienormalni.- Stwierdził Pedri.
- Wiem o tym.
- Ja z Nalą to świeża sprawa jak byście chcieli wiedzieć, więc na razie nie jesteśmy parą.
Przynajmniej jeden nic nie ukrywał. Teraz nie byłem lepszy, ale zamierzałem mu powiedzieć. Być może w weekend. Jak będę miał pewność, że to wszystko nie jest bez sensu i chwilowe.
- A ty Pedri?- Z zamyślenia wyrwało mnie pytanie Ferrana.
- Oj, ja się jej spytałem o związek i się zgodziła. Nie powiem wam. Nie bądźcie źli, już zrozumiałem, że źle zrobiłem nie mówiąc wam. Wystarczająco Pablo zepsuł moje bębenki.
- Czyli jakby nie było zostałem ostatnim singlem.
- Poniekąd tak.- Stwierdził Ansu.
Takiego dnia już dawno nie było. Wspólne spędzenie czasu na grze w Fifę i rozmowach oraz picie herbaty.
*
- Już lepiej?
- Tak, dziękuję.
- Za co?- Zdziwiłem się.
- Za czekoladę i przepraszam, jeśli byłam trochę wredna, ale tak już mam podczas okresu, że wszystko potrafi wyprowadzić mnie z równowagi.
- Spoko.
Zaparkowałem pod jej mieszkaniem.
- Zaprosiłabym Cię do środka, ale muszę się pouczyć.
- Nie będę Ci przeszkadzał.
- Jasne.
- Poważnie, siądę sobie grzecznie i.
- Będziesz mnie rozpraszał.
Sam nie wiem, które z nas było bardziej zdziwione tym co wyszło z jej ust.
- Mówisz?- Spytałem z bezczelnym uśmiechem.
- Chyba powinnam czasami się zamknąć.
- Jak chcesz to ja znam skuteczne metody na zamknięcie tych twoich ust.
- Idiota.- Chciała wyjść, ale jej na to nie pozwoliłem.
- Nie siedź za długo, cześć.
- Cześć.
*
Wyszedłem z treningu. Zamierzałem od razu jechać pod uczelnię Valerii, ale zatrzymał mnie czyjś głos.
- Jesteś chłopakiem Valerii, prawda?- Spojrzałem na chłopaka, który był chyba w moim wieku, chociaż równie dobrze mógł być starszy.
- Tak, a o co chodzi?
- Chciałem Cię tylko ostrzec.
- Niby przed czym?
- Przed nią. Wielu było przed Tobą i każdy myślał, że to on będzie tym chłopakiem, w którym ona się zakocha, każdy kończył ze złamanym sercem.
- Z tego, co mi mówiła, to dawała im jasno do rozumienia, że nic do nich nie czuje, a oni się na to godzili.
- A co miała Ci powiedzieć? Że ich wykorzystywała. Mówię Ci tylko, bo wydajesz się spoko gościem i nie chcę, żebyś slończył jak mój przyjaciel, który nadal nie może się z tym pogodzić.
Po tych słowach odszedł. Wolałem jeszcze za nim, ale nie zwracał na mnie uwagi. Jeśli myślał, że w to uwierzę to był w błędzie. Mój związek z Valerią trwał już miesiąc i akurat, gdy przestał być udawany, to ktoś mówi mi takie rzeczy? Śmierdziało przekrętem na kilometr.
Miłego dnia 😘 ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro