Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział 29

Było piękne niedzielne popołudnie, a ja zamiast wyjść na spacer, siedziałam w książkach. Bynajmniej nie było to jakieś romansidło, tylko książki psychologiczne. Przez wszystko, co się wydarzyło w ciągu ostatnich kilku dni, musiałam dzisiaj nadrobić naukę.
Tak, więc zgłębiałam tajniki psychologii osobowości dopóki nie usłyszałam dźwięku domofonu. Przeklęłam w myślach. Podświadomie już wiedziałam, kto to jest, dlatego nawet nie pytałam, tylko go wpuściłam i, gdy usłyszałam zbliżające się kroki otworzyłam drzwi. Nie pomyliłam się w swoich przypuszczeniach. Przede mną stał Pablo Martin Páez Gavira.

- Cześć.- Powiedziałam.

- Cześć. Chyba czujesz się już lepiej.

- Zdecydowanie tak.

- To dobrze.

- Wiem, wchodzisz?

- Taki miałem zamiar.- Otworzyłam szerzej drzwi i zaprosiłam go do środka.- Widzę, że nie mogłaś sobie odpuścić.

- Mam takie zaległości, że i tak nie powinnam robić nic innego niż uczenie się.

- Brzmi męcząco.

- E tam, przywykłam.

- Współczuję, naprawdę.

Ja sobie też, ja sobie też.

- Może chcesz na chwilę wyjść?

- Ale, gdzie?

- Na spacer. Jest taka ładna pogoda. Odświeżysz umysł. Lepiej będzie Ci się uczyć i obiecuję, że się stąd zmyję i wrócę jutro rano.

- Dobra, masz rację. Muszę stąd wyjść. Tylko daj mi chwilę. Przebiorę się, bo widzisz jak wyglądam.

Miałam na sobie poplamioną bluzę i za duże dresy. To zdecydowanie nie był wyjściowy ubiór. Przeszliśmy się po mojej okolicy. Nie było tu jakichś ciekawych miejsc, bo znajdowaliśmy się w centrum, ale miałam niedaleko park i właśnie tam usiedliśmy.

- Dziękuję Ci, że mnie stamtąd zabrałeś. Jeszcze chwila i bym chyba zwariowała.

- Nie masz za co. Idziemy jutro do tej twojej kawiarni?

- Serio?

- Powiedziałem przecież, że możemy tam chodzić, a do tej pory byliśmy tylko ten jeden raz.

- Z przyjemnością tam pójdę. Nigdzie nie mają tak dobrej kawy.

Gdy zerwał się mocniejszy wiatr postanowiłam, że czas wracać, bo jeszcze naprawdę bym się przeziębiła.

- To ten, cześć.- Powiedział.- Nie będę już wchodził do środka. Widzimy się jutro.

- Cześć.

*

Zgodnie z umową siedzieliśmy w kawiarnii i czekaliśmy na nasze zamówienia. Składały się z tego samego, co ostatnio.

- Dlaczego nie wzięłaś sobie ciasta?

- Wiesz, ja raczej nie jadam słodyczy.

- Ciast też?

- Nie, no zdarza się, ale wczoraj najadłam się w Bilbao, tak że zapasów mogłoby starczyć na kilka dni.

- Jak było?

- Dobrze. Dawno nie byłam na takich zawodach, więc to było fajne.

- Przyjdziesz jutro na mecz? Załatwiłem wam miejsca VIP. Jak Maria nie będzie chciała to masz na pewno Sirę i Bertę, ale coś mi się wydaje, że teraz przyjdzie.

- Jasne, to liga mistrzów, co nie?

- Dokładnie.

- Przyjdę.

- Świetnie, teraz to już tylko Eric został sam.

Wiadomo, że my tylko udawaliśmy, ale byliśmy w miejscu publicznym i nie mógł tego powiedzieć, więc po prostu przytaknęłam. Wyszliśmy na zewnątrz i postanowiliśmy skorzystać z tego, że jest ładna pogoda i przespacerowaliśmy się dookoła. Nagle Pablo się zatrzymał, więc spojrzałam tam, gdzie patrzył i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Nico i ta cała Isabella tu byli. To trzeba było być bezczelnym. Chciałam go stąd zabrać i odjechać, i już nigdy więcej ich nie zobaczyć, ale on jakby przyrósł do ziemi, a oni nas zobaczyli i skierowali się w naszym kierunku.

- Valeria, jak miło Cię znowu widzieć.- Odezwał się człowiek, którego jeszcze do niedawna miałam za przyjaciela.

- Mi wręcz przeciwnie.

- Czyli Ci powiedział. Myślę, że nie powinnaś wierzyć we wszystko, co mówi.

- Patrząc na osobę, obok której stoisz to nie mam wątpliwości komu wierzyć.

- Ej, uważaj na słowa.- Zagroziła dziewczyna.

- Bo co?

- Lepiej może przejrzyj się w lustrze i popraw swój wygląd i sylwetkę.

Dobra, teraz to chciało mi się śmiać.

- Ja przynajmniej nie mam rozdwojonych końcówek włosów i krzywych zębów. Myślałaś nad aparatem? Bo, by Ci się przydał.

Normalnie nigdy, bym czegoś takiego nie powiedziała żadnej dziewczynie, nawet jeśli bym naprawdę tak uważała, bo to naprawdę podłe, ale ona mnie pierwsza zaatakowała.

- Coś ty powiedziała?!

- Szczerą prawdę.

- Jeszcze zobaczymy, kto tu będzie płakał, kiedy on się Tobą znudzi. Dla niego zawsze najważniejsza będzie piłka.

- Nie przeszkadza mi to.

- To się akurat jeszcze okaże.- Stwierdził Nico.

- I co? Kolejną dziewczynę mi odbijesz? Znowu zniszczysz mi życie?- Nie słyszałam jeszcze u niego tak nieprzyjemnego tonu. Złapałam go za rękę, by dodać otuchy i też trochę po to, by nie zrobił nic głupiego.

- Och, sam je sobie niszczysz. Dobrze o tym wiesz.

- Jesteś bezczelnym sukinsynem. Pojawiasz się tu po tym wszystkim i śmiesz mówić takie rzeczy, że w ogóle Ci nie wstyd zbliżać się po czymś takim.

- Ja tylko leciałem na mecz i tak się jakoś złożyło, że trener pozwolił mi dotrzeć później, bo powiedziałem mu, że muszę coś załatwić i tak oto jestem.

Hamował się przed tym, żeby nie wyrwać ręki z mojego uścisku i nie rzucić się na swojego byłego przyjaciela. Czułam to, a stojący naprzeciwko nas chłopak tylko na to czekał. Nie mogłam mu na to pozwolić, ale w tamtym momencie poczułam niepokojącą rzecz. Bo wiedziałam, że jakby zaczął się z nim szarpać, ja bez wahania rzuciłabym się na tę kretynkę, by wybić jej te krzywe zęby, które naprawdę potrzebowały aparatu.

- Idź już Nico.- Powiedziałam stanowczym, acz nie przepełnionym, aż takim jadem głosem. Powyzywam go sobie w myślach na tysiąc sposobów, ale na zewnątrz ktoś z nas musi być opanowany.- Zachowaj choć trochę honoru i odejdź. Wyjedź stąd i nigdy nie wracaj. Zajmij się sobą. Chodź Pablo.

Pociągnęłam go lekko i otrząsnął się z letargu. Zmierzył ich ostatnim pełnym pogardy i jadu wzrokiem i się odwrócił.

- Żeby nie było, ja tylko ostrzegam.- Powiedział Nico, gdy staliśmy już do nich plecami. Może i to było swego rodzaju wycofanie się, ale czasami tak trzeba.

- A ja mam jeszcze jedną, małą prośbę. Jak będziesz już stąd spadał to zabierz tę wywłokę ze sobą. Ciao.- Specjalnie użyłam zwrotu, którym ona nas ostatnio pożegnała i popatrzyłam się na nią. Przeszliśmy drogę prowadzącą do samochodu i, gdy już byliśmy w środku, dał wreszcie upust swojej złości, bo walnął dłonią o kierownicę i wsunął dłonie we włosy.- Spokojnie.- Położyłam dłoń na jego ramieniu.- Oddychaj.

Zrobił to o co go poprosiłam i trochę się uspokoił.

- Dziękuję.

- Za co?

- Za to, że mnie nie zostawiłaś.

- W końcu jestem twoją dziewczyną. Jakby to wyglądało. Poza tym jesteśmy przyjaciółmi i możesz na mnie liczyć. Nie zostawiła bym Cię.

- Wiem, dziękuję.

- Mogę Ci jakoś pomóc?

- Tak. Po prostu mocno mnie przytul.

Zrobiłam to o co poprosił.

*

- Jesteś pewien, że nie chcesz zostać na noc?

- Nie, muszę pobyć teraz sam i pomyśleć.

- Dobra.

*

Mój piękny sen przerwał dźwięk telefonu. Nie mógł to być budzik. Nie było opcji. Na wyświetlaczu pokazał się kontakt Gaviego i zastanawiałam się, co się mogło stać.

- Tak?

- Vaaaleria, czemu do mnie dzwonisz?

- To ty zadzwoniłeś do mnie.

- Aaa, tak musiało mi się coś przez przypadek kliknąć. Pszeplaszam Cię.

-  Czy ty jesteś pijany?

Zerwałam się na równe nogi i spojrzałam na zegar. Wskazywał drugą w nocy.

- A tam od razu pijany. Kilka drinków raptem wypiłem.

- Gdzie jesteś?

- W moog, cześć, wyśpij się, a ja jeszcze sobie wypiję ze dwa drinki.

- Zaczekaj.

Ale on się już rozłączył i nie odbierał połączeń. Mogłam zadzwonić do Pedriego, ale mieli dziś mecz. Nie chciałam go budzić. Mogłam też pójść dalej spać, bo w końcu to nie moja sprawa. To jednak tym bardziej odpadało. Wyrzuty sumienia nie dałyby mi żyć. Dlatego 10 minut później już byłam ubrana w dresy, ciepłą bluzę i kurtkę, i czekałam na taksówkę, która miała mnie zawieźć pod klub. W międzyczasie i w trakcie drogi dalej próbowałam dodzwonić się do tego osła, ale chyba padł mu telefon. Zapłaciłam taksówkarzowi i udałam się do klubu. O tej godzinie nie było już kolejek, więc bez problemu dostałam się do środka wydając kolejne pieniądze. Przysięgam, że zwróci mi to wszystko z odsetkami. Zaczęłam szukać wzrokiem znajomego chłopaka. Ocierali się o mnie ludzie. Niektórzy proponowali nawet taniec lub szybki numerek, ale starałam się nie zwracać na to uwagi. W końcu go znalazłam. Siedział na jednej z kanap w towarzystwie kilku ludzi. Jakaś brunetka go macała i niepokojące było to, że na ten widok poczułam zazdrość. Paliła mnie od środka.

- Spróbuj ruszyć jeszcze tymi rękoma, a wyrwę Ci wszystkie włosy!

Wszyscy na mnie spojrzeli.

- Valeria. Nie spodziewałem się, że wpadniesz. Napijesz się czegoś? Poznaj proszę.

- Pablo Martin Páez Gavira przywołuję Cię do porządku. W tej chwili idziesz ze mną.

- Co to za nudziara?- Zapytał jakiś facet.

- To moja dziewczyna.- Wybełkotał.

- O, teraz nagle przypomniałeś sobie, że masz dziewczynę.

- Oj, no skarbie.

- Pogadamy jak wytrzeźwiejesz, chodź.

Jakimś cudem udało mi się wyprowadzić go z klubu. Już wcześniej namierzyłam jego samochód, do którego teraz się udałam.

- Gdzie masz kluczyki?

- A nie wiem. Musisz znaleźć.

Przewróciłam oczami.

- Czy ty byłaś zazdrosna?

- Chciałbyś.

- Masz rację, chciałbym.

- Bredzisz coś.

- Jak się złościsz to jesteś jeszcze piękniejsza.

- Powiedz mi to jak będziesz trzeźwy.

Zaczęłam przeszukiwać jego kieszenie.

- A co to za obmacywanie.

- Kretyn.- Nareszcie udało mi się znaleźć te cholerne kluczyki i otworzyłam samochód. Próbowałam go teraz wpakować do środka.

- Czyli nie byłaś zazdrosna?

- Nie.- Skłamałam.

- Szkoda, bo ja bym był, gdyby jakiś facet Cię obmacywał.

- Jesteś totalnie pijany.

Posadziłam go na przednim siedzeniu i sama wsiadłam za kierownicę. Zapięłam go jeszcze. Przez całą drogę śpiewał jakieś piosenki miłosne i miałam dość. Po pijaku był kiepskim piosenkarzem. Zdecydowałam, że pojadę do niego, bo było bliżej i jak już ma rzygać to u siebie, a nie u mnie.

- Naprawdę jesteś piękna.

- Yhy.

Wyjęcie go z tego samochodu i poprowadzenie do drzwi okazało się jeszcze trudniejsze. Na szczęście wszystkie klucze miał na jednym breloku, więc przynajmniej nie musiałam ich szukać. Byłam pewna, że zwymiotuje w tej windzie, ale na szczęście tak się nie stało. Jak się obudzi to czeka go porządny kac i prawie mu współczułam, bo dziś grają mecz. Zaprowadziłam go do jego sypialnii.

- Mogę Cię pocałować?

Na chwilę zamarłam.

- Poproś mnie o to jak nie będziesz znajdował się w stanie względnej nietrzeźwości.

- Ale.

- Dobranoc.

Wyszłam z tego pomieszczenia, bo jeszcze chwila i postradałabym zmysły. Naszykowałam mu miskę, wodę i jakieś tabletki. To wszystko zaniosłam do jego pokoju, gdzie on już spał. Westchnęłam i postanowiłam się nad nim zlitować jeszcze bardziej i zdjęłam mu jeansy i koszulkę oraz przykryłam. Zaplanowałam wiadomość na rano do Marii, że nie dam rady się pojawić na uczelni i sama położyłam się w pokoju gościnnym.

Miłego dnia ❤️ 😘
Zazdrosna Valeria, a co to się stało?🤣


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro