rozdział 26
Obudziłam się kompletnie zdezorientowana. Nie byłam na pewno na swoim łóżku ani w swoim mieszkaniu. Doszło do mnie, że musiałam zasnąć w mieszkaniu Gaviego. Chciałam zobaczyć godzinę, a przy okazji przekonałam się, że jest następny dzień i muszę jechać na uczelnię. Szlag. Zerwałam się na równe nogi i zaczęłam szukać chłopaka. Naturalnie, że najpierw zajrzałam do jego sypialni i tam był. Spał sobie w najlepsze.
- Pablo, dlaczego mnie nie obudziłeś?
- Co?
- Błagam, musisz mnie zawieźć na uczelnię.
- Przecież jeszcze wczoraj źle się czułaś.- Powiedział z bezczelnym uśmiechem.
- Nie żartuj sobie. Dlaczego mnie nie obudziłeś?
- Nie chciałem. Zasnęłaś na kanapie, więc Cię przeniosłem do pokoju gościnnego.
Chyba naprawdę musiało mi brakować snu, skoro tego nie poczułam.
- To nadal.
- Valeria.
- Nie, ja chcę jechać na uczelnię. Zawieź mnie albo wezmę kluczyki do twojego auta.
Wiedział, że byłam w stanie to zrobić i tylko z tego powodu się podniósł. Musiałam jeszcze pojechać do mieszkania, szybko się przebrać i wziąć notatki.
- Szybciej, szybciej.
- No już, już.
Wyszliśmy z jego mieszkania. Na szczęście windy, mimo że są nieprzyjemne, to są też szybkie. O tej godzinie ruch był mały, więc w miarę szybko znalazłam się w swoim mieszkaniu, szybko się przebrałam, wzięłam notatki i wróciłam do samochodu.
- A mogę wiedzieć, dlaczego wczoraj nie byłaś na uczelni?
- Już mówiłam.
- Nie kłam.
Zdecydowanie nie powinnam była wczoraj do niego jechać.
- Nie kłamię. Naprawdę źle się czułam, ale dziś już muszę jechać, więc z łaski swojej proszę Cię odpal ten samochód.
- Kłamiesz, ale nie będę się kłócić.
Kłamałam, ale nie mogłam mu powiedzieć. Nie dałabym rady.
- Cześć.- Powiedziałam.
- Cześć.
Wysiadłam z samochodu. Coś czułam, że czekał mnie okropny dzień.
*
Dobrze, że dzisiaj żaden z profesorów nie zadał mi pytania, bo nie umiałabym na żadne odpowiedzieć. Z zerowymi chęciami do życia, wsiadłam do samochodu.
- A mówiłem, żebyś nie szła na zajęcia. Wyglądasz.
- Daruj sobie te durne komentarze. Zawieź mnie do domu i nie, nie możesz wpaść na herbatkę, bo umówiłam się z dziewczynami.
- Szkoda, jutro nie dam rady Cię odebrać, bo wyjeżdżamy na mecz.
- Spoko, wrócę busem.
- Na pewno?
- A mam jakieś inne wyjście?
- Chyba nie.
- Właśnie.
- Jaką kuchnię najbardziej lubisz?
- Co?
- No, jakie jedzenie najbardziej lubisz?
- A co, planujesz naszą kolejną randkę?
- Coś w tym stylu. Nie no, po prostu chcę wiedzieć.
- Najbardziej to lubię dietę fit. Owsianki, i te sprawy.
- O fu i ty tak funkjonujesz?
- A myślisz, że taką sylwetkę to za darmo rozdają?
- Myślę, że w twoim przypadku tak.
- To źle myślałeś. Poza tym lubię to, ale jakbym miała coś wskazać to nasza kuchnia i włoska.
- Okej.
- A twoja?
- Zdecydowanie nasza i lubię też meksykańską.
- Lepsze to niż chińska.
- A co, nie lubisz azjatyckiego jedzenia?
- Wiesz jakoś nie jestem wielką fanką spożywania psów i kotów.- Skrzywiłam się.- Sushi lubię, ale nic poza tym.
- A co z francuską.
- Ochyda.
- Croissanty?
- Nie lubię, to ciasto francuskie jest okropne. Wolę zwykłe rogale.
- A fast food?
- Ocho, nie. Śmieciowe żarcie nie jest dla mnie.
- Czemu?
- Powiedzmy, że po normalnym posiłku czasem od razu mój brzuch się powiększa. Poza tym naprawdę nie lubię tych wszystkich burgerów. Frytki są spoko i dobra czasem je jem, ale nic poza tym.
- Jesteś wybredna.
- Tak.
- Nie spodziewałem się tego.
- Wielu rzeczy o mnie nie wiesz.
- Wiem o tym.
- Cześć.
- Cześć.
*
Dźwięk domofonu mnie wybudził. Musiałam uciąć sobie krótką drzemkę nad zeszytami. Może i czułam się teraz lepiej, ale znowu nie będę nic umiała. Wpuściłam wszystkie dziewczyny do środka.
- Nie spodziewałam się, że przyjdziecie wszystkie razem.
- Stwierdziłyśmy, że skoro tylko Nala nie wie, gdzie mieszkasz, a Berta nigdy tu nie była, to przyjdziemy wszystkie razem.- Powiedziała Sira.- Czas na ploteczki. Komu nalać wina?
Wszystkie o to poprosiły, więc Sira zaczęła otwierać trunek, a ja odnalazłam cztery kieliszki, które im podałam. Sama zrobiłam sobie kawę i usiadłyśmy na podłodze.
- To teraz czas na najświeższe plotki, czy to prawda, że ty i Pedri ze sobą kręcicie?- Spytała Berta Marię.
- Ee, tak, właściwie to mogłabym uznać to już za coś więcej.
- Ekstra.- Blondynka upiła łyk wina.- A jak tam u ciebie Sira? Bo chyba dobrze skoro zostałaś tutaj.
Na policzki mojej przyjaciółki wstąpił rumieniec.
- Myślimy o tym, czy by razem znowu nie zamieszkać, ale chyba jest na to jeszcze za wcześnie, ogólnie to dobrze, a u Ciebie Nala?
- Cóż, może już niedługo też nie będę singielką.
Wyłączyłam się z tej rozmowy. Dotarło do mnie, że one na poważnie myślały, by spędzić z kimś resztę życia. Miały kogoś, na kim im zależało i tym chłopakom ewidentnie zależało też na nich. Może i byłam w udawanym związku, ale to wszystko kiedyś się skończy, a ja pierwszy raz poczułam, że chciałabym tak jak one.
- Ziemia do Velerii.- Pomachała mi ręką przed nosem Sira.- Pytałam, czy nie chcecie pojechać na moje zawody w sobotę. Skoro i tak chłopaki wyjeżdżają.
- Daleko te zawody?- Spytałam. Drżały mi ręce i jakbym teraz coś chwyciła, to najprawdopodobniej uległoby to autodestrukcji.
- W Bilbao.
- Czyli daleko.- Stwierdziłam.- Dobrze, możemy, tylko jak się tam dostaniemy?
- Samolotem. Spakujcie się dzisiaj i jutro po zajęciach od razu wsiadamy w taksówki i jedziemy na lotnisko.
- Widzę, nie wszystko zaplanowałaś, co?
- Dokładnie, to jak zgadzasz się?
- A mam jakieś inne wyjście?
Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Myślałam, że już dawno pogodziłam się z tym, że nigdy nie będę w pełni szczęśliwa. Gdy wyszły, mogłam przestać udawać, że wszystko gra. Rozpłakałam się jak dziecko. Miałam wrażenie, że się duszę i, że zaraz zemdleję. Pokonałam na drżących nogach drogę do kuchni. Łyknęłam jedną tabletkę i wróciłam do salonu. Położyłam się. W takim stanie, nie było opcji, bym się czegokolwiek nauczyła. Zupełnie nie rozumiałam jakim cudem dzienna dawka leku nie wystarczyła i doprowadziłam się do takiego stanu.
*
Ja: Nie dam rady pojechać na uczelnię. Chyba miałeś rację, że nie powinnam dziś tam iść. Źle się czuję. Nie przyjeżdżaj. Do poniedziałku, cześć.
Wpatrywałam się w wiadomość, którą wysłałam o północy. Powinnam to była zrobić wcześniej, ale nie myślałam i musiałam się uspokoić. Zasnęłam i przed chwilą dopiero wstałam. Poinformowałam też Marię, że mnie jutro nie będzie. Właściwie to już dzisiaj. Wyjęłam torbę podróżną i zaczęłam się pakować.
*
Ze snu wybudził mnie dzwonek do drzwi. W pierwszej chwili byłam pewna, że to dziewczyny już przyszły, ale gdy spojrzałam na godzinę, stwierdziłam, że to niemożliwe. Był ranek i one na pewno jeszcze spały, a Maria była w drodze na uczelnię.
- Tak?- Mój głos brzmiał tak ochryple, że się przeraziłam.
- Tu twój ulubiony chłopak.
Uśmiechnęłam się.
- Jesteś moim jedynym chłopakiem.
- A to sprawia, że też ulubionym.
Teraz już nie mogłam się powstrzymać. Szerzyłam się od ucha do ucha.
- Wejdź.
Ciekawiło mnie, dlaczego przyjechał skoro napisałam mu, że ma nie przyjeżdżać.
- Co ty tu robisz?
- Chciałem sprawdzić, czy znowu oszukujesz, ale chyba naprawdę jesteś chora. Co się stało?
- Nie mam pojęcia.- Skłamałam.- Trzeba było iść dalej spać jak mogłeś.
- Bardzo zabawne. Piłaś jakieś lekarstwa?
- Tak, wczoraj na wieczór coś wypiłam i dziś czuję się już lepiej.
- O matko, chyba naprawdę jest źle.
- Nie dobijaj.
- Ktoś powinien z Tobą zostać.
- Dziewczyny przyjadą po południu, nie musisz się martwić. Pewnie się śpieszysz, nie będę Cię zatrzymywać.
- Czy ty mnie wyganiasz?
- Nie.
- A takie odnoszę wrażenie. Skoro i tak już tu przyjechałem, to zostanę.
- Eee okej, chcesz herbatę?
- Zrobię sobie.
- Nie.- Spojrzał na mnie z niezrozumieniem.- To znaczy, jesteś gościem, ja Ci zrobię.
- Dziwnie się zachowujesz. Co się stało?
- Po prostu nie czuję się najlepiej jak widać, poza tym byłoby głupio gdybyś musiał sobie sam robić.
- Przecież wiele razy już tak było.- Miał rację.- Zrobię sobie, ty też chcesz?
- Tak.
- Nie, kawę?
- Skoro i tak tu zostaję, to nie mam po co. Jak zasnę to nic się nie stanie.
- Co to za torba?
- Matko, przestań mnie tak przepytywać.
- To już spytać się nie można?
- Można. Przepraszam, źle się po prostu czuję.
- To może połóż się spać.
- Tak zrobię, ale nie mogę przecież Cię zostawić.
- Boisz się, że coś ukradnę?
- Nie, po prostu będzie mi głupio, że tu przyjechałeś, a ja nawet z Tobą nie posiedzę.
- Więc połóżmy się razem.
- Co?
- Obojgu nam się przyda trochę snu.- Wzruszył ramionami.
- Dobra, to ja tu zostanę, ty możesz.
- Przecież spaliśmy już w jednym łóżku.
- Nie boisz się, że Cię zarażę?
- Zaryzykuję.
Uśmiechnęłam się. Jakiś dziwnym trafem poprawił moje samopoczucie.
Miłego dnia 😘 ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro