21
- Nie wierzę Ci
- Co?!
Nie mogłam w to uwierzyć, w końcu gdy powiedziałam to co chciał usłyszeć, on mnie odrzuca?
- Po tylu próbach nakłonienia cię byś mnie choć trochę polubiła, straciłem nadzieję. I tak, nie wierzę w to co mówisz
- A coś ty myślał koleś dusiłeś, więziłeś i mnie prawie zgwałciłeś. Myślałeś że po czymś takim będę cię chociaż trochę szanować! Na dodatek chciałeś zabić mojego przyjaciela!
Wykrzyczałam mu prosto w twarz, płakałam, znowu, i to jak zwykle przez niego. Patrzył na mnie zdziwiony, chciał coś powiedzieć, ale nie zdążył po wybiegłam z pokoju. Na korytarzu było pusto, ale mnie to nie obchodziło, chciałam być jak najdalej od niego. Wybiegłam na dwór, słońce dość mocno przygrzewało, może to i dobrze bo miałam na sobie tylko jego bluzkę i krótkie spodenki. Trawa łakotała mnie w stopy, biegłam, dom w oddali, zmniejszał się aż zupełnie zniknął. Nagle wpadłam w czyjeś ramiona, nie musiałam patrzeć kto to, wiedziałam. Zaczęłam się szarpać, ale jego uścisk był bezlistosny. Ta sytuacja była łudząco podobna do tej w której się poznaliśmy.
- Przepraszam
Nie słucham go, myślałam tylko o tym by uciec od niego, tym razem na zawsze.
- Przepraszam, że ci nie wierzyłem
- Tak trudno, ci uwierzyć że cię kocham?
- Nie sądziłem że mnie pokochasz po tym wszystkim
- Zmienisz się?
Na jego ustach pojawił się jego firmowy seksowny uśmieszek.
- Dla ciebie zawsze, lisico
Pocałowałam go delikatnie w miękkie usta, ta chwila była idealna. Ja w jego bezpiecznych ramionach i nasz pocałunek. Nagle Alex się napiął, rozglądał się po okolicy.
- Co się stało?
- Dasz radę dobiec do domu?
- Alex, co się dzieje?
- Później, ci powiem, a teraz biegnij!
Chwilę później przemienił się w wilka, warczał w kierunku lasu. Mimo że nic nie widziałam, czułam że Alex ma rację, moment później z lasu wyszły cztery wilki. Powarkiwały groźnie, mimowolnie się cofałam.
Biegnij
Ruszyłam do domu, wilki w tym samym momencie rozpoczęły pościg, wyminęły Alexa. Za sobą słyszałam wycie i skowyt. Obróciłam się na chwilę by zobaczyć jak są mnie blisko. Ni stąd ni zowąd wyrosło połamane drzewo. Potknęłam się i upadłam, z kolana leciała mi krew. Nie mówiąc już o stopach. Nagle ktoś zatkał mi usta dłonią i zaciągnął za drzewo.
- - -
Cześć, witajcie w nowym rozdziale. Chciałabym was prosić o komentarze co sądzicie o tym rozdziale.
PS. Proszę napiszcie co sądzicie o tym rozdziale
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro