Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2

Kate

Nie wiedząc co robię, podchodzę do biurka, i łapię pierwszą lepszą rzecz, okazało się że to lampka na biurko, i rzucam w tego świra, cholerny ideał z  łatwością robi unik.

- Uspokój się, musimy porozmawiać.

Podchodzi do mnie, a ja rzucam w niego ołówkami, na półce widzę scyzoryk, chwytam go i celuję w twarz, tym razem drasnełam go tylko w policzek, dotyka rany i patrzy obojętnie na krew. Upomina się moja krwawiąca rana na nodze.

Uspokój się

Super to teraz słyszę głosy, a od tego niedaleka droga do wariatkowa. Porywacz wykorzystując moją nieuwagę, przyszpila mnie do ściany, ręce mam nad głową. Patrzę na niego wyzywająco.

- Czego chcesz?

- Porozmawiać, lisico.

- Czemu mnie tak nazywasz?

Patrzy na mój wisiorek w kształcie lisa,  opuszkami palców dotyka, zaczynam się szarpać,  wolną ręką, trzyma mnie za szyję,  nie ściska, poprostu trzyma.

- Jak masz na imię? - pyta, cały czas patrząc mi w oczy. Nie odwracam wzroku.

- A ty ?

- Alex, ja powiedziałem, teraz twoja kolej.

-Nie twój zasrany interes.

Kopię go w goleń, zdrową nogą i o dziwo, puszcza mnie. Wykorzystuję ten moment, i otwieram drzwi, na szczęście zostawił klucz w zamku. Na korytarzu kieruję się do schodów, nagle czyjeś ręce oplatają mnie w pasie i rzucają na ścianę, przez chwilę mam biało przed oczami. A na policzku czuję pieczenie,  bezwiednie dotykam rozpalonego policzka. Twarz Alexa wyraża furia, jedną ręką trzyma mnie w pasie a drugą trzyma mnie za gardło sycząc przez zęby.

- Nigdy, ale to nigdy przedemną nie uciekaj, bo ci się nie uda.

Zaczyna mnie dusić, po kilku sekundach widzę ciemność.

***

Otwieram oczy, obok siedzi Emily, która na mój widok się rozpromieniła.

- Emily, nie uwierzysz jaki miałam sen... Chwila- rozglądam się po pokoju w którym jestem, jest taki sam jak w śnie- , Emily uszczypnij mnie bo jeszcze śnię.

Wzdycha.

- Kate, to nie był sen...- patrzy na mnie szukając słów- Pamiętasz moje opowieści o wilkołakach - Kiwam głową  -. One są prawdziwe, każdy na świecie ma swoją drugą połowę, u wilkołaków nazywa się ich mate. Moim mate jest Tom, twoim Alex...

- Emily, nie jesteś wilkołakiem, naprawdę. Chodźmy do domu, umówimy się do lekarza bo z tego co widzę to nam odbija, ty myślisz że jesteś wilkołakiem,  a ja słyszę głosy- patrzy na mnie zdziwiona-, chodź.

Siadam, widzę że ktoś opatrzył mi ranę na nodze. Kręci mi się w głowie, a do tego chce mi się wymiotywać,  ubieram buty, leżące obok łóżka. Idę do drzwi, otwieram je, za nimi stoi Alex, w czarnym T-shirtecie i jeansach, mimowolnie się cofam. Alex wchodzi do pokoju, a Emily ze smutkiem w oczach wychodzi, patrzę na nią błagalnie, ale nie zauważa mnie. Za plecami czuję ścianę, rozglądam się wokoło, nie ma drogi ucieczki. Siada na łóżku, i klepie miejsce obok siebie, zachęcając bym tam usiadła. Kręcę głową.

- Źle zaczęliśmy, jestem Alex. A ty?

- Nie twój zasrany interes.

- Kate...

- Czyli wiesz jak mam na imię, po co pytasz?

- Wiesz kim jesteśmy dla siebie?

- Wrogami?

- Nie myślałem że to będzie tak  trudne . Opowiem ci krótką historię mate. Dawno temu
gdy powstały wilkołaki ich dusze zostały podzielone na pół, jedna połowa zostawała w ich ciałach, druga należała do innego wilkołaka, jego mate, rzadziej należała do człowieka. Kiedy dwie osoby się znajdą,  są kompletne, uzupełniają się. Tak jak dzień i noc, bez jednego nie może istnieć drugi.

- Taka jedyna prawdziwa miłość?

- Tak.

- To bardzo ładna historia tylko ma dwie wady. Po pierwsze wilkołaków nie ma, po drugie taka miłość nieistnieje. Owszem jest miłość między rodzeństwem, miłość rodzicielska, ale miłości pomiędzy kobietą i mężczyzną nie ma. A teraz mnie wypuść z tego więzienia!

Nawet tupię nogą, demonstrując swoje niezadowolenie.Patrzy na mnie zdziwiony.


- Kate, jesteś moją mate, od dziś tu mieszkasz.

Wybucham śmiechem.

- Jeśli myślisz że zamieszkam z tobą to ...

Nie dokańczam zdania, bo w jednej sekundzie wpija mi się w usta, bardzo miękkie usta. W brzuchu mam rój motyli, rozchyla mi usta, całujemy się zachłannie, jego ręce wędrują po moim ciele, nasze języki tańczą w szaleńczym tempie, całujemy się jak kochankowie którzy długo się nie widzieli. Odchylam głowę do tyłu, jego pocałunki znaczą moją szyję. Szepcze mi do ucha Taka piękna, delikatna... Taka moja.  Jaka? Twoja? Dobre sobie. Odpycham go, sztywnieje, czar prysł, oszołomiony moim zachowaniem nie zauważa jak wymierzam mu siarczystego liścia.

---------------------------------------

Chciałabym zaprosić Cię na moje ff o Zaynie " Nieznajomy", mam nadzieję że wpadniesz 😆

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro