Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nashy

Co by nie powiedzieć o urokach Zimowej Wyspy i niewątpliwej zalecie portu w Huut, jakim byli przystojni marynarze, Nashy zaczynał mieć dosyć tego zadupia. Dzień w dzień sprawdzali z Kirilem wszystkie statki zawijające do portu, szczególnie te z Serandanu. Przywożono plotki, wieści, ale tych pasażerów którzy go interesowali – ani widu, ani słychu.

Kiril niecierpliwił się jak zawsze, swoim emocjom dając upust w niewybredny sposób. Stał się ulubioną zabawką miejscowych dzieciaków tym bardziej, że kiedy przeklinał w miękkim saarskim, dla uszu małych ludzi brzmiało to wyjątkowo śmiesznie. Celowo więc starały się wyprowadzić karła z równowagi, aby ten rzucał co ciekawsze i bardziej kwieciste wiązanki przekleństw. Nie przyznał się głośno, ale na pewno sam się przy tym dobrze bawił. Kto jak kto, ale Kiril kląć to potrafił gorzej niż niejeden marynarz. Mógłby ich właściwe nawet uczyć.

Teraz tymczasem siedział na skrzyniach w porcie i uczył dzieciaki grać w trzy karty i kantować na pieniądze. To im się może przydać bardziej, niż kompendium wiedzy z zakresu saarskiego języka rynsztokowego. Nashy wystawił białą twarz do wiatru. Zachmurzone niebo skutecznie zakrywało słońce, dzięki czemu mógł spokojnie wystawić się na działanie warunków atmosferycznych. Siedział w stroju teisehańskiego szlachcica na szczycie sporej piramidki skrzyń, pozwalając, by lekki wiatr bawił się jego jasnymi włosami.

Uprzejmie kłaniał się pannom i paniom przemierzającym nadbrzeże, wciąż nie spuszczając z oczu zawijających do portu statków. Miał niejasne przeczucie, że dziś się do nich uśmiechnie szczęście.

Teisehańskie lato przypominało raczej wczesną serandańską zimę, ale klimat ten mu odpowiadał. Nie znał swojego pochodzenia, ale obserwował tutejszych ludzi i powoli dochodził do wniosku, że być może faktycznie miał swoje korzenie na Zimowej Wyspie.

Zauważył w oddali statek, na którego maszcie powiewała flaga Serandanu. Nareszcie. Miał nadzieję, że to nie tylko nowe ploteczki z kontynentu, ale także to, na co czekał od dawna.

Rzucił wymowne spojrzenie Kirilowi. Ten zrozumiał wiadomość, ale nie przerwał gry z dzieciakami. Pozory. Trzeba stworzyć właściwe warunki.

Statek zbliżał się, popychany lekkim wiatrem. Nashy nie odrywał od niego wzroku, starając się dostrzec jakieś sylwetki na pokładzie okrętu. Od razu niemal wychwycił kogoś, kogo nie chciał zobaczyć, a przyjdzie mu stanąć z nim oko w oko. Miał tylko nadzieję, że jego własna zła sława nie dotarła do uszu Likwidatora. Wtedy miałby przewagę w postaci elementu zaskoczenia.

Gdy wreszcie zacumowano okręt, a trap został opuszczony, wielki wojownik zszedł jako pierwszy, pilnie się rozglądając. Przesunął wzrokiem także po Nashym, ale nie zatrzymał się na nim dłużej, ku wielkiej uldze asasyna. Kiril nie przerywając zabawy z dzieciakami, a właściwie nauki kantowania, zerkał również w kierunku statku.

Po trapie zszedł wysoki, piękny złotowłosy młodzieniec, który asekurował dłonią dziewczynę. Nashy od razu pojął, że patrzy na obiekt zlecenia. Złocista skóra nie pasowała do szarego i bladego Teisech, szczególnie, że towarzyszka miała bladą cerę, ale włosy tak płomiennie rude, jakby nagle wybuchło jakieś ognisko na brzegu. Wiatr targał sprężynkami wokół jej głowy, a ona ostrożnie zeszła na dół, niemal z ulgą zeskakując na stały ląd. Za nią wychylił się chłopak o równie ognistej czuprynie, krótszej i potarganej. Szczupła i wysoka sylwetka prześliznęła się gładko i zajęła miejsce koło Likwidatora.

Nashy nie miał już żadnych wątpliwości. To musieli być oni. Plotki o towarzyszach królewicza dotarły na wyspę przed nimi, zatem doskonale wiedzieli, kogo mają wypatrywać. Kiril rozgonił dzieciaki i udał się w stronę karczmy, a Nashy zeskoczył ze skrzyń, chcąc wybadać okoliczności. Kiedy dopiero co przybyłe towarzystwo lekko się rozproszyło, by zorientować się w okolicy, wysupłał z kieszeni kawałek czerwonej wstążki i cicho, niczym kot, podszedł do rudowłosej dziewczyny.

Przepraszam, czy to należy do pani? Leżało o, tutaj – wskazał dłonią miejsce za plecami dziewczyny, jednocześnie nie odrywając od niej wzroku.

Odwróciła się i z subtelnym uśmiechem spojrzała wprost na niego. Zarumieniła się lekko, co na tle jej piegów Nashy uznał za niezwykle urocze. Zaskoczyły go jednak jej oczy – jedno zielone, a drugie brązowe. Zerknęła na wstążkę i pokręciła głową.

Nie, to nie moje. Nie używam czerwonych wstążek.

Musiała zatem zsunąć się z innego warkocza – schował materiał do kieszeni i uśmiechnął się. Choć pięknie by się wkomponowała w panienki kolor włosów. I pasuje do rumieńców.

Dziewczyna jeszcze bardziej się zarumieniła. Nashy wyciągnął ku niej rękę i uniósł jej dłoń ku swojej twarzy, składając na niej delikatny pocałunek.

Tar 't' Ureen – wyszeptał konfidencjonalnym tonem.

Audre, tu jesteś! Idziemy!

Rudowłosy chłopak wpadł między nich jak dzik w leszczynę i zatrzymał się zdziwiony sytuacją. Nashy wypuścił dłoń dziewczyny i powtórzył jej imię niczym zaklęcie.

Już idę, Audrasie. Miło było pana poznać, panie Tar.

Cała przyjemność po mojej stronie.

Ukłonił się lekko, ale gdy dziewczyna odwróciła się by oddalić się we wskazanym przez chłopaka kierunku, zawiesił wzrok na Audrasie. Szczupły i smukły, a jednocześnie atletyczny, o ciekawej urodzie. Z żalem pomyślał, że najpewniej będzie musiał go zabić.

Odszedł powolnym krokiem w stronę karczmy, jednocześnie śledząc wzrokiem przybyszów. Chciał wiedzieć, gdzie się ulokują i czy udadzą się w stronę Mulerg. Nie zdążył wypytać dziewczyny, a gdyby znów ją zaczepił, wyszedłby na nachalnego. Musi wejść w jej pole widzenia samoistnie, tak by odsunąć od siebie podejrzenie celowości.

Grupka krążyła po porcie w poszukiwaniu noclegu, co świadczyło o tym, że najprawdopodobniej, nie pozostaną w Huut. Jeśli Kiril użył skrytej pod kasztanową czupryną mózgownicy, istniał cień szansy, że jedyny wolny pokój znajdą po sąsiedzku z nimi.

Z zadowoleniem odkrył zatem, że wszystkie ich rzeczy znajdują się w jego pokoju, łącznie z niskorosłym przyjacielem.

Zarezerwowałem wszystkie wolne pokoje w portowych karczmach, za niemałą fortunę. No nie ma innego wyjścia, muszą przyjść tutaj. Przydały się znajomości z dzieciarnią.

Brawo, przyjacielu – podwójna duma rozpierała Nashy'ego. Po pierwsze sam się domyślił, co należy zrobić, a po drugie, nawet nie zaklął, a powiedział trzy zdania.

Ale jak tu nie przyjdą, to pieniądze psu w dupę, a plan chuj strzeli – radość Nashyego okazała się zbyt prędka. Na szczęście przywykł do charakterystycznego sposobu wysławiania się jego przyjaciela.

Wieczorem zamówimy jedzenie do pokoju, ale pójdziesz sprawdzić, czy siedzą w izbie na dole. Rano muszę spróbować znów dowiedzieć się czegoś od nich.

Karzeł potaknął. Wyłożył się na łóżku i zamknął oczy. Minęło południe, a do końca dnia powinni pozostać w zamknięciu, najrozsądniejszą zatem czynnością zabijającą nudę zdaniem Kirila zawsze była drzemka. Nashy jednak nie mógł się na nią udać, nie przygotowawszy uprzednio wszystkiego na ewentualny rychły wyjazd.

Skoro tylko nieśmiałe promienie słońca, którym udało się przebić przez chmury wpadły do pokoju, dokonał dokładnej toalety, nie szczędząc czasu na uczesanie koczka na karku, dość lubianego przez teisehańczyków. Oczyścił swoje ubranie i pokusił się nawet o nawilżenie olejkiem ust, oraz skropienie się kilkoma kroplami ulubionych perfum. Miał zamiar zapolować na rudowłosą Audre. Kobiety z reguły ulegały jego urokowi więc i teraz czuł się pewnie. Z lekkim uśmiechem wyszedł z pokoju.

Spotkał ją tuż za drzwiami, niemal na nią wpadając. W przeciwieństwie do wcześniejszego dnia, zamiast spódnicy miała na sobie spodnie, które opinały jej bujne, pełne kształty. Udał zaskoczenie i zażenowanie.

Panno Audre, przepraszam, nie spodziewałem się...

Ja również, przepraszam. Bywam niezdarna!

Uśmiechnął się i podał jej ramię. Niepewnie je ujęła, jakby bojąc się czegoś. Obejrzała się przez ramię na drzwi komnaty obok.

Zmierza pani na śniadanie?

Tak właściwe, to szłam zamówić do pokoju.

Schodząc po schodach spojrzał w jej intrygujące oczy. Ona i rudzielec musieli być rodzeństwem bez dwóch zdań. Nie tylko podobieństwo imion, ale również włosy i piegi mieli niemal identyczne.

Wielka szkoda westchnął teatralnie wręcz. Miałem nadzieję, że dotrzymasz mi towarzystwa. Bardzo nie lubię samotnie pić porannej herbaty.

Dziewczyna uśmiechnęła się i mocniej zacisnęła dłoń na jego ramieniu, gdy zeszli z ostatniego stopnia schodów. Poprowadził ją do stolika, a o tak wczesnej godzinie jedynymi gośćmi byli oni oraz niedobitki z poprzedniego wieczora. Zamówili więc herbatę, a dziewczyna poprosiła o przygotowanie posiłku dla swoich towarzyszy i zaniesienie go na górę. Nashy zaczął z nią rozmawiać o wszystkim i o niczym. Opowiadał jej o swoim życiu w Mulerg, i że w Huut jest w interesach. Kłamał płynnie, bez mrugnięcia okiem, podtrzymując konwersację z rudowłosą. Audre okazała się być jednak bardziej skryta, niż mu się wydawało, uprzejma ale nieufna. Wycofana.

Nie przypominam sobie, bym pytał, ale cóż taka egzotyczna piękność z kontynentu robi na tej skorupie lodowej?

Wraz z narzeczonym udaliśmy się w podróż po świecie. Zawsze fascynowały mnie kraje wyspowe, a Teiseh tym bardziej, ze względu na zimową aurę, której brak w Serandanie. Mam nadzieję zobaczyć śnieg!

Kłamała. Co jak co, ale tak biegły w sztuce kłamca jak Nashy doskonale wiedział, kiedy ktoś inny łże. Zrobił jednak minę zbitego psa, udając zawód.

Z narzeczonym? Ech, moje głupie serce zawsze ciągnie do dam, które już mają swego wybranka.

Audre zarumieniła się i otoczyła obiema dłońmi kubek z herbatą, by podnieść go do ust i ukryć zakłopotanie. Nashy z kolei podparł rękę na łokciu, a brodę na dłoni i wpatrywał się w swoją rozmówczynię. Wnioskował z jej słów, że była blisko z królewiczem. Być może bardzo blisko. Szkoda, że ją też będzie musiał zabić.

Ze schodów zszedł złotowłosy chłopak i od razu rzucił w Nashy'ego nienawistnym spojrzeniem. Audre też go dojrzała i prędko dopiła herbatę. Zerwała się z miejsca.

Dziękuję panie Tar, za wspólną herbatę. Życzę udanych interesów w Huut.

Nashy nieśpiesznie wstał, ujął dłoń dziewczyny i ucałował ją. Zakłopotana spłonęła jeszcze większym rumieńcem, a młody mężczyzna od razu znalazł się obok, ciskając pełnymi złości spojrzeniami. Celowo przeciągnął pocałunek, by jeszcze bardziej wzburzyć królewicza. W nerwach można przecież chlapnąć coś niespodziewanie.

Panno Audre, przyjemności w podróży z narzeczonym. Jakaż szkoda, że nim nie jestem.

Wyprostował się, a twarz dziewczyny przypominała odcieniem pąsową różę. Zignorowawszy chłopaka, minął ich i wszedł na schody.

Czekaliśmy za tobą syknął ze złością królewicz do Audre. Wszyscy jesteśmy gotowi by ruszyć dalej, a ty sobie flirtujesz z tutejszym chłoptasiem?

Nie muszę ci się tłumaczyć, Kobe. Skoro wszyscy gotowi, to ruszamy.

Nashy pomyślał, że w sumie dziewczyna ma charakterek, skoro pyskuje królewiczowi. Przekona się niebawem, jak ostre ma pazurki. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro