Mei
Kołysanie powozu sprawiało, że chciało jej się spać. Co prawda nie było nawet południa, ale wyjechali wcześnie rano, a Mei lubiła sobie dłużej pospać. Poza tym, zdążyła się już przyzwyczaić do rutyny spożywania wspólnych posiłków z rodziną Reoite. Dlatego dzisiejsze śniadanie odbyło się za prędko, a mała królewna zwyczajnie się nie wyspała.
Poprzedniego wieczora książę Raig zarządził przygotowanie aż dwóch oddzielnych karawan. W jednej Lynn, Zinaid, Mei i Stellan wraz z potrzebną służbą i strażą, mieli oddalić się na południe do górskiej twierdzy Perlael, gdzie będą bezpieczniejsi niż w stolicy położonej zaledwie dwa dni drogi od granicy z Serandanem. W drugiej jechał Raig, Audre, Cessy, Nashy i Kiril, a także większość żołnierzy ze stolicy i część nowych zaciągów, którzy udawali się do Oka Sokoła.
Początkowo Raig zabraniał jechać Cessy i Audre, ale potem ustąpił, gdyż Audre przekonywała go, że muszą tam być. Mei nie wiedziała, dlaczego.
Próbowała skupić na czymś uwagę, ale za każdym razem trwało to tylko chwilę, a powieki znów opadały. Zinny był zajęty czytaniem, co drażniło Mei, bo chciała z nim porozmawiać, albo zagrać w jakąś podróżną grę, jedną z tych, którymi zabawiał ją Borgas. Siedząc obok chłopca widziała, co czyta, ale była to lektura trudna i nużąca, a Zinny czytał dużo szybciej niż Mei, zanim więc zdążyła doczytać jeden akapit, on już przerzucał stronę.
— Zinny — zagaiła z nadzieją, że nie zbeszta ją za to, że mu przerywa. — Nudzi mi się. I chce mi się spać!
Młody książę zatrzasnął księgę i westchnął, a potem obrócił twarz ku Mei. Dziewczynka uśmiechnęła się lekko, odrobinę przepraszająco.
— Jeśli jesteś znużona, to się zdrzemnij. Przed nami długa droga.
— Kiedy ja nie chcę. Wtedy przegapię wszystkie ładne rzeczy za oknem.
— Mei, co w takim razie chcesz robić? Nie ma tu zbyt wielu możliwości zabawy. Możemy porozmawiać. Czytałaś tą książkę, którą ci ostatnio przyniosłem, czy czytasz w kółko o Brue?
Jak na zawołanie Mei odnalazła w fałdach spódnicy przytulankę, którą obdarował ją Borgas. Przycisnęła ją do piersi, lekko urażona insynuacjami Zinny'ego. Tak, czytała tą książkę kilka razy, i co z tego? Bardzo jej się podobała, a to była jedyna, jaką miała tu na własność.
— Tak, ale wiesz Zinny, ja chyba jestem na nią za głupia. Nic nie zrozumiałam — odparła zgodnie z prawdą.
Chłopiec dał jej książkę o historii kontynentu. Miała kolorowe obrazki, ale była bardzo stara, a język w niej trudny, słowa jakieś pogięte i niesmaczne. Niewiele z niej wiedziała.
— Nie jesteś głupia — zaoponował Zinny. — Czasami tak się zdarza, że niektóre książki są dla nas za trudne. Masz sześć lat, jeszcze zdążysz ją przeczytać gdy podrośniesz.
— Prawie siedem — burknęła Mei. — Ale ty nie odkładasz książek, kiedy są za trudne. Ja się tym denerwuję i wtedy nie chcę dalej czytać.
— No dobrze, siedem prawie — Zinny uśmiechnął się do towarzyszki. — Nie odkładam i nie odkładałem, ale ja to co innego niż ty. Ja nie mam odwagi się przyznać, że czegoś nie umiem i nie rozumiem, dlatego doczytuję. A ty potrafisz powiedzieć, że to za trudne i odłożyć. To bardzo mądre.
Mei poczuła się dumna z tego, że Zinny ją tak pochwalił. Całe znużenie minęło jej jak ręką odjął. Chciała, żeby Zinny ją lubił, nigdy nie przyjaźniła się z innymi dziećmi. To ładny i mądry chłopiec i Mei też marzyła o tym, by być taka mądra. A teraz powiedział jej, że już jest!
— To prawda, że kiedyś nie było oddzielnych krajów na kontynencie? — spytała, bo wiedziała, że Zinny uwielbiał imponować swoją wiedzą. Chciała, by on także miło się poczuł, a przy okazji Zinny wszystko jej opowie i nie będzie musiała tamtej książki czytać.
— Tak. Dawniej wszyscy żyliśmy pod panowaniem jednej rodziny królewskiej. Niektórzy wierzą, że pewnego dnia znów tak się stanie.
— Opowiesz mi o tym?
Zinny uśmiechnął się i odłożył książkę na bok. Mei przysunęła się bliżej do niego, wciąż wtulając się w pluszaka. Książę odchrząknął by oczyścić gardło i spojrzał na matkę. Księżna Lynn kiwnęła mu głową, by opowiadał, podczas gdy ona podróżowała z zamkniętymi oczami. Odpoczywała, bo Stellan był z mamką w drugim powozie.
— Całkiem niedawno, bo około czterysta lat temu, istniało tylko jedno państwo, Cesarstwo Kontynentalne. Rządził nim wówczas starszy już człowiek, cesarz Ludovis. Magia była dozwolona, handel wolny, a kapitalizm kwitł w najlepsze.
— Kapitalizm? — zapytała Mei, kładąc ociężałą główkę na ramieniu Zinny'ego.
— Nie ważne, chodzi o system gospodarczy. W każdym razie, ludzie nie byli całkiem zadowoleni z rządów cesarza. Między mieszkańcami cesarstwa narastały konflikty - magowie wykorzystywali swoją pozycję, a arystokracja rodów nieobdarzonych magią buntowała się przeciw temu. Mniejsi handlarze zadłużali się, by się utrzymać, bo ich towary nie mogły konkurować z tymi wytwarzanymi magicznie, które były tańsze i lepsze. Ludovis jednak nie zwracał na to najmniejszej uwagi, był całkowitym hedonistą...
— Hedonistą? — ziewnęła Mei. — Kto to taki?
— Ktoś, kogo najwyższym celem życiowym jest czerpanie przyjemności z życia i unikanie cierpienia, Mei. Ludovis więc korzystał, bawił się, pił, ignorując wszelkie kłótnie, konflikty i zatargi. W końcu rody magnackie jak i handlarze zmówili się przeciwko magom i cesarzowi. Zebrali swoje armie, opłacili najemników. Twój przodek, niejaki Grau Keilige, powiódł armię ku Yedan, dokonał przewrotu pałacowego i po wymordowaniu rodziny Ludovica co do nogi, ogłosił się królem. Magowie, będący mimo wszystko w miejszości, skapitulowali i ucielki na południe, gdzie wyszarpali górom kawałek lądu. Początkowo układy między arystokracją a handlarzami były poprawne, ale potem także zaczęły się psuć. Podpisano więc ugodę, na mocy której handlarze osiedli po drugiej stronie gór na południu, ale nie byli królestwem, a zwierzchnictwem. I tak zostało do dziś.
— Dlaczego Marendon jest księstwem, a nie królestwem? — ostatnim wysiłkiem zapytała Mei. Jej oczy kleiły się niczym usta po słodkich karmelkach.
— Bo magowie nigdy nie wypowiedzieli władztwa cesarstwu, nie są lennem Serandanu. Ustanowili księstwo, bo oczekujemy na króla, który na powrót zjednoczy kontynent.
— Ty byłbyś dobrym królem — mruknęła. — Jesteś mądry, a król musi być mądry. Mogłabym być twoją żoną.
Zinny zadrżał na te słowa, ale po chwili skonstatował, że Mei już przysypia i powoli odpływa do krainy marzeń, więc nie mówi całkiem do rzeczy.
— Nie pragnę w życiu władzy, Mei, tylko wiedzy.
— To nie będę twoją żoną.
Zinny zachichotał i zerknął na opartą o niego główkę królewny. Jej oddech spowalniał i zapadała w sen. Lynn także zasnęła zmęczona. Chłopiec wrócił do książki.
Mei ukołysana powozem i historią opowiedzianą przez towarzysza zanurzyła się w opowieść o zimowych ptakach, która odzwierciedlała jej największe marzenie i fascynację.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro