Mei
Dobrze wiedziała, że nikt jej tu nie znajdzie, o nie. Mogła ze sobą co prawda zabrać jakąś przytulankę, bo brakowało jej trochę towarzystwa, no ale trudno. Musi sobie radzić bez.
Jej sukienka była już całkowicie brudna, ale nie było tu nikogo, kto mógłby ją zbesztać za to, że chodzi w brudnej sukni. Myła się trochę sama, bo miała dostęp do wody, ale zimnej. Musi wystarczyć, zanim wróci Audre.
Sięgnęła z koszyka na skrzyni jabłko i chrupała je, czytając jedną z książek, które rudowłosa przyjaciółka zostawiła tu dla niej. Były zdecydowanie obszerniejsze i trudniejsze niż te, które czytywała dotychczas, ale nie przeszkadzało jej to. W kryjówce miała mnóstwo czasu na czytanie.
Żałowała czasem, że zostawiła braciszka i królową w pałacu, zamiast poprosić ich, by uciekli z nią. Przecież skoro jej ojciec nie zawahał się uderzyć macochy przy Mei, mógł ją bić już wcześniej. Z drugiej strony miała tylko sześć lat, właściwe sześć i pół, niewiele mogła zdziałać sama.
Słońce wpadające przez świetlik przesunęło się, więc i Mei się trochę przemieściła. Za chwilę zapadnie zmrok i nie będzie już mogła czytać. Żałowała, że nie ma tu ubrań na przebranie. Zastanawiała się, czy powinna wyprać sama jakoś suknię i powiesić do wyschnięcia, ale wisząca w środku lasu różowa suknia mogłaby przykuć czyjąś uwagę.
A królewna zdecydowanie nie chciała zostać znaleziona.
Stwierdziła, że być może jeśli teraz upierze suknię, a na noc schowa się pod kocem, to do rana jakoś wyschnie. Tylko jeszcze wyskoczy za potrzebą.
Zaczynało robić się szaro, a oba księżyce zamajaczyły na niebie. Ściągnęła bieliznę i przykucnęła, żeby zrobić siusiu. Spojrzała w niebo, bez chmur, ciemniejące.
Audre, gdzie jesteś?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro