Borgas
Jako Likwidator, nie wierzył w przeznaczenie czy przeczucia, bo był nazbyt pragmatyczny. Jednak tego dnia intuicja podpowiadała mu, że coś się posypie. Ten ich cudowny, misterny plan miał więcej, niż jedną lukę, a na dobrą sprawę, składał się z samych luk. Nie miał najmniejszego zamiaru ingerować w ten plan. Nawet jeśli pałac miał przewagę liczebną, to nie miał dwóch doskonałych asasynów, Likwidatora, magiczki i łucznika, który nigdy nie chybia. Jakoś wybrną. Chyba.
Audras poprowadził Nashy'ego i Kirila oraz związanego królewicza do jednego z wielu tajemnych wejść, którym młody następca tronu i jego kompan często wymykali się poużywać uroków miasta. Tym samym, którym on, Audre i Mei mieli również podążyć. Ale najpierw Mei.
Omijając miejskie mury od strony lasu, rudowłosa magiczka poprowadziła go przez gęste chaszcze i zarośla, gdzie dzikie jeżyny i maliny cięły go po skórze, bo z racji sylwetki nie był w stanie jakkolwiek ich ominąć. Złorzeczył, starając się zachowywać względnie cicho, bo mimo wszystko w jego oczach Audre była damą. Razem z Kirilem ledwie się hamowali, żeby nie ukręcić królewiczowi tego złocistego łba. Nawet jeśli ich plan się totalnie rozjedzie, to przynajmniej pozbędą się gówniarza. Zawsze jakiś pozytyw.
Las wcale nie rzedniał, ale Audre doskonale znała drogę. Prowadziła go przez gęstwinę aż do chwili, gdy stanęli przy kopcu, przypominającym kurhan.
— Mei? — zawołała Audre.
Zbliżając się do usypiska powtarzała imię królewny raz za razem, aż w końcu zza pagórka wysunęła się ciemna, skołtuniona główka i brudna buzia.
— Audre?
Maleńka dziewczynka podbiegła do Audre i wtuliła się w nią śmiejąc się i płacząc. Borgasa nieco ten widok rozczulił, co zaskoczyło go. Nigdy się nie wzruszał i nie był emocjonalny, ale przez czas spędzony z magiczką zdążył nauczyć się wiele o uczuciach i zaczął dostrzegać, że też ma serce. Szkoda, że zazwyczaj odzywa się niepytane.
— Mei, kochanie, co ci przyszło do głowy? Dlaczego się tu schowałaś?
— Ojciec... ojciec uderzył Cerille i nie kazał mi widywać się z braciszkiem. Mnie też poszarpał!
— Mei... — wyszeptała Audre, przytulając królewnę. — Kobe odchodził od zmysłów.
— Już dawno odszedł — skwitował kwaśno Borgas.
Dopiero teraz dziewczynka zauważyła obecność Likwidatora. Jej oczy rozwarły się widząc tak ogromnego człowieka. Schowała się jeszcze głębiej w ramiona Audre.
— Kto to? — spytała królewna niemal niesłyszalnie.
— To Borgas, mój przyjaciel. Nie musisz się go obawiać, Mei. Obroni cię, tak jak broni mnie.
Dziewczynka nieśmiało wysunęła się z ramion Audre i zerknęła na Likwidatora. Była drobna, nieco wychudzona, brudna i skołtuniona, ale oczy błyszczały zainteresowaniem. Powoli kroczyła ku Borgasowi. Wydała mu się tak maleńka, tak krucha i drobna, że zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, zbliżył się do niej, chwycił ją i uniósł. Posadził ją na przedramieniu jak niemowle. Patrzyła na niego teraz z bliska i małe rączki wyciągnęła ku jego poznaczonej bliznami twarzy.
— Jesteś odważny? — spytała nagle.
— Tak mówią. Nie boję się niczego.
— Nawet mojego ojca?
— Jego wcale się nie boję.
Dziewczynka uśmiechnęła się nieśmiało. Audre podeszła do Borgasa i pogładziła jego wolne ramię. Widać było po niej, że odczuła ulgę i szczęście. Mei żyje. Może więc uda uratować się jej rodziców.
Ruszyli w kierunku, który podyktował im Audras, by trafili do właściwego wejścia. Borgasowi zdawało się, że dziewczynka nic nie waży, a jej maleńkie palce wciąż dotykały przeróżnych blizn na jego twarzy. Było to wrażenie nieco podobne do tego, gdy chodzi po tobie wyjątkowo natrętna mucha. Żołądek dziewczynki odezwał się głośno, a Borgas pomyślał, że powinien jednak to dziecko nakarmić. Zatrzymał się, odstawił ją na ziemię i zdjął z grzbietu plecak z ich małym dobytkiem, który przekazano Likwidatorowi pod opiekę. Po chwili grzebania wyjął z niego kawałek chleba i kiełbasy.
— Zjedz, mała.
— Ale ja nie lubię... — wyszeptała.
— Mei, to niegrzeczne. Borgas chce, żebyś zjadła coś porządnego. Musiałaś tu pewnie trochę głodować.
Audre wyjęła wiktuały z ręki Likwidatora i wcisnęła w dłonie Mei. Mimo niechęci, dziewczynka była tak wygłodniała, że gdy posmakowała kiełbasy, niemal pochłonęła wędlinę na raz.
Znów wziął królewnę na ręce i wznowili marsz. Zaczynało zmierzchać. Likwidator pozwalał, by mała przysypiała na jego ramieniu. Zerknął na jej brudną, ale śliczną buzię. Uciekła z pałacu ze strachu przed ojcem. Kiedy pomyślał sobie, jak bardzo zmienił się Kobe, jego serce skuł chłód. Nie wyobrażał sobie oddać tej małej w ręce takiego furiata. Przebiegł go dreszcz. Chciał o tym powiedzieć Audre, ale jednocześnie wolałby, by Mei tego nie usłyszała.
Marsz trwał jeszcze długo, bowiem musieli obejść dookoła niemal całe miasto, aby dotrzeć do wyznaczonego miejsca. Audre milczała, a królewna pochrapywała na ramieniu Borgasa. Dziewczyna wskazała mu wejście, o którym wspomniał Audras i niezauważeni przez nikogo wślizgnęli się do pałacu. Wkrótce okazało się, dlaczego.
Krótki, bo takie chyba lepiej się czyta? :) Przy kolejnym przygotujcie się na TW!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro