Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Borgas

Gdy trzy dni wcześniej ta niska dziewczyna, ni stąd ni zowąd wyskoczyła mu przed konia, mało brakowało, a gładkim cięciem miecza przytroczonego do wierzchowca, oddzieliłby tę rudą czuprynę od reszty ciała. Coś w tej postaci jednak go zaalarmowało, więc zamiast ją zaatakować, zatrzymał się. Paniczyk z tyłu zdążył już z siebie wydobyć zaskoczony okrzyk, ujawniając Borgasowi imię dziewczyny.

Audre? Co ty tu robisz?! chłopak na widok rudowłosej zareagował tak dziwnie, że osiłek sam nie wiedział, co o tym myśleć. Kobe zeskoczył z konia, podbiegł do tej niewysokiej postaci i w pierwszej chwili chyba nie mógł się zdecydować, czy chce ją przytulić, czy nią potrząsnąć. Nie dotknął jej jednak wcale, zatrzymując się dwa kroki przed nią, a wyciągnięte ręce wycofał i oparł na biodrach.

Audre nic nie powiedziała, tylko spojrzała na księcia i zdawało się Borgasowi, że na twarz chłopaka wpłynęła wielka, burzowa chmura. Nic dziwnego, królewicz nie miał pojęcia o co tak na prawdę chodzi w tej całej „Próbie Wojownika". Po chwili z krzaków wyłonił się podobny do dziewczyny chłopak, bliźniak. Jedną ręką prowadził dwa konie bez siodeł, a w drugiej trzymał dwa plecaki wojskowe, z czego jeden wyglądał, jakby miał zaraz eksplodować. Rodzeństwo nic nie mówiło, patrzyli na królewicza, a on wpatrywał się w nich.

Rozumiem powiedział Kobe i odwrócił się do Likwidatora. Pojadą z nami.

Nie zapytał. Po prostu rozkazał. W pierwszej chwili Borgas poczuł, jak krew zaczyna się w nim gotować. Chłoptasiowi się coś pomyliło pomyślał. Zsunął się z konia, co przy jego rozmiarze było czynnością raczej symboliczną. Podszedł do królewicza i odsunął go nieco na bok, żeby się bliżej przyjrzeć tej dwójce, która przed chwilą wychynęła z zagajnika jak lisy.

Dziewczyna była niska, dość krągła, miała gęste rude włosy i wielkie oczy. Borgas nie mógł oprzeć się wrażeniu, że ta niepozorna postać skrywa w sobie coś więcej. Z kolei chłopak wyglądał prawie identycznie jak siostra, tyle że był wyższy i mniej zaokrąglony. Miał chłopięcą budowę ciała, ale widać było, że wysiłek fizyczny nie jest mu obcy. Na jego głowie kręciły się rude pukle, a z wielkich brązowych oczu błyskała zadziorna iskra. Likwidator przyglądał im się w milczeniu zastanawiając się, czy to dziwaczne rodzeństwo może się jakoś przydać w drodze. Przecież nawet konie ukradli bez siodeł. Królewicz jakby odczytał myśli swojego opiekuna.

Audras doskonale strzela z łuku, nigdy nie chybia zaczął nieśmiało.A Audre...no...zawahał się ona dużo...wie. I potrafi zrobić pyszne jedzenie z niczego!

Borgas dalej przyglądał się rodzeństwu tak, jakby nie słyszał komentarzy Kobego. Obejrzał chłopaka oraz jego dobytek, którym zapewne był ten znacznie szczuplejszy plecak.

Zatem gdzie masz ten łuk, o strzelcu wyborowy? z nieukrywaną szyderą w głosie zapytał Likwidator.

Nie wziąłem. Nie zastanawiałem się, gdy się pakowałem. Odparł chłopak, speszony własnym nieprzygotowaniem do tak wymagającej podróży.

Likwidator odwrócił się na pięcie i podszedł do swojego wierzchowca. Z torby pełnej różnych rodzajów broni wyciągnął łuk i strzały. Nigdy z tego sprzętu nie korzystał, natomiast otrzymał go w prezencie po zakończeniu jednego zlecenia. Podobno najlepsza robota, od mistrzów łucznictwa z Wysp Zielonych. Się okaże.

Udowodnij, że nigdy nie chybiasz. Powiedział Borgas, wracając do Audrasa z łukiem i kołczanem pełnym strzał. Widzisz tamto wielkie drzewo z wiszącymi gałęziami, na których są te fioletowe kwiaty? Ustrzel no siostrze jakiegoś kwiatka, będzie jej pasował do...Borgas zmierzył dziewczynę wzrokiem i nie umknęło mu, że jest ubrana po męsku. ...spodni.

Audras wziął łuk i strzały. Jego dłonie drżały delikatnie, ale nie dało się ukryć, że wykonanie łuku i sama broń zrobiły na nim ogromne wrażenie. Były one niezwykle cenne i rzadkie na kontynencie, bowiem mistrzowie z Wysp Zielonych prawie nigdy nie sprzedawali swoich dzieł poza obręb archipelagu. Do drzewa było z 820 łokci. Klasyczny łuk dosięgnął by maksymalnie z 570, ale ten... ten miał szansę posłać strzałę do celu.

Chłppak stanął pewnie na biodrach i nie przymierzając się do celu, naciągnął cięciwę i zwolnił ją. Potem pędem pobiegł do drzewa, z którego zgodnie z przewidywaniami, udało mu się odstrzelić małą gałązkę z gęstym i pełnym kwiatem. Wrócił lekko zdyszany, ale zadowolony, po czym ceremonialnie oderwał kwiat od gałązki i wcisnął siostrze za ucho.

Borgas musiał przyznać, że chłopak rzeczywiście był skuteczny. Nawet nie celował, zupełnie tak, jakby strzałą nie kierowała siła naciągu i nadany cel, a myśl Audrasa. Przeniósł swój wzrok na dziewczynę i nawet nie zdążył nic powiedzieć. Rudowłosa grzebała chwilę w pękatym plecaku, a ponieważ była prawie tej samej wielkości co tobołek, nie mógł dostrzec, czego tam tak szperała. Po chwili obróciła się do niego i podała mu kawałek chleba posmarowany grubo pomarańczową konfiturą. Już sam zapach spowodował, że Likwidatorowi zaburczało w brzuchu. A kiedy spróbował, przestał przejmować się tym, że królewicz próbował mu rozkazywać. Powiedział jedno zdanie.

Wszyscy na koń i jazda.

Początki podróży przebiegły w gwarnej atmosferze, a przynajmniej między Kobem a Audrasem. Cały czas rozmawiali zastanawiając się, skąd ta decyzja o powrocie do dawnych tradycji i o wielu innych rzeczach. Dziewczyna nie mówiła dużo, za to wykonywała najwięcej pracy. Wynajdywała bezpieczne miejsca na popas, z dala od ludzkich oczu, przyrządzała jedzenie, które mimo warunków, dość by rzec polowych, smakowało wybornie. Borgas nie mógł jej rozgryźć. Nie bała się go, odważnie patrzyła mu w oczy, a chociaż wzrostem górował nad nią tak, że wyglądała przy nim jak ośmiolatka, nim także się opiekowała. Tylko pierwszej nocy obudziła go o świcie podając mu do ust kubek z dziwnym naparem.

Masz okropny kaszel gdy śpisz powiedziała cicho, ale tonem nieznoszącym sprzeciwu. Wypij, to złagodzi duszności. Jak tak dalej będziesz kaszlał, to obudzisz jakieś licho.

Licho nie śpi i tak odparł Borgas, ale bez sprzeciwu przyjął napar.

Kolejne popołudnie upłynęło jednak w ciszy. Kompani znudzili się rozmową, od czasu do czasu Audras narzekał na niewygodę podróży bez siodła, więc zamieniał się końmi z Kobem, a Audre jechała na przedzie, błądząc myślami. Rozglądała się, czasem na popasie szła do lasu bądź na łąkę i wracała z jakimiś ziołami. Albo czymś dobrym do jedzenia, na przykład orzechami czy jagodami.

Borgas zauważył, że młody królewicz przygląda się dziewczynie, ale się nie odzywa do niej. Podejrzewał, że tą dwójkę coś musi łączyć, albo po prostu hormony chłopaka szaleją, a jej niczego nie brak. Kiedy zatrzymali się na skraju puszczy, do której wjechali kilka dni temu, aby przenocować i odpocząć, Borgas musiał obmyślić dalszy plan trasy. Wyjął więc mapę kontynentu i zaczął uważnie się jej przyglądać, analizować różne opcje i rozważać, w jaki sposób należy się poruszać.

Ta podróż musiała wyglądać jak prawdziwa „Próba Wojownika", jednocześnie nią nie będąc. Królewicz i Audras siedzieli na trawie i grali w jakąś miniaturową grę, którą przezorna dziewczyna oczywiście spakowała. Ona sama gdzieś zniknęła, pewnie znów poszła przeszukiwać knieje zbierając jakieś wiechcie zielska. Borgas mógł zatem w spokoju przemyśleć przebieg podróży. Zgodnie z tradycją, chłopak powinien zaliczyć wszystkie kraje na kontynencie, po czym udać się na wyspy. Jednak musi trafić do Teiseh. Takie jest zlecenie.

Likwidator tak zatopił się w myślach, że dopiero kapiąca na mapę woda zwróciła jego uwagę. Nie, to nie był deszcz. To Audre pochylała się nad nim, a wyglądała, jakby właśnie wyszła z wody.

I co, widzisz tam coś ciekawego? zapytała bez ogródek. Bo tak się gapisz w tą mapę, jakby miała ukazać ci tajemnice tego świata bez mała.

Pyskata smarkula, pomyślał Likwidator. Uniósł wzrok na dziewczynę, która teraz odwróciła się i odeszła w kierunku ogniska. Był tak pogrążony w myślach, że nie zauważył, że Audre rozwiesiła sznurek między drzewami i wygoniła królewicza i brata, aby zmienili odzież i umyli się. Rzeczywiście, w pobliżu słychać było szum rzeki Om, ale Borgas nie sądził, aby dziewczyna kąpała się w szerokim, rwącej nurcie. Właśnie na sznurku wieszała swoje ubrania, które zapewne uprała. Złapała jego spojrzenie.

No, ty też idź się umyj. Śmierdzisz.

Borgas nie skomentował tej uwagi, bo faktycznie śmierdział. Kilkudniowa podróż dusznym lasem wielce sprzyjała nadmiernemu poceniu się tu i tam. Tym bardziej w skórzanej odzieży. Tym bardziej na koniu.

Bez podejmowania dyskusji wielkolud wstał i udał się w kierunku, w którym oddalili się także Kobe i Audras. Za gęstwiną malin Borgas znalazł niewielkie, ale czyste jeziorko, którego woda miała kolor nieba. Zrzucił z siebie ubrania i z przyjemnością zanurzył się w płytkim zbiorniku. Książe i jego kompan bawili się w wodzie niczym dzieci, co było całkiem zrozumiałe. Chłopcy przyzwyczajeni do zbytków i codziennych kąpieli, po kilkudniowej podróży musieli czuć się tak, jakby spotkał ich jakiś niebywały luksus. Audre po chwili wyłoniła się z tych samych malin, przez które on się przedzierał. Podała mu kostkę mydła. Co za dziewczyna.

Czy ty masz jakąś inną odzież? zapytała. Nie będę ci grzebać w jukach, ale nie uśmiecha mi się oglądać Wielkiego Likwidatora tak, jak go Mare stworzyła.

Pokręcił głową. Dziewczyna zgarnęła jego rzeczy i zniknęła w krzakach pozostawiając go samego. Musiał przyznać, że to zlecenie było czymś zupełnie innym niż to, co dotychczas robił. Zazwyczaj dostawał kwity na kogoś, załatwiał szybko sprawę, po czym odbierał nagrodę i brał kolejne zadanie. Ale nigdy nie był czyimś ochroniarzem.

Zawsze podróżował sam, samotny wilk, siejący strach Likwidator, na którego widok wieśniacy uciekali w popłochu do chałup, wzbijając w powietrze tumany kurzu. Ludzie usuwali mu się z drogi, nie podnosili na niego wzroku, odmawiali pacierze, gdy wchodził do karczmy. W tej dziwacznej kompanii ani Kobe, ani Audras nie odzywali się do niego, jeśli nie było to absolutnie konieczne, jechali za nim i rozmawiali ostrożnie, chyba, że o czymś zupełnie błahym.

Audre. Ona była w tym wszystkim wielką zagadką. Niewysoka dziewczyna rozstawiała Borgasa i chłopaków po kątach tak, jak chciała. I wszyscy bez zająknięcia jej słuchali. Jednocześnie opiekowała się nimi i jak widać, zabrała w tę podróż nawet mydło. Swoją matczyną wręcz troską otoczyła także Likwidatora, czego Borgas nie mógł pojąć.

To pierwsza kobieta, która przed nim nie uciekała, może poza kurewkami, którym jednak płacił za to, żeby nie wiały. Dbała by jadł, nawadniał się, a nawet zmieniał odzież i mył się. Dała mu napar na kaszel. Baba. Baba rozstawiała po kątach Likwidatora, który na sumieniu miał więcej żyć odebranych, niż wspólny wynik żyć sprowadzonych przez wszystkie akuszerki w Kalime. Albo w całym Królestwie Serandan. A słuchał się tego małego, rudego stworzonka.

Borgasa tak to rozbawiło, że zaczął głośno się śmiać. Jego napad był trudny do opanowania, a nie był to perlisty chichot damy dworu, raczej odgłos starego niedźwiedzia, który dalej nawołuje młode partnerki na gody. Kiedy trochę się uspokoił, zobaczył przy krzakach malin całą trójkę młodych ludzi, w tym Audre, trzymającą na rękach jego ubranie. Położyła je przy zejściu do wody i z tajemniczym uśmiechem oddaliła się w kierunku obozowiska

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro