Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𝟡.𝟚

    Rozłączyłam się, mrugając pospiesznie powiekami. Nie chciałam wchodzić do środka w pojedynkę. Sam wygląd korytarza napawał mnie strachem do tego stopnia, że potrzebowałam wsparcia.

    W rzeczywistości jednak czułam niesmak.  Od pewnego czasu naprawdę świetnie radziłam sobie sama. Niespodziewany powrót Thomasa namieszał mi w głowie. Wystarczyło, że raz pozwoliłam sobie się na nim oprzeć i nagle okazało się, że potrzebuję go dużo bardziej, niżbym chciała. A przecież potrafiłam obyć się bez niego. 

    Zatrzasnęłam za sobą drzwi, ostrożnie stawiając kolejne kroki, jakbym bała się, sama nie wiedziałam czego. Starałam się nie przejmować  rozbitym szkłem, które trzaskało pod moimi stopami. Lustro, będące jednocześnie przesuwnymi drzwiami od szafy, zostało doszczętnie roztrzaskane, a jego odłamki zdecydowanie utrudniały poruszanie się po korytarzu.  Nie przeszkodziło mi to w realizacji zamierzonego celu. Musiałam zajrzeć dalej, by koszmar zmaterializował się w pełni. Chciałam zobaczyć każde pomieszczenie, choć trzęsłam się ze strachu.

    Umysł podsuwał mi coraz to gorsze wizje. Straciłam w swoim życiu tak wielu bliskich mi ludzi, że instynktownie obawiałam się najgorszego — kolejnej straty.

    Rozejrzałam się dookoła, ścierając niezdarnie dłonią łzy z policzków i jęknęłam cicho. Zamierzałam być twarda. Mimo wszystko. 

    Automatycznie wybrałam numer Blanki, chcąc się z nią ponownie skontaktować. Łudziłam się, że tym razem osiągnę pożądany efekt. 

    Nie odebrała. Za pierwszym ani za piątym razem. Nie usłyszałam też żadnego z tych śmiesznych dźwięków, nagminnie przypisywanych przez Blankę do mojego numeru telefonu. Wniosek był prosty — nie zostawiła w domu komórki.

    Nie wiedziałam, na czym powinnam się skupić w pierwszej kolejności. Co mogłabym zrobić, żeby poskładać to wszystko do kupy.  W jaki sposób ktoś mógł narobić tu takiego syfu, skoro drzwi były zamknięte?

    Szybko przeszłam każde pomieszczenie, by podsumować straty.  Wyglądało na to, że łazienka i jedyna sypialnia w mieszkaniu pozostały nietknięte. Najgorzej prezentował się salon i korytarz.

    Musiałam się poddać. Straciłam resztkę siły, którą jeszcze posiadałam. Wróciłam do salonu, ignorując bałagan, który panował dookoła — a który był tak niepodobny do Blanki — i opadłam na kanapę. 

    Miałam nadzieję, że Thomas dotrze szybko na miejsce. W mojej głowie panował chaos, a myśli atakowały złe przeczucia. Przerażająca cisza, która panowała w mieszkaniu, była świetnym akompaniamentem dla moich chorych wizji.

    Powłóczyłam spojrzeniem po salonie, nie mogąc się uspokoić. Czułam, że wydarzyło się tu coś naprawdę niepokojącego. Być może wyglądało to trochę lepiej, niż na korytarzu pełnym szkła, ale w którą stronę bym nie spojrzała, widziałam jedynie syf. 

    Blanka nigdy się tak nie zachowywała, co więcej na pewno nie zostawiłaby takiego rozgardiaszu w mieszkaniu. Bywała roztrzepana, trochę zbyt nadpobudliwa, jeśli chodziło o wyrażanie emocji, ale nie znosiła bałaganu i każdy, kto ją znał trochę dłużej, to wiedział.

    Szybciej zostawiłaby otworzone drzwi niż taki bajzel. 

    Nie chciałam jednak płakać, czy też panikować. Dlatego zadzwoniłam do jedynej osoby, która mogła mnie uspokoić i jednocześnie logicznie wytłumaczyć jej nieobecność.

    Thomas był detektywem i podobno chłopakiem Blanki. Musiał coś wiedzieć.

    Przenikliwe zimno ogarnęło moje ciało, więc potarłam ramiona dłońmi, odkrywając, że nadal nie zdjęłam płaszcza. Zignorowałam to. Siedziałam i czekałam, starając się nie zauważać otoczenia.

    Nie podobało mi się to — ani wygląd mieszkania, ani przeczucia, które mnie ogarniały. 

    Spojrzałam na wyświetlacz telefonu, chcąc upewnić się, że Blanka nie oddzwoniła. Nie zrobiła tego. Niezależnie ile razy przecierałam ekran, wciąż brakowało wyczekiwanego powiadomienia, czy o wiadomości, czy też o nieodebranym połączeniu. 

    Czułam ogromną frustrację i niemoc. 

    Nie wiedziałam, czy Blanka jest bezpieczna, a to właśnie stanowiło dla mnie najwyższą wartość. Musiałam ją zlokalizować. Razem mogłyśmy dowiedzieć się więcej. Bo nie miałam złudzeń — ktoś ewidentnie celowo zdemolował mieszkanie mojej siostry.

    Miałam nadzieję, że nie było jej wtedy w tym miejscu.

    Choć nienawidziłam swojej bezradności, musiałam zdać się na kogoś innego.

    Dlatego siedziałam. Siedziałam i nie robiłam nic więcej. Kilkanaście minut później drzwi mieszkania otworzyły się z hukiem, a w progu stanął Thomas — w typowej dla siebie rozzłoszczonej wersji.

    Nie chciałam tego zauważyć, ale dostrzegłam, jak cudownie się prezentował. Ze zmierzwionymi włosami, jakby przeczesał je zbyt wiele razy w ostatnim czasie, z dwudniowym zarostem i piorunami, które ciskały jego oczy. Nie przypominam sobie, by patrzył na mnie inaczej. Nawet w tych rzadkich momentach swobody, na które sobie pozwalaliśmy, widziałam w jego spojrzeniu iskry. Piorunował seksapilem, chociaż to nie był jego zamiar.

    Potrząsnęłam głową, podnosząc się z miejsca. Thomas nie zastanawiał się długo. W kilku szybkich krokach doskoczył do mnie i uwięził mnie w swoim mocnym uścisku. Nie oponowałam. Ochoczo schowałam się w jego ramionach, wdychając znajomy, kojący zapach.

    Potrzebowałam go.

    Mogłam zaprzeczać do woli, kłamać i twierdzić, że nic dla mnie nie znaczył, ale prawda była zgoła inna. Zależało mi na nim, ponieważ był jedyną osobą, do której mogłam zwrócić się ze wszystkim. 

    Oceniał. Krytykował. Bywał złośliwy, ale wiedziałam, że byłby gotowy wskoczyć za mną w ogień. Pokazywał to od samego początku, chociaż byłam ślepa na wszelkie sygnały, które na to wskazywały.

    Nie potrafił mnie opuścić, a ja nie umiałam całkowicie wykopać go ze swojego życia. Pamiętałam jednak o tym, że choć był moim fikcyjnym pracownikiem, zamierzałam go zwolnić z tej funkcji. Dla jego własnego dobra. Nie zamierzałam przysparzać mu więcej problemów.

    Pisnęłam, mocniej obejmując ramionami jego pas i pozwoliłam łzom płynąć.

    Blanka zniknęła. W mieszkaniu panował okropny nieład, ale on tu był. Pozwoliłam sobie zatonąć w jego objęciach. Choć na chwilę.

    Lubiłam się oszukiwać, byłam w tym mistrzynią, ale nie mogłam ignorować odczucia, że obok niego czułam się bezpiecznie, jakby nic, ani nikt nie mógł mi zagrozić.

    — Cholerna idiotka.

    Warknął w moje włosy i momentalnie przywrócił mnie do rzeczywistości. Wciąż jednak nie planował mnie puścić. Szarpnęłam się, chcąc się odsunąć, ale jego uścisk był stalowy. 

    — Słucham?! — wychrypiałam, odchrząkując.

    Dopiero po chwili odzyskałam panowanie nad głosem. Ponownie spróbowałam i wyszarpnęłam się z jego uścisku, odskoczyłam od niego i przyjęłam bojową pozę. 

    Jak on mógł?! W jednej chwili tulić mnie tak, jakby sam nie był w stanie mnie puścić, jakby od tego właśnie zależało jego życie, a w następnej mnie obrażać. 

    Bipolarny dupek. Bez dwóch zdań.

    — Kazałem ci się nie ruszać! Naprawdę nie możesz choć raz mnie posłuchać?! — zapytał, nie ukrywając własnej złości.

    Wiedziałam, że miał rację, choć zupełnie nie podobał mi się sposób, w jaki próbował tego dowieść. Nie myślałam logicznie. Musiał zrozumieć jedno — Blanka zniknęła, a jej mieszkanie przypominało pobojowisko. Nie wiem, dlaczego oczekiwał, że będę zachowywała się racjonalnie. 

    — Niczego nie dotykałam. Ja tylko... Chciałam sprawdzić, czy Blanka jest w środku. Drzwi były zamknięte na klucz, a gdy je otworzyłam i zobaczyłam cały ten bałagan...

    —  A co, jeśli oprócz Blanki, znalazłabyś tu kogoś innego?! Pomyślałaś przez chwilę, że gdyby faktycznie tu była, mogłaś jej zaszkodzić? I wpakować siebie w kłopoty? — wyliczał wściekle. — Pomyślałaś, że mogło ci się coś stać? Pomyślałaś, jakbyśmy się czuli, gdyby coś ci się stało?

    — Nikogo nie było. Drzwi były zamknięte na klucz! — przerwałam mu, nie pozwalając mu na zadawanie kolejnych pytań, którymi udowadniał mi własną głupotę.

    Nie myślałam. Faktycznie tak było, ponieważ martwiłam się o przyjaciółkę i nawet przez myśl mi nie przeszło, by przejmować się samą sobą.

    Westchnęłam ciężko, zamrugałam powiekami, czując pod nimi znajome pieczenie. Ponownie miałam ochotę płakać, ale łzy nie były odpowiednim rozwiązaniem w tamtym momencie. Pomachałam dłońmi przed twarzą, chcąc się pozbyć chęci płaczu i skrzyżowałam ze sobą nasze spojrzenia.

    Thomas, widząc moją zbolałą minę, złagodniał. Złapał poły mojego płaszcza i zdjął go ze mnie, rzucając niedbale na kanapę. Nie skomentowałam tego. Obserwowałam go, biorąc kolejne głębokie wdechy. Musiałam się uspokoić.

    — Było zamknięte, tak? Na klucz? — zapytał, skupiając całą uwagę na mnie.

    — Tak. I był straszny bałagan. Widziałeś korytarz. Wszędzie szkło i...

    — Hej, spokojnie — poprosił, przerywając mi. — Szkło wypadło z drzwi. Popatrz. Są uszkodzone. — Odsunął się i podszedł do szafy. Dopiero teraz zwróciłam uwagę, że jedno skrzydło było podparte o drugie. Najpewniej wypadło z prowadnic i osunęło się na podłogę. Przesunął je, z trudem, udowadniając mi tym samym, że faktycznie brakowało w nich szyby. — Blanka miała zadzwonić po kogoś, by je naprawił. Jakiś czas temu zauważyłem, że coś z nimi jest nie tak. Stolarz chyba pokpił sprawę. Najwyraźniej się spieszyła i nie zdążyła posprzątać — wyjaśnił.

    Jego argumenty były logiczne. Mogłam przyjąć, że masywne drzwi przesuwne wypadły z prowadnic na skutek jakichś uszkodzeń mechanicznych, uderzając o podłogę, w efekcie czego szkło się rozbiło. Nie wierzyłam jednak, że Blanka nic by z tym nie zrobiła.

    — Ale ten bałagan. Ona nigdy nie bałagani. Nie zostawia takiego syfu, to do niej niepodobne — zauważyłam, przecierając wierzchem dłoni policzki.

    — Wydaje mi się, że Blanka ma kogoś od sprzątania, że zatrudniacie tę samą sprzątaczkę, prawda? — kontynuował, zupełnie nie przejmując się paniką, która pojawiła się w moim głosie. — Przynajmniej do niedawna, bo teraz mieszkasz z ukochanym.

    Pokiwałam głową w ramach potwierdzenia, nie będąc zdolną do wypowiedzenia chociażby słowa. W przeszłości spędzaliśmy ze sobą dużo czasu, ale wydawało mi się, że Thomas nigdy nie był z Blanką zbyt blisko. Jego uwaga o sprzątaczce potwierdzała jedynie, że teraz się to zmieniło. Znał nas obie równie dobrze. I to dziwnie bolało. 

    Zignorowałam uwagę o mojej przeprowadzce. Nie byłam w nastroju na słowne przepychanki.

    — Może Blanka spieszyła się na tyle, że zostawiła bałagan dla swojej pomocy domowej? Sama przyznaj, że jest tu dość pracy i powierzchni do ogarnięcia, jak na jedną osobę. No i drzwi były zamknięte. 

    Uważnie obejrzał zamek i klamkę. Zrobiłam to samo.

    — Nie ma oznak włamania, Pchło.

    Wychodziło na to, że zrobiłam aferę o nic. Blance nic się nie stało. Thomas był tego pewien, więc i ja powinnam. 

    Mogłam odetchnąć z ulgą. Lepiej było wyjść na panikarę niż naprawdę mieć powody do zmartwień. Nie potrafiłam jednak tak łatwo odpuścić. Coś w moim wnętrzu podpowiadało mi, że miałam rację. Nie byłam przecież typem dziewczyny, która dzwoniła po Thomasa  z byle powodu.

    Dość już miałam widoku korytarza i salonu. Uznałam, że jeśli cokolwiek przeoczyliśmy, musiało to być w sypialni lub łazience. Nie musiałam nic mówić ani odwracać się w stronę Thomasa, by wiedzieć, że podążył za mną. On także był ciekaw, co tu się wydarzyło.

    — Gdzie jest Blanka, Tommy? Dlaczego nie odbiera cholernego telefonu? Przecież ona się z nim nie rozstaje. Jest poważnie uzależniona. Nie mogła przegapić tylu nieodebranych połączeń!

    Wydawać by się mogło, że Blanka jest roztargniona do granic możliwości. Wszędzie jej było pełno. Ciągle była w biegu. Chwytała się wielu rzeczy. W rzeczywistości moja siostra była wręcz chorobliwie zorganizowanym człowiekiem, a jej telefon stanowił nieodłączny element w planowaniu każdego dnia. Wszystko w nim zapisywała. Wszędzie go ze sobą nosiła. Często nawet nie wyłączała dźwięków, choć wiele sytuacji tego wymagało. Nie chciała niczego przegapić.

    Blanka kochała technologię. Wszystkie urządzenia, znajdujące się w jej posiadaniu, musiały być ze sobą dobrze zsynchronizowane. 

    Na widok laptopa, który leżał na samym środku jej gigantycznego łóżka, moje serce zabiło radośnie. 

   

   

Cześć, Pchełki!  
Świat stanął na głowie skoro ja piszę kilka słów do Was. 

Niech tak będzie (robię to pierwszy raz tutaj i błagam o litość!). 
Rozdział miał ukazać się do końca stycznia i sama jestem pod wrażeniem, że nam się udało. 
Musicie wiedzieć, że to zasługa Asianny. Tak naprawdę każdy fragment to jej zasługa. Nieustannie.
Mimo słabszego okresu, Ona zawsze wie, jak mnie zmotywować.
Dajmy jej dużo miłości!
Miłej lektury
Najgorszy współautor w historii ludzkości (ale Asia i tak mnie kocha, prawda?) — M.

   

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro