ღRozdział trzeciღ
JESS
Zaczęłam iść do szkoły, przesuwają stopy tak wolno, jak tylko mogłam. Tęskniłam za kamiennymi chodnikami przede mną, którymi mogłam chodzić każdy metr, zawsze nawet... Ale nie. Ewentualnie mogłam się obawiać kątów, które zabiorą mnie prosto do bram szkoły, gdzie Natasha i jej ekipa czekają, ich perfekcyjnie błyszczące buty stukają, gotowe poniżyć takich frajerów jak ja.
Jeśli szłabym wystarczająco wolno, dotarłabym do szkoły, kiedy dzwonek na pierwszą lekcję zadzwoni i przy odrobinie szczęścia, uniknę prześladowcy, jeśli wmieszam się w tłum nastolatków spieszących się na lekcje. Przy odrobinie szczęścia. Myślę, że to rozwiążą. Używałam tej sztuczki od długiego czasu, kiedy Leo był ze mną.
Czułam falę złości przepływającą w moich żyłach, kiedy wspomnienia we mnie uderzyły. Sposób, w jaki go traktowali... To sprawiało, że chcę płakać, dać im z liścia (lubię udawać, że jestem twarda) i wtedy prawdopodobnie trochę więcej płakać.
Leo był zastraszany od pierwszego dnia, gdy przeniósł się tutaj, do Port Talbot. Chłopak Natashy, Max i jego przyjaciele otoczyli go i zaczęli bić. Bardzo. Ta niesprawiedliwość sprawiała, że byłam zła. Nawet nie znali tego biednego chłopaka, nie dali mu szansy. Przepuszczam, że to dlatego przesunęliśmy stoły od lunchu tamtego dnia.
TRZY LATA TEMU
- Nie chcemy cię tutaj. - Prychnął Max, podchodząc bliżej, aby uderzyć biednego chłopaka. Chłopiec odsunął się, a ja obserwowałam w szoku jak jego taca z lunchem uderza z trzaskiem o podłogę.
- Proszę - wymamrotał. - Nie chcę żadnych problemów.
Wyglądał na przerażonego, jego oczy były pełne strachu. Myślałam, że Mac odejdzie i da temu spokój... Powinnam wiedzieć lepiej.
- Problemów? Nie będzie żadnych problemów, dopóki nikomu o tym nie powiesz, tak? - Max warknął, podchodząc jeszcze bliżej niego.
Chłopak mrugnął z przerażeniem.
- Nie powiesz nikomu, prawda? - krzyknął, szarpiąc go za kołnierz koszuli i odrzucając go do tyłu. To było to, widziałam wystarczająco.
- Nastasha, zrób coś - zawołałam, patrząc na przyjaciółkę, która oglądała to jak rozrywkę.
- Co mam zrobić? - Zaśmiała się i zwróciła oczy na mnie. - To zabawne.
- On go skrzywdzi - zaczęłam mówić. - Powstrzymaj go, proszę, jest twoim chłopakiem!
Natasha zmarszczyła brwi i skrzyżowała ramiona na swojej płaskiej klatce piersiowej.
- Nie mów mi, co robić, suko - warknęła. Zagryzłam wargę w szoku. Nie przywykłam do takiego nazywania mnie. Mam na myśli, jakie jedenastolatki przeklinają? Jezu.
Krew zagotowała się pod moją skórą. Spojrzałam na drugi koniec stołu na moje trzy "przyjaciółki", które cieszyły się widokiem biednego, nowego chłopaka, który był zastraszany. Za robienie czego? Niczego. Absolutnie niczego.
- Jeśli go nie zostawisz, wtedy ja to zrobię! - krzyknęłam. Wstałam z krzesła i przewiesiłam plecak przez ramię.
- Nawet się nie waż - syknęła Natasha, a jej policzki zaczerwieniły się w złości.
- Patrz na mnie - odpowiedziałam. Skąd pochodziła ta nagła pewność siebie? Sama się sobie dziwiłam.
- Jeśli odejdziesz, Jess, zostaniesz wrogiem - sapnęła Tori, patrząc się na mnie z furią. Wrogiem? Ha, ta, jakby mnie to obchodziło.
Okej, może mnie to obchodziło... Trochę. Ale nikt nie zasłużył na bycie prześladowanym i nie mogłam pozwolić, aby ten biedny chłopak był poniżany przez Maxa. Nie teraz, nigdy. Wzruszyłam ramionami w stronę trzech wkurzonych dziewczyn, zanim odwróciłam się od nich i odeszłam.
- Suka.
Zignorowałam wyzwisko Natashy i podeszłam prosto do Maxa, mocno go popychając.
- Zostaw go - zażądałam, pomagając chłopakowi podnieść się z podłogi.
- Spadaj, Jess - syknął, podchodząc do mnie.
- Co zamierzasz mi zrobić? - zapytałam, patrząc mu prosto w oczy i unosząc brew. Woah, nie mogłam uwierzyć w siebie teraz. Byłam jak zupełnie inna osoba.
- Stary, nie możesz uderzyć dziewczyny - szepnął Dan, stojący obok Maxa. Reszta chłopaków skinęła w zgodzie i odsunęła się o kilka kroków. Max rzucił mi gniewne spojrzenie, zanim przysunął się do chłopaka, któremu pomagałam wstać.
- To jeszcze nie koniec - warknął, po czym odwrócił się na pięcie, idąc do stolika Natashy. Jestem pewna, że rozmawiali o mnie.
- Wszystko dobrze? - zapytałam chłopaka, który skinął głową w odpowiedzi. Wyglądał na zawstydzonego i w szoku. Klęknęłam, aby pozbierać jego jedzenie na tacę, zanim przysunęłam się do niego przy jego stoliku. Przez moment nic nie mówił, ale widziałam mały uśmiech pojawiający się na jego twarzy.
- Dzięki - powiedział cicho. - Za to wszystko... To było.... Mam na myśli... Dzięki.
- Nie ma za co. - Uśmiechnęłam się do niego i wtedy zauważyłam, że nic nie zostało z jego lunchu. Jego cały talerz serowego makaronu był porozrzucany po podłodze.
- Proszę. - Podałam mu tabliczkę mojej czekolady. - To dla ciebie.
- O nie, to twoje. - Pokręcił głową, odsuwając moją rękę.
- Jest w porządku, i tak jej nie chciałam - skłamałam, uśmiechając się do niego zachęcająco. - Będzie szkoda ją zmarnować.
Wziął tabliczkę z mojej ręki i posłał mi szeroki uśmiech.
- Dzięki - powiedział, biorąc gryza.
- Powiedziałeś to już kilka razy - zauważyłam, szturchając go delikatnie w bok. Zawstydził się i lekko się zaśmiał. Prosto, znalazłam jego słabą stronę!
- Jestem Leondre - poinformował mnie po chwili. - Ale przyjaciele zazwyczaj nazywają mnie Leo... Więc ty też możesz.
- Kto powiedział, że jesteśmy przyjaciółmi? - zażartowałam, mrugając. Zaśmiał się szturchnął mnie w zabawie. - Jestem Jess - dodałam, on uśmiechnął się do mnie. Woah, ten uśmiech. A jego oczy... Takie brązowe i rozmarzone. Chłopie, on był taki uroczy.
- Myślę, że będę nazywał się Jay. - Błysnął uśmiechem. - Bo to brzmi ładnie... Pasuje do ciebie.
Zarumieniłam się, starając się ukryć to za moimi lokami. Był taki słodki.
- To Jess - odpowiedziałam, unosząc brew.
- Okej, cokolwiek powiesz, Jay - odpowiedział, ponownie ukazując swoje zęby.
Słyszałam wredne i okropne komentarze w naszą stronę ze stolika Natashy, ale nie przejmowałam się tym. Miałam Leo.
- Nie zostawiaj mnie, Jess - szepnął Leo, kiedy Max posłał mu ostrzegawcze spojrzenie.
- Nie zostawię cię, Leo, jeśli ty nie zostawisz mnie - odszeptałam, a nasze nosy niemalże się stykały.
- Nie zostawię cię. - Jego wielkie brązowe oczy zaczęły się patrzeć prosto w moje szmaragdowe.
- Obiecujesz?
Leo wyciągnął swój mały palec i owinął go wokół mojego. Błysnął uśmiechem.
- Obiecuję.
TERAZ
Zacisnęłam pięści i kopnęłam w krawężnik z frustracją. Obiecał, że mnie nie zostawi, nigdy. A gdzie on teraz był? Na pewno nie ze mną. Odszedł i teraz byłam sama. Musiałam sama zmierzyć się z prześladowcami.
To było dla niego dobre. Odkąd wziął udział w przesłuchaniach do Britain's Got Talent i zdobył fanów, prześladowcy zostawili go w spokoju. Był popularny. Teraz wszyscy go kochali. Ale ja nie. Byłam nikim. Zawsze byłam nikim, nawet zanim Leo stał się sławny. Ale to wtedy było w porządku, miałam Leo.
Ale już nie. Zostawił mnie... I teraz, kiedy go nie ma, cóż, zastraszanie stało się jeszcze gorsze. A ja nie miałam Leo obok siebie, który by mnie wspierał.
Jestem sama.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro