Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ღRozdział jedenastyღ

JESS

Odsunęłam się od pocałunku, a moje serce przyspieszyło.

- Idę się napić - powiedziała Leo, szybko go przytulając. Skinął głową, a ja przecisnęłam się do stołów z jedzenie, zabierając kubek lemoniady. Wzięłam łyka, cieszą się słodkim smakiem eksplodującym na moim języku i westchnęłam szczęśliwie. Wszystko, o czym mogłam myśleć to Leo i sposób, w jaki czułam jego usta na moich. Moje małe zainteresowanie Charliem Lenehanem stało się bardzo zdystansowane, kiedy odtwarzałam pocałunek z Leo. Idealny...

- Patrzcie kto to. - Znajomy głos odezwał się zza mnie, a ja stanęłam w bezruchu, bojąc się ruszyć.

- Suko, mówię do ciebie - warknęła, a ja powoli odwróciłam się twarzą do Tori, która stała smętnie obok Rhian. Przyjaciółki Natashy... Oh super.

- Um, cześć - powiedziałam, próbując powstrzymać nogi od trzęsienia się. - Świetna impreza, prawda?

- Nie rób tak - warknęła Tori, podchodząc do mnie z kubkiem zagęszczonego mleka. - Widziałam jak całujesz się z Leondre... Co do cholery myślisz, że robisz?

- Co? - wymamrotałam, robiąc krok do tyłu. Tori ułożyła dłonie na moich ramionach, zmuszając mnie do patrzenia prosto w jej oczy.

- Leondre jest Natashy, nie rozumiesz, suko? Trzymaj się z daleka... Albo inaczej! - syknęła, plując na moją twarz. Ohyda. Zanim zarejestrowałam, co się dzieje, zerwała mój naszyjnik. Szarpnęła za medalik, a ja pisnęłam jak w horrorze, kiedy łańcuszek się oderwał i upadł na podłogę z brzękiem.

Upadłam na kolana, aby podnieść zepsuty naszyjnik. Łańcuszek rozerwany był na pół, a małe srebrne serduszko potoczyło się pod stoły. Kiedy zaczęłam go szukać, poczułam stopę na dole moich pleców. Straciłam równowagę i przewróciłam się, lądując na różowym gipsie. Prawie zapomniałam o mojej ręce... Aż do teraz. Ból uderzył w moje ciało, a ja poczułam jak ramię wściekle pulsuje pod gipsem.

Wzięłam głęboki oddech i wstrzymałam łzy zbierające się w kącikach moich oczu. Starałam się ignorować tępy ból w kręgosłupie i zabijający ból ramienia, wstałam trzymając części zepsutego naszyjnika.

- Nie jesteś niczym wyjątkowym, Jess - syknęła Rhian w moją stronę.

- Nikt cię kurwa nie lubi, okej?! - krzyknęła Tori, popychając mnie.

- Leo...

- Bez wyjątku dla Leo! - dodała. - Teraz jest sławny, Jess... Całkiem gorący. Mógłby mieć każdą dziewczynę, jaką zechce... Więc dlaczego miałby wybrać ciebie?

Miała rację. Znałam prawdę, chociaż desperacko starałam się w nią nie wierzyć.

- Nie zrobi tego! - warknęła Rhian, spoglądając na mnie od góry do dołu z obrzydzeniem. - Jesteś największą frajerką.

To nie może być prawda. Leo lubi mnie... Racja? Ten pocałunek... Te iskierki... Czułam coś wyjątkowego.

Na pewno on też?


LEONDRE

Cierpliwie czekałem aż Jess wróci z piciem... Zajmowało jej to dłużej, niż się spodziewałem. Gdzie ona poszła?

- Hej Leo.

Moje myśli zostały przerwane, a ja odwróciłem się, żeby zobaczyć Natashę... Ostatnią osobę, którą chciałbym widzieć.

- Odejść - powiedziałem, wzdychając. - Nie chcę zadawać się z prześladowcą jak ty, Natasha!

- Prześladowcą? - Prychnęła, a jej dłonie powędrowały na moją klatkę piersiową, po czym dookoła mojej szyi. - Nie wiem, o czym mówisz, kochanie.

Zmarszczyłem nos w zniesmaczeniu, kiedy wyczułem alkohol w jej oddechu. Starałem się odsunąć, ale mocno mnie trzymała.

- Natasha - warknąłem, kiedy podeszła bliżej. - Po prostu wyjdź.

Zanim zdążyłem zareagować, jej usta dotknęły moich w agresywnym pocałunku.

CO?

Szybko odepchnąłem ją od siebie, robiąc krok w tył.

Odwróciłem się, żeby zobaczyć Jess stojącą kilka metrów dalej. Widziała to?

Widziałem ból na jej twarzy i łzy spływające po policzkach.

Widziała.

To musiało źle wyglądać. Musiałem to wytłumaczyć.

- Jay! - Próbowałem ją zawołać, ale odwróciła się na pięcie i odbiegła.


JESS

To nie może być prawda? Leo mnie lubi... Prawda? Te iskierki... Czułam coś wyjątkowego.

Na pewno on też?

- Nic dla niego nie znaczysz - powiedziała Tori z głupawym uśmiechem. - A jeśli mi nie wierzysz, odwróć się.

Pokazała dłonią na parkiet, a ja się odwróciłam.

Nagle zobaczyłam to, czego nie chciałam.

Moje serce się zatrzymało.

Leo całował inną dziewczynę. Nie tylko inną dziewczynę... Ale Natashę.

CAŁOWAŁ NATASHĘ.

Nie mogłam dłużej wstrzymywać łez, które spływały mi po policzkach.

Musiałam się stąd wydostać.

Łzy wciąż spływały po mojej twarz, kiedy biegłam tak szybko, jak potrafiłam od sceny... Daleko od Leo.


CHARLIE

Chciałem wziąć gryza świeżo zrobionej pizzy, kiedy Jess przebiegła przede mną ze łzami płynącymi po jej policzkach. 

Wbiegła do toalety, a drzwi się za nią zatrzasnęły.

Rozejrzałem się, szukając Leo, ale przez tłum ludzi nie mogłem go dostrzec.

Bez zbędnego myślenia, odłożyłem pizzę i ruszyłem do damskiej ubikacji za Jess.

Musiałem upewnić się, że wszystko z nią w porządku.


JESS

Toalety były puste, ale i tak wbiegłam do kabiny, zamykając za sobą drzwi. Osunęłam się na podłogę, a moje ramiona trzęsły się, kiedy szlochałam.

Jak Leo mógł mi to zrobić?

Bo jesteś frajerką, Jess - przypomniałam sobie. Ból w ramieniu powoli ustępował, ale moje plecy strasznie bolały, tam gdzie Tori mnie kopnęła. Popatrzyłam w dół na naszyjnik mojej mamy... Zepsuty. Zaczęłam płakać.

Byłam na siebie zła. Jak mogłam chociaż przez sekundę pomyśleć, że Leo mógłby mnie polubić? Byłam taką idiotką. A teraz naszyjnik mojej mamy był zepsuty i to była moja wina.

Wszystko było moją winą.

Czułam wściekłość buzującą w moich żyłach i nie mogłam się dłużej powstrzymywać. Uderzyłam w ścianę, zagryzając wargę, kiedy piekący ból zaczął być odczuwalny w knykciach.

Zasłużyłaś na ból - powiedziałam sobie, ponownie uderzając ręką w ścianę. I znowu.

Wciąż uderzałam o ścianę, bo wiedziałam, że się ranię.

Nie mogłam przestać. Uderzałam i uderzałam, a łzy spływały po moich policzkach, kiedy łkałam.


CHARLIE

Wszedłem do toalet, aby zastać ją pustą.

- Jess? - zawołałem, ostrożnie wchodząc do pomieszczenia. Słyszałem ciche szlochanie za plastikowymi drzwiami, więc się zatrzymałem.

- Jess, kochanie? - odezwałem się, cicho pukając w drzwi. - Jesteś tam?

Usłyszałem uderzenie i jej jęk bólu.

- Jess?

Kolejne uderzenie... I kolejne. Słyszałem jak szlocha i jej jęki... Chwila, co się dzieję?

Zauważyłem, że drzwi pozostały otwarte, więc ostrożnie popchnąłem je i wszedłem.

Jess siedziała na podłodze toalety, z wściekłością uderzając o ścianę z łzami spływającymi po jej policzkach.

- JESS - krzyknąłem, szybko zabierając jej dłonie, żeby uchronić ją od dalszego krzywdzenia się. Stanowczo trzymałem jej nadgarstki, kiedy łkała siedząc na podłodze i pociągnąłem ją na moje kolana.

- Charlie, chcę być sama - wyszlochała, desperacko próbując mnie odepchnąć. Otoczyłem wokół niej moje silne ramiona i trzymałem ją przy mnie.

- Shh, kochanie - szepnąłem, delikatnie głaszcząc jej włosy. - Uspokój się... Jestem tutaj.

Kilka sekund łkania później poddała się i oparła głowę na mojej klatce piersiowej. Szlochała w moją koszulkę, a ja trzymałem ramiona dookoła niej, delikatnie masując jej ramię.

Powolnie zmieniłem pozycję i zauważyłam, jak krzywi się z bólu.

- Co zrobiłaś? - wyszeptałem, patrząc na dół, gdzie trzymała rękę na jej plecach.

- N-nic - wymamrotała, ale ja już odpinałem jej sukienkę. Miała wielkiego fioletowego siniaka na dole pleców.

- Kochanie... Czy to miało coś wspólnego z prześladowcami? - zapytałem, ostrożnie układając dłoń nad siniakiem i delikatnie trącając go kciukiem. Czułem jej dreszcz, kiedy ją dotykałem, a moje ramię lekko robiło wzorki na jej skórze.

Odwróciła wzrok, nie chcąc widzieć mojego spojrzenia. Poruszyłem dłońmi i ułożyłem je na jej policzku, delikatnie zmuszając ją do popatrzenia na mnie.

- Co się stało, Jess? - zapytałem smutno. - Możesz mi powiedzieć, skarbie.

- Myślałam, że Leo mnie lubi - wyszlochała, a łzy spływały po jej policzkach. Mój kciuk je otarł. - Całowaliśmy się... Znowu.... Myślałam, że było wyjątkowo. Ugh, brzmię głupio, przepraszam.

- Nie brzmisz głupio, kochanie - powiedziałem, patrząc w jej piękne zielone oczy.

- Właśnie, że tak - płakała. - To żałosne, że pomyślałam, że Leo mógłby kiedykolwiek polubić kogoś jak ja... Jestem frajerką, wiem to. Ale kiedy się całowaliśmy... Myślałam, że może, tylko może, mnie kocha. Ale wtedy pocałował Natashę... Dlaczego to zrobił, Charlie? Wiem, że jest piękniejsza niż ja kiedykolwiek będę, ale wciąż, myślałam, że byliśmy najlepszymi przyjaciółmi? Dlaczego on mi to zrobił, Charlie?

Bardzo chciałem dotknąć ustami jej warg i powiedzieć, jak piękna naprawdę była. Jak mogła w ogóle pomyśleć, że nie była piękna?

Pieprzyć to, była idealna. Jak mogła tego nie widzieć?

Odepchnąłem chęć pocałowania jej... Nie mógłbym. Nie, kiedy była taka smutna... Musiałem to naprawić.

Poza tym, była całkowicie zakochana w Leo. Nie chciałem robić tego w taki sposób... Dopiero ją poznałem.

- Nie wiem, Jess, naprawdę. Nie jesteś frajerką, kochanie... I jesteś całkowicie piękna. Piękniejsza niż Natasha, kimkolwiek ona jest... Chwila, Natasha? Czy to jedna z tych dziewczyn, które cię zastraszają?

Skinęła głową, a łzy ponownie wyleciały.

- Chciałam się napić... A jej przyjaciółki do mnie wystartowały... Nic nowego. Ale wtedy zaczęły mnie kopać i upadłam na rękę... Naprawdę boli, Charlie. I zniszczyły mój naszyjnik... Był mojej mamy... A ONE GO ZEPSUŁY! - Zaszlochała, pokazując mi zniszczony łańcuszek w swojej ręce.

- Hej, hej. Wszystko dobrze. - Uspakajałem ją, delikatnie gładząc jej plecy i jeszcze raz ją przytuliłem. - Jestem pewien, że twoja mama zrozumie, kiedy wszystko jej wytłumaczysz...

- Ona nie żyje, Charlie.

Oh. Leo nigdy mi nie mówił.

Teraz było mi jej naprawdę szkoda.

- Kochanie, naprawię to - obiecałem jej, ostrożnie wrzucając części naszyjnika do kieszeni dżinsów. - Jak twoje ramię?

- Już w porządku. - Westchnęła, dźgając gips drugą ręką. Zauważyłem, że jej ręka była posiniaczona, a knykcie krwawiły... Prawdopodobnie od uderzania o ścianę.

- Kochanie. - Westchnąłem, delikatnie pocierając cięcia i siniaki. - Nie rań się więcej, okej?

- Nie rozumiesz - odpowiedziała, spoglądając na mnie smutno.

- Jestem tutaj, dla ciebie - powiedziałem jej. - I Leo też... Możemy to uporządkować. Tylko obiecaj mi, że więcej się nie zranisz, kochanie.

- Okej, obiecuję. - Westchnęła, odwracając wzrok.

- Chodź, ogarniemy cię - powiedziałem, wstając i przyciągając ją do siebie. Otworzyłem drzwi kabiny i poprowadziłem ją do kranów, dostając wkurzone spojrzenie od dziewczyny, która poprawiała włosy przy lustrze obok nas. Podniosła brew w moją stronę zanim szybko wyszła.

- Zastanawiam się, dlaczego to zrobiła - oznajmiłem, zaczynając przemywać siniaki na knykciach Jess.

- Charlie, jesteś w damskiej toalecie - przypomniała mi, cicho chichocząc.

- Oh, faktycznie. - Zaśmiałem się, czując jak idiota. Głupi Charlie.

Musnąłem cięcia na jej dłoni, zanim wytarłem jej łzy.

- Pięknie - szepnąłem z uśmiechem. Zacząłem iść w stronę drzwi, ale zatrzymałem się, kiedy zauważyłem, że Jess nie podąża za mną.

- Charlie, nie mogę stąd wyjść - powiedziała, nerwowo przygryzając wargę. - Co z Natashą i dziewczynami? I Leo? Nie jestem gotowa, żeby się z nim zmierzyć.

- Wszystko dobrze, kochanie - zapewniłem ją, delikatnie chwytając jej wolną rękę i prowadząc ją do drzwi. - Nie pozwolę nikomu cię zranić.

- Właśnie to powiedział Leo. - Westchnęła, pozwalając mi wyciągnąć się z toalet.

- Zadzwonię do mojej mamy, żeby cię odebrała i odwiozła do domu, okej? - zasugerowałem, a ona delikatnie skinęła. Czułem jej strach, kiedy przeszliśmy przez parkiet, spuściła głowę do dołu i utkwiła oczy w ziemi.

Nie miała, czego się bać. Nie pozwolę tym dziewczynom położyć na niej palca!

Byłem zdeterminowany, żeby chronić tę piękną dziewczynę.


JESS

Charlie odprowadził mnie i zatrzymaliśmy się przed frontowymi drzwiami. Było całkiem ciemno, a jedynym dźwiękiem, jaki słyszeliśmy były nasze oddechy.

- Wszystko dobrze? - zapytał. Skinęłam głową i przysunąłem się do uścisku. Mały uśmiech wstąpił na jego twarz i oddał uścisk, a jego silne ramiona owinęły się dookoła mnie.

- Bardzo dziękuję, Charlie - wyszeptałam. Byłam wdzięczna. Ten chłopak poznał mnie kilka godzin temu... Nie musiał odprowadzać mnie z imprezy. Ale zrobił to i oznaczało to, że się martwił.

- Kochanie, nie dziękuj mi - odszepnął z uśmiechem. - Chcę, żebyś była szczęśliwa. Bez płaczu i ranienia siebie... Okej?

- Okej.

Czułam się bezpiecznie w jego ramionach i modliłam się, żeby nigdy nie odszedł, ale oczywiście musiał to zrobić.

- Dobranoc - powiedział, odwracając się do drogi.

- Dobranoc.

Obserwowałam jak odchodzi z westchnięciem w ciemność, a pojedyncza łza spłynęła po moim policzku.

Nie zdawałam sobie sprawy czy czułam się smutna przez to wcześniej z Leo... Albo szczęśliwa, bo teraz wiedziałam, że mam oparcie w Charliem.


o mój boże, to prawie dwa tysiące słów, cały dzień to tłumaczyłam


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro