ღRozdział dwudziesty szóstyღ
CHARLIE
Kiedy znudziliśmy się spacerem, Bailey, Hollie i ja ruszyliśmy do naszych pokoi.
W tym momencie Harvey otworzył drzwi swojego pokoju i wyszedł. Zobaczył nas i uśmiechnął chamsko zanim wyciągnął dłonie z kieszeni i zapukał do drzwi moich oraz Leo.
Zgaduję, że chciał porozmawiać o czymś z Leo, ale zauważyłem, iż wygląda na zdenerwowanego.
O co chodziło?
Hollie przyspieszyła i poszła do swojego pokoju, zamykając drzwi bez słowa.
Zanim drzwi się zamknęły, usłyszałem jak Hollie krzyczy coś kilka razy, a drzwi ponownie się otworzyły, a ona stała tam wyglądając na zirytowaną.
- Charlie, mógłbyś pójść i poprosić Jess, żeby łaskawie wyszła z łazienki? Pukałam i pytałam, ale całkowicie mnie ignorowała. - Prychnęła, wywracając oczami.
- Cóż, może jej tam nie ma? - zasugerowałem, bo to brzmiało dziwnie, żeby Jess kogoś ignorowała. Była zbyt miła na to. Wtedy znowu, zobaczyłem napięcie pomiędzy nią a Hollie.
- Drzwi są zamknięte - powiedziała Hollie, jakby to było bardziej niż oczywiste.
Westchnąłem i wszedłem do jej pokoju, patrząc na drzwi łazienki.
Tak. Jess definitywnie tam była.
Przejechałem palcem po ustach, pokazując Hollie, aby była cicho.
- Jess? - zawołałem, cicho pukając.
Żadnej odpowiedzi.
Zapukałem głośniej i podniosłem głos.
- Kochanie, to ja, Charlie. Otworzysz mi? - Ponownie spróbowałem.
Nic. Uważnie wsłuchałem się, szukając jakichkolwiek dźwięków szlochania albo ciężkiego oddechu, myśląc, że mogła być czymś zaniepokojona.
Cisza.
- JESS?
Teraz krzyczałem, mocno uderzając w drzwi.
Co, jeśli stało się coś złego?
Serce łomotało mi w piersi, a ręce trzęsły się w strachu, kiedy stukałem w drewnianą powierzchnię.
- WYWAŻAM DRZWI - krzyknąłem, a panika narosła we mnie.
- Charlie, co ty robisz?! - zawołała Hollie, kiedy zacząłem pchać drzwi.
- Coś jest nie tak, coś jest nie tak... - krzyknąłem, używając całej siły, pchając krzesło na drzwi.
Cały czas krzyczałem i desperacko próbowałem się tam odstać.
Po kilku minutach, zrobiłem dziurę w drzwiach, abym mógł wejść.
I wtedy ją zobaczyłem.
Moje serce się zatrzymało, a wszystko dookoła przestało się ruszać. Przez chwilę wszystkim, co słyszałem było bicie mojego serca, które waliło mi w piersi.
Leżała na podłodze, cała blada, a jej powieki były zamknięte. Krzyknąłem, kiedy zobaczyłem basen krwi dookoła niej.
- Jess. - Starałem się krzyknąć, ale z ust wyleciał tylko trzęsący się szept.
- Charlie? - wyszeptała Hollie, kładąc rękę na moim ramieniu? - C-co jest?
I wtedy zobaczyła to sama. Jej oczy się rozszerzyły, a kolor wstąpił na jej policzki. Otworzyła usta, ale nie wyszły z nich żadne słowa.
- IDŹ PO POMOC - krzyknąłem, a łzy spływały po moich policzkach. - SZYBKO, DZWOŃ PO KARETKĘ.
Skinęła i szybko wybiegła z pokoju, a jej twarz była przerażona.
Usiadłem obok niej.
- Jess... - Zapłakałem, klękając.
Delikatnie położyłem dłoń, która niekontrolowanie się trzęsła, na jej policzku.
Jej skóra była zimna.
- Kochanie, obudź się - krzyknąłem, dławiąc się łzami.
Odepchnąłem łzy i popatrzyłem na piękną dziewczynę, która leżała bezczynnie przede mną.
Wtedy zobaczyłem jej rany i nożyczki leżące na podłodze obok niej.
Nie wytrzymałem dłużej.
Wrzasnąłem.
LEONDRE
Usłyszałem pukanie do drzwi i wściekle je otworzyłem, spodziewając się Jess.
- Czego chcesz? - warknąłem, ale wtedy zobaczyłem, że to nie Jess, tylko Harvey. - Oh, przepraszam. Myślałem, że jesteś kimś innym - wymamrotałem, odsuwając się, aby mógł wejść.
- Leo, muszę ci coś powiedzieć - oznajmił, odchrząkując. - Widzisz, uh...
- Tak?
- Hollie mnie pocałowała.
Najpierw pomyślałem, że źle usłyszałem, ale zobaczyłem poczucie winy i sympatię na jego twarzy, zrozumiałem, iż usłyszałem poprawnie.
Hollie pocałowała Harveya.
- Ale... - Nie wiedziałem, co powiedzieć.
Poczułem łzy w moich oczach i nie byłem pewien czy to dlatego, że moja dziewczyna mnie zdradziła, czy przez to jak potraktowałem Jess.
Byłem dla niej ostatnio takim dupkiem.
Całkowicie odepchnąłem ją od siebie, jakby mnie nie obchodziła.
Cóż, obchodziła mnie. Bardziej niż ktokolwiek.
I definitywnie bardziej niż moja dziewczyna - niedługo była.
- Jestem kutasem - powiedziałem Harveyowi, trzęsąc głową w niedowierzaniu. - Jess mi mówiła... Ale jej nie uwierzyłem. Powiedziałem, że kłamie i żeby trzymała się ode mnie z daleka... Jestem gównianym przyjacielem.
Harvey pocieszająco potarł moje ramię.
- Po prostu przeproś i wyjaśnij. Zrozumie, jestem tego pewien - powiedział rozsądnie.
Miał rację. Musiałem przeprosić, właśnie teraz.
Zanim zdążyłem się ruszyć, usłyszałem nagłe walenie do drzwi.
Harvey i ja popatrzyliśmy na siebie, a ktoś desperacko walił w drzwi, krzycząc z prośbą o otworzenie.
Przełknąłem ślinę i otworzyłem je, aby zobaczyć stojącą tam Hollie, jej twarz była blada i przepełniona strachem.
Chciałem skonsultować z nią to, co zrobiła, ale przez wygląd jej twarzy mogłem powiedzieć, że coś jest źle.
Bardzo źle.
- To jest. - Odetchnęła, rozszerzając oczy. - Zadzwoń po karetkę i to szybko. Idę po pomoc.
- O czym ty mówisz? Co się stało? - zapytałem, zaczynając się bać.
- PO PROSTU ZADZWOŃ PO KARETKĘ - krzyknęła, a jej głos się trząsł. - Jest w naszej łazience, Charlie jest w nią...
Harvey już dzwonił na pogotowie, biegnąc za mną.
- CHARLIE? - krzyknąłem, mój głos się trząsł, kiedy wszedłem do pokoju dziewczyn.
- Tutaj! - zawołał pomiędzy szlochaniem.
Zobaczyłem dziurę w drzwiach od łazienki i nerwowo wszedłem do środka.
Widziałem Charliego klęczącego na podłodze, który niekontrolowanie płakał i wtedy moje oczy wylądowały na niej.
Moja księżniczka.
Kolory wyparowały z jej skóry, jej ciało wciąż... Krew...
I wtedy zobaczyłem cięcia i poczułem jak cały świat się na mnie wali.
Zanim zdążyłem się zorientować, wbiegłem do toalety, a łzy spływały po moich policzkach.
To wszystko było moją winą.
Wszystko było zamazane.
Słyszałem syreny karetki i dużo krzyków, ale nie mogłem się ruszyć.
Widziałem ratowników wchodzących do środka i jeszcze więcej krzyków.
Jeden z lekarzy pomógł wstać Charliemu z podłogi i przesłuchał go.
Ja wciąż tkwiłem w kącie, przyciągając kolana do klatki piersiowej.
Nie mogłem oddychać.
Wdech i wyderz - mówiłem sobie, kiedy nabierałem powietrza.
Widziałem biało-zieloną plamę, gdy ludzie kładli Jess na nosze. Na jej twarz została nałożona mastka z tlenem, a ona została przykryta wielkim kocem.
Krzyknąłem, kiedy ją wywieźli.
Co się działo?
Poczułem dłoń na moim ramieniu i głos mówiący do mnie, ale nie mogłem zarejestrować tego, co mówili.
Myślę, że chcieli, abym wyszedł, ale nie mogłem się ruszyć.
Przyciągnąłem kolana bliżej i krzyczałem, gdy łzy spływały po moich policzkach.
Kopałem i odpychałem ramiona, które chciały mnie podnieść i wynieść z łazienki.
- Pozwól mi iść! - krzyknąłem zachrypniętym głosem.
Finalnie mnie puścili, a inne ręce mnie oplotły. Tym razem wiedziałem, kto to jest.
- Tato. - Wyłkałem, opierając się o niego. - Tato, co się dzieje? Gdzie jest Jay?
- Została przewieziona do szpitala, Leo. Wszystko będzie dobrze - powiedział, gładząc moje włosy.
- Obiecujesz? - zapytałem, kiedy usłyszałem jak syreny się oddalają.
Spojrzałem na niego, czekając na odpowiedź.
Nie powiedział nic.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro