ღRozdział szesnastyღ
LEONDRE
Ciepłe powietrze uderzyło w moje policzki, kiedy wszedłem do kawiarki. Słodki aromat świeżo zrobionej kawy i gorącej czekolady doleciał do moich nozdrzy, a ja oblizałem usta.
Moje uczy przeszukały lokal Starbucksa, szukając Charliego albo Jess, ale nie było po nich śladu.
Sprawdziłem czas na telefonie, aby zobaczyć, że byłem tam dziesięć minut wcześniej, niż planowaliśmy się spotkać, więc zająłem miejsce przy oknie, czekając.
Dziewczyna, która wyglądała na w podobnym wieku do mnie, podeszła do mnie. Miała na sobie koszulkę polo z logiem Starbucksa i trzymała notes oraz długopis.
- Hej. - Uśmiechnęła się, a jej ładne brązowe oczy rozświetliły się, kiedy mówiła. - Podać ci coś? Picie? Ciasto?
- Um, właściwie to czekam na moich przyjaciół, jeśli to w porządku - powiedziałem, lekko przytakując i wracając wzrokiem do telefonu.
Czekałem przez chwilę aż odejdzie, ale nie ruszyła się, opierając o stół i obserwując mnie w ciszy.
- Um, możesz usiąść, jeśli chcesz - zaoferowałem, niepewien czego chce.
- Dzięki. - Uśmiechnęła się, opadając na sofę na przeciwko mnie. - Przepraszam, po prostu jestem wielką fanką.
Spojrzałem na nią znad telefonu i uśmiechnąłem się do niej.
- Bambino, tak? - zapytałem, a ona skinęła głową z ekscytacją.
- Tak, wielka bambino - odpowiedziała, chichocząc. - Naprawdę kocham ciebie i Charliego. Jesteście moimi idolami.
Lekko się zarumieniłem i nie mogłem nic poradzić na to, że się wyszczerzyłem.
Awww.
- Aw, chcesz zdjęcie czy coś? - zapytałem miło.
- Właściwie... - powiedziała, potrząsając głową. - Myślę, że dołączę do swojej szkoły za kilka tygodni... Więc zgaduję, że będziesz mnie widział częściej.
- Tak myślę - zgodziłem się, przytakując.
Zatrzymała się, zanim powiedziała:
- Hej, mogę twój numer?
Zmarszczyłem brwi, zmieniając niewygodną pozycję. Wiedziałem, że nie powinienem go rozdawać, a Blair się to nie spodoba, że może wyciec... Ale z drugiej strony, naprawdę nie chciałem zawieść takiej pięknej dziewczyny.
- Um... Jasne - zdecydowałem, cicho wzdychając.
Wziąłem jej telefon i wystukałem mój numer, zanim podałem jej komórkę z uśmiechem.
W tym momencie dzwonek drzwi dryndnął, a kiedy się odwróciłem, zobaczyłem wchodzących Charliego i Jess.
Otworzyłem usta, kiedy ich zobaczyłem. Ich dłonie były splecione, a oni szli zbyt blisko siebie, ich ramiona stukały się z każdym krokiem.
Co do cholery?
Myślę, że dziewczyna zrozumiała mój cichy alarm, ponieważ wstała od stolika.
- Zostawię cię z przyjaciółmi. - Zakaszlała niezręcznie, zanim odeszła do innego stolika, aby przyjąć zamówienie.
Ledwo zarejestrowałem jej odejście, ponieważ mój mózg zastanawiał się i bał tego, co właśnie zobaczyłem.
- Jak tam? - Charlie uśmiechnął się szeroko, kiedy usiedli przy stole. Wsunął się na sofę, a Jess usiadła obok niego.
- Um, mógłbym zapytać o to samo - warknąłem.
Jess nerwowo przygryzła wargę i spojrzała na Charliego, który chrząknął.
- Myślę, że teraz jest dobry czas, żeby ci powiedzieć.
- Powiedzieć mi co? - zapytałem nagle.
- Uh, Jess... Jest moją dziewczyną.
Te słowa uderzyły w moją klatkę piersiową jak strzała, a moje serce się zapadło.
Czy dobrze usłyszałem?
Czy Charlie właśnie powiedział, że Jess była jego dziewczyną?
Przełknąłem nerwy, które zaczęły zbierać się w moim gardle i starałem się uspokoić mój głos.
- Twoją dziewczyną? - Spróbowałem zapytać, ale wyszło bardziej jak pisk.
- Tak. - Skinął głową i uśmiechnął się do mnie. - Nie masz nic przeciwko, co nie?
Nic przeciwko?
Czy on był podobny?
Jak mógłbym nie mieć nic przeciwko?
Mój najlepszy przyjaciel był z Jay... Moją księżniczką.
Jak mógł mi to zrobić? Jak mógł być taki samolubny i się tym nie przejmować.
Wiedział jakie silne miałem uczucia do Jess!
Jak do cholery on mógł myśleć, że nie będę miał nic przeciwko wobec jego umawiającego się z dziewczyną, do której coś czułem?!
Do diabła z byciem w porządku.
To było kurwa przeciwieństwo.
- Oh tak, fantastycznie - mruknąłem, co sarkazm przyniósł mi na język. - Jestem przeszczęśliwy, gratulacje.
- Leo... - Spróbował Charlie, ale ja wstałem od stołu.
- Życzę wam wszystkiego najlepszego - warknąłem zanim wyszedłem z budynku wściekły, zatrzaskując za sobą szklane drzwi.
Czułem oczy ludzi zwrócone na mnie, kiedy biegłem chodnikiem, więc przyspieszyłem, pozwalając łzom spłynąć po policzkach.
Kiedy szedłem, kopiąc agresywnie w krawężniki, a moje policzki całe były mokre.
Jak mogli mi to zrobić?
Myślałem, że Charlie wiedział jak bardzo lubiłem Jess... Lubiłem ją od trzech lat!
A Jess?
Nie mogłem bardziej oczywiście ukazać moich uczuć do niej, prawda?
Przypomniałem sobie imprezę, kiedy Natasha mnie pocałowała i skrzywiłem się na to wspomnienie.
- Dlaczego ja zawsze muszę wszystko spieprzyć? - krzyknąłem, dostając zganiające spojrzenia od pieszych.
Nawet mnie to nie obchodziło.
Kiedy dotarłem do domu, nie mogłem stanąć twarzą w twarz z moją mamą.
Wbiegłem po schodach i zatrzasnąłem drzwi sypialni, rzucając się na łóżko z frustracją.
Dlaczego musiałem kochać Jess?
Jakąś godzinę później, usłyszałem pukanie do drzwi sypialni.
- Co, mamo? - warknąłem, kiedy usłyszałam jak się otwierają.
- To ja - odezwał się cichy głos.
Jess.
Usiadłem, patrząc na nią wściekle.
- Czego chcesz? - zapytałem niegrzecznie. - Nie powinnaś być z... Oh, nie wiem... Charliem?
Wiedziałem, że byłem niemiły i chciałem przestać, ale wściekłość mnie opanowała i niestety, Jess musiała tego wysłuchiwać.
- Leo, nie bądź taki. - Westchnęła smutno.
- Nie mam nastroju na rozmowy - powiedziałem zirytowany.
- Naprawdę przepraszam Leo, jeśli cię zasmuciliśmy - odezwała, obserwując mnie niekomfortowo.
- Mam dość - warknąłem znowu, nie chcąc jej litości.
Nie rozumiała.
Kochałem ją.
Nie mogłem oglądać jej zakochanej w kimś innym... W moim najlepszym przyjacielu!
- Proszę, Leo - szepnęła, a pojedyncza łza spłynęła po jej policzku. - Nie chcę cię stracić, jesteś moim najlepszym przyjacielem...
Westchnąłem, nie mogąc pozostać na nią zły.
Wstałem i podszedłem, przyciągając ją do uścisku. Pocałowałem czubek jej głowy zanim ją odsunąłem.
- Przepraszam, Jay - szepnąłem. - Zgaduję... Zgaduję, że jestem zazdrosny. Ale, jeśli Charlie cię uszczęśliwia, chyba mogę z tym żyć. Cokolwiek uczyni moją księżniczkę szczęśliwą.
Uśmiechnęła się wdzięcznie i żartobliwie skrzyżowała ramiona.
- Kocham cię bardzo... - szepnęła.
- Jak żelkowe brzdące. - Westchnęłam, a moje serce się krajało.
Nie kochała mnie.
Kochała Charliego.
Nie byłem pewny, czy będę mógł sobie z tym poradzić... Ale będę się starał.
Chciałem widzieć Jay szczęśliwą bardziej niż czegokolwiek innego i jeśli Charlie był powodem jej uśmiechu, niech tak będzie.
Wolałbym to przełknąć i być jej przyjacielem.
Tylko przyjacielem...
Ouch, to bolało.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro