ღRozdział dwudziesty trzeciღ
JESS
Usłyszałam pukanie do drzwi sypialni i odrzuciłam głowę z jękiem.
- Odejść - wymamrotałam, nie chcąc niczyjego towarzystwa.
Była sobota, trzy dni po tym jak próbowałam się zabić. Ale nawet tego nie mogłam zrobić dobrze.
Myślałam, że jeśli moje cięcia na nadgarstkach będą wystarczająco głębokie, będę miała szczęście, żeby umrzeć.
Miałam nadzieję, że już więcej się nie obudzę.
Ale, będąc taką frajerką jak ja, nie udało mi się tego zrobić. Próbowałam wiele razy przez ostatnie dni, ale niestety, wciąż tutaj byłam.
Na nieszczęście wszystkich.
Nie byłam zdolna rozmawiać z kimkolwiek od środy, nawet z tatą.
Powiedziałam mu, że źle się czuję, a on pozwolił mi zostać w domu przez czwartek i piątek.
Nie byłam chora. Byłam w depresji.
Sięgnęłam dna i nie było żadnej ucieczki.
Moje nadgarstki były obolały, a pięć cięć świeże i głębokie.
Z ukrywaniem ich było prościej niż myślałam. Po prostu ubierałam bluzy z długimi rękawami i zakrywałam nimi blizny.
Tata nie wiedział. Tak samo jak Charlie.
A Leo? Nie miał nawet pojęcia, nawet nie obchodziłoby go, gdybym machała mu nimi przed twarzą.
Nie, że chciałam to zrobić.
Nikt nie mógł się o tym dowiedzieć. Jeśli zobaczyliby rany, z pewnością powstrzymaliby mnie, powiedzieli wszystkim, że się samookaleczam.
Samookaleczanie? Ha, czy tak to nazywają, kiedy starasz się zabić?
Byłam bardziej niż gotowa, żeby opuścić ten świat.
Nie zasługiwałam, żeby tu być i nie chciałam tego.
Chciałam wyświadczyć wszystkim przysługę i na zawsze zniknąć z ich żyć.
Usłyszałam jak drzwi się otwierają i powoli otworzyłam oczy, żeby zobaczyć Charliego, który wchodzi z bladą i zmęczoną twarzą.
- Charl. - Wypuściłam oddech ulgi, który nawet nie zdawałam sobie, że wstrzymuję.
Chyba prawda była taka, że go potrzebowałam.
Nawet, jeśli na niego nie zasługiwałam...
- Jess, co do cholery? Wszystko dobrze? - zapytał, podbiegając do mojego łóżka i otaczając ramiona dookoła mnie.
Obserwowałam jak jego ciało napiera na moje nadgarstki, mrugając w celu pozbycia się łez i bólu.
Nawet nie zauważył, tylko pocałował mój policzek.
- Tylko jestem chora - skłamałam, zmuszając do uśmiechu.
- Dzwoniłem do ciebie jakieś pięćdziesiąt razy i nie odpowiedziałaś. Mogłaś chociaż odpowiedzieć na moje wiadomości... Myślałem, że jesteś martwa czy coś, idiotko. -
Droczył się, chichocząc.
Martwa? Chciałabym.
Nawet nie miał pojęcia.
- Przepraszam. - Westchnęłam, podnosząc się w celu pobawienia się jego włosami.
- Cóż, chodź, wystarczy lenienia się, wychodzimy na resztę dnia - oznajmił, chwytając moje ramiona i podnosząc mnie z łóżka.
- Nie mam ochoty - jęknęłam, desperacko starając się złapać moją kołdrę. Trzymał moje ręce nad moją głową, szczerząc się.
Panika zaczęła narastać w moim ciele, kiedy rękawy bluzy zsuwały się w stronę mojego łokcja.
Szybko kopnęłam go w brzuch, chroniąc go od upadku i uwalniając ramiona.
Szybko je odsunęłam zanim rękawy ukazały blizny.
- Za co to było? - jęknął, łapiąc się za brzuch.
- Ja, uh, muszę się przygotować. Chcesz wyjść, prawda? - skłamałam, a kolejny fałszywy uśmiech wstąpił na moją twarz.
Fałszywy uśmiech był dla mnie zbyt łatwy w ostatnich dniach.
Charlie wyszczerzył się, a jego twarz się rozjaśniła.
- Świetnie - oznajmił, przyciągając mnie do uścisku. - Będę czekał na dole, kochanie.
Kiedy opuścił pokój i zatrzasnął za sobą drzwi, założyłam obcisłe dżinsy i koszulkę, szybko zakrywając ją czarną bluzą z 5sos.
Umyłam zęby, popsikałam się perfumami zanim wyjęłam moją torbę z kosmetykami.
Popatrzyłam się w lustrze na moją brzydką twarz.
Dziewczyna nakłada makijaż nie bez powodu.
Nałożyłam trochę maskary, zakryłam niedoskonałości i czerwone miejsca zanim nałożyłam błyszczyk na usta.
Spięłam włosy w rozwalonego koka i szybko nałożyłam trampki.
Wsunęłam telefon do kieszonki i zeszłam po schodach, aby spotkać się z Charliem.
Moje łóżko brzmiało teraz jak dobry pomysł.
- Żartujesz sobie ze mnie? - syknęłam, żeby zaalarmować mojego chłopaka. - Nie powiedziałeś mi, że ona tutaj będą.
Wściekle patrzyłam się przez okno Starbucksa na Leo i Hollie, którzy byli bardzo zajęci śmianiem się z czegoś i jedzeniem czekoladowych babeczek.
- Nie myślałem, że to problem - powiedział Charlie, marszcząc brwi. - Wszystko dobrze? - zapytał, okręcając ramiona dookoła mojej talii i spoglądając na mnie ze zmartwieniem.
Połknęłam gulę w gardle i zacisnęłam zęby.
Nie mógł dowiedzieć się, co się dzieje.
Nie mogłam na to pozwolić.
- Tak, wszystko dobrze - skłamałam, chwytając jego dłoń i mocno ją ściskając.
Czułam jak moje dłonie się trzęsą, kiedy podeszliśmy do ich stolika z Charliem.
- Hej. - Leo spojrzał na nas z uśmiechem, a ja nerwowo spojrzałam na Hollie. Patrzyła na mnie spod byka zanim odwróciła głowę i uśmiechnęła się uroczo do Charliego.
- Żyje. - Droczył się Charlie, mrugając do mnie.
- Niestety. - Usłyszałam Hollie mówiącą to pod nosem.
- Co, kochanie? - zapytał Leo, odwracając się do niej.
- Powiedziałam, że to dobrze - skłamała, błyskając mu białym uśmiechem.
Usiadłam na kanapie obok Leo, na przeciwko Charliego, który siedział obok Hollie.
- Chcesz się czegoś napić, skarbie? - zapytał mnie Charlie i zanim zdążyłam odpowiedzieć, Hollie pochyliła się nad stołem i przycisnęła swoje usta do Leo.
Obserwowałam jak Leo uśmiecha się przez pocałunek i ssie jej dolną wargę, zakładając włosy dziewczyny za ucho.
Mój brzuch się zacisnął na wspomnienie Leo całującego mnie.
Nagle uderzyła we mnie tęsknota, kiedy moje ciało poczuło jego pocałunek na mych ustach.
Zazdrość była przerażająca i zrobiło mi się gorąco.
- Kocham cię - powiedział Leo.
Te słowa przybiły mi serce.
Czułam łzy niebezpiecznie gromadzące się w moich oczach i szybko wstałam od stołu.
- Kochanie, wszystko dobrze? - zapytał Charlie, marszcząc brwi.
Nie odważając się odezwać, ruszyłam do toalety.
Wbiegłam do kabiny i zatrzasnęłam za sobą drzwi zanim usiadłam na klapie toalety i zakryłam twarz dłońmi.
Co ja do cholery robiłam?
Dlaczego tak bardzo obchodziło mnie, że Leo ma dziewczynę?
Ponieważ to nie ty - syknął głos w mojej głowie.
- Zamknij się - krzyknęłam głośno do nikogo normalnego, tylko do głosu. - Nie potrzebuję Leo, mam Charliego. Kocham Charliego.
Ale bardziej kochasz Leo - powiedział.
Słowa powracały do mojej głowy i desperacko starałam się je zablokować.
Kochałam Charliego, naprawdę. Nie chciałam go stracić.
Ktoś zapukał do drzwi, a moje oczy napełniły się łzami, kiedy usłyszałam znajomy głos, ale nie ten, który chciałam usłyszeć.
- Skarbie, otwórz - odezwał się Charlie, ponownie uderzając w drzwi.
Wytarłam oczy kawałkiem papieru i pozbyłam się łez.
Biorąc głęboki oddech, otworzyłam drzwi.
- Charl... - zaczęłam, ale mi przerwał.
- Musimy porozmawiać - powiedział smutno. - Teraz.
- Tak? - Odetchnęłam, wychodząc z kabiny.
- Jess... Kocham cię, naprawdę. Ale to nie wypali - wyszeptał, chcąc pogłaskać mnie po włosach, ale szybko schował je do kieszeni.
- Co nie wypali? - zapytałam, mój głos się trząsł i oczekiwałam najgorszego.
- My. - Smutno westchnął, a ja zauważyłam łzy błyszczące w jego oczach.
- Ale-
- Kochanie, jesteś wszystkim, czego kiedykolwiek chciałem w dziewczynie. Naprawdę cię kocham... Ale nie trzeba być geniuszem, żeby zobaczyć, iż cały czas czujesz coś do Leo.
- Charl, kocham cię - jęknęłam, a łzy ponownie spłynęły po mojej twarzy.
- Cóż, może i tak. - Westchnął. Mogłam zobaczyć jak bardzo starał się, żeby nie płakać. - Ale kochasz też Leo. I to okej, nie możesz nic na to poradzić. Ale nie mogę być twoim chłopakiem, kiedy czujesz coś do innego... Po prostu nie mogę. To nie w porządku, żeby mnie o to pytasz, wiesz. - Przygryzł wargę i popatrzył na swoje stopy.
Wiedziałam, że to co mówił było prawdą, ale cały czas bolało.
Najpierw straciłam Leo, teraz traciłam Charliego.
Co do cholery było ze mną nie tak?
Skinęłam głową i popatrzyłam na niego załzawionymi oczami.
- Nie mogę cię stracić, Charl. - Wyszlochałam, a moje ramiona niekontrolowanie się trzęsły. - Proszę, nie zostawiaj mnie... Leo mnie zostawił. Proszę, ty mnie nie zostawiaj. Nie mogę być sama Charl, po prostu nie mogę.
Owinął swoje silne ramiona dookoła moich małych i delikatnie przyciągnął mnie do swojej klatki piersiowej.
- Hej, hej - wyszeptał mi do ucha. - Nie płacz, piękna. Nie zostawiam cię.
- Właśnie, że tak - jęknęłam, mocząc jego koszulkę łzami. - To wszystko moja wina.
- Nie zostawiam cię Jess, naprawdę. To, że już nie jestem twoim chłopakiem, nie oznacza, że już nie możesz ze mną rozmawiać - oznajmił, a ja czułam jego ciepły oddech na mojej skórze.
Będę za tym tęskniła.
- Obiecujesz? - szepnęłam, a mój głos zatrząsł się od płaczu.
- Obiecuję, piękna. - Uśmiechnął się smutno i delikatnie umieścił swoje dłonie pod moimi policzkami, zmuszając mnie do spojrzenia na niego. - Bez względu na wszystko, zawsze będziesz moją dziewczyną numer jeden. Nigdy o tym nie zapominaj - powiedział, a ja zmusiłam się do uśmiechu przez łzy.
- Okej.
Posłał mi uspakajający uśmiech i wyszliśmy z toalety.
- Mam nawyk rozluźniania dziewczyn, wiesz - zażartował, zanim odwrócił się na pięcie i odszedł.
Smutno obserwowałam jak mój chłop- przepraszam, były chłopak - odchodzi ode mnie.
Co było ze mną, co powodowało, że wszyscy, o których się troszczyłam odchodzili?
Ponieważ zasługujesz, żeby być sama - głos powrócił i tym czasem skinęłam głową w zgodzie.
Mia
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro