Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ღRozdział dwudziesty ósmyღ

LEONDRE

Minęły trzy dni odkąd Charlie znalazł Jess nieprzytomną na hotelowej podłodze.

Trzy dni odkąd Jess po raz ostatni była przytomna.

Obserwowałem jak jej klatka piersiowa unosi się i delikatnie opada, kiedy oddychała.

Siedziałem na krześle i gładziłem jej rękę moją. Jej dłonie były zimne i delikatne na mojej skórze, a ja delikatnie je ogrzewałem.

- Bardzo cię kocham - wyszeptałem, nachylając się, aby pocałować jej czoło.

Nie byłem pewien, czy mnie słyszy, ale nadzieja we mnie mówiła, że może tak jest.

- Pamiętam, kiedy po raz pierwszy na ciebie spojrzałem - wyszeptałem do niej, delikatnie uśmiechając się na to wspomnienie. - Miałem tylko jedenaście lat, nigdy nie czułem nic do dziewczyny... Ale pamiętam, że mojego pierwszego dnia w szkole siedziałaś przy bramie szkoły i po prostu wyglądałaś pięknie. Nigdy nie myślałem, że dziewczyny mogą być piękne, aż do tamtego dnia... Twoje kręcone włosy powiewały na wietrze, kiedy siedziałaś z głową pochyloną nad książką i wysuniętym w koncentracji językiem... Byłaś piękna. Najpiękniejsza rzecz, jaką widziałem.

Cicho zaśmiałem się na myśl jedenastoletniego mnie patrzącego na jedenastoletnią Jess.

- I wtedy na lunchu przyszłaś pomóc mi z chłopakami dokuczającymi mi - kontynuowałem. - Myślę, że to od wtedy zaczęło się moje zakochiwanie w tobie. Na początku powoli, ale kiedy dorastałem, moje uczucia stawały się silniejsze.

Delikatnie wziąłem do ręki część jej włosów i skupiłem się na okręcaniu ich dookoła palca, próbując ignorować łzy cisnące mi się do oczu.

Starałem się mrugać, aby się ich pozbyć, ale bez skutku.

Już spływały po mojej twarzy.

- Złożyliśmy obietnicę - odezwałem się, dławiąc się łzami. - Że nigdy się nie zostawimy... Dotrzymałaś jej. Byłaś przy mnie przez lata, które musiałem stawiać się prześladowcom. Nigdy mnie nie opuściłaś.

Przełknąłem ślinę i popatrzyłem na nią.

Jej czoło delikatnie się zmarszczyło, jakby marszczył brwi.

Słyszała, co mówiłem?

Była tam?

Zdecydowałem się dalej mówić z desperacką nadzieją, że wybudzi się z głębokiego snu.

- Wtedy sprawy się skomplikowały, co? - powiedziałem. - Britain's Got Talent uderzyło we mnie i Charliego. Chyba nigdy nie mogłem przestać myśleć o tym, że zostawiam cię całkiem samą. Złamałem naszą przysięgę i popatrz co się stało. Moja piękna księżniczka obwiniała siebie za prześladowanie i gówno, na które nie zasłużyła. Jeśli byłbym przy tobie, to nigdy by się nie stało. I przez to zawsze będzie mi przykro.

Teraz bardzo płakałem, a słowa wypadały z moich ust w bałaganie emocji i szlochu.

Ponownie ścisnąłem jej rękę i westchnąłem przez łzy.

- Kocham cię bardzo jak żelkowe brzdące, Jay.

JESS

Kocham cię bardzo jak żelkowe brzdące, Jay.

Chciałam powiedzieć mu, że też go kocham.

Musiałam.

Potrzebowałam go.

Zatrzymałam się, używając całej siły do otworzenia oczu.

Powoli uchyliłam powieki.

Najpierw zostałam oślepiona przez jasność białego pokoju, ale po chwili przyzwyczajania oczu, zobaczyłam Leo.

Jego twarz była oparta na dłoni, a jego ręka trzymała moją.

Starałam się usiąść, ale nagle poczułam nieopisywalny ból głowy.

Moje oczy rozejrzały się dookoła.

Byłam przypięta do łóżka z białą pościelą dookoła mnie.

Pokój, w którym byłam miał jasne światła, a dźwięk maszyny irytował moje uszy.

Zauważyłam, że byłam ubrana w brzydki, plastikowy szpitalny kombinezon, a na mojej twarzy znajdowała się wielka, okropna maska.

Starałam się ją zdjąć, co spowodowało tylko mój oddech stał się cięższy, a głowa krzyczała z bólu.

Co do cholery się działo?

Leo podniósł wzrok i patrzył, jak starałam się uwolnić.

- Jay. - Odetchnął, a jego oczy się rozszerzyły.

Patrzył na mnie przez chwilę, jakby nie mógł uwierzyć, że się obudziłam.

Nasze spojrzenia się skrzyżowały, a na jego twarz wstąpił największy uśmiech, jaki kiedykolwiek widziałam.

- JAY - krzyknął, tym razem dużo głośniej.

Łzy spłynęły po jego policzkach, a on owinął ramiona dookoła mnie, delikatnie mnie przytulając.

Panika i strach wstrząsnęły moim umysłem.

- Pozwól mi wyjść! - krzyknęłam, odsuwając się od niego i szarpiąc za rurki oraz maskę, które wciąż mnie męczyły. - POZWÓL MI WYJŚĆ, PROSZĘ. - Starałam się zrzucić maskę, ale wciąż zakrywała mój nos i usta.

Byłam uwięziona.

- Jay, wszystko w porządku - powiedział Leo, głaszcząc moje ramię. - Jest dobrze, jest dobrze, jest dobrze.

Jego głos w jakiś sposób mnie uspokoił, ale nie wystarczająco.

- Muszę się wydostać, pomóż mi się wydostać - krzyczałam, a on stanowczo przytrzymywał moje ramiona.

To było bez celu. Był dla mnie zbyt silny.

Pozwoliłam ciału opaść i odrzuciłam głowę na poduszkę.

- Gdzie jestem? - zapytałam go, a mój głos się zatrząsł.

- Szpital - szepnął, puszczając moje ramiona i biorąc moje dłonie w swoje.

Szpital?!

O czym on mówił? Dlaczego byłam w szpitalu?

- D-dlaczego tu jestem? - odszepnęłam, a łzy pojawiły się w moich oczach.

Leo westchnął i delikatnie ścisnął moje dłonie.

- Kochanie. - Westchnął, a jego twarz wypełniona była smutkiem. - Charlie znalazł cię nieprzytomną w łazience... Nie pamiętasz, co się stało?

Pomyślałam o tym.

- N-nie wiem - wymamrotałam, a pojedyncza łza spłynęła po moim policzku.

Dlaczego nie wiedziałam?

Dlaczego nie pamiętałam?

- Leo, dlaczego nie wiem? Co się dzieje? Co jest ze mną nie tak? - Wyszlochałam.

Mój głos brzmiał piskliwie i brzydko przez maskę, a to tylko spowodowało dalszy płacz.

Leo położył dłonie na mojej twarz i delikatnie pocałował skroń.

- Księżniczko, jest dobrze - wyszeptał, a jego głos był miękki i cichy. - Jesteś teraz odurzona lekami... Kiedy to zejdzie, przypomnisz sobie.

- Co jeśli sobie nie przypomnę? - szepnęłam, uważnie obserwując jego twarz.

- Jay, posłuchaj mnie - powiedział, delikatnie szturchając moje rzęsy. - Wszystko będzie dobrze.

Skinęłam głową, a Leo wytarł moje łzy, kiedy starałam się przestać płakać.

- Leo? - odezwałam się po chwili.

- Tak, księżniczko?

Popatrzył na mnie swoimi głębokimi brązowymi oczami.

- Nie zostawisz mnie, prawda? - zapytałam cicho.

Byłam zbyt przestraszona, żeby na niego spojrzeć. Bałam się, że powie nie.

- Nigdy cię już nie zostawię, przyrzekam - szepnął i owinął swój mały palec wokół mojego.

- Kocham cię. - Ziewnęłam, nagle czując się zmęczona.

- Kocham cię bardziej - odszepnął.

Zapadałam w sen, a Leo 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro