ღRozdział dwudziesty czwartyღ
JESS
Minęło pięć dni odkąd Charlie ze mną zerwał.
Pięć dni odkąd moja ostatnia iskierka szczęścia wyleciała ze mnie, tak po prostu.
Charlie wyglądał na smutnego przez ostatnie kilka dni.
Nienawidziłam siebie za zasmucanie go.
Nienawidziłam siebie.
Mój telefon zadzwonił, wygrywając piosenkę 5sos What I Like About You.
Na ekranie ukazało się zdjęcie Charliego, więc szybko się rozłączyłam. Nie mogłam zmusić się usłyszenia jego głosu, wiedząc, że już nie jest mój.
Trzy rozłączone rozmowy później, w końcu odebrałam, poddając się.
- W końcu. - Westchnął, kiedy kliknęłam zielony przycisk.
- Um... - Szukałam w myślach czegoś, co mogę powiedzieć, ale nic się nie nadawało, więc tylko otwierałam i zamknęłam usta jak ryba.
- Zamieszam to przerwać - powiedział, łamiąc ciszę. - Chcesz pojechać w trasę ze mną i Leo?
- Trasę? Na...?
- Tydzień - wytłumaczył. - Będą śmiechy i spotkania z nami... Będzie świetnie, jeśli będziesz.
- Uh, nie wiem, Charl - wymamrotałam niepewnie. - Kto jeszcze jedzie?
- Znasz Harveya, racja? - odpowiedział, a ja skinęłam zanim zorientowałam się, że mnie nie widzi.
- Tak - powiedziałam. Oczywiście, że wiem kim był Harvey... Nie żyłam pod skałą!
- I Bailey też z nami jedzie? Wiesz, Bailey McConnell? - kontynuował.
- Um, nie... - przyznałam, chociaż jej nazwisko brzmiało znajomo. Może widziałam jak wspominał o tym na Twitterze? Nie byłam pewna.
- Oh, jest zabawny, pokochasz go - obiecał Charlie i mogłam sobie wyobrazić jak szczerzy się po drugiej stronie telefonu.
To brzmiało na fajne, ale niepokój uderzył w moje myśli, kiedy pomyślałam o niej.
- Hollie jedzie? - zapytałam cicho, chociaż znałam odpowiedź.
- Um, tak - odpowiedział po chwili.
Jak miałam spędzić tydzień z osobą, która przerażała mnie na śmierć? Nie mogłam.
- Charlie, dzięki, ale... - zaczęłam, ale on szybko mi przerwał, a jego głos brzmiał zdesperowanie.
- Proooooszę Jess? - błagał, a ja jęknęłam, gdy pomyślałam o tych dużych, niebieskich oczach.
- Nie mogę...
- Prooooszę? Dla mnie? Zrób to dla mnie? Pięknie proszę z Michaelem Cliffordem? - błagał, a ja nie mogłam powstrzymać śmiechu.
Michael Clifford... Znał moją słabość.
- Oh, dobra. - Westchnęłam ze śmiechem. - Okej, ale nie wiem czy będę mogła...
- Będziesz. Już rozmawiałem z twoim tatą i się zgodził. Więc odbierzemy cię w ciągu następnych dwóch godzin... Miłego pakowania!!
Po tym, zakończył rozmowę.
Prawdopodobnie zanim zdążyłabym zmienić zdanie.
Westchnęłam nerwowo, kiedy niepokój uderzył we mnie i jedynym, o czym mogłam myśleć była Hollie.
To będzie długi tydzień,
Kiedy odstawiłam walizkę na wózek, poszłam za Charliem, Leo i Hollie do hotelowego lobby.
Przy biurku stali już chłopcy niewiele starsi ode mnie.
Najpierw rozpoznałam Harveya i muszę powiedzieć, był przystojniejszy w prawdziwym życiu.
- Hej, jesteś Jess, racja? - zapytał, przyciągając mnie do przyjacielskiego uścisku. Skinęłam głową i nieśmiało się uśmiechnęłam, niepewna co powiedzieć.
Zaśmiał się zanim odszedł kilka kroków, a drugi chłopak również szybko mnie przytulił.
Wyglądał na około rok starszego ode mnie, a jego włosy były koloru ciemnego blondu. Miał założoną czarną słuchawkę i nie mogłam powstrzymać uśmiechu, kiedy zobaczyłam gitarę na jego plecach.
- Jestem Bailey, miło mi cię poznać. - Uśmiechnął się do mnie miło, a ja odwzajemniłam mimikę twarzy, ciesząc się zapachem wody kolońskiej, która dotarła do moich nozdrzy.
- Uh, jestem Jess - odpowiedziałam z nieśmiałym skinięciem. Popatrzyłam na stopy, a moje policzki pokryły się rumieńcem. Najwidoczniej nie radziłam sobie z takimi przystojnymi chłopakami.
Bez słowa, ruszyłam za nimi i Antonio na hotelowe schody, ciągnąc za sobą walizkę. Ciągnęłam ją, ponieważ była ciężka, ale Harvey szybko zauważył i podszedł do mnie.
- Pomogę ci. - Zaśmiał się, odbierając ode mnie bagaż i niosąc nasze walizki.
Kiedy dotarliśmy na górę, odłożył moją walizkę na podłogę, wypuszczając oddech.
- Dzięki - powiedziałam z uśmiechem.
- Nie ma problemu. - Zaśmiał się, po czym poszedł za Baileym do pokoju, który jak zgaduję był ich.
- Hej dziewczyny, podzielicie się? - zapytał Charlie, wskazując na drzwi obok.
Mrugnęłam.
Podzielić się? Z Hollie?
Otworzyłam usta, żeby zaprotestować, ale Hollie mi przerwała.
- Leo, nie mogę być z tobą? - jęknęła, posyłając mi zniesmaczone spojrzenie.
Hej, teraz bardziej ich używała.
Zanim Leo zdążył odpowiedzieć, jego tata wkroczył.
- Nie ma mowy. - Zaśmiał się, machając palcem. - To chłopaki i dziewczyny, boję się.
- Ale on jest moim chłopakiem - zaprotestowała, przygryzając dolną wargę.
- Dokładnie. - Antonio mrugnął. - Nie powstrzymam cię od wstania teraz, prawda?
Zaśmiał się i podał mi kluczyk, zanim dał Charliemu ten do drugiego pokoju.
- Zobaczymy się w restauracji około siódmej, zarezerwowałem obiad - zawołał zanim przeszedł przez korytarz, żeby znaleźć swój pokój.
Hollie westchnęła oraz wyrwała klucz z mojej dłoni, po czym odkluczyła drzwi i wściekle weszła do pokoju.
Wzięłam głęboki oddech zanim poszłam za nią z niepokojem.
Umieściłam walizkę na najbliższym łóżku, ale Hollie warknęła i ją zrzuciła.
- Nie dotykaj mojego łóżka, suko - warknęła, kładąc na łóżku swój bagaż.
Wzruszyłam ramionami, zanim przeniosłam moje rzeczy na drugie łóżko.
- Co? Bez przeprosin? - syknęła, patrząc się na mnie z furią. - Najpierw muszę dzielić z tobą pokój, później próbujesz ukraść moje łóżko... Co do cholery jest z tobą nie tak, pojebie?
- Oh, uh, przepraszam - wymamrotałam, wiedząc, że to moja wina.
- Lepiej trzymaj się z daleka ode mnie w tym tygodniu. Kapujesz? - warknęła na mnie, krzyżując ramiona na klatce piersiowej.
Skinęłam głową, skupiając się na rozpakowywaniu.
Nie powinnam tutaj przyjeżdżać.
Przejrzałam walizkę, aby wziąć świeże ubrania, aby się przebrać, ponieważ czułam się spocona po podróży do Birmingham.
Wyciągnęłam krótki szary sweter i obcisłe, białe dżinsy oraz świeżą bieliznę.
Wzięłam rzeczy i ruszyłam do łazienki, ale Hollie zagrodziła mi drogę.
- Co to jest? - Zaśmiała się, a jej oczy pociemniały. - Krótki sweter? Jess, nie możesz tego ubrać przy takiej figurze. Najlepiej ukrywać takie brzydkie ciało, kochanie.
Zmarszczyłam brwi i spojrzałam w dół na moje ciało, po czym znowu na Hollie.
- Mam dość patrzenia na ciebie, żeby być szczera. Ew, lepiej się utop zanim nazwę cię zdzirą - syknęła, unosząc brew z niesmakiem.
Bez żadnego słowa, podniosła swój telefon i opuściła pokój, zatrzaskując drzwi za sobą.
Chciałam płakać, ale łzy nie nadchodziły. Upuściłam ubrania na podłogę i poszłam do łazienki, obmywając moje ręce i twarz chłodną wodą.
Trzęsłam się, ale żaden dźwięk nie wyszedł z moich ust. Może to moje ciało mówiło mi, że to normalne?
Moje ciało chciało, żebym to zrobiła.
Poza tym, zasługiwałam na to. Na wszystko.
Moje ręce się trzęsły, kiedy chwyciłam parę nożyczek leżących na zlewie.
Nie płakałam. Nie krzyczałam. Nie wrzeszczałam.
Po prostu cięłam moją bladą skórę, brudząc nadgarstki krwią.
Skrzywdziłam się, ale nieznaczenie.
To było dla mnie naturalne. Łatwo przychodziło.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro