Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ღRozdział czwartyღ

JESS

Z mniej niż jedną minutą dojścia do szkoły, zanim dzwonek zadzwoni, nagle skręciłam w kąt. Wypuściłam westchnienie. Phew! Tak daleko, jak potrafię widzieć, nigdzie nie było widać Natashy i jej przyjaciół. Przyspieszyłam kroku i kontynuowałam marsz po chodniku, niedaleko bram szkoły. Kiedy byłam o krok od nich i placu szkolnego, poczułam dłoń na moim ramieniu.

- Jak tam, Jess?

Znałam ten głos zbyt dobrze. Przełknęłam ślinę i odwróciłam się twarzą do niej.

- Cześć Natasha - powiedziałam. Albo przynajmniej próbowałam powiedzieć, bo to brzmiało bardziej jak pisknięcie.

- Co jest z twoimi włosami dzisiaj? Coś w nich umarło? - warknęła, okręcając jeden z moich loków na swoim palcu z obrzydzeniem.

- To ohydne - dołączyła Tori, marszcząc swój nos, jakby myślała, że jestem kawałkiem gumy do życia, kiedy podchodziła.

- Ja... Ja.... Nie wydaje mi się, że coś jest z nimi źle - mruknęłam, a rumieniec wstąpił na moją twarz. Natasha zaśmiała się, jakbym właśnie opowiedziała najśmieszniejszy żart na świecie. Cóż, może to zrobiłam.

- Oh, kochanie proszę. - Prychnęła. - Wszystko jest z tym źle. Jak, naprawdę, może kup perukę? Albo możesz ściąć ich dużo. - Uśmiechnęła się słodko do mnie, podnosząc brew.

- To będzie lepsze. - Parsknęła Rhian.

W tym momencie zadzwonił dzwonek, zaskakując naszą czwórkę.

- Lepiej już pójdę - powiedziałam, szybko się cofając. Chciałam odejść od nich bardziej niż czegokolwiek innego. - Nie chcę spóźnić się na historię...

- Nigdzie nie idziesz! - warknęła Natasha, chwytając moje ramię i odwracając mnie do niej. Jej długie, pomalowane paznokcie wbiły się w moją skórę, a ja zaskomlałam.

- Proszę... - Rozpłakałam się, spoglądając zmartwiona na pusty plac. Pan Davis zwariuje, jeśli spóźnię się na lekcję.

- Twój chłopak - przerwała mi, wbijając paznokieć głębiej. - Jak się ma?

- Mój chłopak? - Popatrzyłam się na nią w skupieniu. - Co, masz na myśli Leo? On nie jest moim chłopakiem. - Zaśmiałam się nerwowo, ale Natasha tylko westchnęła.

- Masz rację, Leo jest stanowczo zbyt dobry dla kogoś jak ty - odpowiedziała.

Miała rację. Leo był zbyt dobry dla kogoś jak ja.

- Więc Leo... - kontynuowała. - Jak się ma?

- Dobrze - odezwałam się, drgając. Dlaczego ją to obchodziło? Ledwo go znała.

- Oh tak? A co z tobą? - zapytała. - Mam na myśli, że to musi ssać, że on tak cię porzucił. Ouch, to musi boleć.

- Nie porzucił mnie - zaprotestowałam, a krew zaczęła szybciej płynąć w żyłach.

- Naprawdę? - Prychnęła. - Więc gdzie on jest? Bo jestem pewna, że go nie widzę, Jess.

Co mam na to odpowiedzieć?

- Popatrz, naprawdę muszę iść na lekcje. - Westchnęłam zmęczona. - Proszę, po prostu mnie zostaw.

- Przepraszam? - Natasha podniosła swój głos, a uścisk na moim ramieniu stał się jeszcze ciaśniejszy. - Nie waż się mówić mi, co mam robić, krowo.

Skóra na moim ramieniu zaczęła drętwieć, więc przygryzłam wargę, aby zniwelować ból.

- Przepraszam - powiedziałam ochrypłym głosem. Dlaczego ta dziewczyna mnie tak przerażała? Jasne, jest więcej niż stopę wyższa ode mnie i jest najpopularniejsza w szkole... Ale dlaczego zawsze czuję się taka zastraszana przez nią? Boże, jestem takim mięczakiem.

- Lepiej, żeby tak było. - Przybliżyła twarz do mojej, a jej zęby się odsłoniły. - Teraz dasz mi numer Leondre i wtedy pozwolę ci iść... Na razie. Jasne?

Kiedy ona dostała takiej obsesji na punkcie Leo? Nigdy nie słyszałam, żeby chociaż wspominała o nim, zanim stał się sławny.

- Nie jestem upoważniona do podawania jego numeru - powiedziałam cicho, co było prawdą. Jego mama powiedziała mi, że kiedy chłopcy stali się tacy popularni, ich numery telefonów są poufną informacją. W każdym razie, Natasha nie była z tego powodu szczęśliwa.

- Co ty powiedziałaś? - Upewniła się, popychając mnie ramieniem, przez co upadłam na ziemię. Moje ramię wystrzeliło przede mnie, w zamiarze chronienia twarzy. Oszołamiający ból wstrząsnął moją lewą ręką, którą uderzyłam o ziemię, a moje ciało na niej wylądowało. Czułam łzy napływające do kącików moich oczu, ale wytarłam je w furii. Nie mogłam płakać, nie prze nimi. Nie bądź takim dzieckiem, Jess! Skóra dookoła mojego nadgarstka się zdarła, a całe moje ramię irytująco bolało.

- Daj mi jego numer, dziwaku! - Natasha krzyknęła, warcząc na mnie. - Albo pobiję cię całkowicie, okej?

Lekko skinęłam głowę i powoli chwyciłam jej telefon. Znałam numer Leo na pamięć, więc pełna wyrzutów sumienia wpisałam go do jej listy kontaktów, zanim podałam jej urządzenie.

- Zadzwonię do niego wieczorem i jeśli okaże się, że to zły numer, już nie żyjesz - oznajmiła, zanim odeszła w stronę szkoły z Rhian i Tori. - Oh i przy okazji - zaczęła, spoglądając na mnie. - Nawet nie myśl o mówieniu o tym Leondre, okej suko?

Skinęłam głową, a kiedy się odwróciła, łzy wypłynęły. Spływały po moich policzkach, a ja cicho łkałam. Wmawiałam sobie, że płaczę, ponieważ boli mnie ramię... Ale to była tylko część tego. Naprawdę, nie mogłam winić mojego ramienia za łzy. Tęskniłam za moim najlepszym przyjacielem. Tęskniłam za nim bardziej, niż za czymkolwiek na tym świecie.

Potrzebowałam Leo.

W tym momencie zapomniałam o Natashy i jej próbach zranienia mnie. Nie mogłam myśleć normalnie.

Wciąż siedząc na chodniku poza bramami szkoły, użyłam prawej ręki do wyjęcia telefonu i wybrania numeru Leo.

Musiałam z nim porozmawiać.

Musiałam usłyszeć jego głos.

LEONDRE

- Racja, musimy napisać słowa do następnej zwrotki - powiedział mi Charlie, przygryzając końcówkę długopisu w zamyśleniu.

- Uh...

W tym momencie mój telefon zadzwonił, a dzwonek Tupaca zaczął głośno grać w kieszeni.

- Kto to? - zapytał Charlie. Nie lubił, kiedy mu się przeszkadzało podczas pisania piosenek. Tak samo jak ja zazwyczaj.

- To prawdopodobnie moja mama, która chce jak tam. - Westchnąłem, spoglądając na ekran. Ku mojemu zdziwieniu, ekran pokazywał Jay <3. Dlaczego Jess dzwoni do mnie o tej godzinie? Jest 9:15 w poniedziałkowy wtorek... Nie powinna być teraz na historii. - Właściwie to Jay - powiedziałem Charliemu, który wyglądał na prawie tak zaskoczonego, jak ja się czułem.

- Nie powinna być w szkole, czy coś? - Zaśmiał się, uderzając stopą o stolik do kawy stojący przed nami.

- Cóż, tak. - Byłem zmartwiony. - Charlie, muszę odebrać, okej? Przepraszam, to nie zajmie długo.

- Jest w porządku - zapewnił mnie. - Jest twoją najlepszą przyjaciółką... Cóż, inną najlepszą przyjaciółką, masz mnie. - Mrugnął do mnie. - Pogadaj z nią, stary.

Skinąłem głową zanim nerwowo odebrałem.

- Jay?

- Leo?

- Oczywiście, że to ja, głupiutka. Wybrałaś mój numer, prawda? - Zaśmiałem się. Wtedy przestałem. Mogłem usłyszeć szlochanie... Jay płakała. - Hej Jay, tylko żartowałem - powiedziałem szybko. Więcej płaczu. Czułem panikę narastającą wewnątrz mnie. - Jay, co do cholery? Dlaczego płaczesz? Co się stało? Proszę, powiedz mi, co się stało.

Cisza.

Charlie spojrzał na mnie i posłał mi zagadkowe spojrzenie, ale oddaliłem wzrok.

- Jay? - Czułem się chory.

- Po prostu potrzebowałam z tobą porozmawiać, Leo - szepnęła. Dźwięk jej głosu przyniósł mi małą ulgę, ale wciąż się martwiłem.

- Co się stało? - zapytałem cicho. - Coś ci się stało? Proszę, powiedz mi, dlaczego płaczesz, Jay?

Pociągnęła nosem po cichu.

- Leo, potrzebuję cię - szepnęła. - Nie mogę sobie już z tym poradzić, nie sama.

- Z czym poradzić? - Puste uczucie w moim żołądku stało się silniejsze, kiedy pomyślałem o prześladowcach. Ale myślałem, że Jay mówiła, że teraz wszystko jest w porządku. - Znowu jesteś prześladowała, Jay?

Nic. Rozmowa ucichła na moment, a ja wsłuchiwałem się w delikatny dźwięk jej oddechu, przerywany przed ciche szlochanie.

- JAY, odpowiedz mi! - Podniosłem głos, nawet nie chcąc tego robić.

- Leo, nie krzycz na mnie. - Zapłakała. - Proszę.

Brzmiała na przerażoną.

- Przepraszam. - Westchnąłem, wsuwając dłoń we włosy. - Przepraszam, księżniczko... Po prostu, muszę wiedzieć, co się stało.

- Jest... Jest w porządku. - Westchnęła. - Po prostu jestem głupia, Leo. Przepraszam, nie powinnam dzwonić. To nie w porządku w stosunku do ciebie. Po prostu jestem głupia.

- Nie jesteś głupia, księżniczko - powiedziałem jej. Chciałem trzymać ją w ramionach i ocierać jej łzy bardziej niż wszystkiego innego. Tęskniłem za nią.

- Tak, jestem - odpowiedziała. - Po prostu moje ramię bardzo boli i zaczęłam płakać... I cóż, nie myślałam. Tylko do ciebie zadzwoniłam. Jesteś jedyną osobą, z którą mogę porozmawiać, Leo i...

Chwila, co?

- Jay, co stało się z twoim ramieniem? Dlaczego cię boli? - Chłopie, martwiłem się o nią za bardzo. Ale była moją księżniczką... Musiałem ją chronić, zawsze.

- Oh... Uh... Cóż... - Słyszałem panikę w jej głowie.

- Jay, powiedz mi prawdę - powiedziałem zdeterminowany. Nienawidziłem, kiedy mnie okłamywała.

- Um... Upadłam. - Nie brzmiała zbyt pewnie.

- Upadłaś? - Naprawdę miałem nadzieję, że mówi prawdę. - Jesteś pewna.

- Uh, tak - odpowiedziała. - Um, Leo... Będę kończyć, nie chciałam cię niepokoić.

- Nie robisz tego - powiedziałem szybko. Kochałem, kiedy do mnie dzwoniła... I kochałem słyszeć jej głos. Był piękny. - Jay, twoje ramię?

Zatrzymała się na moment i usłyszałem wdychanie powietrza.

- Boli, Leo - szepnęła. - Naprawdę boli.

- Gdzie jesteś? - zapytałem głosem pełnym koncentracji.

- Przed szkołą.

- Wejdź do środka, Jay - zacząłem - i znajdź pielęgniarkę, okej?

Cisza. Znowu.

- Jay, okej?

- Nie mogę tam iść, Leo, mogą tam być... - jęknęła.

- Kto może tam być? - spytałem. To, co mówiła nie miało sensu.

- Oh, uh... Nikt, mam na myśli... Tak, pójdę znaleźć pielęgniarkę - wymamrotała. Ukrywała coś przede mną, mogłem to zauważyć. Nienawidziłem, kiedy mnie okłamywała. Chciałem ją z tym skonfrontować, ale wiedziałem, że była smutna. Poza tym, to nie było teraz ważne. Chciałem się upewnić, że z moją księżniczką wszystko w porządku. Tylko to się liczyło.

- Obiecaj mi, że to zrobisz, Jay.

- Tak, okej Leo.

- Kocham cię mocno - powiedziałem z małym uśmiechem.

- Jak żelkowe brzdące - wyszeptała, a później się rozłączyła. Zniknęła, a ja miałem nadzieję, że zrobi sensowną rzeczy i pójdzie do pielęgniarki.

To było ciężkie, żeby chronić moją księżniczkę, kiedy była tak daleko. Ale robiłem, co mogłem. Musiałem.

Kocham ją.

omg nawet nie wiecie jaki ten rozdział był trudny do przetłumaczenia

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro