035
Po dwóch tygodniach od wyjścia ze szpitala ściągnięto mi bandaż ochronny na stałe, nie tylko do wymiany. Na własne życzenie wróciłam do domu gdy mój stan się w miarę unormował, z warunkiem przyjazdu co drugi dzień na kontrolę i zmianę bandaża. Ale teraz byłam już od niego wolna.
Moja praca w rezydencji się skończyła. Dowiedziałam się, że gdy miałam wypadek, Zayn nie krył się z uczuciami i po prostu powiedział swojej mamie o wszystkim. Nie byli źli, wręcz przeciwnie, a praca w ich domu byłaby już trochę niezręczna. Oczywiście widujemy się. Wszyscy. Wypadek, choć dotyczył tylko mnie właściwie, scalił ze sobą Malików, Claire i Nicolasa, nawet moją mamę, w jedną, wielką rodzine.
I choć w tym momencie może się to wydawać dziwne, może abstrakcyjne, albo conajmniej głupie - dla mnie też jakoś ciężko się do tego przyzwyczaić - to patrząc na nich wszystkich razem... to jest bardzo na miejscu. Bardzo pasuje i bardzo nas wszystkich uszczęśliwia.
- Skarbie - moje rozmyślania przerwał Zayn, więc odwróciłam się lekko w jego stronę, dalej wkopując stopy w ciepły piasek. Nie było już upalnie, w końcu to koniec sierpnia. Ale nadal można było troszkę się ogrzać na słońcu.
- Tak? - zapytałam, kiedy on siadał za mną, tak, abym znalazła się między jego nogami, po czym wyprostował swoje. Oparłam się plecami o jego tors, kiedy chłopak podawał mi rożek z lodami, cytryna i mięta z czekoladą. Od razu polizałam i wtuliłam się w niego bardziej, uważając, żeby nie trącić jego lodów.
- Chciałbym cię jeszcze gdzieś zabrać - powiedział, otulając mnie wolnym ramieniem i pocałował w czubek głowy. - W ogóle to... Liv, kochasz mnie, prawda? - zapytał, a ja zmarszczyłam brwi.
- Co to za pytanie? - przekręciłam się lekko, by patrzeć mu w oczy. - Oczywiście, że tak. Najbardziej na świecie - pogładziłam go wolną dłonią po policzku, a on ucałował jej wnętrze.
- A byłabyś zła, gdybym... tak czysto teoretycznie... - spuścił wzrok. - Poleciał z tobą do Californii na studia?
Zatkało mnie. Patrzyłam na tego diablika z niedowierzaniem i jednocześnie sercem bijącym ze szczęścia tak mocno, że rzuciłam mu się na szyje.
- Zayn, kocham Cię! - pisnęłam, tuląc się do jego lekko wibrującej klatki. Chichotał. - Tak się cieszę, wiedziałam, że coś wykombinujesz, wiedziałam! Ale jak? Kiedy?
- Pogadamy o tym później - odparł z uśmiechem, podnosząc się z piasku i otrzepując lekko, po czym podał mi rękę - jedziemy.
Wstałam, z pomocą ręki mojego mężczyzny i ruszyliśmy w stronę parkingu. Nadal dekoncentrowały mnie dźwięki aparatu naokoło, jednak za radą Zayna starałam się je ignorować. Kiedy obejrzałam się jednak w stronę jednego z fotoreporterów, poczułam dłoń na moim tyłku.
- Zu! - oburzyłam się, odsuwając lekko. Na pewno któryś z aparatów uchwycił jego dłoń na mojej pupie.
- No co! Strzepywałem ci piach z tyłka! - bronił się, ale trudno było mu opanować śmiech. Mi zresztą też. Odwróciłam się więc tyłkiem w jego stronę i patrząc na chłopaka przez ramię, uśmiechnęłam się szeroko.
- To strzep już do końca - prychnęłam, a mój chłopak ochoczo zajął się tym problemem. Usłyszałam kilka pstryknięć aparatu, na co przewróciłam oczami. Będziemy na każdej możliwej stronie plotkarskiej. Cudnie.
***
Droga z plaży na której byliśmy do miejsca, w które Zayn chciał mnie zabrać minęła mi w miarę szybko, głównie dlatego, że spałam. Musiałam brać jeszcze leki, przez które czułam się dość ospała i kiedy tylko miałam okazje, przysypiałam na chwilę.
Kiedy w miarę załadowałam się z powrotem do życia, Zayn otworzył mi drzwi, aby pomóc mi wysiąść. Zachowywał się jakbym była porcelanową lalką, która może się za chwile ponownie potłuc. Nie przeszkadzała mi jego troska, wręcz przeciwnie, czułam jego miłość w każdym kroku i niesamowicie mnie to uszczęśliwiało.
Kiedy postawiłam nogi na piaskowej drodze, nie zdążyłam się rozejrzeć, dokąd przyjechaliśmy. Poczułam lekki, gładki materiał na swoich oczach.
- Zayn? - zapytałam, kiedy poczułam, jak wiąże mi przepaskę wokół oczu.
- Csii - uciszył mnie jedynie, a kiedy skończył wiązać, złapał mnie za dłoń. - Chodź za mną, ostrożnie.
Ruszyliśmy do przodu i jedyne co mogłam zaobserwować to zmieniające się podłoże. Najpierw szliśmy po piaskowej drodze, następnie po trawie, a później po miękkim piasku. Próbowałam główkować gdzie mógł mnie zabrać, do momentu, aż usłyszałam szum wody. Plaża, okej. Ale gdzie? Dopiero byliśmy na plaży.
- Stój tutaj - usłyszałam przy swoim uchu, po czym ciało Zayna zniknęło z mojej przestrzeni. Poczułam się lekko opuszczona, jednak wiedziałam, że jest gdzieś blisko. Słyszałam, jak się krzątał. - Odsłoń oczy - powiedział w końcu, więc zdjęłam przepaskę.
Patrzyłam na mojego mężczyznę oniemiała. Stał z butelką szampana w ręku, którego właśnie odkorkował, a obok niego leżał koc z poduszkami i koszyk piknikowy. Uśmiechnęłam się na wspomnienie wieczoru naszego pojednania, bo jestem pewna, że zrobił to na jego wzór, żeby było jeszcze bardziej sentymentalnie. Podeszłam bliżej, a Zayn podał mi jeden z kieliszków.
- Zuzu... z jakiej to okazji? - zapytałam ze łzami w oczach, przyjmując od niego kieliszek.
- Właściwie to szczególnej - powiedział lekko spiętym głosem, po czym stuknęliśmy się kieliszkami i wzięliśmy po łyku. Odstawiłam kieliszek i rozejrzałam się w końcu dookoła. Przeszłam bliżej wody i zobaczyłam, że jestem na plaży „Zayna" na którą już kiedyś mnie zabrał.
- Zu jesteś taki słodki - odwróciłam się z powrotem w jego stronę i zamarłam. Zayn klęczał przede mną na piasku, z satynowym, czarnym pudełeczkiem w dłoniach. Byłam tak zszokowana, że musiałam zakryć buzie, która ułożyła mi się w kształt literki „o".
- Olivia... nigdy nie byłem jakimś wspaniałym człowiekiem, nie byłem dobry, nie byłem kochany... A mimo to, ty zauważyłaś we mnie kogoś więcej niż syna Yasera Malika. To ty sprawiłaś, że zacząłem w siebie wierzyć. Ty sprawilas, że moje życie z dnia na dzień nabrało barw i rozpędu, jakiego nigdy wcześniej się po nim nie spodziewałem. Wyprowadziłaś mnie ze schematu. Jesteś kochająca, inteligentna, piękna... Masz pasje i dążysz do swoich celów, ale zawsze stawiasz innych ponad sobą - spuścił na chwilę wzrok po czym wrócił do moich zapłakanych już oczu. - Kiedy leżałaś w szpitalu, zdałem sobie sprawę jak wiele mi dałaś i jak wiele ja chce przez całe swoje życie dawać tobie. To jest mój najważniejszy cel Olivia, uszczęśliwiać cię do końca życia, bo właśnie na to zasługujesz. Kocham Cię nad życie - uchylił wieczko pudełka. - Wyjdziesz za mnie?
Padłam na kolana i cała zaryczana pocałowałam Malika prosto w środek ust. Pokiwałam głową, nie przestając go całować, co musiało wyglądać śmiesznie. Ale dla mnie? To był najważniejszy moment w dotychczasowym życiu.
- Tak, tak! Zuzu - zaszlochałam biorąc jego twarz w swoje dłonie, patrząc prosto w jego również zaszklone oczy. - Kocham Cię. Jestes wspaniały, nigdy nie śmiej mówić, że jest inaczej.
Zayn uśmiechnął się swoją przystojną gębą i chwycił moją dłoń, po czym wsunął na serdeczny palec pierścionek, któremu dopiero teraz się przyjrzałam. Miał piękny, nieduży brylancik na cienkiej obrączce. Właśnie o takim zawsze marzyłam. I o takim mężczyźnie, jakiego właśnie przytulałam marzyłam.
I kocham go, i do końca życia będę kochać. Jako mojego męża.
***
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro