031
ZAYN
Siedziałem na kanapie w salonie, oglądając z Aimee jakiś bzdurny film. Stresowałem się powrotem mamy i tym, że będę musiał powiedzieć jej o swoich planach, z czego podejrzewam, że nie będzie zadowolona. Ale Olivia otworzyła mi oczy. Muszę robić to, co mnie uszczęśliwia, a nie to, co uszczęśliwia rodziców.
Wstałem i skierowałem się do kuchni po coś do picia, jednak zatrzymała mnie rozmowa, która odbywała się w pomieszczeniu. Postanowiłem przysłuchać się zza rogu.
- Nie odbiera telefonu, Claire muszę pojechać sprawdzić czy to nie ona! - jęknął Nicolas, a mną wstrząsnął dreszcz. Co się działo?
- Tak, tak, jedź, weź drugie auto służbowe z garażu, jakby wróciła, to zadzwonię do ciebie - głos Clarissy drżał, co zaniepokoiło mnie jeszcze bardziej. Wszedłem do kuchni.
- Co się dzieje? - zapytałem, błądząc wzrokiem po twarzach pracowników, którzy byli dla nas jak rodzina. Nico wypuścił spięty oddech.
- Olivia pojechała na zakupy dwie godziny temu, a, a teraz... - zająknął się. - Kilka przecznic stąd miał miejsce wypadek. Nie odbiera telefonu.
Mój mózg zawirował. Nie, nie, nie! Nie moja Olivia!
- Jadę z tobą - powiedziałem, po czym ruszyłem do wyjścia. - Nie kłóćcie się ze mną nawet - powiedziałem, zanim zdążyli zaprzeczyć.
Nico wziął kluczyki do auta służbowego i po chwili jechaliśmy w stronę ulicy, na której doszło do wypadku. Byłem tak roztrzęsiony, że mało co nie wyrwałem się z siedzenia, a mój towarzysz co chwila kaszlał, co miał w zwyczaju gdy się stresował, oraz powtarzał po cichu, że to nie mogła być ona.
Prawda jest taka, że Olivia wplotła się nam wszystkim do serca przez te dwa krótkie miesiące. Każdy z nas miał pierwszy raz w życiu styczność z tak pogodną osobą, która miała w sobie tak wiele miłości oraz empatii, że ciężko uwierzyć. Oddałaby wszystko co ma dla innych, jeżeli tylko by tego potrzebowali, choć sama ma niewiele. Przy niej czułem, że wszystko jest lepsze i jej aura tak mi się udzieliła, że nawet sam stałem się lepszy. I uwierzyłem, że powinienem dążyć do swoich marzeń.
Kiedy dojechaliśmy na miejsce wypadku przy zakorkowanym skrzyżowaniu, oboje z Nicolasem wypadliśmy z auta jak porażeni. Przebiegliśmy dystans dzielący nas od skrzyżowania, rozglądając się, czy może jednak nie stoi gdzieś w korku.
Niemal nie dostałem palpitacji gdy dostrzegłem nasze służbowe auto, z wgniecionym bokiem od strony kierowcy. Puściłem się biegiem w stronę karetki, którą właśnie mieli zamykać, a kiedy dopadłem do drzwi, ratownik medyczny spojrzał na mnie z firmowym wyrazem twarzy.
- To moja narzeczona, ja...
- Wsiadaj - przerwał mi. - Pan jest ojcem? - zapytał Nicolasa, który właśnie dobiegł za mną.
- Nie, to moja przyjaciółka... - odparł, lecz podszedł bliżej, wiedząc, że mogą go nie wpuścić.
Ratownik przeskanował nasze twarze i musieliśmy wyglądać naprawdę żałośnie, ponieważ kiwnął głową, żebyśmy wsiedli.
- Zmieścimy się jakoś.
- Nie nie, ja... - powiedział Nico. - Dojadę samochodem, pojadę po Claire - powiedział bardziej do mnie. - Jaki szpital? - starał się zachować spokój, a ja w tym czasie usiadłem obok mojej dziewczyny. Miała sine pół twarzy i ranę na czole, reszty nie widziałem, była przykryta złotą płachtą. Miała na twarzy maskę tlenową, z jakąś rurką wsadzoną do ust, z serialu o lekarzach wiedziałem, że to znaczyło, że nie oddycha sama, oraz zobaczyłem, że pod płachtę wchodzą kable, którymi była podpięta do aparatury. Zacząłem płakać, po prostu ryczeć jak bóbr, kiedy widziałem ją w takim stanie.
Po chwili poczułem, że siada obok mnie ratownik, nawet nie zdałem sobie sprawy, kiedy karetka ruszyła, mimo iż syrena była włączona. Chciałem już tylko aby Olivia się obudziła. Żebym mógł ją przytulić. Żeby nie miała żadnych ran i żeby nic jej nie bolało. Żeby nie musiała mieć pomocnika w oddychaniu.
- Będzie żyć, już my się o to postaramy - powiedział lekarz, a ja przetarłem twarz dłońmi, kiwając głową. Nie mogłem powstrzymać szlochu. Oddajcie mi Olivie, błagam...
***
Siedziałem na korytarzu w oczekiwaniu na lekarza. Olivia musiała mieć jakiś zabieg, ponieważ sukinsyn który w nią wjechał sprawił, że połamała kilka żeber z przemieszczeniem, co mogło zagrozić krwotokiem wewnętrznym, jeśli uszkodziło jakieś organy. Gdybym tylko mógł, zabiłbym faceta.
Moje żałosne chlipanie przerwał dźwięk zbliżających się kroków i rozmów. Odwróciłem głowę, żeby zobaczyć moją mamę, Claire, Nicolasa, Aimee i jakąś blond panią. To musiała być mama Liv. Wstałem z miejsca, gdy do mnie podeszli.
- Co z nią? - zapytała Claire. Moja mama w tym czasie przytuliła się do mnie.
- Ma zabieg, składają jej połamane żebra - wtuliłem się w moją mamę, jak dawno już tego nie robiłem. Potrzebowałem jej ciepła. - Tak bardzo się o nią boję mamo.
Zacząłem płakać, gdy poczułem dłoń na moim ramieniu, więc podniosłem głowę. Puściłem moją mamę, po czym przytuliła się do mnie mama Olivii. Była równie zapłakana i roztrzęsiona co ja, i choć nie zdążyliśmy się jeszcze poznać, to w ogóle nie czułem się niezręcznie.
- Kiepski moment na poznanie przyszłej teściowej, co? - zaśmiała się przez łzy, odsuwając się i spoglądając na mnie. Wciąż trzymała mnie za ramiona. - Nie martw się chłopcze, Olivia zawsze robi wszystko co najlepsze dla innych, a teraz, wyjdzie z tego dla nas, czuję to. Wie, że ma do kogo wracać.
***
Nooo i Zayn poznał teściową!
Mam dziś mega chujowy dzień ale skrobnęłam rozdział dla was, żebyście nie czekali w niepewności x
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro