030
Imprezowy czas w domu Malików zakończył się, wraz z powrotem Claire. Przeżegnała się gdy zobaczyła syf w salonie, który sprzątałam, po czym przyłączyła się i zagarnęła do sprzątania jeszcze Zayna i Aimee.
Po południu robiłam zakupy spożywcze, gdyż lodówka i spiżarnia jakby opustoszały. Co również było niepojęte, bo Clarissy nie było tylko dwa dni. Śmialiśmy się, że bez niej dom Malików nie umie funkcjonować.
Dostałam sms od Nicolasa, żebym pospieszyła się z zakupami, bo Dorothy wraca dziś sama z Londynu, więc trzeba przyrządzić jakiś porządny obiad. Zbierałam więc jak najszybciej mogę produkty z półek, tak bardzo skupiając się na tym, że nie zwróciłam uwagi na ostrzeżenie o umytej podłodze. Wywinęłam ogromnego orła, lądując na ziemi z nogami do góry, po czym usłyszałam jak mój wózek uderza w którąś z półek. Jęknęłam w duchu na swoją głupotę i gdy chciałam wstać, ktoś stanął nade mną.
- Uwaga, mokra podłoga - rzekł Liam, a ja prychnęłam pod nosem. Wyrżnęłam się w odwecie za to, że przeze mnie taką glebę w domu zaliczył Nico i Zayn. - Słodka niezdara.
Wyciągnął do mnie rękę, więc spojrzałam na jego twarz i uniosłam brew, po czym wstałam o własnych siłach, ignorując go. Chłopak prychnął pod nosem kiedy stanęłam do niego plecami i złapałam za swój wózek jak gdyby nigdy nic, sprawdziłam, czy nie zwaliłam niczego z półek i ruszyłam dalej w alejki sklepowe. Myślałam, że dałam mu dobitnie znać, że nie mam ochoty z nim rozmawiać, jednak pomyliłam się. Po chwili szedł tuż obok mnie.
- Hej, uraziłem cię czymś? - zapytał, więc zatrzymałam się i westchnęłam.
- Nie wiem co kombinujesz Payne, ale radzę przestań, bo to dość dziecinne. Zayn to twój przyjaciel, więc czemu podkładasz mu świnie? - przekrzywiłam głowę i zmrużyłam oczy, a Liam uciekł wzrokiem. Nie odpowiedział, a między nami zawisła głucha cisza. Odezwałam się jednak po chwili. - No właśnie.
Ruszyłam dalej, a chłopak więcej za mną nie szedł. Zapłaciłam za zakupy służbową kartą i wzięłam fakturę do torebki, po czym wyszłam ze sklepu i skierowałam się do auta. Wpakowałam wszystkie zakupy na tylne siedzenia i gdy odwróciłam się, po zamknięciu drzwi, pisnęłam.
Zacisnęłam dłoń na kluczykach od auta i przymykając oczy, uniosłam wskazujący palec na wysokość twarzy. Wypuściłam spięty oddech i spojrzałam na tego przygłupa.
- Czemu za mną łazisz? - powiedziałam szeptem. Chłopak podrapał się po karku.
- To nie jest tak, jak ty to widzisz - moje brwi wywindowały na drugą stronę głowy. Powaga. Podparłam biodra rękoma.
- A jak? - westchnęłam. Nie miałam najmniejszej ochoty na tą rozmowę, czego nie zamierzałam ukrywać.
- Zayn nie jest dla Ciebie wystarczająco dobry - powiedział, a mnie dosłownie zamurowało. Jeśli wcześniej byłam zdziwiona, to teraz powinnam wyskoczyć z butów. Nie wierzyłam w to co się dzieje.
- I to mówi jego, pożal się Boże, przyjaciel? - skrzyżowałam ręce. To przechodziło ludzkie pojęcie, w parze z tym, że ten pacan się do mnie zbliżał. - Payne stój. Nie naruszaj mojej przestrzeni osobistej.
- Olivia, daj mi szansę... jestem lepsz- urwał, bo mu przerwałam.
- Zamknij się - nie dając mu szansy na ruch, odepchnęłam go od siebie. Był zaskoczony, więc się nie zaparł, co poskutkowało tym, że odleciał do tyłu. - Zayn znalazł sobie dziewczynę, która pomaga mu wyprostować wszystko w jego życiu i kocha go szczerze, mając w dupie jego sławę i kasę, a ty co robisz? Próbujesz ją do niego zniechęcić i co gorsza, odbić? Zayn jest wspaniałym mężczyzną, za to ty - wskazałam na niego palcem - ty jesteś nędzną szują. Nie zasługujesz na miano przyjaciela.
Wsiadłam do samochodu i jak najszybciej odjechałam w stronę posiadłości Malików. Byłam na tyle zdenerwowana i rozgoryczona, że nie zwracałam uwagi na nic poza mną.
To samo miał chyba kierowca szarego busa, który nie zatrzymał się na czerwonym świetle.
I wjechał prosto w mój bok.
***
przepraszam... następny rozdział będzie z perspektywy Zayna i dłuższy niż ten
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro