022
W ciągu dnia zajmowałam się sprzątaniem w pralni, a Claire szykowała jakiś większy obiad dla państwa Malik, ponieważ powiedzieli, że dziś jest okazja. Chciałam o to podpytać Zayna, lecz on też nic nie wiedział, stwierdził, że jego rodzice coś spiskują. Sam chłopak wziął gitarę i zaszył się w sadzie, prawdopodobnie na altance.
Kiedy kończyłam zmywanie podłogi, usłyszałam wołanie Claire z góry. Poszłam szybko w stronę jej głosu i zobaczyłam najśmieszniejszy i jednocześnie najsłodszy widok na świecie.
-Olivia weź go! - pisnęła, a ja ze śmiechem podeszłam do skaczącego dookoła kobiety szczeniaka.
-Psa się boisz? - zapytałam ze śmiechem, podnosząc małego kundelka na ręce. Piesek od razy zaczął lizać mnie po szyi i policzku. - Skąd ty się tu wziąłeś maluchu?
-Znalazłem go w naszym sadzie - powiedział Zayn, wchodzący właśnie do pomieszczenia. - Skąd on się tam wziął cholera.
-Co to za poruszenie? - pani Malik weszła do kuchni w jednoczęściowym stroju kąpielowym i narzuconym na to jedwabnym szlafrokiem. Pewnie szła dołączyć do swojego męża nad basenem. - O Boże drogi jakie piękne stworzenie! Skąd on tu..?
-Nie wiemy - odparliśmy chórem.
-Ja go znalazłem. Przepraszam, że przyniosłem go tutaj, zostawiłem w sadzie póki nie wymyślę co z nim zrobić ale widzę, że ktoś znalazł tego małego szatana - powiedział Nico, który właśnie dołączył do nas. - Biedaka ktoś wyrzucił przy ulicy niedaleko rezydencji. Nie mogłem go tak zostawić.
-Dobrze zrobiłeś - odezwała się pani Malik. Podrapała za uchem malca, którego nadal trzymałam na rękach. Był spokojny i zadowolony, więc postanowiłam dalej go do siebie przytulać. - Zatrzymamy go, Nico, Liv, jedźcie kupić wszystko co potrzebne dla małego psa. Macie dowolny budżet. Mogę go potrzymać? - dałam kobiecie psa, zaskoczona jej reakcją. - Zakochałam się w tobie, pluszaku. - piesek szczeknął i polizał nową panią po twarzy. Była wniebowzięta.
-Jadę z wami. Ale musimy wiedzieć jakiej jest płci... - odezwał się Zayn. - Niech ktoś sprawdzi. Nico, ty.
-Mam pod ogon mu zaglądać? Fuj - powiedział, a ja parsknęłam śmiechem. W tym czasie, gdy oni dyskutowali, Dorothy już dawno sprawdziła.
-Chłopak, jedźcie już! - powiedziała i poszła nad basen, razem z psiakiem na rękach.
***
Weszliśmy w trójkę do dużego sklepu zoologicznego i skierowaliśmy się na dział z artykułami dla psów. Ten sklep był naprawdę ogromny i nie spodziewałam się, że w mieście taki istnieje. Zaczęliśmy się rozglądać za czymś co możemy wpakować do naszego ogromnego wózka, kiedy podeszła do nas ekspedientka. Młoda ekspedientka.
Ładna ekspedientka.
-W czym mogę pomoc? - zapytała przesłodzonym głosem, patrząc oczywiście na Zayna!
-Mają państwo tu jakieś budy? Takie dość duże, odpowiednie na podwórko. - zapytał Nico, a ona niechętnie na niego spojrzała.
-Stoją na ostatnim regale, do własnoręcznego złożenia. Pójdzie pan w lewo i prosto - Nico pokiwał głową i odszedł we wskazanym kierunku, a głupia lalunia nadal stała w miejscu. - To może pan...
-Poradzimy sobie już sami - powiedziałam twardo, łapiąc Zayna za rękę. Boże, co ze mną nie tak? Czy ja jestem zazdrosna?
Dziewczyna spojrzała na nasze ręce z obrzydzeniem i zaniemówiła, gdy Zayn po prostu stanął do niej tyłem i objął mnie, przyciągając bliżej siebie. Widziałam jak odeszła i uśmiechnęłam się do siebie zwycięsko, wtulając w swojego chłopaka bardziej.
-Zazdrośnica - mruknął, odsuwając się lekko i całując mnie w sam środek rozciągniętych w uśmiechu ust.
-Zjadała Cię wzrokiem - warknęłam, chmurząc się.
-A ja wzrokiem zjadam jedynie ciebie - cmoknął znowu, więc lekko się rozpromieniłam. - Moja.
-Mój - odpowiedziałam, na co Zayn zadrżał.
-Nigdy nie sądziłem, że będą jarac mnie takie słodkie słówka. Robisz ze mnie mięczaka.
-Sam robisz z siebie mięczaka, dla mnie - wystawiłam mu język, a on cmoknął jego czubek.
-Masz racje i powiem ci, że wcale nie żałuje - potarł mój nos swoim. - Co nie znaczy, że nie pokaże Ci jak twardy potrafię być, również tylko dzięki tobie.
Osz kurwa.
///
Miłego dnia!!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro