019
Następnego ranka weszłam do kuchni w krótkich czarnych szortach i luźnej, koszykarskiej bluzce, która sięgała mi połowy uda, więc wsadziłam ją w spodenki tylko po jednej stronie. Claire smażyła jajecznicę i boczek, zapach towarzyszył mi aż od schodów. Uśmiechnęłam się, stając za nią i zakładając ręce na biodra. Odwróciła się i uniosła brew.
-Co? - powiedziała w końcu.
-Nico - wystawiłam jej język, a ona zaczerwieniła się i spuściła wzrok. - No przestań to urocze! Jesteście moją ulubioną parą.
-Co to za zbiorowisko? - Wymieniony wcześniej mężczyzna wszedł do kuchni - Hej Oli, dzień dobry kochanie - powiedział po kolei i podszedł do swojej kobiety, aby ucałować ją w policzek. Zazdrościłam im. Mnie prawdopodobnie takie szczęście nigdy nie spotka.
Żeby nie przerywać im miłej dyskusji, wyszłam z kuchni do jadalni i zabrałam się za nakrywanie do stołu. Zazwyczaj nakrywam na cztery, bo tyle nas mieszka, ale nad basenem dostrzegłam Zayna z dwoma chłopakami. I w tym momencie dopadła mnie cholerna deprecha. Nie wiem czemu, czułam taką tęsknotę do tego osobnika, a jednocześnie taką krzywdę, że serce rozkrajało mi się na pół. Spuściłam wzrok z jego pięknego ciała i oparłam się dłońmi o stół. No przecież nie będę płakać.
No przecież się nie zakochałam?
-Kwiaty się podobały? - usłyszałam jego głos i momentalnie zacisnęłam powieki, żeby nie zobaczył zebranych łez oraz odkaszlnęłam, po czym podniosłam głowę.
-Musiałam szukać wiadra, żeby wstawić je do wody - uśmiechnął się delikatnie, opierając ramie o framugę drzwi do ogrodu. - Nie musiałeś.
-Ale chciałem - powiedział pewnie, podchodząc trochę bliżej. - I to nie koniec prezentów, mam jeszcze...
-Zayn ja nie chce prezentów - przerwałam mu. - To miłe, dziękuje, ale nie kupisz mnie. To nie działa w ten sposób.
-To co ja mam zrobić, żeby cię odzyskać? - rozłożył ręce w geście poddania, a ja objęłam ramiona dłońmi.
-Ty mnie nie miałeś. Mogłeś. Wierzyłam w twoje słowa - powiedziałam, wycofując się powoli. - Wierzyłam. Teraz sama nie wiem co musiałbyś zrobić, żebym znów ci zaufała. To trudne i proszę zrozum mnie - ściszałam ton dążąc do szeptu, żeby nie usłyszał jak drży mi głos. - Gdyby mi nie zależało, nie cierpiałabym teraz.
I wyszłam, kierując się szybkim krokiem do schodów. Kiedy byłam już na górze, dopadło mnie wołanie z dołu. Odwróciłam się, wciąż trzymając barierkę.
-Liv błagam, jedna szansa. Dziś wieczorem na altance? Błagam... - Zayn stał u dołu schodów i patrzył na mnie smutnym spojrzeniem. Westchnęłam.
-Przyjdę o osiemnastej. Jak skończę robotę - mruknęłam i ruszyłam do swojego pokoju. Nie chciałam nawet myśleć, co tym razem wymyślił.
***
Pół godziny po osiemnastej szłam do sadu, spóźniona, ale szłam. Myślałam o tym wszystkim i doszłam do wniosku, że nie powinnam aż tak zamykać się na Zayna. Nic sobie nie obiecywaliśmy, a ja zachowywałam się jakbyśmy byli małżeństwem. Byłam naiwną idiotką, że wierzyłam w słowa. Mama od zawsze powtarzała mi, że można wierzyć tylko czynom. Inaczej trzeba szykować się na porządne obicie dupy.
Z daleka dostrzegłam mnóstwo światełek i prychnęłam pod nosem. Rozwiesił lampki, czy rozłożył świeczki? Zaraz się przekonamy.
Po dojściu na około pięćdziesiąt metrów od altanki się przekonałam. Na ziemi były kolejno poukładane okrągłe, różowe świeczki, a na barierkach powieszone białe lampki. Przeszłam przez mostek do altany i Zayn podniósł się z ziemi, na której był rozłożony koc i mnóstwo poduszek dookoła. Podszedł do mnie i złapał za dłoń, a ja stałam wpatrzona w to co przygotował. Pośrodku koca stał mały stolik, na którym leżały przekąski i wino, oraz dwa kieliszki. Dookoła stolika porozrzucane były kwiaty, jak się okazało fiołki. Naprawdę się postarał. Chyba w oku zakręciła mi się łezka.
-Usiądź - poprosił, więc oprzytomniałam. Usiedliśmy w odległości pół metra od siebie i przez chwilę milczeliśmy.
-Dlaczego fiołki? - zapytałam, biorąc do ręki trochę kwiatków. Lubiłam ich zapach. Uśmiechnęłam się lekko, a Zayn nalał wina do kieliszków.
-Mają znaczenie symboliczne... Wiesz... - zakłopotał się. Pierwszy raz go takiego widziałam. - Oznaczają wierność... tęsknotę i... i...
-Zayn nie... - przerwał mi jednak, zanim dokończyłam.
-I miłość.
Moje serce się zatrzymało. Zdałam sobie sprawę, że ja tez... że ja...
-To może wydać się dziwne, bo kurwa znamy się tak cholernie krótko. Ale Olivia... ja stanowczo się w tobie zakochałem. I zdałem sobie sprawę z tego wczoraj, kiedy układałem kwiaty na twoim łożku. Pomyślałem, że przecież ja nie bawię się w takie gówna. Jakieś prezenty, starania, ja po prostu do tego się nie nadaje. - Schował twarz w dłonie. - Claire pomogła mi to przygotować. Pierwszy raz w życiu czuje się nieporadny, bo nie umiem cię zdobyć. I tu nie chodzi o to, że jesteś jakimś trofeum, jesteś po prostu osobą, która jako pierwsza dała mi do zrozumienia, że bycie taką osobą jak ja do nikąd mnie nie zaprowadzi. I to właśnie dla ciebie chce się zmienić... Chce być dla ciebie kimś więcej, niż tym księciuniem, za którego mnie masz.
Patrzyłam w jego oczy w osłupieniu. Nie spodziewałam się, że to się stanie, że kiedykolwiek usłyszę takie słowa. Ale właśnie...
- Zayn ja chce ci wierzyć, ale to nadal są tylko słowa... - załkałam, łapiąc go za dłoń.
- Napisałem dla Ciebie piosenkę - szepnął, pocierając mój policzek dłonią. - Mogę ci ją zagrać?
Pokiwałam twierdząco głową, a on wyciągnął gitarę zza siebie. Nastroił, sprawdził każdą strunę i zaczął grać przepiękną melodie, a ja patrzyłam na niego jak zaczarowana.
(a.n. włączcie muzykę z mediów)
- Sweet baby our kiss* has meaning
Know this time you'll stay till the morning
Duvet days and vanilla ice-cream
More than just one night together exclusively
Baby let me be your man
So I can love you
And if you let me be your man
Then I'll take care of you, you
For the rest of my life
For the rest of yours
For the rest of my life
For the rest of yours
For the rest of ours
Skończył patrząc mi prosto w oczy, a z moich leciały niechciane łzy. Miałam w głowie taki mętlik, a jedyne czego pragnęłam to rzucić się na niego i albo wydrapać mu oczy, albo go kuźwa pocałować.
-Jeszcze jej nie skończyłem, czekam na napływ inspiracji, a ty...
Nie dokończył, bo naprawdę się na niego rzuciłam. Polegliśmy na poduszkach, ja na nim, i po prostu zaczęłam go całować, a on po chwili szoku, zaczął oddawać moje zachłanne pocałunki. Łzy kapały mi z oczu, czułam się zużyta emocjonalnie, ale jednak odbudowana na nowo. Chyba się zakochałam w najgorszym materiale na faceta.
-To jest bardzo inspirujące - jęknął między pocałunkami, po czym przewrócił nas tak, że to ja leżałam na poduszkach. Ręce umieścił na moich biodrach i całował mnie dalej, jednak trochę delikatniej niż ja jego wcześniej.
-Błagam, nie skrzywdź mnie - szepnęłam, łapiąc go za policzki i lekko odsuwając od siebie. Przymknął powieki i zaraz po tem otworzył je, aby spojrzeć prosto w moje oczy.
-Kocham Cię, Olivia.
***
NO TO BY BYŁO NA TYLE HEH.
Jak patrzę na statystyki to nie wierze, co widze. Dziekuje. Kurwa dziekuje bo nigdy bym się nie spodziewała, że tak spodoba się komuś to opowiadanie, które na początku uznawałam za gówniane 😅 Dziekujeeeeee!!!
I SŁUCHAJCIE PRAWKO ZDAŁAM BEZBŁĘDNIE WIEC POSTANOWIŁAM ZOLIVIE POGODZIĆ. Buziaczki.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro