Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

017

W poniedziałek rano byłam zmuszona do powrotu do pracy. Przez telefon poinformowałam Claire, że odchodzę, a ona bez dyskusji kazała mi jechać do rezydencji, bo nie będzie na mnie krzyczeć przez telefon. Więc kiedy przekroczyłam próg tego przeklętego, bolesnego dla mnie miejsca, zacisnęłam powieki. Gdy je otworzyłam, moim oczom ukazał się niemiłosierny syf i ogólnie wszędzie rozpierdzielone butle po każdym możliwym rodzaju alkoholu.

-Olivia, jak dobrze - usłyszałam Nicolasa gdzieś po swojej prawej i usiadłam na ozdobnym fotelu przy drzwiach wejściowych. - Nie dajemy sobie z nim rady od soboty.

-A czy ja mam na czole napisane „niańka księcia"? - burknęłam, podpierając czoło na otwartej dłoni, kładąc łokieć na oparciu bordowego fotela.

-Nie, ale tylko tobie jak do tej pory udawało się go opanować. Powrót do dawnych zachowań nas po prostu zadziwił - westchnął, łapiąc mnie za wolną dłoń. Nawet nie zarejestrowałam, że ukucnął przy mnie.

-Nico ja was uwielbiam, ale wy nie jesteście tu od tego żeby go wychowywać. Ma okropny charakter i przerastają go uczucia, to już nie ulegnie zmianie - powiedziałam, spoglądając na niego. Łza spłynęła po moim policzku, a Nicolas, lekko zagubiony, po prostu mnie przytulił.

-Chcesz pogadać? - odezwała się tym razem Claire, nie zarejestrowałam w ogóle kiedy tu weszła. Pokiwałam głową, ale wyszeptalam, że później. - Ale pomóż nam chociaż w jednym.

-W czym? - smarknęłam, wycierając łzy rękawem dżinsowej kurtki.

-Powiedz nawalonemu gnojowi, żeby poszedł się chociaż umyć. - wskazała ręką na salon, więc wstałam i ruszyłam w stronę wielkiej kanapy. Mijałam butelki, chrupki, jakieś inne śmieci i niedopałki petów. Dobrze, że nie mieli w salonie dywanów. Byłoby nieciekawie.

Kiedy stanęłam przed kanapą, moje pogruchotane serce rozbiło się na jeszcze mniejsze kawałki. Zayn wyglądał jak menel, miał rozczochrane włosy, podkrążone oczy i przepite usta. Spał rozwalony na cztery strony świata i widziałam, że kiedy się obudzi będzie miał kaca życia. I w tym momencie obudziła się we mnie ta zła, uśpiona część. Szturchnęłam go ręką, najpierw lekko, a kiedy nic to nie dało, po prostu zwaliłam go z kanapy. Wydał z siebie kilka agonalnych dźwięków w kolejności od najmniej rażącego, do mega wkurwiającego dźwięku i przewrócił się na brzuch, łapiąc za skronie.

-Wstań bo nie ręczę za siebie - warknęłam. Odwrócił się od razu i patrzył na mnie z podłogi takim wzrokiem, jakby nie wierzył, że tu jestem. Kiedy spojrzałam w jego oczy, prawie się znowu nie poryczałam. Czemu reagowałam na to aż tak bardzo? Czemu aż tak bardzo mnie to bolało, przecież się nie z...

-Jesteś tu... - wstał i stanął przede mną, nie zmniejszając odległości. Czuł bijący ode mnie dystans. - Olivia ja...

-Cicho. Nie chce cię słuchać. Idź się umyj i przestań zachowywać jak rozwydrzony bachor, tylko jak na dwudziestodwulatka przystało - zacisnęłam powieki i zrobiłam krok do tylu. - Dla mnie jesteś skreślony, choć nie wiem do końca na co liczyłam. Przecież taki książę jak ty nie ma uczuć - prychnęłam i wyminęłam go, idąc do „swojego" pokoju.

Słyszałam jego kroki na schodach, i moment, jak wszedł do swojego pokoju, kiedy ja zamykałam za sobą drzwi. Odwróciłam się i oparłam plecami o drewnianą pokrywę po czym prawie pisnęłam, bo Claire siedziała na moim łożku.

-Czy ty chcesz mnie do zawału doprowadzić?

Nie odpowiedziała, tylko podeszła i pociągnęła mnie ze sobą na łóżko. Wiedziałam, że chce abym wszystko jej wyśpiewała. Więc zrobiłam to, od A do Z, jak wcześniej swojej mamie.

***

Nie rzuciłam pracy. Za namową Claire zostałam i postanowiłam trzymać się tego co mi poradziła. Będę twarda ale nie będę ukrywać, że to co zrobił Zayn mnie zraniło.

-Pięknotko moja najwspanialsza, co tak pachnie? - do kuchni wszedł Nicolas, podszedł do Claire i ucałował jej policzek. Trochę zabolało mnie serce, ale mega się cieszyłam, że im się udało.

Wgryzłam się w jabłko i spojrzałam w stronę okna, za którym widziałam przystrzyżone przez Nico krzaki. To tam odkryłam, że podkochuje się on w Claire. Czas szybko leci.

Zamyśliłam się tak bardzo, że ugryzłam się w język.

-Kurwa - warknęłam, kładąc jabłko na blacie.

-Gdzie? - głos Malika przeciął ciszę. Spięłam się i skierowałam do wyjścia z kuchni.

-Właśnie przyszła - burknęłam ledwo słyszalnie i przechodząc obok, nawet nie zaszczyciłam go spojrzeniem.

Myśle, że wyjście z pomieszczenia do którego właśnie wszedł było wystarczającą sugestią, że nie mam zamiaru z nim przebywać. Przeszłam przez drzwi w stronę basenu i skierowałam się do wielkich wrót prowadzących do sadu. Miejsce, w którym kiedyś widziałam Zayna, czyli staw z altanką było odpowiednie do zamknięcia się na świat.

Wolnym spacerem doszłam do stawu. Pływały w nim małe rybki, a woda była niemalże przejrzysta. Nico musiał dbać o wszystko naprawdę sumiennie bo wyglądało idealnie. Rośliny dookoła nie przypominały chaszczy tylko rosły każda na swoim miejscu, z jednej w drugą były idealnie wymierzone przejścia a kamienie wokół wody były czyste i ułożone prawie symetrycznie. Altanka była na wodzie, na czterech ogromnych palach, a prowadził do niej wąski pomost z barierką. Chciałam już wejść na altankę jednak zobaczyłam coś szarego między krzewami i...

Tuż przed moje nogi wyskoczył mały króliczek! Byłam w takim szoku, ale on w nie mniejszym. Chciał uciekać jednak był tak niezdarny, że przewracał się o własne łapki. Schyliłam się i wzięłam go w ręce, był taki mały!

-Co ty tu robisz maleństwo? - powiedziałam, unosząc króliczka przed swoją twarz. - Królik to naprawdę ostatnie czego się tu spodziewałam, ale zdecydowanie patrzenie na twoją słodką mordkę poprawia mi humor - uśmiechnęłam się do niego. Nie wyglądał na jakiegoś zdziczałego, więc naprawdę nie miałam pojęcia skąd się tu wziął.

-Aimee kiedy powiedziała, że chce mieć króliczki. Więc rodzice jej kupili - głos Zayna znów pojawił się jakby znikąd, jednak nie odwróciłam się nawet w jego stronę. - Teraz opiekuje się nimi Nico, ja zachodzę od czasu do czasu. Ten musiał uciec z ich klatki.

-Myślałam, że dałam ci wystarczająco do zrozumienia, że nie mam przyjemności z tobą przebywać - powiedziałam dobitnie, przytulając do siebie króliczka.

-Olivia nie zamykaj się tak na mnie...

-Po prostu odpuść, dobrze? - warknęłam, obracając się w jego stronę. - Miałeś swoją szanse ale zjebałeś wszystko wybitnie dając mi do zrozumienia, że wcale nie jestem wyjątkowa, a twoje słowa są warte dokładnie tyle co same nic - spuściłam wzrok na szare maleństwo i podrapałam go po małym uszku. - Pokaż mi lepiej gdzie ta cała klatka, mały chce do mamy.

-Chodź za mną - westchnął zrezygnowany i jakby... zraniony. Nie ważne. Ruszyłam za nim i dopiero teraz zobaczyłam, że ma na plecach zawieszoną gitarę. - Tylko nie przestrasz się, jest ich naprawdę dużo.

-Nic gorszego od ciebie mnie już nie spotka - burknęłam.

Ale w głębi cieszyłam się, że nadal próbuje nawiązać ze mną kontakt.






———
Widzisz Karolka jak się postarałam?

Słuchajcie ten rozdział jest dość długi wiec licze na coś miłego! Jakiś komentarz może, czy coś:c

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro