013
Jbc to nie sprawdziłam bo nie chciało mi się już
Było okrutnie głośno, ale słyszałam jego ciężki oddech, kiedy siedział na kanapie i przecierał twarz dłońmi. Byłam roztrzęsiona i nie wiedziałam co mam zrobić, odwróciłam się i dostrzegłam, że Chloe, Harry i Joey zniknęli z miejsca zamieszania. Wszystko wróciło do normy i ludzie tańczyli jakby nic się nie stało.
Spojrzałam z powrotem na Zayna i już chciałam się odezwać, jednak do loży wszedł Harry.
-Joey wraca z Chloe do domu. Typ rozjebał mu nos - warknął, ruszając w jego stronę. Stanęłam na jego drodze, kiedy Zayn również się podniósł. Byłam między młotem a kowadłem, wspaniałe.
-Harry ja mam już dość rozpierduchy na dziś. Proszę odpuść, zabiorę Zayna do domu, a ty proszę dopilnuj, żeby Chloe była cała. I powiedz ze wpadnę do niej jutro - położyłam mu dłonie na klatce, gdyż ciagle się zbliżał. Patrzył na Zayna stojącego za mną. - Harry proszę.
Spojrzał w dół, krzyżując spojrzenie z moim, po czym zacisnął powieki i wypuścił spięty oddech.
-Okej. Ale wiedz, że gdyby nie ty, ten skurwiel już by leżał nieprzytomny. Uważaj na siebie, młoda.
Po czym odwrócił się i wyszedł, a ja opuściłam głowę i przeczesałam dłonią włosy.
-Każdy głupi wie, że z palcem w dupie bym go położył - warknął za mną, wiec odwróciłam się wściekła.
-No ty się akurat nie masz czym, cholera, chwalić. Jesteś idiotą i... cholera Zayn ty krwawisz! - doskoczyłam do niego w sekundę i posadziłam znów na kanapie, oglądając jego wargę.
-To nic, zanim powalilem gnoja na łopatki odwinął się i trafił. Będę żył.
-Wracamy do domu, opatrzę ci to - westchnęłam, wyciągając telefon z kieszeni i weszłam w aplikacje Ubera.
***
Piętnaście minut później byliśmy już prawie w rezydencji Malikow. Zayn ma szczęście, że jego rodzice już wyjechali. To w jakim stanie upojenia alkoholowego był chłopak śpiący obecnie na moich kolanach jest totalną porażką.
Kiedy Uber zaparkował pod posiadłością, obudziłam go delikatnie i pomogłam wysiąść z auta, po czym przewiesiłam sobie jego ramie przez barki i ruszyłam do drzwi. Dobrze ze ochrona stała całą dobę. Nie musiałam się martwić o klucze.
Wczołgałam się ledwo po schodach i o mało co nie upuściłam go przy drzwiach do pokoju, na szczęście w miarę oprzytomniał i stanął w końcu na własnych nogach.
-Zdaje się jakbyś robił się coraz bardziej pijany - parsknęłam, kiedy za rękę przyciągnęłam go do łazienki i wyciągnęłam mini apteczkę. Usiadł na brzegu wanny i wyciągnął do mnie ręce, a ja tak czy siak musiałam, wiec usiadłam mu na kolanach i zaczęłam oczyszczać rozcięcie. Syczał i drżał, ale dzielnie dotrwał do końca.
-Upiłem się tobą. - mruknął, ściskając mnie w pasie. Parsknęłam śmiechem i odłożyłam apteczkę na półkę, próbując równocześnie wstać z jego kolan. Zayn zabuczał niewyraźnie w moje ramie i zakołysał się niebezpiecznie. Próbowałam się ratować, jednak na nic, bo pociągnął mnie do siebie i wpadliśmy do wanny. Zayn znalazł się nade mną i uśmiechnął tryumfalnie, na co zmarszczyłam brwi.
-Udawałeś pijanego... - nie zdążyłam dokończyć, bo... odkręcił wode! Pisnęłam kiedy zimne krople spotkały się z moją białą, cienką bluzką, szybko docierając do skory. Zayn zaczął się śmiać, a ja wykorzystałam sytuacje i skierowałam strumień wody na niego, przez co zrobił uroczą, przerażoną minę.
Po chwili zmienił pozycje. Wpół usiadł opierając się jedynie łopatkami o ścianę dużej wanny i przyciągnął mnie do siebie. Patrzyliśmy sobie w oczy, a woda zmieniala temperaturę powoli na letnią.
-Nadal jestem na ciebie wściekła, nie unikniesz rozmowy o tym - powiedziałam, odgarniając mokry kosmyk włosów z jego czoła.
-Mogę rozmawiać z tobą o wszystkim. A szczególnie o tym, że nie pozwolę nikomu cię dotknąć.
Zawiesiłam się. Lecz nie mogłam myśleć spokojnie zbyt długo, poczułam delikatne muśnięcie warg Zayna na swoich. Przytulił mnie mocno do siebie i szczerze.
Straciłam znów głowę.
//
Hehe nie myślcie ze to koniec dramy bo nie koniec chyba nwm jeszcze
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro