011.
Drażniący sygnał budzika wyrwał mnie ze snu. Jednak mimo wszystko przeciągnęłam się i wstałam z uśmiechem. Dziś był piątek, co oznaczało, że wieczorem wychodzę z przyjaciółką do klubu. Po wszystkich przeżyciach będę mogła w końcu się wyluzować.
Wstałam z łóżka i chwytając z szafy, w której już się rozgościłam, ubrania na dzisiejszy dzień oraz świeżą bieliznę, ruszyłam do łazienki. Zdjęłam wszystko z siebie i wskoczyłam pod szybki prysznic, po czym nasmarowałam się balsamem kwiatowym i chwyciłam bieliznę. Założyłam na siebie czarny komplet, satynowe stringi i stanik. Kiedy chciałam narzucić na siebie koszulkę, zauważyłam brązową plamkę. Nie wierzę! Upierzyłam koszulkę w czekoladzie i zapomniałam dać jej do prania. Wrzuciłam ją do kosza na ciuchy i wyszłam do pokoju w samej bieliźnie, po czym stanęłam przed szafą i przeszperałam wszystko w poszukiwaniu tej jedynej.
-Dzień doberek, śliczna! - drzwi wręcz świsnęły, kiedy do mojego pokoju wpadł Zayn z wielkim uśmiechem na twarzy. Kiedy odnalazł mnie wzrokiem, stanął osłupiały. Ani drgnęłam, dalej stałam przodem do szafy, tylko odwróciłam lekko głowę. Na początku myślałam, że to jakiś żart, ale kiedy Zayn chwycił się za swoje nabrzmiałe krocze, pisnęłam i rzuciłam się w stronę łazienki.
-Wynocha stąd Zayn! - wrzasnelam, zamykając się w łazience. - Pukaj następnym razem ty bezczelu!
-Oj chciałbym mała - sapnął zza drzwi, stał tam. - Wychodź, chce jeszcze popatrzeć.
-Jeśli Ci życie miłe to spierdalaj z mojego pokoju - warknelam, stając przy drzwiach. Nawet nie mogłam się ubrać, miałam tu tylko moje ogrodniczki! Koszulki nie zdążyłam ze sobą złapać.
-Dobra, wychodze - powiedział, po czym usłyszałam kroki. Kiedy nastała cisza, odetchnęłam i wyszłam, rozglądając się.
Chwila, kurwa.
Ale jestem głupia.
Już chciałam zawrócić do łazienki, kiedy Zayn wyskoczył zza łóżka i spadliśmy na nie razem w akompaniamencie jego śmiechu i mojego pisku. Próbowałam się zakryć jak mogłam, jednak to on przygwoździł mnie swoim ciałem. I choć nie powinno, rozgrzało mnie to w środku.
-Dlaczego ja wiedziałam, ze ty nie wyszedłeś... - westchnęłam, kiedy dorwał się do mojej szyi. - Zayn złaź ze mnie, nie.
-Nie, co? - oderwał usta od mojej szyi, spoglądając na mnie wygłodniale.
-Nie chce. Nie powinieneś mnie oglądać w negliżu. Proszę, puść mnie.
On w odpowiedzi mnie pocałował. Jakby totalnie olał to, że go prosiłam. Oddałam pocałunek, nie wiedzieć czemu, ale po chwili całą swoją siłą zepchnęłam go z siebie. Zerwałam się z łóżka i olewając jego zwierzęce spojrzenie, podeszłam do szafy, chwyciłam czarny T-shirt i weszłam do łazienki.
-Olivia, o co Ci chodzi?! - usłyszałam warknięcie pod drzwiami, kiedy zakładałam na siebie poprzecierane ogrodniczki.
-Nie rozumiesz słowa „nie"? Nie spodziewałam się po tobie aż takiego braku szacunku, Zayn... - westchnęłam, biorąc do rąk szczotkę. Usłyszałam walnięcie pięścią w drzwi i słowa, przez które zagotowala się we mnie krew.
-Pierdolona cnotka.
Prawie wyważylam drzwi, które huknęły o ciało Zayna. Odsunął się gwałtownie i spojrzał na moją wściekłą twarz, pocierając obolałe ramie.
-Jak mnie nazwałeś? - warknęłam.
-Słyszałaś.
-Jesteś zwykłym, niewyżytym egoistą. Żałuje, że pozwoliłam ci się dotknąć, wiesz co? Pluje na ciebie, złamasie - nie poznawałam siebie. Nigdy nie odezwałam się do żadnego człowieka z takim jadem w głosie. Po prostu poczułam się, jakby uderzył mnie w twarz. - Mam Cię serdecznie dość. Nie doceniasz niczego co masz! Myślisz, że kasa daje ci prawo do wszystkiego?
Stał i patrzył się na mnie, bez żadnego słowa. Nie mogłam odczytać emocji z jego twarzy, miał oczy wypełnione całkowitą pustką. A ja zdałam sobie z czegoś sprawę. Zranił mnie.
-Już ci mówiłam. Nie jestem byle towarem i nie dam ci się wykorzystać, żebyś mnie odstawił na półkę jak każdą inną. Od problemów z wackiem masz burdel.
I trzaskając drzwiami, wybiegłam z pokoju.
//
Sorki Karola :(
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro