Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

010.

-Ja bym się nie zastanawiała, powaga - Chloe bąknęła po raz kolejny, kiedy jojczyłam jej nad uchem, że stresuje mnie „pomieszkiwanie" u Malików. - A tego Zayna miałaś mi pokazać.

Wyciągnęłam z kieszeni telefon i weszłam na instagrama.

***
zaynmalik

***

-Ciacho, serio - powiedziała z uznaniem, odgryzając głowę dla żelkowego misia. Nigdy nie zrozumiałam jej miłości do żelków, to chyba jedyna rzecz, która nas od siebie różniła. Ja nie znosiłam posmaku, który pozostawiały w ustach.

-Ale jebnięty jest ostro... - westchnęłam.

-I znając życie już wzięłaś go na warsztat, co? - spojrzala na mnie od dołu, kładąc się wzdłuż mojego łóżka. - Oli, ty walnięta jesteś. No ale, jak już zaczęłaś, to mieszkanie tam tylko by ci to ułatwiło.

Chloe znała mnie od małego. Nasze mamy leżały razem na oddziale, ale ja urodziłam się godzinę wcześniej od Chlo.

Wiedziała jaki mam charakter i, że nie potrafiłam przejść obok czegoś co mi nie pasuje obojętnie. Byłam zawzięta i nie szczędziłam siebie, kiedy chodziło i czyjeś dobro. Często dostawałam za to po dupie, po prostu nie potrafiłam... nie być dobra. Co oczywiście nie oznacza, że się nie szanowałam, kochałam wszystkich ludzi bardziej niż siebie, ale znałam swoją wartość.

-Boje się trochę. Że skończy się jak z Dylanem... wiesz - westchnęłam na wspomnienie swojego byłego chłopaka, który zniszczył mnie tylko dlatego, że nie chciałam mu oddać najcenniejszej rzeczy, jaką ma kobieta.

-Skoro po nim się podniosłaś i nadal masz tak złote serce, to już nikt cię nie zniszczy - brunetka złapała mnie za dłoń, nadal leżąc na wznak. Usiadłam po turecku i patrzyłam na jej spokojną twarz, kiedy zamknęła oczy i uśmiechnęła się. - A ja zawsze Ci pomogę. Bo jesteś najlepszą przyjaciółką pod słońcem, będę za ten dar dziękować do końca życia.

Przytuliłam się do niej, kładąc obok. Tego teraz potrzebowałam. Przyjaciółki.

***

-Może jednak się wycofam - jęknęłam, patrząc na bramę domu Malików. Chloe wychyliła się z miejsca kierowcy i otworzyła moje drzwi, po czym odpięła pas. - Nie pomagasz.

-Jak za pięć sekund nie wysiądziesz, to wyrzucę na chodnik twoją walizkę - ziewnęła. W nocy zrobiłyśmy sobie maraton filmów Marvela, zasnęłyśmy o czwartej nad ranem. A teraz dochodziła ósma. - Pięć.

-Chloe, et tu Brute...

-Cztery.

-Nie zrobisz mi tego... - zmrużyłam oczy.

-Trzy, dwa, jeden. Sama się prosiłaś - chwytała już za swój pas, więc skapitulowałam.

-Okej, idę! - jęknęłam, wysiadając. - Taka z Ciebie przyjaciółka. - fuknęłam, ale zaraz zaczęłam się śmiać. Chloe także.

-Jutro piątek więc wieczorem uderzamy na klub, pamiętaj! - powiedziała na pożegnanie, na co przewróciłam oczami.

Weszłam do domu. Malikowie dali mi tydzień wolnego, żebym mogła na spokojnie się zdecydować i ogarnąć wszystko. No i jestem.

Serce zabiło mi mocniej na myśl, że zobaczę się z Zaynem. Ciekawe jak zareaguje, czy się przywita, czy mnie oleje... Eh.

-Moja gwiazdeczka! - zawołał Nicolas, kiedy weszłam do domu. - I rozważyła propozycje pozytywnie! Zaprowadzę cię do pokoju. - wziął moją walizkę i ruszył po schodach.

-Jakie mam szanse na rezygnacje? - chciałam się cofnąć jak szliśmy na gore, lecz Nico złapał mnie w pasie i z uśmiechem szedł dalej.

-Żadne, kochanie, żadne.

Weszliśmy do pokoju, którego drzwi były naprzeciwko pokoju Zayna. Urządzony był w odcieniach bieli i jasnej szarości, tak, że było naprawdę przyjemnie. Duże dwuosobowe łóżko stało na srodku ściany po lewej, lustro na ścianie naprzeciwko. Na wprost od wejścia było duże okno, a przy ścianie w której były drzwi wejściowe, stało biurko i spora szafa. Po lewej stronie łóżka znajdowały się małe drzwi, jak mniemam do łazienki.

-Może rozpakuj się, za godzinkę pójdź do Claire i pomóż przy obiedzie, ona biedna zalatana bez Ciebie sobie nie radzi... - zaśmiał się. - Wczoraj robiła do pozna, dlatego nadal śpi. Ja lecę naprawić samochód pana Yasera, podobno coś rzęzi.

I znikł. Podniosłam torbę z rzeczami z podłogi na łóżko i rozpięłam powoli, wyjmując najpierw kosmetyczkę i poszłam z nią do łazienki. Zaczęłam wyjmować kosmetyki na półeczkę przy lustrze, gdy usłyszałam chrząknięcie.

-Witaj sąsiadeczko.

Obróciłam tylko głowę i spojrzałam przez ramie na uśmiechniętego Zayna, opartego o framugę drzwi. Był w dresie, opuszczonym na biodrach i koszulce na szerszych ramiączkach. Był umięśniony, ale szczupły. Wyglądał cholernie dobrze, w dodatku z tymi rozczochranymi włosami i zaspanym wzrokiem.

-Ranny ptaszek? - zapytałam, uśmiechając się.

-Nie mogłem się doczekać aż wrócisz, nie spałem z podekscytowania - posłał mi najsłodszy, zaspany uśmiech na świecie.

-Ale bajerujesz, prawie się nabrałam - odwróciłam się z powrotem do lustra, po czym usłyszałam jego powolne kroki w moją stronę. Położył dłonie na moich biodrach, na co lekko się spięłam. - Zayn...

-Stęskniłem się - objął mnie w pasie, po czym położył głowę w zagłębieniu mojej szyi.

-Zaspany Zayn, to nadto szczery Zayn? - przelknelam ślinę udając, że wcale mnie to nie rusza.

-Możliwe - mruknął, ziewając. - Po prostu fajna jesteś. I cię lubię.

Woah. Chyba mi serce z piersi wypadło. Zdecydowanie jestem zbyt miękka i naiwna.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro