008
Czułam się jak naćpana. Nie wiedziałam kiedy i jak, kto i gdzie. Byłam wśród wiru emocji nie potrafiąc wyłapać ani jednej z nich. Jestem rozżalona, czy szczęśliwa? A może zestresowana, bądź totalnie wyluzowana? W momencie kiedy pękła między nami bariera nastawiało się wiele nowych i tak naprawdę nie potrafiłam określić, czy zrobiłam dobrze, czy raczej źle.
Mózg mi się lasował kiedy poczułam jak przyparłam plecami do ściany, a jego ręka czule zgarnęła włosy z mojej twarzy delikatnie zakładając je za ucho. Jeśli działał całkowicie świadomie, miał wprawę w mieszaniu dziewczynom w głowach. Jeśli natomiast był w tym samym stanie co ja, mogę uznać to za znak który podąża w stronę, w którą tak naprawdę nie wiem czy chcemy iść.
Całował mnie czule. Tak po prostu, delikatnie, ale jednak z pasją. Zaczęłam wyłapywać szczegóły. Wyłapałam też, że...
-Zayn - oderwałam się, żeby zaczerpnąć powietrza. Mój oddech był płytki i ukrywany, tak samo jak jego, kiedy oparł czoło o moje. Nie miałam siły unieść powiek. Nie miałam siły spojrzeć mu w oczy. Bałam się. Opanował mnie strach, bo dotarło do mnie, że to było... nieodpowiednie.
-Liv - zdrobnił moje imię. Nie lubiłam jak ktoś mnie tak nazywał, jednak w jego ustach to wydawało się tak... Miękkie, delikatne, piękne.
Nie wiedziałam co mam zrobić, powiedzieć. Nadal nie podniosłam wzroku. Zaczęła do mnie dochodzić rzeczywistość i to, że złamałam większość swoich zasad dla faceta, którego znam może z tydzień.
-Spójrz na mnie, Liv - szepnął, ledwo słyszalne, obejmując mnie na wysokości pleców. Przytulał mnie. Tak po prostu przytulał?
-Ja... - zawahałam się. Nie dam rady.
-Liv, proszę - dodał, dotykając swoim nosem o mój. - Nie zamykaj się na mnie.
Uśmiechnęłam się. Otworzyłam oczy i spojrzałam prosto w brązowe tęczówki Zayna, które mieniły się w sposób jakiego nigdy nie widziałam do tej pory. Zdziwił się widząc mój nagły uśmiech.
-Jeszcze przed chwilą myślałam o tym, żebyś to ty nie zamknął się na mnie - zaśmiałam się lekko, znów dotykając jego nos swoim.
-Dziwny przy tobie jestem... - uśmiechnął się półgębkiem, cmokając mnie w usta. Odruchowo je oblizałam. - Nie rób tak, bo znowu się na Ciebie rzucę.
-Jak to, co znaczy dziwny? - zmarszczyłam brwi, a on zrobił motorek ustami.
-Po prostu... - nie dokończył, bo usłyszeliśmy, jak ktoś biegnie do piwnicy. Odskoczyliśmy od siebie i nie wiedząc co robić, wskoczyliśmy do suszarni.
-Olivia? - usłyszałam głos Claire, wiec dałam dla Zayna znak, żeby schował się za ścianą, a następnie wyszłam, przeczesując ręką włosy.
-Co jest?
-Weź się rozgarnij czy coś i na górę, pan Yaser przyjechał! - była cała zestresowana. - Boże a ja taki zwykły obiad zrobiłam!!! Musisz mi pomóc, risotto i łosoś to zbyt biednie dla niego.
-Claire zatrujesz?! To idealna potrawa, daj spokój, do kuchni, zaraz tam przyjdę.
-I znajdź Zayna, wypadałoby żeby przywitał się z rodzicami...
-No idź już! Nie powinnaś się teraz chować - przerwałam jej i wygoniłam w stronę schodow. Kiedy wyszła, odetchnęłam z ulgą i odwróciłam się. Chciałam postawić krok naprzód, jednak wielkie cielsko Zayna zagrodziło mi drogę, strasząc mnie w pakiecie.
-Piękna jesteś, nawet jak jesteś wystraszona - uśmiechnął się, a ja oblałam się czerwienią.
-Rusz się na górę lepiej, twój tata przyjechał - starałam się zakryć rumieńce, jednak on znów zgarnął moje włosy za ucho. - Zayn...
Przyciągnął mnie do siebie za boki i pocałował, wbijając palce w moje biodra. Ten pocałunek był bardziej namiętny i ukazał mi, jaki Zayn jest dominujący. Szczerze? Spodobało mi się. Jeszcze szczerzej? Nie powinno.
-Wrócimy do tego. Bez dyskusji - powiedział, odsuwając się. Chwyciłam go w odruchu zębami za wargę, na co rozszerzył oczy szeroko. - Zdecydowanie do tego wrócimy... Cholera - warknął i ruszył w stronę schodów. - Przywitam rodziców z namiotem w gaciach, przez ciebie. - dodał, a ja parsknęłam śmiechem.
To było zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe.
//
hello_cookies rozdzialik na lepsze samopoczucie for you ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro