007
Tachałam koszyk z owocami do kuchni, w głowie nucąc sobie melodie, którą Zayn przygrywał na gitarze. Był w tym naprawdę świetny, skoro po usłyszeniu tego raz, zachowało się w mojej pamięci.
-Ols! - usłyszałam głos Nicolasa, który wydarł mnie z melodycznej zadumy. Odwróciłam się w stronę głosu, lecz go tam nie było. Zmarszczyłam brwi. - Olivia.
Podskoczyłam, omal nie upuszczając kosza. Nico stał naprzeciw mnie.
-Niech to Dunder świśnie, ty duchem jesteś?! - chciałam chwycić się za galopujące serce, ale nadal trzymałam ten przeklęty kosz. Odstawiłam go na ziemie przed sobą i odetchnęłam.
-Tak, tak, a teraz mów, aż tak to po mnie widać? - zapytał, a ja spojrzałam na niego jak na czuba.
-Ale, że co? - zapytałam. Mężczyzna spojrzał na mnie nieodgadnionym dla mnie wzrokiem. Chwilunia... - A, że Claire! - powiedziałam lekko podniesionym głosem, za co Nico zrugał mnie delikatnym westchnieniem i pogardliwym pokręceniem głową.
-Że ja co? - oboje odwróciliśmy się w jej stronę, ja z uśmiechem, Nico z przerażeniem.
-Nic w sumie - odpowiedział od razu, z wyczuwalnym spięciem. Wyszczerzyłam się.
-A Olivia bez powodu szczerzy się jak mysz do sera, bez żartów - spojrzała na nas z politowaniem. - Co knujecie?
-Ja jestem niewinna - chwyciłam kosz i ruszyłam do domu, mijając Claire. - Zostawię was samych - dodałam przez ramię i wesoło kroczyłam dalej.
Ta praca będzie zdecydowanie wspaniałym wspomnieniem.
***
Znów siedziałam w pralni, tym razem segregując wyprane ubrania. Musiałam je zabrać do suszarni, która była za drzwiami również w piwnicy, więc daleko nie miałam. Ale w tym pomieszczeniu jeszcze nie byłam. Chwyciłam pierwszy kosz z czarnymi ciuchami Zayna, których zdecydowanie było najwiecej. Oparłam go na kolanie, zwalniając rękę i otworzyłam drzwi do suszarni, wchodząc tam żwawym krokiem. Było bardzo ciepło, pod stopami wyczułam wyższa temperaturę nawet przez podeszwę buta. Całe pomieszczenie było białe i miało porozwieszane sznury, od jednej ściany do drugiej na różnych poziomach, a każdy miał linkę dzięki której mogłam opuścić je niżej, zawiesić ciuchy i wciągnąć z powrotem na górę. Szłam do miejsca z imieniem Zayn, kiedy ktoś wparował do suszarni. Odwróciłam się i ujrzałam twarz Nico, z wielkim bananem zamiast ust. Normalnie szczerzył się od ucha do ucha!
-Co się... - zaczęłam, jednak mi przerwał.
-Oli, bo ona, bo my... ja ją ten, no wiesz - mówił, cały rozemocjonowany. Zdążyłam do niego podejść w tym czasie i złapać za ramiona.
-Jeszcze raz od początku, po ludzku bym prosiła - odetchnął. - Co się wydarzyło?
-Zaprosiłem ją na kawę, w weekend następny, po pracy - powiedział, a ja uśmiechnęłam się szeroko. - Ale ja jestem za brzydki dla niej.
-Nicolas! Chyba oszalałeś - zbeształam go. - Idź zajmij się czymś, bo rozszalały jesteś!
Wygoniłam go, a ten cały w skowronkach pobiegł na górę, mijając się z Zaynem przy schodach. Chwila.
-A pan się zgubił? - założyłam ręce na piersi i spojrzałam na niego z uśmiechem. - Księciuniu?
-Prałaś może bluzę z Trashera? - zapytał. Uniosłam brew na jego oziębły ton.
-A wybierasz się na zlot skejcików? - uśmiechnął się lekko. Bingo.
-Nico umówił się z Claire? - zmienił nagle temat, stając bliżej mnie. Oboje opieraliśmy się plecami o przeciwległe framugi drzwi. Byliśmy... dość blisko.
-Może. Nie podsłuchuj. - wystawiłam mu język. Zawiesił wzrok chwile dłużej na moich ustach, jednak zaraz wrócił do oczu.
-I nie okłamuj go, on nie grzeszy urodą. - teraz sam wystawił mi język, a ja założyłam ręce na piersi, naburmuszona.
-Nico jest bardzo przystojnym mężczyzną, wyglada jak model z okładki GQ - powiedziałam, zadzierając brodę do góry.
-Chyba tej z tylu.
-No wiesz! Nie każdy jest tak przystojny jak ty, ale bez przesady! - palnęłam, zapominając żeby ugryźć się w język. Zayn uśmiechnął się zadziornie i wykorzystując moje zakłopotanie, pochylił się nade mną.
-Podobam Ci się? - wyszeptał, tuż przy moich ustach. Owinął mnie zapach mięty i dymu papierosowego, co wprawiło mnie w jeszcze większy stan otępienia. On perfidnie mnie teraz onieśmielał!
-Tego nie powiedziałam.
-Ale pomyślałaś.
-A ty od kiedy czytasz w myślach? - uniosłam wzrok do jego oczu, które były lekko zamglone. On tez tracił panowanie. - Podobam Ci się. - powiedziałam, nie myśląc.
-Tak jak ja tobie - odparł. Było gorąco przez tą suszarnie, czy..? - Więc co nas powstrzymuje?
-Nic - odpowiedziałam, a on z uśmiechem pochylał się coraz niżej. - Ale nie możemy tak, Zayn.
-Znowu mnie odrzucasz? - skrzywił się, po czym odsunął całkowicie. Nagle zrobiło się... pusto. - Kurwa, nie wierze.
-To nie tak, ja po prostu... - próbowałam ratować sytuacje. On znowu zamknie się na mnie, nici z naprawy. - Ja nie jestem z tych Zayn.
-Przecież wiem, kurwa, właśnie o to chodzi! - jęknął. - Wiesz co, nie ważne. Założę coś innego. - ruszył w stronę schodów, a ja nie wiedziałam co mam zrobić. Wszystko się we mnie mieszało, a kiedy chwycił za barierkę schodów.
-Zayn, zaczekaj - powiedziałam. Wyłącz myślenie choć raz, daj sercu się pokierować.
-Coś jeszcze? - warknął. Ruszyłam w jego stronę, pewnym krokiem, kiedy to zobaczył, zabrał rękę z barierki i stanął przodem do mnie.
-Jeszcze coś - odwarknęłam, łapiąc jego twarz w dłonie. Patrzył na mnie skonsternowany.
A ja po prostu go pocałowałam. Bo tak mi się chciało. Bo miałam w dupie to, ze mózg mi na to nie pozwala. Pierwszy raz i to właśnie przy nim czułam, ze chce dać się ponieść.
I kiedy oddał pocałunek, wiedziałam, ze nie będę żałować. Nie całował mnie jak byle kogo. Czułam, ze daje w to tyle samo wyrzeczeń co ja. Że zaprzecza sam sobie. Oboje zaprzeczaliśmy.
////
Szczęśliwego nowego roku! 🥂🎉❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro