Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

007

Tachałam koszyk z owocami do kuchni, w głowie nucąc sobie melodie, którą Zayn przygrywał na gitarze. Był w tym naprawdę świetny, skoro po usłyszeniu tego raz, zachowało się w mojej pamięci.

-Ols! - usłyszałam głos Nicolasa, który wydarł mnie z melodycznej zadumy. Odwróciłam się w stronę głosu, lecz go tam nie było. Zmarszczyłam brwi. - Olivia.

Podskoczyłam, omal nie upuszczając kosza. Nico stał naprzeciw mnie.

-Niech to Dunder świśnie, ty duchem jesteś?! - chciałam chwycić się za galopujące serce, ale nadal trzymałam ten przeklęty kosz. Odstawiłam go na ziemie przed sobą i odetchnęłam.

-Tak, tak, a teraz mów, aż tak to po mnie widać? - zapytał, a ja spojrzałam na niego jak na czuba.

-Ale, że co? - zapytałam. Mężczyzna spojrzał na mnie nieodgadnionym dla mnie wzrokiem. Chwilunia... - A, że Claire! - powiedziałam lekko podniesionym głosem, za co Nico zrugał mnie delikatnym westchnieniem i pogardliwym pokręceniem głową.

-Że ja co? - oboje odwróciliśmy się w jej stronę, ja z uśmiechem, Nico z przerażeniem.

-Nic w sumie - odpowiedział od razu, z wyczuwalnym spięciem. Wyszczerzyłam się.

-A Olivia bez powodu szczerzy się jak mysz do sera, bez żartów - spojrzała na nas z politowaniem. - Co knujecie?

-Ja jestem niewinna - chwyciłam kosz i ruszyłam do domu, mijając Claire. - Zostawię was samych - dodałam przez ramię i wesoło kroczyłam dalej.

Ta praca będzie zdecydowanie wspaniałym wspomnieniem.

***

Znów siedziałam w pralni, tym razem segregując wyprane ubrania. Musiałam je zabrać do suszarni, która była za drzwiami również w piwnicy, więc daleko nie miałam. Ale w tym pomieszczeniu jeszcze nie byłam. Chwyciłam pierwszy kosz z czarnymi ciuchami Zayna, których zdecydowanie było najwiecej. Oparłam go na kolanie, zwalniając rękę i otworzyłam drzwi do suszarni, wchodząc tam żwawym krokiem. Było bardzo ciepło, pod stopami wyczułam wyższa temperaturę nawet przez podeszwę buta. Całe pomieszczenie było białe i miało porozwieszane sznury, od jednej ściany do drugiej na różnych poziomach, a każdy miał linkę dzięki której mogłam opuścić je niżej, zawiesić ciuchy i wciągnąć z powrotem na górę. Szłam do miejsca z imieniem Zayn, kiedy ktoś wparował do suszarni. Odwróciłam się i ujrzałam twarz Nico, z wielkim bananem zamiast ust. Normalnie szczerzył się od ucha do ucha!

-Co się... - zaczęłam, jednak mi przerwał.

-Oli, bo ona, bo my... ja ją ten, no wiesz - mówił, cały rozemocjonowany. Zdążyłam do niego podejść w tym czasie i złapać za ramiona.

-Jeszcze raz od początku, po ludzku bym prosiła - odetchnął. - Co się wydarzyło?

-Zaprosiłem ją na kawę, w weekend następny, po pracy - powiedział, a ja uśmiechnęłam się szeroko. - Ale ja jestem za brzydki dla niej.

-Nicolas! Chyba oszalałeś - zbeształam go. - Idź zajmij się czymś, bo rozszalały jesteś!

Wygoniłam go, a ten cały w skowronkach pobiegł na górę, mijając się z Zaynem przy schodach. Chwila.

-A pan się zgubił? - założyłam ręce na piersi i spojrzałam na niego z uśmiechem. - Księciuniu?

-Prałaś może bluzę z Trashera? - zapytał. Uniosłam brew na jego oziębły ton.

-A wybierasz się na zlot skejcików? - uśmiechnął się lekko. Bingo.

-Nico umówił się z Claire? - zmienił nagle temat, stając bliżej mnie. Oboje opieraliśmy się plecami o przeciwległe framugi drzwi. Byliśmy... dość blisko.

-Może. Nie podsłuchuj. - wystawiłam mu język. Zawiesił wzrok chwile dłużej na moich ustach, jednak zaraz wrócił do oczu.

-I nie okłamuj go, on nie grzeszy urodą. - teraz sam wystawił mi język, a ja założyłam ręce na piersi, naburmuszona.

-Nico jest bardzo przystojnym mężczyzną, wyglada jak model z okładki GQ - powiedziałam, zadzierając brodę do góry.

-Chyba tej z tylu.

-No wiesz! Nie każdy jest tak przystojny jak ty, ale bez przesady! - palnęłam, zapominając żeby ugryźć się w język. Zayn uśmiechnął się zadziornie i wykorzystując moje zakłopotanie, pochylił się nade mną.

-Podobam Ci się? - wyszeptał, tuż przy moich ustach. Owinął mnie zapach mięty i dymu papierosowego, co wprawiło mnie w jeszcze większy stan otępienia. On perfidnie mnie teraz onieśmielał!

-Tego nie powiedziałam.

-Ale pomyślałaś.

-A ty od kiedy czytasz w myślach? - uniosłam wzrok do jego oczu, które były lekko zamglone. On tez tracił panowanie. - Podobam Ci się. - powiedziałam, nie myśląc.

-Tak jak ja tobie - odparł. Było gorąco przez tą suszarnie, czy..? - Więc co nas powstrzymuje?

-Nic - odpowiedziałam, a on z uśmiechem pochylał się coraz niżej. - Ale nie możemy tak, Zayn.

-Znowu mnie odrzucasz? - skrzywił się, po czym odsunął całkowicie. Nagle zrobiło się... pusto. - Kurwa, nie wierze.

-To nie tak, ja po prostu... - próbowałam ratować sytuacje. On znowu zamknie się na mnie, nici z naprawy. - Ja nie jestem z tych Zayn.

-Przecież wiem, kurwa, właśnie o to chodzi! - jęknął. - Wiesz co, nie ważne. Założę coś innego. - ruszył w stronę schodów, a ja nie wiedziałam co mam zrobić. Wszystko się we mnie mieszało, a kiedy chwycił za barierkę schodów.

-Zayn, zaczekaj - powiedziałam. Wyłącz myślenie choć raz, daj sercu się pokierować.

-Coś jeszcze? - warknął. Ruszyłam w jego stronę, pewnym krokiem, kiedy to zobaczył, zabrał rękę z barierki i stanął przodem do mnie.

-Jeszcze coś - odwarknęłam, łapiąc jego twarz w dłonie. Patrzył na mnie skonsternowany.

A ja po prostu go pocałowałam. Bo tak mi się chciało. Bo miałam w dupie to, ze mózg mi na to nie pozwala. Pierwszy raz i to właśnie przy nim czułam, ze chce dać się ponieść.

I kiedy oddał pocałunek, wiedziałam, ze nie będę żałować. Nie całował mnie jak byle kogo. Czułam, ze daje w to tyle samo wyrzeczeń co ja. Że zaprzecza sam sobie. Oboje zaprzeczaliśmy.

////
Szczęśliwego nowego roku! 🥂🎉❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro