005
Kurwa.
To jedyne słowo, jakie jestem w stanie wydusić z siebie, kiedy wchodzę do domu Malików w sobotę rano.
Nie jestem nawet w stanie opisać syfu, brudu i masakry, jaka działa się w tym budynku. Aż z ręki wypadła mi bluza, którą trzymałam. Gwałtownie ogarnęła mnie wściekłość. Claire mówiła, że Yaser zabronił imprez w środku domu, a Zayn się do tego stosował? No właśnie widać!
Para buchała mi z uszu, kiedy pełna wściekłości szłam do kuchni.
-Claire! - zawołałam, gubiąc myśli. No jak ja to wszystko do cholery sprzątnę?!
-Nic nie mów, jestem w cięższym szoku niż ty! - wypadła nagle zza łuku do jadalni, przez co wpadłyśmy na siebie.
-No powątpiewam! W życiu nie widziałam czegoś takiego! To się w pale nie mieści! Po Projekcie X nawet takiego syfu nie było! - piszczałam, przez co musiałam nabrać oddechu. Claire była nabuzowana. Ciekawe, co myśli o tym Nico.
-Ja się zastanawiam, dlaczego ochrona na to pozwoliła...
-Nie było ochrony - do kuchni wmaszerował wcześniej wspomniany Nicolas. - Zaraz po naszym wyjściu, Zayn wszystkich odesłał do domu.
Wściekłam się. Mocno. Odwróciłam się na pięcie i szybkim krokiem ruszyłam w stronę schodów.
-Oli...
-Nawet mnie nie zatrzymuj! - zbyłam Daquin'a i pognałam na górę. Wściekła szłam do pokoju Malika, który zapewne spał. Jednak kiedy usłyszałam dźwięki gitary, zatrzymałam się. Już nie furiatycznie, a po cichu podeszłam do uchylonych drzwi. Zayn siedział na środku łóżka i nastrajał gitarę. Przed nim leżał notatnik. Po chwili zaczął grać melodię, która przyprawiła mnie o ciarki, a kiedy zaczął śpiewać - na chwilę zapomniałam, co zrobił ze swoim domem.
- Been sitting eyes wide open behind these four walls, hoping you'd call
It's just a cruel existence like there's no point hoping at all
Baby, baby, I feel crazy, up all night, all night and every day
Give me something, oh, but you say nothing
What is happening to me?
I don't wanna live forever, 'cause I know I'll be living in vain
And I don't wanna fit wherever
I just wanna keep calling your name until you come back home
I just wanna keep calling your name until you come back home
I just wanna keep calling your name until you come back home
Nagle przestał grać. Pobazgrał coś w zeszycie przed sobą, po czym złapał się dłonią za twarz. Przejechał nią aż do ust, spojrzał w okno i cicho wyszeptał:
-Co się ze mną dzieje? - Patrząc tak na niego, postanowiłam się wycofać. Później na niego nakrzyczę.
Jednak dom uznał, że należy mu się zadośćuczynienie. Kiedy chciałam się cofnąć, kopnęłam stojącą obok drzwi deskę. Była oparta o ścianę, więc teraz legła głośno o płaską powierzchnię, zwracając uwagę Zayna.
-Jest tam ktoś? - odezwał się. Zacisnęłam powieki, po czym szeroko otworzyłam oczy i zamaszyście otworzyłam drzwi. Weszłam pewna siebie do pokoju i stanęłam naprzeciwko łóżka. Zayn szybko odłożył gitarę, a notatnik wsunął do szuflady szafki nocnej.
-Sumienie. Chociaż nie, ty nie masz sumienia - wydęłam wargę, udając nieszczęśliwą.
-Podsłuchiwałaś?
-Mam inne rzeczy do roboty. Na przykład, sprzątanie po tobie tego burdelu, który zostawiłeś na dole - podeszłam jeszcze krok. Starałam się ignorować fakt, z jakim dystansem na mnie patrzył. Było tak od momentu, kiedy go odrzuciłam.
-Impreza była. Nie rozumiesz tych tematów, bo jesteś sztywna - westchnął, próbując być chamski, lecz w jego oczach dostrzegałam, że coś chowa. Jakieś uczucie.
-No jasne, a ty rozpieszczony - odbiłam piłeczkę.
-Ja? Chyba nie wiesz, z kim rozmawiasz - prychnął, pusząc się.
-Z rozpieszczuchem - założyłam ręce na piersi.
-Nie jestem nim - coraz bardziej się oburzał.
-To udowodnij.
-Jak? - wyprostował się. A ja już czułam się wygrana. Zayn był uparty i dumny, więc nie pozwoli na to, by ktoś się z niego śmiał.
-Pomóż mi sprzątać po twojej imprezie - myślałam, że pęknie. A on tylko westchnął, wstał i chwycił koszulkę z krzesła. Narzucił ją na nagi tors i podszedł do mnie, po czym pochylił mi się nad uchem.
-Idziemy - mruknął, po czym... KLEPNĄŁ MNIE KURWA W TYŁEK!
-Masz dwie sekundy na ucieczkę, Malik - warknęłam, a on zaczął biec. Więc co ja zrobiłam?
Uśmiechnęłam się. I poszłam za nim.
Godzinę później nie mogłam uwierzyć, że to Zayn zmywa podłogę w swoim salonie. Był zdenerwowany, że musiał to robić, a ja dumna, że musiał to robić.
-On naprawdę myje podłogę? - Claire stanęła w łuku z kuchni, obok którego właśnie stawiałam kolejny worek ze śmieciami.
-Tak. To naprawdę takie dziwne? - spytałam, spoglądając na Clarissę. Pokiwała głową.
-On nawet papierka po batonie nigdy nie wyrzucił prosto do śmietnika.
-Wow. Teraz się zastanawiam, jak można zmarnować takiego przystojniaka. Jego mama powinna się wstydzić - zaśmiałyśmy się obie.
-Może komuś uda się go naprawić. Ja w to wierzę - westchnęła, kierując się znów do kuchni. - Albo może i ten ktoś już go naprawia? - mrugnęła do mnie, odwracając się na chwilę. Zmarszczyłam brwi.
-Zagoniłaś mnie do swojej pracy, a sama stoisz? - Zayn nagle znalazł się tuż za mną, patrząc z góry. Odwróciłam się, by stać całkowicie przodem do niego. Był cholernie zajebisty, rozczochrane włosy, lekki zarost... Grecki Bóg.
-Podziwiam widoki - wystawiłam język, a on zapatrzył się na moje usta odrobinę za długo. Kiedy je oblizałam, nie kontrolując tego w ogóle, on szybko odwrócił głowę i odszedł w stronę worków.
-Chodźmy je wyrzucić... - powiedział, zaciskając powieki. - Zanim stracę kontrolę - dopowiedział szeptem, licząc, że nie usłyszę.
Ale usłyszałam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro