Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

005

Kurwa. 

To jedyne słowo, jakie jestem w stanie wydusić z siebie, kiedy wchodzę do domu Malików w sobotę rano. 

Nie jestem nawet w stanie opisać syfu, brudu i masakry, jaka działa się w tym budynku. Aż z ręki wypadła mi bluza, którą trzymałam. Gwałtownie ogarnęła mnie wściekłość. Claire mówiła, że Yaser zabronił imprez w środku domu, a Zayn się do tego stosował? No właśnie widać!

Para buchała mi z uszu, kiedy pełna wściekłości szłam do kuchni. 

-Claire! - zawołałam, gubiąc myśli. No jak ja to wszystko do cholery sprzątnę?! 

-Nic nie mów, jestem w cięższym szoku niż ty! - wypadła nagle zza łuku do jadalni, przez co wpadłyśmy na siebie. 

-No powątpiewam! W życiu nie widziałam czegoś takiego! To się w pale nie mieści! Po Projekcie X nawet takiego syfu nie było! - piszczałam, przez co musiałam nabrać oddechu. Claire była nabuzowana. Ciekawe, co myśli o tym Nico. 

-Ja się zastanawiam, dlaczego ochrona na to pozwoliła...

-Nie było ochrony - do kuchni wmaszerował wcześniej wspomniany Nicolas. - Zaraz po naszym wyjściu, Zayn wszystkich odesłał do domu. 

Wściekłam się. Mocno. Odwróciłam się na pięcie i szybkim krokiem ruszyłam w stronę schodów. 

-Oli...

-Nawet mnie nie zatrzymuj! - zbyłam Daquin'a i pognałam na górę. Wściekła szłam do pokoju Malika, który zapewne spał. Jednak kiedy usłyszałam dźwięki gitary, zatrzymałam się. Już nie furiatycznie, a po cichu podeszłam do uchylonych drzwi. Zayn siedział na środku łóżka i nastrajał gitarę. Przed nim leżał notatnik. Po chwili zaczął grać melodię, która przyprawiła mnie o ciarki, a kiedy zaczął śpiewać - na chwilę zapomniałam, co zrobił ze swoim domem.

- Been sitting eyes wide open behind these four walls, hoping you'd call

It's just a cruel existence like there's no point hoping at all

Baby, baby, I feel crazy, up all night, all night and every day

Give me something, oh, but you say nothing
What is happening to me?
I don't wanna live forever, 'cause I know I'll be living in vain
And I don't wanna fit wherever
I just wanna keep calling your name until you come back home
I just wanna keep calling your name until you come back home
I just wanna keep calling your name until you come back home

Nagle przestał grać. Pobazgrał coś w zeszycie przed sobą, po czym złapał się dłonią za twarz. Przejechał nią aż do ust, spojrzał w okno i cicho wyszeptał:

-Co się ze mną dzieje? - Patrząc tak na niego, postanowiłam się wycofać. Później na niego nakrzyczę. 

Jednak dom uznał, że należy mu się zadośćuczynienie. Kiedy chciałam się cofnąć, kopnęłam stojącą obok drzwi deskę. Była oparta o ścianę, więc teraz legła głośno o płaską powierzchnię, zwracając uwagę Zayna. 

-Jest tam ktoś? - odezwał się. Zacisnęłam powieki, po czym szeroko otworzyłam oczy i zamaszyście otworzyłam drzwi. Weszłam pewna siebie do pokoju i stanęłam naprzeciwko łóżka. Zayn szybko odłożył gitarę, a notatnik wsunął do szuflady szafki nocnej. 

-Sumienie. Chociaż nie, ty nie masz sumienia - wydęłam wargę, udając nieszczęśliwą. 

-Podsłuchiwałaś? 

-Mam inne rzeczy do roboty. Na przykład, sprzątanie po tobie tego burdelu, który zostawiłeś na dole - podeszłam jeszcze krok. Starałam się ignorować fakt, z jakim dystansem na mnie patrzył. Było tak od momentu, kiedy go odrzuciłam. 

-Impreza była. Nie rozumiesz tych tematów, bo jesteś sztywna - westchnął, próbując być chamski, lecz w jego oczach dostrzegałam, że coś chowa. Jakieś uczucie. 

-No jasne, a ty rozpieszczony - odbiłam piłeczkę. 

-Ja? Chyba nie wiesz, z kim rozmawiasz - prychnął, pusząc się. 

-Z rozpieszczuchem - założyłam ręce na piersi. 

-Nie jestem nim - coraz bardziej się oburzał. 

-To udowodnij.

-Jak? - wyprostował się. A ja już czułam się wygrana. Zayn był uparty i dumny, więc nie pozwoli na to, by ktoś się z niego śmiał. 

-Pomóż mi sprzątać po twojej imprezie - myślałam, że pęknie. A on tylko westchnął, wstał i chwycił koszulkę z krzesła. Narzucił ją na nagi tors i podszedł do mnie, po czym pochylił mi się nad uchem. 

-Idziemy - mruknął, po czym... KLEPNĄŁ MNIE KURWA W TYŁEK!

-Masz dwie sekundy na ucieczkę, Malik - warknęłam, a on zaczął biec. Więc co ja zrobiłam?

Uśmiechnęłam się. I poszłam za nim.


Godzinę później nie mogłam uwierzyć, że to Zayn zmywa podłogę w swoim salonie. Był zdenerwowany, że musiał to robić, a ja dumna, że musiał to robić. 

-On naprawdę myje podłogę? - Claire stanęła w łuku z kuchni, obok którego właśnie stawiałam kolejny worek ze śmieciami. 

-Tak. To naprawdę takie dziwne? - spytałam, spoglądając na Clarissę. Pokiwała głową. 

-On nawet papierka po batonie nigdy nie wyrzucił prosto do śmietnika. 

-Wow. Teraz się zastanawiam, jak można zmarnować takiego przystojniaka. Jego mama powinna się wstydzić - zaśmiałyśmy się obie. 

-Może komuś uda się go naprawić. Ja w to wierzę - westchnęła, kierując się znów do kuchni. - Albo może i ten ktoś już go naprawia? - mrugnęła do mnie, odwracając się na chwilę. Zmarszczyłam brwi. 

-Zagoniłaś mnie do swojej pracy, a sama stoisz? - Zayn nagle znalazł się tuż za mną, patrząc z góry. Odwróciłam się, by stać całkowicie przodem do niego. Był cholernie zajebisty, rozczochrane włosy, lekki zarost... Grecki Bóg. 

-Podziwiam widoki - wystawiłam język, a on zapatrzył się na moje usta odrobinę za długo. Kiedy je oblizałam, nie kontrolując tego w ogóle, on szybko odwrócił głowę i odszedł w stronę worków. 

-Chodźmy je wyrzucić... - powiedział, zaciskając powieki. - Zanim stracę kontrolę - dopowiedział szeptem, licząc, że nie usłyszę.

Ale usłyszałam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro