004
W środę od rana zajmowałam się praniem. Podziemna pralnia była mega przerażająca i kompletnie różniła się od wystroju całego domu. Było tu ciemno, ściany były czarne, a lampy były umieszczone w czerwonych żyrandolach. Jak w Greyu trochę, gdyby nie te pralki.
Skończyłam segregować wszystko na kolory, a tego kuźwa sporo było. I szczerze? Zmęczyło mnie to. Jeszcze do tego było tak cholernie duszno w tym małym pomieszczonku bez okien. Porażka.
W pewnym momencie po prostu nie wytrzymałam i ściągnęłam szary T-shirt i zostałam w czarnym staniku sportowym. Przewiesiłam koszulkę przez szeroką szlufkę od białych spodni i wytarłam czoło. Mam nadzieję, że zapamiętałam co powiedziała mi Claire i zrobię wszystko poprawnie. Eh. Wszystko tu musiało być perfekcyjne.
Nagle drzwi trzasnęły i po schodkach ktoś zbiegł, nim mogłam zareagować.
Wyprostowałam się i stanęłam twarzą w twarz z Malikiem... Który był bez koszulki. Mierzyliśmy się przez chwilę i dam sobie rękę uciąć, że cały się spiął. Albo coś spowodowało to machinalnie, albo zrobił to celowo, żebym podziwiała jego wyćwiczone ciało. Cóż. Tak czy siak podziwiałam.
-Co książę robi w tych jakże skromnych progach? - przełknęłam gule w gardle i uśmiechnęłam się. Za to on oblizał wargi, przez co lekko zawirowało mi w głowie. Jednak nie traciłam pewności siebie.
-Podziwiam widoki - uśmiechnął się i podszedł bliżej, tak, że dzielił nas jedynie krok. Uniosłam brew. Próbuje mnie uwieść?
-Wiem, jest na co popatrzeć. Ale pracuje, więc mów co chcesz skarbie i uciekaj. - ułożyłam usta w dziubek i patrzyłam na niego wyczekująco.
-Teraz? Hmm... - zbliżył się jeszcze bardziej i złapał w palce kosmyk moich włosów. - Teraz chcę Ciebie. Na tej pralce.
Zamurowało mnie. Jest przystojny, ale bez przesady, facet chyba myśli, że może sobie ot tak mnie przywłaszczyć.
-Wyjaśnijmy sobie coś złociutki. Nie jestem tu po to, żeby spełniać twoje zachcianki seksualne, tylko wyprać ci gacie, posprzątać w pokoju lub zrobić jeść. Więc bądź łaskaw potraktować mnie z szacunkiem, bo od problemów z wackiem masz burdel - powiedziałam, mierząc mu palcem w klatę. Nie będzie mnie księciunio poniżał!
-Czy wyglądam na kogoś, kto korzysta z usług prostytutek? - zmrużył oczy. Wkurzyłam go ewidentnie. Ups?
-A nie, bo nie miałbyś tego namiotu w spodniach teraz - prychnęłam, pokazując palcem w dół.
-To akurat twoja wina - odparował. A co ja niby zrobiłam? Zjechałam go przecież!
-Nie ponoszę odpowiedzialności.
-A powinnaś.
-Słyszałeś kiedyś o czymś takim jak ręczny?
-Ty chyba nie wiesz z kim rozmawiasz - warknął, całkowicie zmieniając nastawienie. - Jestem Zayn Malik, nie rucham byle czego, nie walę sam, a laski same wskakują mi do łóżka.
-Typowe - ziewnęłam.
-Jesteś taka bezczelna i bezwstydna - podszedł i złapał mnie za boki, wbijając w nie palce.
Jednak nie poddałam się jego zagraniu. Odepchnęłam go, a on pokręcił głową.
-Jestem Olivia Randy, nie oddaje się byle komu - powiedziałam, bez ani jednej chamskiej nuty w głosie. Miły ton. Zbiłam go z tropu.
Myślał przez chwilę, patrząc mi wściekle w oczy. Nie wiedział co zrobić. Czyżbym była pierwsza, która mu odmówiła?
-Przyszedłem po deskę - warknął w końcu i cały napięty odwrócił się, wziął z półek w rogu pomieszczenia to czego chciał i wyszedł. Bez słowa.
Czyżbym uraziła jego dumę?
***
-Claire? - westchnęłam, gryząc śliwkę. - Mam pytanie.
-No w końcu! Siedzisz i miętosisz ten owoc od dziesięciu minut, wiedziałam, że coś cię gryzie. - położyła ręce na biodrach, zaprzestając krojenia papryki. Zakręciłam się na krzesełku przy blacie i spojrzałam jej w oczy.
-Jak wiele dziewczyn Zayn tu przyprowadza? - mruknęłam.
-Podoba Ci się?
-Claire!
-No dobra, dobra! - westchnęła, siadając naprzeciwko mnie. - Niewiele. W ogóle to w sumie sam nikogo nie przyprowadza. Raczej to za nim chodzą, wiesz jak to jest, nie dość, że kasę ma, to jeszcze przystojny. A co?
-Po prostu... nic. - chciałam uniknąć odpowiedzi, lecz wzrok Claire odwiódł mnie od tego pomysłu. - Miałam z nim dziś przykre doświadczenie. Wiesz, mam poczucie własnej wartości i nie pozwalam sobą pomiatać. On chyba tego nie wie - Zmarszczyla brwi. Chyba nie zrozumiała. - W każdym bądź razie się zawiodłam. Myślałam, że to w porządku ziomek, ale jest taki jak wszyscy bogacze. A ja takich ludzi po prostu nie trawię. Zbyt pewny siebie i arogancki.
-Nie zawsze piękno idzie w parze z dobrym charakterem, no nie? - pogłaskała mnie po ramieniu. - Zbytnio bierzesz to do siebie. Nie przejmuj się, on już po prostu taki jest. I będzie.
Wstałam od blatu i pomogłam Claire. Przez okno dostrzegłam Zayna jeżdżącego na desce. Był wyraźnie zdenerwowany i nie potrafił się skoncentrować na jeździe.
Może Claire nie ma racji? Może nie musi taki być.
//
Te opowiadanie będzie zawierało dużo dialogów. W ten sposób najlepiej ukazać Olivie, jej charakter i poglądy, bo to bardzo kontaktowa postać 😜
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro