001
Przekroczyłam próg posiadłości Malików jakoś o dwunastej. Wczoraj zostałam poinformowana telefonicznie co do swojej pracy, godzinach i wynagrodzeniu. Byłam podekscytowana, bo wystarczy miesiąc, żebym miała całą kwotę potrzebną na studia, a pracując tu przez wakacje, dorobię się też konkretnych oszczędności. Cudownie.
Po wejściu zastało mnie to, czego się spodziewałam. Biała kolorystyka z elementami złota, ogromny salon po lewej, po środku wielkie schody, z prawej pozłacany łuk w ścianie, prowadzący zapewne do kuchni. Sufit wydawał się być z jakieś trzy metry od podłogi, która była z marmurowych płytek. Burżuj.
-Cześć! - podskoczyłam, odwracając się w stronę łuku z kuchni. Urocza, rudowłosa kobieta w fartuszku wycierała ręce w kuchenną ściereczkę. - Ej no, chyba nie jestem tak straszna? - Podeszła do mnie, wyciągając jedną dłoń. - Clarissa. Ale mów mi Claire.
-Olivia, mów jak chcesz - uśmiechnęłam się i podałam jej dłoń. - Jesteś tu kucharką?
-Głównie. Ale też piorę i takie tam. - wzruszyła ramionami i gestem ręki kazała mi iść za sobą. - A teraz będę miała do pomocy ciebie! - Weszłyśmy do dużej kuchni, a do moich nozdrzy dotarł zapach sosu bolognese. Chyba Claire szykowała spaghetti.
-Jestem lekko zestresowana, jest tu tyle ochrony. Boję się, że jakbym wzięła nóż, nawet żeby go umyć, to mnie znokautują. - parsknęłam, a rudowłosa uśmiechnęła się szeroko. Była przesympatyczna. Chyba polubię z nią pracować.
-Uwierz, kiedy jest tu Pan Yaser, jest ich wiele więcej. - zmarszczyłam brwi.
-Nie ma go? - zapytałam, dość skonsternowana. To dla kogo mam tu usługiwać?
-Coś ty, jest w Londynie. Wraz z małżonką. - Krzątała się przy blacie, a ja wyjrzałam przez okno. Dostrzegłam kawałek basenu.
-To dla kogo będę prać gacie? - na moją wypowiedź Claire znów się zaśmiała. - No poważnie pytam!
-Dla ich syna. I córki, ale ona rzadko jest w domu. Jest modelką - zagryzłam polik od środka. To nie brzmi dobrze. - Rozłóż na stole w jadalni zastawę na trzy osoby. Zayn ma gości.
-Powiesz mi coś o nim? - wyszłam przez kolejny łuk, który zaprowadził mnie do jadalni, na której środku stał spory stół. Po prawej dostrzegłam przejście do salonu. Czyli dolne piętro to rondo wokół schodów?
-Jest młody, szalony, przystojny. Jak sam diabeł. - westchnęła. - Spodoba ci się. Szkoda, że jestem dla niego za stara... Ma dwadzieścia trzy lata, studiuje prawo. Dużo jeździ na desce, często gonię go za jazdę po salonie.
W czasie, gdy Claire opowiadała mi o tym całym Zaynie, znalazłam szafkę z zastawą i rozstawiłam na stół. Coś przykuło moją uwagę za przeszkloną ścianą, która idealnie ukazywała basen. Mianowicie, ogromny syf i trzech mężczyzn opalających się na leżakach. Podeszłam do szyby i przyjrzałam się. Pierwszy od prawej był blady, szczupły i miał blond włosy. Tak, on zdecydowanie potrzebował trochę słońca. Mimo to, wyglądał cholernie dobrze. Drugi, był umięśniony, miał włosy na klacie, a na głowie brązową czuprynę przystrzyżoną na krótko. Nie robił na mnie jakiegoś większego wrażenia. Za to trzeci... wow. Mulacia karnacja, gęste, czarne włosy, umięśniona postura, większość ciała pokryta tatuażami. Był... kurwa. Po prostu zajebiście seksowny.
-Nieźli, co? - podskoczyłam, słysząc Claire za sobą. - Od jutra się maluje, sorki, nie wiedziałam, że aż tak straszę.
-Jesteś piękna. - pacnęłam ją w ramię, odwracając się znowu do chłopaków nad basenem. - Który to syn Malika? - zapytałam.
-Ten najprzystojniejszy.
-Myślisz, że mamy ten sam gust? - uniosłam brew, spoglądając na nią. Skierowałyśmy się powoli z powrotem do kuchni.
-Niezależnie od gustu. Malik zawsze wygląda najlepiej.
Odwróciłam się jeszcze raz do basenu, patrząc na opalającego się mulata.
Claire miała rację.
***
Clarissa wygoniła mnie do ogrodu, żebym chociaż trochę uprzątnęła po wczorajszej imprezie Zayna. Z workiem w ręku weszłam nad basen, gdzie po drugiej stronie swoje manatki zwijał właśnie Malik i jego kumple. Starałam się nie zwrócić na siebie uwagi, więc po prostu zaczęłam zbierać plastikowe kubki i opakowania po słodyczach. Jednak jeden z nich w pewnym momencie zagwizdał. Myśleli, że nie słyszę, ale basen nie był jeziorem, a po wodzie i tak się niesie.
-Lalunia! - pisnął jeden z nich, a mną aż wstrząsnęło. Nigdy nie pozwalałam się tak traktować. Nikomu. Wyprostowałam się, bo byłam pochylona i skierowałam wzrok w ich stronę. Stało ich tam dwóch, blondyn i ten owłosiony. A Malik... właśnie wyrósł przede mną.
-Co tu robisz? Kim jesteś? - zapytał, mierząc mnie wzrokiem.
-Sprzątam. Nową pracownicą - odparłam, równie nieprzyjemnym głosem co on i nie pozostałam mu dłużna. Zrobiłam krok do tyłu i zeskanowałam go wzrokiem. Bardziej zajebistego faceta na świecie nie ma. A on wyglądał na takiego, który jest tego faktu świadom.
Chciał zadać kolejne pytanie, lecz usłyszałam wołanie swojego imienia. Claire stała w drzwiach tarasowych.
-Przepraszam, wracam do pracy - wyminęłam go, idąc szybko w stronę rudej. Kiedy zniknęłam za drzwiami, odwróciłam się w stronę Malika. Stał w tym samym miejscu i patrzył na mnie. Speszył mnie jego natarczywy wzrok, więc szybkim marszem skierowałam się do kuchni.
Dla mnie dość na dziś.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro