Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Randka #9


Marshall

Mimo że pojawienie się Fiony w gabinecie Księcia zniszczyło obiecującą atmosferę, to byłem teraz przepełniony pozytywnymi odczuciami. Może nie w ten sposób wyobrażałem sobie naszą pierwszą randkę, nie miałem, na co narzekać, innej mógłbym się nigdy nie doczekać. We wszystkich znanych mi bajkach Księżniczki są ratowane z ich wież przez przystojnego Księcia. Czegoś mi brakowało? Moim skromnym zdaniem, nie. Czy byłem Księciem? Lepiej, byłem przecież Królem Wampirów, kto mógłby mieć wyższy ode mnie status? Czy ratowałem swoją Księżniczkę przed czymś? Oczywiście, inaczej cały dzień siedziałby zabunkrowany w swoim zamku ślęcząc nad książkami i innymi nudnymi sprawami, robiłem mu nie małą przysługę. Czy byłem przystojny? Takie pytanie nie miało sensu, to powinno być oczywiste dla każdego. Nie było nikogo przystojniejszego ode mnie w całej krainie Ooo.

- Ten twój uśmiech przyprawia o gęsią skórkę – prychnął Balonowy z odrazą mierząc mój wyszczerz.

- To dobry znak, że przyprawiam cię o dreszcze – wymruczałem nachylając się w jego kierunku – To znaczy, że masz do mnie nie mały pociąg.

- Pod pociąg to ja mogę cię wrzucić – warknął dłonią zatrzymując mój pocałunek.

- Marzy ci się podwójne samobójstwo? Romantycznie, ale wolałbym trochę dłużej nacieszyć się naszym związkiem.

- O czym ty znowu bredzisz? Jakim znowu związkiem?

- Chcesz mi powiedzieć, że robisz tak ze wszystkimi? Pozwalasz się całować i dotykać każdemu? Nie znałem cię od tej strony. Jesteś dość rozpustny, Księżniczko.

- C-co...? Kiedy ja...? Ty...! – Zaczerwieniony nie miał odpowiednich słów.

Jego zbulwersowana i zażenowana mina była doprawdy urocza. Gdyby nie nagłe pojawienie się Fiony, dalej dokuczałbym Balonowemu.

- Na randce nie wolno na siebie krzyczeć – upomniała Fiona kończąc rozkładać naszą piknikową zastawę. – Ma być miło i romantycznie!

Z wyższością posłałem uśmiech niedowierzającemu chłopakowi. Jego mina mówiła wszystko, nie wierzył, że zgarnął opiernicz od dziewczyny za niewinność. Zaczynało mi się to wszystko podobać. Obecność Blondynki była uporczywa, ale skoro nic na to nie mogłem poradzić, to dobrze, że chociaż była użyteczna.

Cake jak na zawołanie zaczęła grać na skrzypcach, a Fiona niemal siłą posadziła nas na kocu. Wściekła mina Balonowego była rozkoszna. Wyglądał uroczo w każdym wydaniu, to powoli stawało się moje ulubione. Był bezsilny i doskonale o tym wiedział, nic nie napawało większą satysfakcją.

- I co dalej? – Zapytała z lekkim zawodem dziewczyna. – Co będziecie robić dalej?

Nie minęło nawet pięć minut odkąd usiedliśmy. Blondynkę zaczęło nudzić oglądanie naszej małej farsy. Siedziała obok Cake i palcem rysowała coś po piasku. Wystarczył jeden rzut oka, było z niej prawdziwe dziecko. Widziałem w tym swoją szansę.

- Chcesz zobaczyć trochę akcji? Mogę zademonstrować...

Balonowy ze złością wbił mi łokieć w bok zniżając głos:

- Nie waż się powiedzieć jej czegoś głupiego.

Nie bolało. Szczerze, jego drobny gest nawet mnie załaskotał. Rozbawiony objąłem go ramieniem przyciągając do siebie bliżej, siedział na drugim końcu koca, jakby oczekiwał, że go ugryzę.

- Aww, jakie to słodkie, nie jesteś wstanie utrzymać ode mnie rąk nawet na chwilę – zaszczebiotałem ignorując jego ostrzeżenie.

- Będąc na randce trzeba się cały czas dotykać? – Zapytała uważnie obserwując nasze przepychanki.

- To już zależy, z kim jesteś na randce...

- Randki nie na tym polegają – Księżniczka zatkał mi usta porządną porcją spaghetti piorunując mnie wzrokiem.

Wszystko w nim krzyczało:
„Mówiłem, że masz nie rzucać żadnych idiotyzmów!"

- A na czym?

Powoli przeżuwałem jedzenie, które był tak dobry mi wcisnąć. Oglądanie, jak miota się z odpowiedzią było zabawne. Nie widziałem jego problemu, Fiona nie była maleńkim dzieckiem. Tylko czekać, aż sama zacznie się z kimś spotykać. Nie śpieszyłem mu z pomocą, sam chciałem wiedzieć, co odpowie.

- Na czymś całkiem innym – odpowiedział wymijająco.

- Czemu nam o tym nie opowiesz, Księżniczko? Wszyscy możemy nauczyć się czegoś nowego od ciebie.

Z szerokim uśmiechem obserwowałem, jak jego zakłopotanie rośnie. Zachowywał się naprawdę dziwnie. Czy miał opory przed zabraniem głosu przez to, że lubił Fionę? Był już przecież dorosły, opowiadanie o takich rzeczach nie powinno stanowić dla niego problemu. Chyba, że nie o samą Fionę tutaj chodziło. Co jeżeli Balonowy...

- Nigdy nie byłeś na randce – wypaliłem równie zaskoczony odkryciem, co on.

Książę uciekł przede mną wzrokiem rumieniąc się niekontrolowanie. Miałem rację? Nie byłem wstanie w to uwierzyć. Zakryłem dłonią mimowolny uśmiech. Jeżeli to naprawdę było prawdą, byłem dla Balonowego pierwszym... możliwe, że nie tylko w tej kwestii. Chyba pierwszy raz w życiu poczułem, że zapiekły mnie policzki. Za dużo spędziłem czasu z Balonowym, sam zacząłem się zamieniać w dziesięcioletnią dziewczynkę. Co za głupota zawstydzać się takimi pierdołami, tylko prawdziwa dziewica mogłaby tak się zachowywać.

- To nie twoja sprawa – westchnął biorąc się w garść.

Balonowy wiercił się pod ciążącym spojrzeniem Fiony, aż wreszcie ugiął się i dodał:

- Jak już musiałbym odpowiedzieć, to uważam, że w randkowaniu chodzi o przebywanie z drugą osobą. Niekoniecznie dotykanie... najważniejsze, żeby czuć się dobrze w towarzystwie drugiej osoby, a to gdzie jesteście nie jest, aż tak ważne.

Dziewczyna trawiła jego słowa kołysząc się na boki w rytm gry Cake. Widziałem po jej twarzy, jak ciężko nad czymś rozmyśla. Jej oczy rozbłysły i na kolanach podpełzła w naszym kierunku.

- I tak czujesz się w towarzystwie Marcela?

- Tyle już chyba wystarczy, Fiono – westchnąłem dłonią odpychając jej twarz od naszej dwójki – Tak, jak Balonowy powiedział, na randce mamy czuć się dobrze i swobodnie, nie zadawaj niezręcznych pytań.

Bardzo chciałem wiedzieć, jaką minę zrobił, gdy Fiona zadała mu to pytanie. Nie byłem wstanie na niego spojrzeć. Byłem wstanie wyobrazić sobie, z jaką odrazą przyjął to pytanie. Zobaczenie tego na żywo mogłoby być zbyt dużym wyzwaniem dla mnie.

Wieczór upłynął znacznie spokojniej, niż podejrzewałem. Balonowy był sztywny niczym pręt, byłem na to przygotowany. Nie nastawiałem się na wieczór życia, na żadne życzliwe słowo czy entuzjazm z jego strony. Samo opieranie się o wzajemne ramię, wymienianie kąśliwości, gdy Fiona była zajęta czymś innym, i przepychanki były dla mnie wystarczające. Dopóki byliśmy złączeni tym dziwnym żelkiem, miałem czas.

Nadpobudliwość Fiony nie dawało nam chwili spokoju, jej rezolutna osobowość dawała nam w kość. Była dosłownie wszędzie i nigdzie równocześnie. Zdawałem sobie sprawę z paradoksu, ale naprawdę tak było. Skakała dookoła zajmując nam czas, jakby siedzenie w ciszy było dla niej zbyt trudnym wyzwaniem. Nie mogłem szczególnie narzekać, zrobiliśmy wszystko, o czym wcześniej wspominałem. Zjedliśmy romantyczny posiłek, którym w mniemaniu Cake i Fiony było spaghetti. Oglądaliśmy gwiazdy przy nastrojowej muzyce i mniej nastrojowym gadaniu Blondynki. Przeszliśmy się po ogrodzie, chociaż Balonowy zachowywał się, jakbym prowadził go na smyczy. Ignorował mnie na rzecz dziewczyny ilekroć nadarzała się okazja.

- Masz zamiar zachowywać się tak przez cały czas? – Zapytałem, gdy wreszcie zostaliśmy sami.

- Zależy, o co pytasz – wzruszył ramionami szukając czegoś w szafie.

Obserwowałem jak wyciąga swoją piżamę i szykuje do swojej zwykłej, nocnej rutyny. W ogóle go nie interesowałem. Nic, co powiedziałem nie miało znaczenia. Nie była to szczególna nowość, zazwyczaj tak było. Może kiedyś byliśmy przyjaciół, czułem, jakby to było prawdziwe wieki temu. Patrząc na naszą dwójkę teraz, nikt by się nie domyślił. Sam się zastanawiałem, czy mi się to wszystko tylko nie przyśniło.

- Czego innego moje pytanie może dotyczyć?

Z irytacją stanąłem za nim celowo naruszając jego przestrzeń osobistą.

- A ty? – Warknął odwracając się do mnie przodem. – Jak długo masz zamiar ciągnąć tę szopkę?

- Szopkę? – Powtórzyłem niedowierzająco.

- Rozumiem, że twoim jedynym powodem do życia jest dokuczanie i upokarzanie mnie, ale mógłbyś łaskawie zająć się własnym życiem!

- Naprawdę tak myślisz? – Zapytałem nie wiedząc, co konkretnie moja twarz teraz przedstawiała.

Ogarnęło mnie otępienie, jakbym na moment stracił kontrolę nad własnym ciałem. Wściekłe spojrzenie Księcia we mnie uderzało. Nie było to zwykłą irytacją czy chwilową złością, był szczerze wściekły.

- Mógłbym inaczej?! Jedyne, czego sobie życzę, to mieć wreszcie od ciebie spokój!

- Jak sobie życzysz, Księżniczko – wymamrotałem głucho schodząc mu z drogi. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro