Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Po co?#4


Poirytowany, a może bardziej zdezorientowany stałem w kuchni mieszając ze sobą przeróżne probówki. Ile ja bym dał, żeby uwolnić się od Marcela? W tej chwili dosłownie wszystko. W nocy nie zmrużyłem nawet oka, cały czas myślałem o tym, jak mogę nas rozdzielić? Do znalezienia odpowiedzi potrzebowałem tylko jednej informacji, co on dodał do mojego łamacza barier? Bez tej informacji byłem jak ślepiec po omacku dotykający przedmiotów w nieznanym pomieszczenie, próbujący znaleźć drogę wyjścia. Marcel nie wyglądał, jakby miał zamiar mi pomóc. Pływał w powietrzu wyraźnie dając do zrozumienia, nudzi mu się. Zachowywał się, jakby żółty żelek łączący nasze nadgarstki wcale nie istniał.

- Co takiego robisz?

Wampir ziewając pokaźnie zaczął ciągnąć mnie za włosy. Z ciężkim westchnięciem trzepnąłem jego dłoń. Marcel mógł być starszy ode mnie, a czasami zachowywał się, jak rozkapryszony dzieciak.

- Dokładnie to samo, co godzinę temu.

- Po co?

Nie było sensu się denerwować, naprawdę nie było... a mimo to Marcel zawsze potrafił nadepnąć mi na odcisk. Z nikim gorszym nie mogłem zostać połączony. Byłbym bardziej zachwycony towarzystwem Królowej Lodu, z nią można było poprowadzić prawdziwie intelektualne rozmowy... z Marcelem niekoniecznie było to możliwe. Nie uważałem go za idiotę, chociaż czasem na takiego się wzorował.

- Żeby znaleźć recepturę zdolną nas rozdzielić – cierpliwie tłumaczyłem to samo dziesiąty raz tego dnia.

Wampir zatoczył wokół mnie kółko i jak zacięta płyta powtórzył:

- Po co?

Uspokajając się w myślach nie odpowiedziałem. Jako książę musiałem być zawsze elegancki, spokojny i formalny. Dobry władca musiał wiedzieć, jak zachowywać się z dumą i gracją. Jak pokazywać swoją wyższość i mądrze podejmować decyzje. Musiałem być tym wszystkim..., ale przy wampirze naprawdę się nie dało. Nie miałem na to żadnych konkretnych dowodów, ale Marcel zwyczajnie bawił się moim kosztem.

- Dlaczego nie odpowiadasz? – Zapytał szturchając mój policzek – Zadałem zbyt trudne pytanie?

- Marcel... - westchnąłem uderzając w jego dłoń – Czy ty naprawdę jesteś tak głupi czy zwyczajnie udajesz? Naprawdę nie rozumiesz, po co to wszystko robię?

Wampir wylądował na ziemi stając naprzeciw mnie. Jego kpiący uśmieszek mnie rozdrażnił. Z całych sił musiałem się powstrzymywać, żeby nim nie potrząsnąć. Tyle frajdy sprawiało mu irytowanie mnie?

- Naprawdę nie rozumiem, Mój Książę – ostatnie słowa wypowiedział sarkastycznie zbliżając swoją twarz bliżej mojej – Dlaczego tak usilnie starasz się nas rozdzielić?

- Tobie nie przeszkadza ten stan sytuacji? – Zapytałem wciąż utrzymując spokojny ton głosu – Nawet do toalety nie możemy pójść osobno.

Lekko z drażniony położyłem dłoń na jego twarzy, kiedy zaczynał przybliżać się coraz bliżej i bliżej. Pchnąłem go lekko w tył, nie cofnął się. Zamiast tego polizał moje wnętrze ręki, cofnąłem się z obrzydzeniem wycierając dłoń w fartuch.

- I co z tego? – Rozbawiony wzruszył ramionami nie oddając mi mojej prywatnej przestrzeni – Penisa na oczy nigdy nie widziałeś?

Czerwony na twarzy nie odpowiedziałem. Zapomniałem, jak Marcel potrafi być bezpośredni i niestosowny. Wypowiadanie takich słów nie było godne szlachetnej krwi.

- Oooo, zawstydziłeś się? – Zakpił ujmując moją twarz w dłonie – Jako słodyczanin nie tylko ciało masz słodkie, charakter też.

Zamarłem, jak sparaliżowany. Wielkimi oczami wpatrywałem się w wampira, czy on właśnie mnie polizał? Nie było żadnych wątpliwości, obślizgły język Marcela przejechał wzdłuż mojego policzka po sam obojczyk.

- Co ty...?! – Krzyknąłem z odrazą odpychając go od siebie.

Zniesmaczony tym wydarzeniem wycierałem twarz w fartuch. Najpierw dłoń teraz moja buzia? Ten wampir miał zdecydowanie nierówno pod sufitem. Może i moje ciało było w pewnej części zrobione z gumy balonowej, ale nie całość. Nagłe otwarcie się drzwi kuchennych mnie uszczęśliwiło, wszystko było dobre byleby nie zostawać zbyt długo sam na sam z tym wariatem.

- Książę! – Zawołała radośnie Fiona.

Momentalnie rozpromieniłem się na jej widok. Towarzystwo wampira mnie dobijało, lecz sam widok szerokiego uśmiechu dziewczyny odepchnął wszystkie negatywne emocje. Była promykiem mojego dnia spędzonego w mroku charakteru demona.

- Fiona, co za miła...

Marcel szarpnął mnie w tył powstrzymując przed objęciem blondynki. Zdezorientowany wpadłem w jego ramiona, ręce ciasno owinął wokół mojej talii, nie pozwolił od siebie odejść.

- Dlaczego na mój widok tak się nie uśmiechasz?


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro