Po co?#4
Poirytowany, a może bardziej zdezorientowany stałem w kuchni mieszając ze sobą przeróżne probówki. Ile ja bym dał, żeby uwolnić się od Marcela? W tej chwili dosłownie wszystko. W nocy nie zmrużyłem nawet oka, cały czas myślałem o tym, jak mogę nas rozdzielić? Do znalezienia odpowiedzi potrzebowałem tylko jednej informacji, co on dodał do mojego łamacza barier? Bez tej informacji byłem jak ślepiec po omacku dotykający przedmiotów w nieznanym pomieszczenie, próbujący znaleźć drogę wyjścia. Marcel nie wyglądał, jakby miał zamiar mi pomóc. Pływał w powietrzu wyraźnie dając do zrozumienia, nudzi mu się. Zachowywał się, jakby żółty żelek łączący nasze nadgarstki wcale nie istniał.
- Co takiego robisz?
Wampir ziewając pokaźnie zaczął ciągnąć mnie za włosy. Z ciężkim westchnięciem trzepnąłem jego dłoń. Marcel mógł być starszy ode mnie, a czasami zachowywał się, jak rozkapryszony dzieciak.
- Dokładnie to samo, co godzinę temu.
- Po co?
Nie było sensu się denerwować, naprawdę nie było... a mimo to Marcel zawsze potrafił nadepnąć mi na odcisk. Z nikim gorszym nie mogłem zostać połączony. Byłbym bardziej zachwycony towarzystwem Królowej Lodu, z nią można było poprowadzić prawdziwie intelektualne rozmowy... z Marcelem niekoniecznie było to możliwe. Nie uważałem go za idiotę, chociaż czasem na takiego się wzorował.
- Żeby znaleźć recepturę zdolną nas rozdzielić – cierpliwie tłumaczyłem to samo dziesiąty raz tego dnia.
Wampir zatoczył wokół mnie kółko i jak zacięta płyta powtórzył:
- Po co?
Uspokajając się w myślach nie odpowiedziałem. Jako książę musiałem być zawsze elegancki, spokojny i formalny. Dobry władca musiał wiedzieć, jak zachowywać się z dumą i gracją. Jak pokazywać swoją wyższość i mądrze podejmować decyzje. Musiałem być tym wszystkim..., ale przy wampirze naprawdę się nie dało. Nie miałem na to żadnych konkretnych dowodów, ale Marcel zwyczajnie bawił się moim kosztem.
- Dlaczego nie odpowiadasz? – Zapytał szturchając mój policzek – Zadałem zbyt trudne pytanie?
- Marcel... - westchnąłem uderzając w jego dłoń – Czy ty naprawdę jesteś tak głupi czy zwyczajnie udajesz? Naprawdę nie rozumiesz, po co to wszystko robię?
Wampir wylądował na ziemi stając naprzeciw mnie. Jego kpiący uśmieszek mnie rozdrażnił. Z całych sił musiałem się powstrzymywać, żeby nim nie potrząsnąć. Tyle frajdy sprawiało mu irytowanie mnie?
- Naprawdę nie rozumiem, Mój Książę – ostatnie słowa wypowiedział sarkastycznie zbliżając swoją twarz bliżej mojej – Dlaczego tak usilnie starasz się nas rozdzielić?
- Tobie nie przeszkadza ten stan sytuacji? – Zapytałem wciąż utrzymując spokojny ton głosu – Nawet do toalety nie możemy pójść osobno.
Lekko z drażniony położyłem dłoń na jego twarzy, kiedy zaczynał przybliżać się coraz bliżej i bliżej. Pchnąłem go lekko w tył, nie cofnął się. Zamiast tego polizał moje wnętrze ręki, cofnąłem się z obrzydzeniem wycierając dłoń w fartuch.
- I co z tego? – Rozbawiony wzruszył ramionami nie oddając mi mojej prywatnej przestrzeni – Penisa na oczy nigdy nie widziałeś?
Czerwony na twarzy nie odpowiedziałem. Zapomniałem, jak Marcel potrafi być bezpośredni i niestosowny. Wypowiadanie takich słów nie było godne szlachetnej krwi.
- Oooo, zawstydziłeś się? – Zakpił ujmując moją twarz w dłonie – Jako słodyczanin nie tylko ciało masz słodkie, charakter też.
Zamarłem, jak sparaliżowany. Wielkimi oczami wpatrywałem się w wampira, czy on właśnie mnie polizał? Nie było żadnych wątpliwości, obślizgły język Marcela przejechał wzdłuż mojego policzka po sam obojczyk.
- Co ty...?! – Krzyknąłem z odrazą odpychając go od siebie.
Zniesmaczony tym wydarzeniem wycierałem twarz w fartuch. Najpierw dłoń teraz moja buzia? Ten wampir miał zdecydowanie nierówno pod sufitem. Może i moje ciało było w pewnej części zrobione z gumy balonowej, ale nie całość. Nagłe otwarcie się drzwi kuchennych mnie uszczęśliwiło, wszystko było dobre byleby nie zostawać zbyt długo sam na sam z tym wariatem.
- Książę! – Zawołała radośnie Fiona.
Momentalnie rozpromieniłem się na jej widok. Towarzystwo wampira mnie dobijało, lecz sam widok szerokiego uśmiechu dziewczyny odepchnął wszystkie negatywne emocje. Była promykiem mojego dnia spędzonego w mroku charakteru demona.
- Fiona, co za miła...
Marcel szarpnął mnie w tył powstrzymując przed objęciem blondynki. Zdezorientowany wpadłem w jego ramiona, ręce ciasno owinął wokół mojej talii, nie pozwolił od siebie odejść.
- Dlaczego na mój widok tak się nie uśmiechasz?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro