Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

– Kogo ja tu widzę. Znowu na siebie wpadamy. – Chłopak parsknął pod nosem i odgarnął z czoła niesforne, ciemne loczki. Dopiero teraz zauważyłam, że jego lewą brew zdobiła maleńka, jasna blizna. Całe szczęście, po bliskim spotkaniu z łazienkowymi drzwiami, jego twarz pozostała nienaruszona.

– Możesz się ode mnie odsunąć? Jesteś cały mokry.

– Na twój widok, maleństwo. – Uniósł ciemne brwi.

– Żałosne. – Warknęłam i wzięłam głęboki oddech. – Przepuść mnie, proszę, bo spieszę się do Hannah. Pewnie zaczyna się już martwić, gdzie przepadłam.

Chłopak jednak nie ustępował. Trzymał mnie swoim żelaznym uściskiem dłoni za nagie ramię, a w jego ciemnych, lekko przymrużonych oczach tańczyły płomyki ognia. Bardzo szybko pożałowałam tego przypadkowego spotkania. Przed moimi załzawionymi oczami zaczęły pojawiać się czarne, przemieszczające się plamy. Nie mogłam złapać oddechu, więc złapałam się drżącą ręką za szybko podnoszącą się i opadającą klatkę piersiową. Pewne obrazy i dźwięki zaczęły uderzać w moją głowę niczym wielkie, niszczycielskie tsunami.

Głośny huk otwieranych z impetem drzwi. Wchodzący do środka półnagi, naćpany mężczyzna, palący powoli papierosa. Mój wrzask i bezradność, gdy złapał mnie za poplątane włosy i pociągnął bez namysłu do rozkopanego łóżka. Mocny uścisk dłoni na moim ramieniu. Jego pięść na moim policzku.

Wymioty niebezpiecznie zebrały się w moim gardle, jednak udało mi się głośno przełknąć ślinę. Zrobiłam krok w tył i wyrwałam się gwałtownie z chłodnego uścisku wytatuowanego chłopaka. Starając się powstrzymać zbierające pod powiekami łzy, pobiegłam w stronę betonowych schodków, zostawiając zdziwionego koszykarza bez słowa wyjaśnienia. Uspokoiłam się dopiero w momencie, gdy zdyszana dotarłam nad zatłoczony basen. Całe szczęście szybko znalazłam Han, która nadal siedziała w tym samym miejscu i wesoło gawędziła ze swoją towarzyszką.

– Wszystko okej? Zrobiłaś się przeraźliwie blada. – Rudowłosa odstawiła na bok pusty kubek i przejechała delikatnie rozgrzaną dłonią po moim policzku. Mimowolnie się wzdrygnęłam.

– Powiedzmy.

– Ktoś ci coś zrobił?!

– Ucięłam sobie krótką pogawędkę z Chrisem. Nic specjalnego. – Skłamałam bez zająknięcia. Całe szczęście udało mi się zachować pewny siebie, stanowczy ton głosu.

– Christian tu jest? Myślałam, że ojciec zabronił mu dzisiaj wychodzić. – Spojrzała w stronę wejścia do sauny. – Mam z nim pogadać? Mogę mu nawet przywalić! – Nabrała bojowej postawy, a jej dłonie zacisnęły się w pięści.

– Przestań. – Popatrzyłam na nią z wdzięcznością. – Wszystko w porządku.

– Dobra, ale jak coś, to tylko słowo i znajdę go w trzydzieści sekund. No dobra, góra minutę. I tak działa mi ostatnio na nerwy. Zmieniając temat, masz może ochotę popływać? – Powoli podniosła się z szarego leżaka.

– Dzięki, ale na razie sobie posiedzę.

– Okej, jak coś, to wiesz, gdzie mnie szukać. – Dziewczyna zrzuciła z siebie jednym ruchem spódniczkę oraz czerwoną hiszpankę. Pomimo swoich krągłości, wyglądała w ciemno brązowym stroju naprawdę zjawiskowo. Położyła ubrania na mój leżak, kopnęła swoje buty i ruszyła w podskokach do wody, śmiejąc się do siedzących na brzegu basenu bliźniaczek.

Usiadłam i skrzyżowałam ramiona na piersi. Miałam ochotę jak najszybciej się stąd wynieść, jednak nie chciałam psuć tego wieczoru swoim nowym znajomym. Coraz bardziej zastanawiał mnie jednak fakt, czy dziewczyny w ogóle zauważyłyby moje zniknięcie? Czy zadzwoniłyby spytać, gdzie się podziałam? I czy jeszcze w ogóle żyję?

Pokręciłam ze zrezygnowaniem głową. Prim, ty mała pesymistko. Musiałam w końcu zacząć szukać pozytywów. Jedynymi plusami, które udało mi się jednak znaleźć, była świetna, taneczna muzyka oraz piękne, przemyślane dekoracje, które idealnie oddawały tematykę tropikalnych Hawajów. Zawsze marzyła mi się podróż do takiego miejsca i zobaczenie palm oraz oceanu, jednak jeszcze do niedawna marzenie to pozostawało daleko poza moim zasięgiem. A teraz? Kto wie.

Po krótkim przeanalizowaniu sytuacji postanowiłam po prostu przesiedzieć bezpiecznie resztę wieczoru na tyłku i do nikogo więcej się nie odzywać. Wyciągnęłam z torebki telefon i odpisałam szybko tacie, który najwidoczniej zaczynał się już trochę martwić. W pomieszczeniu było duszno, jednak całe szczęście nikt nie zwracał tutaj na mnie większej uwagi, co bardzo mi się w tym wypadku podobało.

Chwilę przed północą, gdy z głośników popłynęło Under Alex Hepburn, dosiadła się do mnie zaaferowana Dalia, która od razu zaczęła gorączkowo przepraszać za swoją koszmarnie długą nieobecność. W moją twarz uderzył nieprzyjemny odór alkoholu.

– A gdzie Sam? – zmieniłam po chwili temat, nie mając już siły kolejny raz zapewniać dziewczyny, że kompletnie nic się nie stało.

– Nie mam pojęcia. Tańczyliśmy sobie z resztą na górze i nagle podbiegł do niego Chris, chwilę później zjarany Zach i wszyscy gdzieś popędzili. Nie wyglądali na zadowolonych, to na pewno.

– Przecież Zach stoi tam. – Wskazałam głową na stojącego przy mokrych schodkach chłopaka, który tłumaczył coś zdenerwowanej, żywo gestykulującej Rosalie.

– Ohoho, to nie skończy się dobrze. – Moja towarzyszka odwróciła się lekko w drugą stronę i również skupiła swój wzrok na awanturnikach.

Po chwili jakiś żartowniś nieoczekiwanie przyciszył muzykę (szkoda, gdyż piosenka idealnie wpasowywała się do tej sceny), przez co wszyscy imprezowicze mogli dokładnie usłyszeć każde wypowiedziane w furii słowo pary.

– Nigdzie. Kurwa. Nie. Pójdziesz! – Przebrana w czarny strój kąpielowy, pijana dziewczyna złapała chłopaka za umięśnione, wytatuowane ramię i zahaczyła stopą o schodek. Była boso, a z jej lewej pięty ściekała stróżka krwi, która mogła świadczyć o bolesnym obtarciu.

– Bo co?

– Bo nie chcę, żeby znowu coś ci się stało! Nie pamiętasz, jak skończyło się to ostatnim razem? Pakujesz się tylko w same kłopoty. Do tego trwa właśnie M O J A impreza, z której jak zwykle chcesz się ulotnić! Nienawidzę cię.

– Puść mnie, szmato. – Chłopak próbował się wyrwać, jednak uparta, zapłakana Rose nadal nie odpuszczała. Myślałam, że się przesłyszałam, jednak Dalia głośno wciągnęła powietrze do ust.

– Jeśli pójdziesz, nigdy więcej się do ciebie nie odezwę!

– I bardzo dobrze, w końcu będę miał święty spokój. I tak do niczego się nie nadajesz. – Koniec końców mięśniak wygrał i ruszył z kamienną twarzą w górę schodów, zostawiając bez żadnych skrupułów oniemiałą dziewczynę. Po jej policzkach ponownie zaczęły toczyć się gorzkie łzy.

– Impreza skończona! – krzyknęła nagle w naszą stronę, zataczając się niebezpiecznie do tyłu. – Słyszycie? Wypierdalać!

Spojrzałam na przerażoną Dalię, która powoli się podniosła i poprawiła grubego, czarnego warkocza. Po jej twarzy przebiegł cień zakłopotania.

– Spadamy. Nie mamy tu czego szukać.

– Nie pogadasz z nią? Wygląda na załamaną. – Spanikowałam, nie mogąc ruszyć się z miejsca.

– Ginny na pewno zaraz się nią odpowiednio zajmie. Poszukajmy Hannah i chodźmy, zanim dostaniemy w łeb szklaną butelką po szampanie.

Po krótkich, lecz nerwowych poszukiwaniach znalazłyśmy na parkiecie przyczepioną do znajomej brunetki Han, która była już w dosyć opłakanym stanie. Makijaż rozmazał się jej po całej zarumienionej twarzy, a spódniczka, którą wcześniej z uśmiechem ode mnie zabrała, ubrana była tyłem na przód. Jej ciągle podskakująca jak piłka towarzyszka również nie wyglądała już za dobrze. Dziewczyny dały sobie namiętnego buziaka, po czym pomogłyśmy rudowłosej dojść do otwartych na oścież drzwi wejściowych, przez które nadal przelewała się fala ludzi. Stojący na zewnątrz ochroniarz przyglądał nam się spod byka, wypraszając z posesji kolejne pijane osoby. Po chwili z ulgą posadziłyśmy dziewczynę na metalowej, lekko ośnieżonej ławce przed rezydencją.

– Dzwoń po mamę.

– Po k... kogo? – Wybełkotała, mimo wszystko biorąc niezdarnie do ręki telefon w różowym etui. Niestety ten po niecałej sekundzie spadł do śniegu, doprowadzając nastolatkę do histerycznego płaczu.

– Uspokój się. Nic się przecież nie stało. Zadzwoń po mamę, wracamy do domu. – Dalia usiadła obok trzęsącej się z zimna dziewczyny, podniosła z jękiem mokry telefon i objęła ją opiekuńczo ramieniem.

– Jestem – Czknęła. – pijana.

– To nic takiego, zobacz, każdy już ledwo trzyma się na nogach. Dlatego to idealna pora, żeby wrócić do domu.

– Ale ja nie chcę, bo ma...

– Dzwoń albo ja zadzwonię, co skończy się dla ciebie o wiele gorzej. – Ciemnoskóra dziewczyna wybrała czym prędzej numer oznaczony czerwonym serduszkiem i przyłożyła jej do ucha telefon.

Sama rozmowa minęła bezproblemowo, jednak po niespełna dwóch minutach sielanka się skończyła. Han zrobiła się zielona na twarzy i lekko zakołysała, a ja nie zdążyłam nawet w porę odskoczyć. Na moje nowe buty poleciała fala wymiocin. Dalia otworzyła szeroko swoje pełne usta, łapiąc w pośpiechu rozczochrane włosy nachylającej się nad ziemią dziewczyny.

– Masz może... chusteczki? – Spytałam cienkim głosem, starając się nie pokazywać po sobie swojego obrzydzenia.

– Tak, tak, już, momencik.

Zabrałam pospiesznie całą paczkę i starając się zachować powagę, zaczęłam wycierać swoje poplamione obuwie. Dalia przetarła natomiast twarz Hannah, która odpływała już powoli na ławce do innej rzeczywistości. Całe szczęście większość zawartości żołądka dziewczyny wylądowała na cienkiej warstwie śniegu, przez co dosyć szybko udało mi się wszystko porządnie zetrzeć. Wyrzuciłam brudne chusteczki do pobliskiego kosza na śmieci i zapewniłam kolejne osoby, że wszystko jest pod kontrolą. Czekający na Ubera, ciekawscy gapie nie odwracali od nas wzroku.

Po niecałych piętnastu minutach ciszy i podświadomych modłów, czarny SUV zaparkował przed naszymi twarzami. Niezdarnie otworzyłyśmy drzwi, weszłyśmy do środka i grzecznie się przywitałyśmy.

– Czy ty nie masz wstydu, dziewczyno? – Mama zmierzyła siedzącą na przednim siedzeniu Han groźnym wzrokiem od góry do dołu i pokiwała ze zrezygnowaniem głową. – Jak ojciec cię zobaczy...

– Niee! – Zawyła przeraźliwie rudowłosa, znowu zaczynając płakać i histeryzować.

– Dobra, już, uspokój się, nic mu przecież nie powiem – westchnęła elegancko ubrana kobieta i ruszyła z piskiem opon z oświetlonego, powoli pustoszejącego podjazdu.

Nie wiem, jakim cudem znalazłam w sobie siły, by dokładnie się umyć i dopucować buty, jednak dopiero po godzinie od powrotu rzuciłam się zmęczona na równo pościelone łóżko. Podłączyłam umierający telefon do ładowania i weszłam w link, który parę minut wcześniej podesłała mi Dalia.

Z ostatniej chwili! 🚨

19-letni mężczyzna został brutalnie pobity, gdy kierował się około północy w stronę parku przy Silver Street. Nie wiadomo, co było przyczyną napaści, jednak u ofiary nie znaleziono broni czy nielegalnych substancji. Sprawcy uciekli z miejsca zdarzenia, wcześniej wrzucając swoją ofiarę do osiedlowego śmietnika. Kilkanaście minut później została znaleziona przez osobę bezdomną, której błyskawicznie udało się obudzić mieszkańców ulicy. Chłopak czym prędzej trafił do szpitala, jego stan jest jednak krytyczny.

Przeczytałam krótki artykuł z dobre trzy razy, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Nie chciałam nikogo pochopnie oskarżać, jednak wszystko zaczynało powoli układać się w logiczną całość. Dalia myślała chyba o tym samym, próbując po raz setny dodzwonić się do Samuela. Ten jednak po prostu wyłączył telefon, skazując ją na pocztę głosową. W końcu wysłała mi krótką wiadomość, że musi położyć się spać, bo w końcu chyba eksploduje jej głowa. Na naszej grupowej konwersacji również panowała niezręczna cisza, a większość osób była już od dawna nieaktywna.

Długo nie mogłam zasnąć, przekręcając się nerwowo z boku na bok. Moje plecy oblewały zimne poty. W ciągu zaledwie jednej nocy wydarzyło się tak wiele. Z sekundy na sekundę coraz bardziej żałowałam, że gdziekolwiek dzisiaj wyszłam. Siedząc w domu i spędzając czas z ojcem, miałaby teraz o wiele mniej zadręczających mnie z każdej strony myśli.

Oh, Primrose, w coś ty się znowu wpakowała?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro